Dodatek 01: "Poznaj Liama Payne i Danielle Peazer"


Caroline

Kiedy przeprowadzałam się do tego miasta, nie miałam w planach poznawania nikogo znanego, czy kogoś kto zna kogoś znanego. Wychodzi na to samo? Możliwe. Zresztą nieważne. W każdym bądź razie, chodzi mi o to, że nie chciałam poznawać żadnego z moich idoli. Dlaczego? Nie potrzebowałam. Wystarczyła mi możliwość słuchania ich piosenek, oglądania kolejnych wywiadów – chociaż, nie oszukujmy się – przez ich akcent rozumiałam naprawdę niewiele. A jeszcze jak zaczęli mówić szybko, to już w ogóle. Świeć panie nad moją duszą. Całe szczęście ze zrozumieniem mojego kuzyna, nie miałam problemu. Może to wina genów, które były wymieszane z polsko-brytyjską krwią? Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam. 

Andy wpadł na genialny pomysł. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych, czy beznadziejnych. Według niego, każda kolejna myśl, jest warta uwagi. Co tym razem wymyślił? Że pozna mnie ze swoim przyjacielem i jego dziewczyną. Nie chciałam się zgodzić. Naprawdę nie chciałam. Bałam się. Kim ja właściwie byłam, by spotykać się z jego przyjaciółmi? 

Jego kuzynką.

Niestety mnie namówił. Jak? Pomocą w pracy, którą mam wykonać do szkoły. Miał zostać moim sędzią, który wprost i szczerze powie mi, co powinnam zmienić, a co zostawić. Andy nie miał zielonego pojęcia o muzyce. Nie znał się na nutach, ale był tancerzem. Umiał się w nią wczuć. Chociaż ja uważałam, że przez długą przerwę od tańca i porzucenia go na rzecz pomocy mamy w kawiarni, w której oboje pracowaliśmy, stracił tą umiejętność. Jednak nie kłóciłam się z nim. Nie chciałam znowu zniszczyć naszych kontaktów, które na początku mojego pobytu w mieście, nie były zbyt przyjazne. 

Mieliśmy się spotkać w knajpce nieopodal mojej uczelni, na której w dniu spotkania miałam zajęcia. Po skończeniu ostatniego wykładu, naprawdę wolno spakowałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy. Poszłam jeszcze do łazienki, by sprawdzić swój stan. Wyglądałam naprawdę źle. Duże cienie pod oczami, odznaczały się na bladej niczym, papier skórze. Duże jasnozielone oczy sprawiały wrażenie martwych. Matowy odcień krył w sobie zmęczenie. Wolałabym uciec do domu i wrócić do łóżka. Ciepłego, przyjemnego, małego, ale własnego. Zamiast tego poprawiłam warkocz, który robiłam w biegu, oraz nałożyłam cienką warstwę makijażu; podkład, kredka, tusz do rzęs były moim małymi przyjaciółmi, którzy już nieraz ratowali mi tyłek. Tak było i tym razem. 

Dzisiejszego dnia, pogoda w Londynie była znośna. Tak naprawdę była naprawdę przyjemna. Świeciło słońce, nie wiał wiatr, nie mżyło. Pogoda idealna. Schodząc po wysokich schodach z gmachu uczelni, ściągnęłam z ramion zielony płaszcz, który ubrałam rano; wówczas pogoda była gorsza. O wiele, wiele gorsza. Idąc w kierunku miejsca spotkania, z nerwów liczyłam kolejne kroki, przegryzając wargę, oraz bawiąc się palcami, które upchnęłam w głąb kieszeni. Niebieskie trampki co chwilę spotykały się z zalegającymi od rana, kałużami. Nie przejmowałam się skarpetkami, które były coraz bardziej mokre. 

Na miejsce doszłam za szybko. Szybciej niż się spodziewałam. Kroków naliczyłam około trzy tysiące. Pewnie zrobiłam więcej, po drodze pogubiłam się w liczeniu. Wina stresu, prawda? Nieśmiało popchnęłam drzwi od lokalu, wchodząc do ciepłego i przytulnego wnętrza. W powietrzu unosił się zapach pizzy, pomieszany z sosem do makaronu, szpinakiem i innymi potrawami, na których zapach poleciała mi ślinka. Zdecydowanie byłam głodna. 

- Carol! – usłyszałam lekko zachrypnięty głos mojego kuzyna, dochodzący z głębi lokalu. Spoglądając w tamtym kierunku, zauważyłam go siedzącego z dwójką osób, których twarzy nie byłam w stanie dostrzec, gdyż siedzieli tyłem. – Nie rób takiej miny, tylko chodź tutaj! – krzyknął ponownie, machając w moim kierunku. 

Przepchawszy się między stolikami, dotarłam do niego. Jednakże gdy moje oczy spotkały osoby, które jeszcze przed sekundą były dla mnie anonimowe, miałam ochotę najzwyczajniej w świecie stąd uciec. No bo sorry, ale kto normalny przedstawia komukolwiek Liama Payne’a i Danielle Peazer? Nikt! Bo nikt normalny ich nie zna. Zaraz… Andy nie jest normalny. Fakt. Więc nic dziwnego, że ich zna, prawda? Powiedzcie, że tak! Błagam. 

- Cz-cześć – jęknęłam, siadając obok kuzyna, a naprzeciwko Danielle. 

Była ona jedną z tych kobiet, na widok których dostawało się kompleksów. Była naprawdę śliczna. Kręcone, czekoladowe włosy, duże sarnie tęczówki, szeroki uśmiech, ciemna karnacja. Ideał. A mówi się, że ideałów nie ma. Dobre żarty. Liam też był niczego sobie. Przez krótki rękaw koszulki, wyraźnie mogłam dostrzec jego mięśnie. Krótko obcięte włosy dodawały mu powagi, oczy w barwie niemalże identycznej co Danielle, powodowały, że chciało się w nich kąpać. A uśmiech, był… Perfekcyjny. Dwójka tak dobrze dobranych ludzi, nie powinna istnieć. Co to, to nie. 

- Kiedyś zabiję Andiego – mruknęłam pod nosem, ukradkiem spoglądając na kartę dań, zastanawiając się co mogłabym zamówić. – Miło mi was poznać. 

- Mało w tobie entuzjazmu, kuzyneczko – zażartował największy idiota na świecie, na co przewróciłam oczami, przegryzając wargę. – No tak, zapomniałem dodać, że jesteś… moment, jak oni się nazywają?

- Powiedz słowo, a już więcej się nie wysikasz – ostrzegłam go, a słysząc śmiech wydobywający się ust pary, podniosłam na nich niepewnie wzrok. Oboje niemalże płakali. 

- Jesteś urocza, Caroline – odezwała się Danielle słodkim głosem. – Andy powinien wcześniej nas sobie przedstawić. Wiele straciłam. Oj, naprawdę wiele. 

- Och, dzięki. Chyba – uśmiechnęłam się niepewnie, z powrotem spuszczając wzrok na kartę menu. – Czy teraz możemy coś zamówić? Proszę? Od siódmej nic nie jadłam. 

- Wracasz z pracy? – spytał Liam, podnosząc menu. Pokręciłam przecząco głową, niemal wybijając sobie palce. – To skąd?

- Z uczelni – uśmiechnęłam się szerzej. – Więc… Zostałam przedstawiona Liamowi i Danielle. Czy mogę o tym napisać na blogu? Albo twitterze? Chociaż wątpię by ktokolwiek mi uwierzył. Uznają mnie za psychiczną. To kiepski pomysł. 

- Zawsze możesz zrobić zdjęcia – rzuciła swobodnie Danielle, podnosząc rękę by wezwać kelnera. Gdy obok nas pojawił się jeden z nich, ubrany w czarny uniform z wyćwiczonym uśmiechem, spojrzała na nas: - Więc, Carol co dla ciebie?

- Margaritę na cienkim cieście z podwójnym serem i pomidorami, oraz zimną colę. 

- Zawsze to samo. Nie chcesz czegoś innego? – spytał Andy, z niezwykłą troską w głosie, co do niego nie było podobne. – To ja chcę salami na grubym cieśnie i colę. 

Gdy nasze zamówienia znalazły się już na stole (Liam z Danielle także skusili na pizzę, wzięli jedną śródziemnomorską), Andy przeszedł do atakowania mnie pytaniami odnośnie mojego samopoczucia. Kłamałam jak z nut, nie chcąc poznać po sobie, że jest fatalnie i tak naprawdę stres sprawia, że ledwo funkcjonuje. 

- Caroline jest Directionerką – powiedział nagle, sprawiając, że widelec na który nabiłam kawałek pizzy, wyśliznął mi się z dłoni z impetem uderzając o talerz. No świetnie. Czy ja przypadkiem nie wspominałam, jak bardzo go nienawidzę? – Oho. Zabije mnie. 

- Jesteś, kurwa, niemożliwy – warknęłam, posyłając mu chłodne spojrzenie. 

- Jesteście cudowną rodziną – wtrącił Liam, nie przestając się uśmiechać.

- Nie jesteśmy rodziną – powiedzieliśmy równo, wymieniając ostre spojrzenia. 

- Nie? – tym razem to Liam z Daniellem odezwali się wspólnie. Pokręciłam przecząco głową, podnosząc widelec do góry, wsadzając do ust zaległy kawałek pizzy. 

- Nie. Jestem córką przyjaciółki jego mamy z czasów studiów. Ale, że one były blisko, jakoś tak zaczęłam mówić do jego mamy „ciociu” – wyjaśniłam lekko się uśmiechając. 

Danielle była miła. Naprawdę miła. Przez całe spotkanie ani razu nie dała mi odczuć, że w jakikolwiek sposób jestem od niej gorsza. Zachowywała się cudownie. Była słodka, a jej uśmiech zaraźliwy. Liam co chwilę wracał do tego, co powiedział Andy. Jestem Directionerką. Nie wstydziłam się. Lubiłam ich. Kochałam głosy. Pracowitość. Upór. Chciałam poznać każdego z nich, ale na razie musi mi wystarczyć spotkanie z Liamem, oraz jego cudowną wybranką. Oni i tylko jakieś tysiąc zdjęć. 



Widząc ich uśmiech na żywo, czułam się spełniona. Dosłownie.

No comments:

Post a Comment