Friday, October 25, 2013

Epilog



Koronkowa spódniczka zatrzepotała na wietrze, kiedy Eleanor zrobiła pełny obrót w swoich dwunasto-centymetrowych szpilkach. Nie podobał się jej fakt, że Paul niemalże siłą zmusił ją do ubrania wysokich obcasów, doskonale zdając sobie sprawę, że jest ona niestabilną osobą i chociaż wieloletniemu doświadczeniu na wybiegach, nadal jest w stanie upaść w nich i to na prostej drodze. Do rozkloszowanej beżowej koronki, która sięgała jej do połowy ud, oraz beżowych prostych szpilek, dobrała elegancką, czarną koszulę z bufiastymi krótkim rękawkami i ozdobnymi guziczkami, oraz grube jasne rajstopy. Włosy zakręciła w loki, spryskując je odżywką, która nie wymagała spłukiwania. Makijaż zawdzięczała Perrie, która z pomocą swoich kosmetyków wyczarowała prawdziwe dzieło sztuki; jednak bez przesady czy kiczu. Lekko, naturalnie, z klasą, dziewczęco. Dokładnie tak, jak Eleanor mogłaby się malować na co dzień. 

- Mam nadzieje, że jesteś gotowa stawić czoła tym wszystkim ludziom, którzy tylko czekają na powrót Eleanor Jane Calder – tok jej błahych myśli przerwał Paul, pojawiając się tuż zza jej plecami z aktówką pod pachą i w nienagannym garniturze. Brunetka zrobiła kolejny pełny obrót by spojrzeć mu w oczy. – Piękny mają ten ogródek. Szkoda, że tutaj nie zorganizowali konferencji. Świeże powietrze jest na wagę złota. 

- Zgadzam się – skinęła głową, robiąc krok w kierunku mężczyzny – myślisz, że podjęłam słuszną decyzję, Paul? 

- Sądzę, że tak – kiwnąwszy głową na jego odpowiedź, ruszyła za nim w kierunku wejścia do budynku. – Uśmiechaj się i odpowiadaj tylko na to, co chcesz. Nie zmuszam cię do opowiadania o wszystkim.

- Wiem i dziękuję ci za to. 

Zajęła miejsce zza podłużnym stołem, czując na sobie nie tylko irytujący błysk fleszów, ale także niecierpliwe spojrzenia. Dziennikarze, którzy pojawili się w sali konferencyjnej, należącego do jednej z największych wydawnictw w kraju, przybyli tłumnie i z licznych krajów. Zza stołem rozpościerał się wielki plakat z jej twarzą, nazwiskiem, oraz ilustracją powodu, dla którego zostało zorganizowane to całe spotkanie. Eleanor siedziała po środku; po swojej lewej stronie miała menadżera, a po drugiej wydawcę – Andy’ego Samuels’a, mężczyznę który nie tylko zaproponował jej by napisała książkę, ale także że to on osobiście będzie nadzorował wszystko to, co jest związane z wydaniem jej. Chciał by wszystko przebiegło nie tylko szybko czy sprawnie, ale przede wszystkim dokładnie i bez zbędnych niedomówień. Eleanor mogła śmiało stwierdzić, że praca z nim, była udana.

- Skąd pomysł na napisanie książki w formie pamiętnika, panno Calder? – zapytała kobieta z burzą blond loków. Brunetka spojrzała w jej kierunku, uśmiechając się lekko.

- Wydaje mi się, że pamiętnik łatwiej przeczytać niż coś w formie ciągłego listu. Poza tym, nikt o tym oczywiście nie wiedział, ale pisałam pamiętnik w czasie pobytu w ośrodku, więc pomyślałam, że to dobry pomysł. 

- Jak się czułaś opisując to wszystko? – zapytał ktoś inny.

- Dobrze. W końcu mogłam wyzwolić wszystko. Książka „Zacząć od nowa” jest zapiskami dosłownie każdej mojej myśli, jaka pojawiła się na przestrzeni minionych kilkunastu lat. Tam nie znajdziecie samych wspomnień z odwyku. Dowiecie się także, co czułam, kiedy szłam po wybiegu w ubraniach za tysiące dolarów. Jak się czułam, kiedy media i brukowce pisali o mnie oszczerstwa. W „Zacząć od nowa” obnażyłam się. 

- Jesteś zadowolona z tego, co napisałaś? – pytanie dobiegło z oddalonego kąta, przez co Eleanor miała trudności z dostrzeżeniem twarzy pytającego.

- Zdecydowanie tak. Pisałam ją przez dwa miesiące, ale nie uważam, by ten krótki czas, sprawił, że wyszło źle. Napisałam ją szybko, bo dokładnie wiedziałam, co chcę w niej zamieścić, przez co nie widziałam sensu w niepotrzebnym przedłużaniu pracy nad nią. Cieszę się również, że Andy sprawił iż książka ukazała się miesiąc później. Kto by przepuszczał, że wystarczą trzy miesiące, by trzymać swój autorski pamiętnik w dłoniach?

- Intryguje mnie dedykacja, jaką zamieściłaś na początku. Jest ona dla kogoś specjalnego? – pytanie ponownie zadała kędzierzawa blondynka, na co Eleanor uśmiechnęła się półgębkiem, kiwając potakująco głową. – Zdradzisz dla kogo?

- Dla ludzi, którzy nauczyli mnie przyjaźni, miłości, zaufania, wsparcia, szczerości, wierności, lojalności. Dla ludzi, dzięki którym się uśmiecham. Dla ludzi z Holmes Chapel. Dla Ciebie także, Danielle – zacytowała. – Te osoby wiedzą, o kogo chodzi. Nie muszę na głos wymawiać ich imion. Grunt, że wymieniłam jedno i niech tylko to się liczy. 

Słońce chowało się zza horyzont, kiedy Eleanor z powrotem zawitała w spokojnym miasteczku, który stał się jej domem. Podróż do Londynu sprawiła, że jeszcze mocniej doceniła ciszę tego miejsca. Parkując swój samochód uważała by przypadkiem nie wjechać w sporej wysokości górkę śniegu, którą utworzyła rano z Niallem, kiedy w drodze do stolicy odwoziła go pracy. Chociaż miał swój samochód i korzystał z niego naprawdę często, nie mógł sobie darować przejażdżki z Eleanor; a dzięki temu, że później został bez wozu, miał powód, by zadzwonić do Liama, który nareszcie po wielu podchodach został jego chłopakiem. Z bagażnika wyciągnęła torebkę, w której schowane zostały dwie butelki czerwonego wina i ze swoją torbą przewieszoną na ramieniu, zamknęła auto na autopilota. Idąc do bramy, uważała by się nie pośliznąć i przypadkiem nie rozbić wina.

W mieszkaniu panowały egipskie ciemności, gdy otworzyła drzwi i po omacku weszła do środka. Ledwo zrobiła krok w stronę kuchni, a z pokoi wyskoczyli przyjaciele, krzycząc donośne „niespodzianka!”. Z wrażenia omal nie wypuściła torebki z alkoholem.

- To naprawdę jest niespodzianka – mruknęła, gdy po kilku chwilach odzyskała sprawność mówienia i mogła w końcu ściągnąć z siebie buty. – Ale nawet nie wiecie jak dobrze was widzieć po tych kilkunastu godzinach – szepnęła, kiedy każdy z nich przytulał ją na przywitanie. Dostrzegła nawet Josha, który opierał się bokiem o framugę drzwi od kuchni, uśmiechając się do niej szeroko. – Nie przywitasz się ze mną, Josh? – spytała ze smutkiem w głosie, podnosząc ku górze brew.

- Nie byłem pewny czy sobie tego życzysz, panno Calder – powiedział spokojnie, idąc w jej kierunku. Otulił ją swoimi silnymi ramionami, całując przy tym w płatek ucha, dodając przy tym: - Jak to możliwe, że pomimo kilkustopniowej temperatury, ty wybrałaś się do stolicy w tak kusym stroju i nawet nie zmarzłaś?

- Jestem przyzwyczajona do takich temperatur, Josh – odparła z figlarnym uśmiechem, odsuwając się od niego. – Mam wino, napijemy się? 

Siedzieli u niej w pokoju, na podłodze. Zachowywali się jak ekipa nastolatków, którzy przyszli na dobrą domówkę. Harry opierał się o bok swojego chłopaka, jeżdżąc palcem po jego udzie, kreśląc przy tym bliżej nieokreślone wzory; Louis bawił się jego włosami, masując przy tym skórę jego głowy, co wyraźnie podobało się Harremu, gdyż mruczał cicho, jak zadowolona kotka. Nogi Zayna i Perrie były splątane i wyciągnięte do środka okręgu; mulat owinął dłoń wokół karku swojej żony, a ona ułożyła wygodnie głowę na jego ramieniu, uśmiechając się przy tym słodko. Niall opierał się o tors Liama, plącząc ze sobą nie tylko ich długie nogi, ale także dłonie, które ułożył na swoim brzuchu. W oczach każdego można było dostrzec miłość, szczęście i spokój.

Był też Josh, który w jej życiu pojawił się przypadkiem. Nie umawiając się z nią na żaden konkretny dzień, na żadną konkretną godzinę, wkroczył do jej życia, niszcząc mur bólu, wspomnień i wewnętrznego smutku. Chłopak, który jednym słowem potrafił zmienić jej sposób postrzegania świata, nauczyć ją śmiałości i przekonać do wydania książki. Który pokochał ją, taką jaka była. Nie chciał by się zmieniała; pragnął by zawsze była taka sama. Niezmienna. 

- Nie zapytaliśmy jak tam twoja premiera książki. Wszystko poszło dobrze? – odezwał się Niall, uśmiechając się do niej promiennie. 

- Wszystko w porządku, Niall. Ludzie zadawali dobre pytania, nie odbiegając od wątku głównego, więc jestem zadowolona – odpowiedziała szczerze, sięgając po lampkę wina, którą następnie podniosła ku górze, chcąc wznieść toast. – Za nowe decyzje, nowe wybory, kolejny rok. Za przyjaźń, miłość, wsparcie i szczęście. Za uśmiech, który dajecie mi każdego dnia. A przede wszystkim, za to, że mimo moich wad wpuściliście mnie do swojego świata – powiedziała wzruszona, przeskakując spojrzeniem po twarzy każdej osoby. – Dziękuję wam, że pozwoliliście mi zacząć od nowa.

- Zdrowie! – krzyknęli wszyscy donośnie, stukając się kieliszkami. 

- Nie odpaliłaś nam jeszcze kopii swojej debiutanckiej książki – zauważył Harry, uśmiechając się łobuzersko, na co Eleanor wywróciła oczami. – Nie rób takiej miny, panno Calder. Powinnaś się nam jakoś odwdzięczyć za to, że pozwoliliśmy ci użyć naszych nazwisk w swoim pamiętniku.

- Marudzisz, Styles – westchnęła, ale wstała z podłogi by podejść do szafki nocnej, z której wyciągnęła cztery egzemplarze wydania. Rozdawszy je przyjaciołom, oparła się o ramię Josha, obserwując jego skupiony wyraz twarzy, gdy czytał ręcznie napisaną dedykację.

- Piękna – ciszę przerwał Liam. – Czekam na kolejne twoje dzieła.

- Się zobaczy, czy coś jeszcze napiszę. Na razie ta musi wam wystarczyć.

Mając dwanaście lat nie spodziewała się, że za dekadę pozna przyjaciół, którzy staną się jej bliżsi niż rodzina. 

Mając dwadzieścia dwa lata, nie liczyła na szczęście. Chciała tylko żyć, nie robić nikomu problemów. Chciała być obok społeczeństwa, nie wtrącać się w nie swoje sprawy. Nie chciała mieć więcej problemów z narkotykami, nie chciała wracać do ośrodka, nigdy więcej nie chciała spotkać Toma Styles’a. 

Nie przepuszczała, że pozna bezinteresowną przyjaźń i bezwarunkową miłość. 



Dla Nialla i Liama,

Nigdy więcej nie gubcie się w labiryncie smutku i poczucia winy. 

Dla Louisa i Harrego,

Miłość silniejsza niż nieporozumienia przeszłości. Nie zapominajcie o swoim uczuciu.

Dla Perrie i Zayna,

Szczęście jest waszym najdroższym darem. Kochajcie się zawsze i na zawsze.

Dla Josha,

… Dziękuję za Twoje zaufanie…






_________________________________________

Witam! :) 

Nigdy nie byłam dobra w żadnych notkach, które pojawiały się pod rozdziałami czy epilogami. Wiem, że były bez sensu i wiele im brakowało. Wiem też, że nie odpisywałam na Wasze komentarze, przez co mogliście czuć, że Was ignoruję czy coś w tym stylu. Ale tak nie było. Każdą kolejną opinię czytałam z wielkim zainteresowaniem. Uśmiech poszerzał mi się do niewyobrażalnych wielkości, przez co z pewnością wyglądałam jak idiotka. Ale to nieważne. Dziękuję, że poświęcaliście swój czas, by nie tylko przeczytać kolejny (krótki) rozdział, ale także za te wszystkie komentarze. Dziękuję za opinie na twitterze, pytania na asku. Dziękuję, że tutaj byliście i mnie wspieraliście. Przepraszam jeśli momentami byłam niemiła, arogancka, wredna i tak dalej. Przepraszam, że niekiedy rozdziały nie trzymały się kupy i z pewnością miały wiele niedomówień. Był moment, kiedy chciałam skończyć pisać tą historię. Bez żadnych tłumaczeń, chciałam ją zawiesić, ale nie zrobiłam tego. Zmobilizowałam się i napisałam do końca. Kto by pomyślał, że skończy się na 30 rozdziałach? Ja na pewno nie! :)

W poniedziałek minie równie 8 miesięcy, od kiedy zaczęłam pisać "Begin Again"! Cała historia posiada: w sumie 32 rozdziały (30 rozdziałów + prolog i epilog), 194 strony w Wordzie (Times New Roman, 12, interlinia 1,5), oraz 61,514 słów :) 



Na sam koniec: na razie nie oczekujcie nowej historii. Nie zabieram się za nic nowego. Moim priorytetem zostaje matura i chęć jako takiej nauki do niej.  Chcąc skończyć "BA" chciałam mieć czyste myśli; chodzi mi, o to, że nie chciałam się zastanawiać nad kolejnymi wątkami, w czasie nauki. Mam nadzieje, że to ogarniacie i zrozumiecie moją decyzję :) Oczywiście nadal będę pisać shoty! Wow, co za hojność z mojej strony, haha! 

Trzymajcie się, dzieciaczki! 




Ps. nadal będę dostępna na twitterze, asku :)