Louis
- Tomlinson! – usłyszałem radosny głos Nialla, który z siatkami pełnych zakupów wszedł do domu, bez wcześniejszego pukania. Grunt to, czuć się jak w domu. – Cześć – dodał, gdy ustawił torby na stoliku w kuchni.
- Cześć, Horan – odparłem, wysypując chipsy do wielkiej miski. – Co tam masz?
- Najlepsze piwo, jakie Londyn widział! Przywiozłem z Dublina. Wiesz, że musiałem się o nie kłócić z celnikami? Chamy jedne nie chciały mnie z nimi wpuścić na pokład samolotu. Dopiero po wspomnieniu, że jestem tym Niallem Horanem z One Direction i dodaniu, że wiozę alkohol na imprezę rocznicową, mnie przepuścili. Byłem gotowy by dać im łapówkę – powiedział poważnie, wkładając kupiony alkohol do lodówki, w której ułożone już były miski z sałatkami, przekąskami i innymi alkoholami. Wszystko to zostało wykonane przez dziewczyny, specjalnie na dzisiejszy wieczór. – Kiedy ma się pojawić reszta?
- Pewnie niedługo. Co zrobiłeś z dzieciakami? – spytałem, ciekawy co też opiekuńczy tatuś Niall zrobił z dziewięcioletnią córką Kate i siedmioletnim synem Ziamem. Tak! Syn zawdzięcza swoje imię matce-fance zespołu. Brzmi znajomo? Co zabawniejsze Ziam ma słabość do mojej córki. Chodzi za nią krok w krok, co chwilę pytając się, czy w czymś jej nie pomóc. Specjalnie dla Zuzy nauczył się migowego. Ten dzieciak wpadł po uszy.
- To samo to co ty, Louis – pokazał mi język, ponownie otwierając lodówkę, zapewne szukając czegoś do przekąszenia. Mimo że miał już trzydziestkę na karku, ani trochę nie zmienił swoich przyzwyczajeń. Wciąż jada za całe wojsko. Podobnie jak jego żona, czy starsze dziecko, które naszą lodówkę traktuje jak swoją własną. – Odwiozłem je do rodziców Caroline i twoich. Dzisiaj spędzają czas nad jeziorem.
- Wywiozłeś swoje dzieci do moich i Carol rodziców?! – wydarłem się, niedowierzająco potrząsając głową. – Oszalałeś człowieku! Nie masz swoich rodziców? Albo Olivii?
- Miałem lecieć z nimi do Irlandii? Dobrze wiesz, że całe wakacje spędzają na starych śmieciach. Poza tym, wasi rodzice nie mieli nic przeciwko. To samo zrobili Liam z Danielle, Harry z Cher i Zayn z Perrie. Wszystko jest w porządku, Louis.
- Moi rodzice nie są nianiami.
- Nie wiem czy wiesz, staruszku – Niall podszedł do mnie i klepiąc moje kolano, uśmiechnął się najszerzej jak tylko potrafił, dodając – twoi rodzice za cały weekend dostaną od nas po tysiąc funtów. W sumie daje to cztery tysiące funtów. To chyba dobra cena?
- Czy mówiłem już, że oszalałeś? – zadałem mu retoryczne pytanie, na co on wzruszył ramionami, czochrając mi włosy.
Dwie godziny później cała nasza ekipa zebrała się w ogrodzie. Rozłożyliśmy grilla, na który wrzuciliśmy panierowane skrzydełka z kurczaka, oraz warzywa. Na dużym, drewnianym stole, poustawiane zostały różne rodzaje alkoholi, przekąski, jednorazowe naczynia i sałatki. Nad stołem rozciągał się wysunięty dach, który ochraniał taras przed ewentualnym deszczem. Musiałem przyznać, że coś takiego było dobrym rozwiązaniem. Gdy każdy miał już coś na talerzu, rozpoczęła się luźna rozmowa o wszystkim. Szczególnie o przeszłości. Ostatnim czasem, wspomnienia były naszym ulubionym tematem.
- Kto by pomyślał, że spotkamy się tutaj w naszą dziesiątą rocznicę – powiedział dumnie Liam, podnosząc do góry kieliszek z szampanem, który w między czasie polała nam Caroline z Danielle. – Dość wiele rzeczy wydarzyło się w naszym życiu. Sądziliśmy, że nie pokonamy tych przeszkód, ale jak widać udało się i dzisiaj śmiało możemy powiedzieć, że jesteśmy najlepsi.
- Nigdy nie umiałeś wygłaszać mów – parsknęła Cher, niszcząc tym samym powagę, jaką stworzył Liam. Payne posłał jej mrożące spojrzenie, na co brunetka wybuchnęła jeszcze większym śmiechem, omal nie zrzucając ze stołu talerza z kieliszkiem. – Ważne chyba jest to, że mimo tego iż One Direction przestało nagrywać, wy wciąż trzymacie się razem i wspieracie w solowych projektach.
- Właśnie do tego dążyłem, nim bezczelnie mi nie przerwano – fuknął, niczym małe dziecko, które nie dostało upragnionego cukierka. – Na zdrowie!
Po stuknięciu się kieliszkami, każdy opróżnił go niemalże na raz. Caroline pokonała nas wszystkich, pierwsza odstawiając swój na stół, poczym zabrała się za konsumowanie potraw, które połowę z nich, sama przyrządziła. Przy stole panowała naprawdę luźna atmosfera. Tego nam trzeba było. Ostatnie kilka lat były dla nas dość pracowite. Harry nagrał drugi solowy album, Liam razem z Caroline byli wykładowcami na uniwersytecie, który moja żona skończyła, Niall prowadził własną restaurację, Zayn został nauczycielem angielskiego w zintegrowanym liceum, Cher pracowała nad kolejnym albumem, Perrie przejęła rolę pełnoetatowej matki, która czasami grywa z pozostałymi dziewczynami z Little Mix, głównie na charytatywnych koncertach, Danielle nadal tańczy, dodatkowo zajmując się projektowaniem ubrań dla młodych matek, a ja… Ja zostałem aktorem komediowym.
- Ach! – Caroline klasnęła nagle w dłonie, ściągając na siebie naszą uwagę. – Na pierwszym roku, mam dziewczynkę, której matka była waszą fanką – uśmiechnęła się promiennie. – Poznałam ją. Bardzo miła kobieta.
- Pewnie była kiedyś jedną z tych spokojnych dziewczyn, dla których ważna była tylko obecność na koncercie – myślał na głos Harry, wracając pamięcią do wydarzeń sprzed kilku lat. – Jednak każda z tych dziewczyn była wyjątkowa.
- Ma dzisiaj trzydzieści osiem lat. Więc jest od was starsza, ale tak. Dość miło wspomina okres bycia Directioner. Ucięłam sobie z nią długą pogawędkę. Plakaty z waszą podobizną, perfumy, wszystkie płyty, bilety z koncertów. Chociaż miała ponad dwadzieścia lat, nie wstydziła się was. Podziwiam ją. Umiała stawić czoła hejterom.
- Ty też, kochanie, sobie świetnie z nimi poradziłaś – powiedziałem z czułością, całując ją w policzek. – Chociaż One Direction zakończyło już swoją działalność, ludzie wciąż o nas pamiętają. Czyż to nie cudowne?
- I będą pamiętać, w końcu ja wciąż nagrywam! Nie dam im tak łatwo o nas zapomnieć – powiedział bardzo skromnie, wypinając pierś do przodu, za co walnąłem go w tył głowy. – Za co to? – jęknął, pocierając bolące miejsce.
- Za bycie idiotą, Harold – wytknąłem mu język, na co skrzywił się.
- Czy wspomniałam już, jak bardzo lubię Larrego? – rzuciła wesoło Caroline, klaszcząc w dłonie. – Mam nadzieje, że mój syn znajdzie równie uroczego przyjaciela, co Louis Harrego. To byłoby wspaniałe!
- A jak wówczas połączysz ich imiona? – zainteresowała się Danielle, która swojego synka, wbrew woli Liama, nazwała Nouis. – Wiem! Larouis! Albo Nourry.
- Skończcie – jęknąłem z Liamem w tym samym czasie.
- Perrie, kochanie. Powiedz, że my nie ulegniemy ich modzie. Powiedz, że nasz syn nie będzie nosił połączenia imion tych głąbów – widząc Zayna w takim stanie, omal nie zakrztusiłem się śliną. On nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Był nieugięty, dość często się zdarzało, że to właśnie Perrie mu ulegała, a tu wyszło na jaw, że boi się jak może nazywać się ich syn. – Zamkniesz się, Tomlinson? – rzucił ironicznie w moim kierunku.
- Ładnie to tak wyrażać się w obecności swoich dzieci? – spytała wesoło kobieta z obcym akcentem, która wraz z naszymi pociechami i trójką innych osób, weszła do ogrodu. Mama Caroline puściła nam oczko, trzymając na rękach córeczkę Malików. – Przepraszam, że przyszliśmy, ale ta banda gówniarzy, bardzo do was chciała. Cornelia nawet się rozpłakała i powiedziała, że jeśli nie pojedziemy do mamy i taty, obetnie sobie włosy.
Ośmioletnia Cornelia, usiadła na kolanach Liama, sięgając po szklankę po brzegi wypełnioną coca-colą. Jej brat, Nouis, zajął miejsce na nogach Danielle, sięgając po kolorową kanapkę, którą kobieta położyła sobie wcześniej na talerzu. Malutka Mia, która była najmłodsza z wesołej gromadki, siedziała na kolanach dumnego taty, klaszcząc w dłonie, w takt muzyki, która dobiegała nas z salonu. Dzieciaki Horanów, chłopiec Ziam i dziewczynka Lilo, którzy tak przy okazji byli dziesięcioletnimi bliźniętami, niemalże od razu porwali ze stołu talerze i bez skrępowania zaczęli sobie nakładać różnych rzeczy. Trzeba było przyznać, że apetyt to z całą pewnością odziedziczyli po swoich rodzicach. Gdy talerz Ziama był załadowany po brzegi udał się w stronę Zuzy, która siedziała z dzieciakami Stylesów. Dziesięcioletni Niam i sześcioletni Zarry grali razem a nastolatką w monopol, które nie mam zielonego pojęcia, skąd wzięli. Horan Junior podał jej talerz, z którego Zuza nieśmiało ściągnęła kanapkę, uśmiechając się przy tym rozkosznie. Zarry zaproponował by Ziam do nich dołączył. Wystarczyła chwila i nawet Larry, który obserwował pannę Payne, usiadł obok nich. Już po chwili można było usłyszeć wesoły śmiechy, przepychanki czy osądzanie siebie nawzajem o oszukiwanie. A miało być spokojnie.
- I pomyśleć, że bałam się tego, jak Zuza poradzi sobie w Wielkiej Brytanii, wśród tylu obcych ludzi – powiedziała nagle Caroline, nie odwracając wzroku od córki, która czując na sobie jej spojrzenie, podniosła głowę do góry, uśmiechając się szeroko. – Twój uśmiech, kochanie, jest śliczny – wymigała do niej.
- Twój też, mamo. I pomyśleć, że to zasługa miłości do taty – odpowiedziała, przenosząc wzrok na mnie. – Dziękuję, że ją uszczęśliwiłeś, Louis – powiedziała bezgłośnie, układając z dłoni serduszko.
- To także twoja zasługa – powiedziałem w migowym, na co piętnastolatka zarumieniła się lekko. Odwróciwszy się z powrotem do gości, polałem im po kolejnym kieliszku szampana, częstując przy tym także moich i Caroline rodziców. – W sumie to dobrze, że przyjechaliście. Jak świętować to tylko w gronie rodziny.
- Kto by pomyślał, że nasze dzieci z tak skrajnie różną osobowością i charakterem, będą się tak dobrze dogadywać. I nawet te młodsze, umieją rozmawiać ze starszymi. Do tego, specjalnie dla Zuzy uczą się migowego, by nie czuła się odosobniona – odezwał się Niall.
- Właśnie, Niall – klasnąłem w dłonie, przypominając sobie coś ważnego – musisz porozmawiać z Ziamem na temat związków. Młody podrywa mi córkę.
- Zauważyłem! Nie sądzisz, że byłaby z nich piękna para? – rozmarzył się.
- Sądzę, że przyda mu się rozmowa z odpowiedzialnym ojcem. Ops, zapomniałem, że ty nim nie jesteś – dogryzałem mu.
- Ty za to jesteś najbardziej odpowiedzialnym staruszkiem, jakiego znam. Ops, ten odpowiedzialny facet, robi sobie naprawdę dziwne tatuaże.
- Obaj jesteście odpowiedzialni. Ops, jednak nie – wtrąciła Caroline, przybijając z Olivią piątkę. – Żadne z waszych dzieci, nie ma odpowiedzialnego ojca. Nawet Liam się do nich nie zalicza. Przykro mi panowie.
- Caroline dobrze gada! Polać jej! – zawołała Perrie, podnosząc do góry kieliszek, który następnie stuknęła pozostała czwórka.
Miło spędzony czas wśród najbliższych był tym, co każdy z nas lubił najbardziej. Momenty, w których spotykaliśmy się u któregoś z nas i rozmawialiśmy o wielu rzeczach, sprawiały, że nasza więź była większa. Trudna do pokonania. Wiele osób życzyło nam rozpadu, ale my się nie poddaliśmy. Co prawda był okres, że każdy z nas zerwał ze sobą kontakt. Wyjechaliśmy w różne części świata, nie odzywając się do siebie przez jakiś czas. Ale wyszło nam to na zdrowie. My zwyczajnie nie umiemy bez siebie żyć.
One Direction zawsze razem, prawda?
No comments:
Post a Comment