Sunday, October 07, 2012

Rozdział pierwszy / sezon I


                
Od marcioszki: Na serio nie wiem, co powinnam tutaj napisać. Zaprosić do czytania? Jak będziecie chcieli to sami przeczytacie. Nie będę Was do niczego zmuszać :) Do komentowania? To samo - będziecie chcieli, skomentujecie. Tym, którym się spodoba, niech skomentują; dla mnie to będzie informacja, że możliwe, że wcale nie jestem aż tak beznadziejna, jak mi się wydaje :D 
Jeśli macie do mnie jakieś pytania, zapraszam do zakładki "kontakt" i samemu wybrać gdzie chcecie mi zadać pytanie. Spokojnie ja nie gryzę :) xx


***





Widziałem jej długie, blade, dokładnie ogolone nogi, które podkreślały czarne krótkie szorty. Żółty top opinał jej miały biust, lekko zaokrąglone biodra, wcięcie w talii i niepłaski brzuch. Chociaż stała do mnie bokiem, mogłem dostrzec tatuaż na jej łopatce, który przedstawiał dmuchawca z kilkoma małymi ptakami. Miała jeszcze jeden, na lewym ramieniu; ciąg czarnych linii, których nie byłem w stanie doczytać.

Nie lubiłem tatuaży. Nigdy ich nie pochwalałem. Uważałem, że to zbędne niszczenie naszego i tak pięknego ciała. Musiałem jednak przyznać, że owe dziary dodawały dziewczynie za barem uroku. Pasowały jej. Idealnie dobrała je do siebie i swojego wyglądu. A i sam wzór nie był jakoś specjalnie rzucający się w oczy. Nie to co tatuaże Zayna, których z kolejnym tygodniem przebywa. Osobiście nie wiem, po co jemu czy Harremu tyle ich. Co jest w tym takiego ciekawego, by tatuować sobie wszystko, co tylko jakoś się nam spodoba?

Z drugiej strony obaj mają także rysunki, które coś dla nich znaczą. Zayn wytatuował sobie imię swojego dziadka w języku arabskim, pojedynczy puzzel, który jest symbolem chorych na autyzm, oraz wielki mikrofon na wewnętrznej stronie ręki. Rozumiem, że kocha muzykę, ale czy to powód by tatuować sobie coś takiego? Harry jest nie lepszy, chociaż gwiazdka, którą ma w tym samym miejscu, co dziewczyna napis, jest urocza. Oznacza nas. One Direction, jako jedność. Nie oznacza to jednak, że nie zjechałem go, kiedy się o tym dowiedziałem. Prócz niej ma jeszcze napis na nadgarstku „I can’t change”, oraz imię Gemmy po hebrajsku; oba dość interesujące. Jednak po co im pojedyncza karta do gry, symbol Yin&Yang, krzyżujące się palce, serduszko, babeczka, wieszak, kłódka czy dziewiątka. Czemu to ma służyć?

Westchnąłem, przykładając do ust filiżankę z wciąż gorącą czekoladą, przenosząc wzrok na siedzącą naprzeciwko mnie Eleonore Calder. Brązowe loki zebrała w koński ogon, odsłaniając przy tym czoło i duże brązowe oczy, przytrzymując je okularami przeciwsłonecznymi. Do tego ubrała biały luźny top z flagą USA, oraz czarne szorty i balerinki. Uśmiechała się nieśmiało, jeżdżąc palcem po obwodzie filiżanki, w której także znajdowała się gorąca czekolada.

Oboje nie chcieliśmy tutaj siedzieć. Ale musieliśmy. Wszystko za sprawą, mojego menadżera, który ubzdurał sobie, że powinienem się z kimś spotykać, skoro fani coraz częściej wymyślają historię odnośnie mojej i Harrego orientacji. Szkoda tylko, że jemu nie zabronił co nocnego pieprzenia się z obcymi dziewczynami, dla których najważniejszą rzeczą w tym wszystkim jest to, że słynny Harry Styles, chce się z nimi przespać.

Życie jest dla nas nie sprawiedliwe; szczególnie dla mnie, oraz Eleonore, której ewidentnie nie podoba się ten pomysł. Nie było tak, że Paul połączył dwoje całkowicie obcych sobie ludzi. Kiedyś, a dokładniej rok temu byłem z Eleonore w związku. Jak na złość, zawdzięczam to Harremu, który w pewien wieczór wyciągnął mnie do klubu, w którym miał się spotkać ze swoją przyjaciółką i jej koleżanką. Łatwo się domyślić, że nieznajomą koleżanką była siedząca naprzeciwko mnie panna Calder.

- Louis, musimy w końcu do czegoś dojść – powiedziała spokojnie, odkładając na spodek filiżankę. – Było nam razem dobrze, ale nie dość, żeby być ze sobą na zawsze. Paul okazał się być idiotą, karząc nam brać udział w tej szopce. Jednak mamy udawać tylko przez miesiąc. Damy radę. Po prostu umawiajmy się góra dwa razy w tygodniu na jakąś kawę, spacer czy do kina, łapmy się za rękę i całujmy się tylko wtedy, kiedy obok będą paprazzie. To proste. Robiliśmy to już nie raz.

Odpowiadało mi, że to właśnie Eleonore przejęła pałeczkę w tym wszystkim. Chciałem to rozwiązać bez urażania jej. Nie chciałem by poczuła się wykorzystywana, nie tylko przeze mnie, ale i przez Paula. Wiedziałem, że El miała na oku kogoś innego, więc nie chciałem by jej związek przez mojego menadżera się rozwalił. Nie zasługiwała na to. Ja owszem; byłem dupkiem i tchórzem, który wolał milczeć, niż się tłumaczyć, odnośnie swojej orientacji. Czasami chciałbym być wolny jak Harry. Przespać się z nieznajomą, zapomnieć, o otaczającym mnie świecie.

Zapomnieć o Louisie Tomlinsonie.

Eleonore wyszła dwie godziny później, płacąc za swoje zamówienie, chociaż upierałem się, że zrobię to za nią. Ona nie chciała tego przyjąć. Pożegnała mnie uśmiechem, zapowiadając, że pojawi się jutro w moim i Harrego mieszkaniu, punktualnie o drugiej po południu, by zjeść ze mną obiad. Wiedziałem jednak, że zamiast wyjścia do eleganckiej restauracji, w rzeczywistości będziemy grać na Xboxie, obżerając się pizzą; później odwiozę ją do domu, podaruję buziaka w policzek i wrócę do domu, udając szczęśliwego.

- Podać ci coś jeszcze? – usłyszałem nad sobą delikatny, melodyjny głos, brzmiący jak milion dzwoneczków, które w ruch wprawiło lekkie muśnięcie wiatru.

Podniosłem głowę, spotykając się z jasnozielonymi tęczówkami dziewczyny, która jeszcze przed chwilą, stała za barem wesoło rozmawiając z jakimś chłopakiem. Musiałem wyglądać naprawdę komicznie, bo dziewczyna uśmiechnęła się szerzej, kiwając głową na moją pustą filiżankę. Zauważyłem, że filiżanka Eleonore spoczywała już na czarnej tacy, którą nieznajoma trzymała w dłoniach.

- Nie wiem – przyznałem bezradny, wpatrując się w nią, jak w obrazek.

Włosy miała związane w wysoki koński ogon. Nie znałem się na kolorach włosów, ale miałem wrażenie, że czerwona barwa, nie była jej naturalnym. Możliwe, że eksperymentowała z różnymi farbami, dzięki czemu uzyskała efekt głębokiej czerwieni. Pasowały jej, chociaż miała porcelanową, niemal białą cerę. Lekko zaczerwienione policzki, odznaczały się na niej, sprawiając, że wyglądała na zdrową.

- Poczekaj chwilę – poprosiła, zabierając moją filiżankę.

Wróciła chwilę później, stawiając przede mną kubek z herbatą. Yorkshire. Poznałem po samym jej zapachu. Obok postawiła kawałek ciasta, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Mimo że było mi nieznane, wyglądało na dobre. Uśmiechnęła się do mnie, siadając na poprzednim miejscu Eleonore, wraz z wysoką szklanką warstwowej kawy, w której rozpoznałem latte machiatto. Zaskoczyła mnie jej postawa. Nie zachowywała się jak większość znanych mi dziewczyn, które na mój widok zaczynały piszczeć, czy płakać. Przemieszała płyn plastikową słomką pociągając duży łyk.

- Jestem Caroline. Jednak przyjaciele wołają na mnie Carol – przedstawiła się, wyciągając rękę ponad naszymi napojami. Lekko ją ścisnąłem, nie mówiąc ani słowa. – Teraz powinieneś podać mi swoje imię.

- Louis – odparłem lekko zmieszany. Była inna. – Carol, naprawdę nie musisz ze mną tutaj siedzieć – powiedziałem, by miała jasność, że do niczego jej nie zmuszam.

- Wiem, ale i tak mam przerwę, a co za tym idzie, nie wiem, jak ją wykorzystać – wzruszyła ramionami, biorąc kolejny łyk kawy. – Pomyliłam herbaty? Sądziłam, że lubisz właśnie tą – jej głos zmienił się diametralnie.

Zupełnie tak jakby naprawdę było jej przykro, że mogła podać mi niewłaściwy gatunek herbaty. Nie chcąc by dłużej się smuciła, wziąłem głęboki łyk, rozkoszując się smakiem mojego ulubionego napoju, który mogłem pić, o każdej porze dnia i nocy. Na jej rzecz, mogłem rzucić picie alkoholu, kawy czy innych napojów. Niestety wszystkie te, lubiłem równie mocno co Yorkshire.

- Więc jednak dobrze wybrałam.

- Skąd wiedziałaś? – zapytałem ciekawie, okrajając kawałek ciasta. – Co to?

- Karpatka – moja brew powędrowała ku górze, nie rozumiejąc tego, co właśnie do mnie powiedziała. Caroline widząc moją minę, zachichotała, wprawiając mnie w niemałe zakłopotanie. – Nie jestem Brytyjką, a ciasto które ci dałam, pochodzi z państwa, w którym się wychowałam – wyjaśniła.

Dopiero kiedy powiedziała, że nie pochodzi stąd, zorientowałem się, że jej akcent rzeczywiście był inny. Uroczy, chociaż można było dosłyszeć się w nim nutki brytyjskiego. Możliwe, że to dlatego, że spędzała czas z Brytyjczykami.

- Jak nie stąd, to skąd? Zabrzmiało dość…

- … zabawnie – skończyła za mnie, uśmiechając się szerzej. – Jestem z Polski, to takie małe państwo w Środkowej Europie, graniczące z Niemcami. Nie wysilaj się, Louis, bo i tak nie zgadniesz, które to dokładnie – dodała, orientując się, że chcę coś powiedzieć. – A jeśli chodzi o herbatę, po prostu wiem, o tobie co nie co – wzruszyła ramionami, biorąc kolejny łyk kawy.

- Jesteś fanką? – zapytałem ostrożnie, jakby zaraz miała się na mnie rzucić.

- Hmm… nie jestem kimś psychicznym, który na widok kogoś sławnego rzuca się mu na szyję, chcąc wyrwać mu kilka włosów, czy zedrzeć koszulkę. Chociaż.. – zamyśliła się na chwilę, przykładając palec do brody, jakby to w jakiś sposób miało pomóc jej w myśleniu - … raz ukradłam pałeczki perkusiście z The Fray.

- Jak ty to zrobiłaś? – byłem bardzo ciekawy, jak ktoś jej postury, był w stanie podprowadzić pałeczki perkusiście jednego z moich ulubionych zespołów. Caroline uśmiechnęła się łobuzersko, wyciągając słomkę ze szklanki, oblizując jej koniec. – Nie powiesz mi?

- Wiem, że to twój ulubiony zespół, Louis – zaczęła – możesz jednak żyć spokojnie, nic im nie zrobiłam. Byłam jedną z osób, która pomagała przy organizacji tego koncertu. Miałam dostęp do ich garderoby. Weszłam tam pod pretekstem pomocy w posprzątaniu pokoju. Pałeczki leżały na wierzchu, nie mogłam się powstrzymać. Miałam nadzieję, że nikt mnie złapie, ale pech chciał, że na mojej drodze stanął sam Ben Wysocki.

- Bez problemu oddał ci swoje pałeczki?

- Można tak powiedzieć. Na moim identyfikatorze zauważył polskie nazwisko. Powiedział, że da mi je, pod warunkiem, że nauczę go kilku prostych słów w moim ojczystym języku, by później mógł się nimi zwrócić do fanów, na twitterze czy facebooku. Widać było, że bardzo mu na tym zależało. Nie widziałam w tym problemu. Przez godzinę uczyłam go polskiego; potem nie tylko dał mi pałeczki, ale i swoją koszulkę i zgodził się na zdjęcie – uśmiechnęła się promiennie. – Więc jak widzisz, ja nawet ich nie ukradłam.

- Ale chciałaś – podkreśliłem. – Dlaczego właśnie pałeczki?

- Uwielbiam perkusję. Dźwięki jakie wydaje są magiczne, sprawiają, że nawet banalna piosenka o miłości, ma w sobie pazur. Pobudza zmysły, wyobraźnię. Kocham to – dopiła do końca swoją kawą, wycierając usta wierzchem dłoni. – Muszę wracać do pracy. Inaczej ciotka nie da mi żyć. Miłego dnia, panie Tomlinson – pożegnała się, nim zdążyłem cokolwiek jej odpowiedzieć.



*** 



- Tommo, masz piwo? – zapytał Harry, kiedy ledwo przekroczyłem próg naszego wspólnego mieszkania w Marylebone. Wyraźnie słyszałem podniesione głosy reszty chłopaków, dochodzące z salonu. Pokręciłem rozbawiony głową, podnosząc do góry dwie reklamówki z piwami, które kupiłem po drodze do domu, kiedy Harry wysłał mi wiadomość o znaczącej treści „SOS”. – Dzięki Bogu – wyraźnie odetchnął, zabierając ode mnie reklamówki.

Ściągnąłem z siebie białe tenisówki i fioletową rozpinaną bluzę z kapturem, którą odwiesiłem na haczyk. Przejechałem palcami po włosach, które i tak odstawały we wszystkie możliwe kierunki. Teraz jednak mi to nie przeszkadzało. Ten wieczór mieliśmy spędzić w piątkę, w naszym salonie, oglądając durne filmy, zajadając się pizzą, pijąc piwo i prowadzić luźne rozmowy na temat, tego co spotkało nas w ciągu dnia.

Od kiedy wyprowadziliśmy się z jednego, wspólnego domu i zamieszkaliśmy osobno, zauważyliśmy, że łącząca nas więź tylko się wzmocniła. Na początku baliśmy się, że oddzielne mieszkania, sprawią, że się od siebie oddalimy i prócz spotkań w studio, nie będziemy chcieli się w ogóle spotkać. Tak się jednak nie stało. Spotkamy się co najmniej trzy, cztery razy w tygodniu na mieście, na kawie, meczu, czy w kinie i raz w tygodniu w mieszkaniu którego z nas, by opowiedzieć jak minął nam dzień, wspólnie pograć na konsoli, obejrzeć film czy pośmiać się. Lubiłem to.

- Louis, twitter ćwierka, że wróciłeś do Eleonore – odezwał się już lekko podpity Zayn, który właśnie dopalał kolejnego papierosa. Skrzywiłem się, kiedy dym dotarł do mnie, wpadając mi do nosa i lekko uchylonych ust. – Dlaczego nic nam, nie powiedziałeś?

Kątem oka zerknąłem na Harrego, który rozmawiał z Niallem o nowej grze na PlayStation. Energicznie machał rękami we wszystkich kierunkach, zapewne starając się przekonać blondyna do swojego zdania. Robił tak zawsze, ilekroć chciał, żeby wszyscy się z nim zgadzali. Niall potakiwał głową, co rusz pociągając piwo z butelki. Chociaż siedział do mnie bokiem, a w pokoju już dawno panował półmrok, wyraźnie widziałem w jego błękitnych tęczówkach roześmiane iskierki, które pewnie całkiem nieświadomie wywołał Harry swoim przekonaniem do czegoś.

Słysząc obok siebie znaczące odchrząknięcie, zdałem sobie sprawę, że Zayn nadal oczekuje odpowiedzi, na zadane przez siebie pytanie. Jednak nawet gdybym chciał, nie umiałem mu tego prosto wyjaśnić. Tego zwyczajnie nie dało się wyjaśnić.

Byłem w dupie i to w głębokiej.

Już otwierałem usta by coś powiedzieć, kiedy przerwał mi głos Liama, informującego nas, że wpadnie do nas jego przyjaciel Andy, wraz ze swoją kuzynką. Chłopak podobno nie chce by nastolatka kolejny wieczór spędziła sama nad książkami. Liam, a właściwie Andy, z którym spotykaliśmy się nie raz i nie dwa, nigdy nic nie wspominał nam o swojej kuzynce. Tak szczerze, niczego o nim nie widziałem. Dla mnie najważniejsze było to, że Payne ufał mu bezgranicznie i razem tworzyli naprawdę świetny duet.

Dzwonek do drzwi rozległ się pół godziny później. W czasie kiedy Liam pobiegł otworzyć drzwi, Harry włączył jakiś kanał muzyczny, na którym właśnie nadawali naszą piosenkę. Wchodzący do salonu Liam z gośćmi, zaczął śpiewać swoją partię, która dość szybko dobiegła końca. Gdy Harry chciał zacząć śpiewać swój wers, Liam uciszył go spojrzeniem.

- Chłopaki, poznajcie Caroline Nowak. Kuzynkę Andiego – przedstawił, dziewczynę, która wyłoniła się zza Brytyjczyka.

Carol przyszła z rozpuszczonymi włosami, które sięgały jej pasa, lekko się kręcąc. Nie pomalowała się, ale mimo to wyglądała ładnie, naturalnie, świeżo. Ubrała się w szary top z czarną trupią czaszką, spod którego wystawała kolejna koszulka, tym razem czarna, gładka. Czarne szorty, które miała na sobie w kawiarni zmieniła na poprzecierane rurki. Na nadgarstkach miała mnóstwo różnych bransoletek, a na szyi kilka drobnych łańcuszków, w tym jeden z zawieszką w kształcie klucza. Dzięki koszulce na ramiączkach, dokładnie było widać jej dwa tatuaże, w tym ten na ramieniu.

Był to tekst piosenki.. Naszej piosenki…

- Zayna, Harrego, Nialla i Louisa – skończyła za niego, klepiąc go po ramieniu. – Cześć chłopaki! – zawołała promiennie, siadając między mną, a Zaynem, który pociągnął wielki haust piwa. – Jak się masz Louis? Gorąca czekolada poprawiła ci humor?

- Poprawiła humor? Więc jednak coś jest na rzeczy – zapytał wyraźnie zainteresowany Zayn, któremu nadal nie odpowiedziałem na pytanie.

- Nie mnie to oceniać – Carol wzruszyła ramionami, sięgając do stojącej na środku pokoju, miski z popcornem. – Urocze mieszkanie. Do kogo należy? – spytała, rozglądając się na wszystkie strony.

- Do mnie i Lou – odpowiedział jej Harry. – Podoba ci się?

- Moje jest mniejsze, ale znacznie przytulniejsze – jej wzrok zatrzymał się na jednej ze ścianie, na której prócz naszych wspólnych zdjęć wisiał jeden z wielu rysunków, które kiedyś przyniósł nam Andy. Właściwie nie wiem skąd on go miał, ale kiedy zobaczyłem jak oczy Caroline nagle się powiększają, a leżąca w jej dłoniach kukurydza spadła na podłogę, dotarło do mnie, że poznaje szkic. – Skąd to macie? – wskazała palcem na rysunek, na którym każdy z nas przedstawiony był jako dziecko razem z przedmiotami, które w jakiś sposób nas charakteryzują.

- Andy przyniósł któregoś dnia – odpowiedział jej, jak zawsze opanowany Liam.

Czerwono-włosa przeniosła spojrzenie na swojego kuzyna, który stał przy wejściu na balkon, przygotowany na ucieczkę. Podniosła się na równe nogi, groźnie zwężając oczy, drobne ręce zaciskając w pięści, usta zaciskając w wąską linię. Nie wyglądała już uroczo jak dzisiaj rano w kawiarni; przypominała wojownika, który jest gotowy walczyć o swoje.

- Szykują się kłopoty – powiedział wyraźnie rozbawiony Harry, uważnie śledząc przebieg wydarzeń.

- Dla mnie Caroline nie ma szans – włączył się Zayn. – A ty, Lou jak sądzisz?

- Mnie to już nikt nie zapyta?! – spytał naburmuszony Niall, podciągając kolana pod brodę, by ukryć w nich twarz, na której pojawił się smutek.

Każdy z nas wiedział, że był to jego sposób na zwrócenie na siebie uwagi. Nikt jednak nie dawał po sobie tego poznać. Siedzący najbliżej niego Harry, przyciągnął go do siebie, składając na blond czuprynie słodki pocałunek. Niall odwzajemnił uścisk, podnosząc swoje błękitne tęczówki, w których prócz czystego rozbawienia, nie widać było wcześniejszego smutku.

Było jak dawniej.

- Czy ty nigdy nie przestaniesz grzebać w moim mieszkaniu, pod moją nieobecność?! – usłyszeliśmy podniesiony krzyk, pełen wyrzutów. Caroline miała założone ręce na piersi, ciskając piorunami w Andiego, który rozglądał się po mieszkaniu, szukając odpowiedniej drogi ucieczki. – Mówię do ciebie!

- Uspokój się, Carol – poprosił łagodnie, uśmiechając się. – Dałem im go, bo mi się spodobał… im zresztą też. Nie panikuj, tylko możesz narysować im coś nowego.

- Nie rysuję – powiedziała poważnie, ponad ramieniem patrząc na rysunek. – Nie rób tego więcej.

- Dlaczego nie rysujesz? – zapytał zainteresowany Liam, stawiając na podłodze miski z chipsami.

- Nie mam na to czasu – odparła całkiem swobodnie, sięgając po przekąski.

Późnym wieczorem, Caroline zebrała się do domu. Nie chciała by ktokolwiek z nas ją odwiózł, w tym Andy, z którym nie rozmawiała do końca swojego pobytu. Posyłała mu tylko ukradkowe spojrzenia, co chwilę cicho wzdychając, kiedy chłopak powiedział coś, co jej się ewidentnie nie spodobało. Nie rozumiałem tego, co ich łączyło, chociaż bardzo chciałem. Wydawało mi się, że między nimi jest swego rodzaju spięcie, które musiało powstać dużo wcześniej i do tej pory żadna ze stron nie kwapiła się, by to rozwiązać.

- Co do licha się stało? – zapytał Harry, kiedy od wyjścia Caroline minęło raptem czterdzieści minut, a on zdążył już obalić kolejne dwie butelki piwa. – Dlaczego ona tak szybko wyszła i czemu do ciebie się w ogóle nie odzywała? I…

- Caroline nie jest moją biologiczną kuzynką…

4 comments:

  1. Słonko, wiesz o tym, że jestem fanką nr. 1?
    Zaaakochałam się :D No na serio, to jest boskie, nie *pyta się reszty, a oni kiwają głowami* Dobra, co do rozdziału to... cud, miód i orzeszki! :D Pisz dalej, bo nie mogę się już doczekać!
    Ściskam,
    Gosia xx

    ReplyDelete
  2. Wspaniale się zapowiada. Przeczytałam z największą przyjemnością i od razu dodałam do obserwowanych. Już się nie mogę doczekać co będzie dalej. Przerwałaś w takim momencie, że już widzę siebie jak co chwila zerkam na twojego bloga, by sprawdzić, czy to dziś poznam ciąg dalszy...
    Przyznam ci się, że nie lubię pisać komentarzy. Zawsze wydawało mi się, że nikt tego nie czyta, a nawet jeśli, to przecież kogo może obchodzić zdanie kogoś takiego jak ja... Ale ostatnio już wiem jakie to uczucie znaleźć choćby krótki wpis pod swoją twórczością i staram się... Naprawdę ;)
    Podzieliłaś ten rozdział na dwie części i ja też tak spróbuję się wypowiedzieć. Scena w kawiarni - coś wspaniałego. Podobało mi się tam wszystko - od szczegółowych opisów do zabawnych dialogów. Po prostu nie mogłam oderwać wzroku od liter. Wszystko tak cudownie dopracowane i jednocześnie zaskakujące na każdym kroku.
    Co do drugiej części, to najbardziej podoba mi się to, że nie poszłaś na łatwiznę i tak jak wszyscy, nie umieściłaś chłopaków w jednym wspólnym domu. A więź, którą między nimi zarysowałaś - wręcz mogłam ją poczuć... I powiem ci jedno - wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego, że Carol i Andy... Sama nie wiem - są spokrewnieni, czy nie? Ale tego dowiem się może w kolejnym rozdziale. Wiedziałaś kiedy przerwać ;) W każdym bądź razie jestem tego strasznie ciekawa. I z niecierpliwością czekam na więcej.Bardzo się cieszę, że trafiłam w twoje skromne progi ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny

    @KateStylees

    ( http://chocolattesmile.blogspot.com/ )

    ReplyDelete
  3. Dopiero zaczynam czytać ;) Już kocham twojego bloga, jak będę miała czas to przeczytam następne rozdziały ;p

    http://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/

    ReplyDelete
  4. Super rozdział :*

    ReplyDelete