Saturday, October 27, 2012

Rozdział trzeci





Gównianie. 

Tak się właśnie czułem, kiedy wróciłem do naszego mieszkania z kartonem wielkiej pizzy ze wszystkimi składnikami, wiedząc, że Harry i tak dołoży do niej to co znajdzie w naszej prawie pustej lodówce. Ściągnąłem białe tenisówki, bluzę odwiesiłem na haczyk i wszedłem do salonu, gdzie rozwalony na kanapie, Hazza, oglądał kolejny raz piętnasty odcinek czwartego sezonu „Przyjaciół”. Lubiłem ten serial, podobnie jak pozostali, ale nie oglądałem tych samych odcinków po ileś razy. Obsesja Harrego na punkcie akurat tego sezonu, jest naprawdę frustrująca i…

Gówniana.

- Jak tam twoja piękna Julia? – spytał z łobuzerskim uśmiechem, kiedy rzuciłem pudełkiem o stolik. Loczek zerwał się z miejsca, otworzył pudełko, przez chwilę wpatrywał się w jedzenie marszcząc przy tym nos. Po chwili poszedł do lodówki, wracając z butelką ketchupu. – Hmm?

- Ach, tak – mruknąłem, sięgając po kawałek przekąski, nim Harry ubrudził wszystkie pomidorowym sosem. – Nie wiem czy jest, o czym gadać. Powiedziałem coś, co ją zdenerwowało.

- Co takiego? – wydał się naprawdę ciekawy, nawet wyłączył głos w telewizorze, by mnie lepiej słyszeć, co zdarzało się naprawdę rzadko - Louis.

- Powiedziałem dlaczego nie chodzę na lekcje śpiewu, a ona się wkurzyła.

- Miała jakiś konkretny powód?

- Hazza, ona studiuje edukację muzyczną, jakkolwiek obco to dla ciebie brzmi. Do tego ona jest.. naszą fanką. Zdenerwowało ją to, że olewam lekcje, bo ma wrażenie, że śpiewanie na koncertach nie sprawia mi przyjemności tylko jest męczarnią – wyznałem, odkładając nagryziony kawałek. Nagle odechciało mi się jeść. Wspomnienie feralnego popołudnia wracało do mnie co chwilę, ilekroć przypomniałem sobie o jej jasnych zielonych oczach i tych nienaturalnie czerwonych włosach. – Chyba ją lubię.

- Lubisz fankę, której powiedziałeś, że masz w dupie lekcje śpiewu – podsumował Harry, jak zawsze skory do żartów. – No to jesteś w wielkiej, śmierdzącej dupie, Lou.

- Dzięki, Har. Ty, do diabła, zawsze wiesz jak poprawić mi humor – sarknąłem.

- Do usług, staruszku – pokazał mi język, chociaż w buzi miał nie strawione kawałki pizzy. – Musisz ją przeprosić no i zacząć chodzić na lekcje śpiewu. Helen nie jest taka zła. Jest nawet w porządku, poza tym mamy naprawdę dużo zabawny na lekcjach. Pójdziesz? Chłopaki się ucieszą no i Paul przestanie nam truć dupę, że ciebie nie ma.

- Okej. Ewentualnie mogę się poświęcić i Harry, sądzisz, że naprawdę wystarczy jak ją przeproszę?

- Tego nie wiem – wzruszył ramionami. – Nie znam jej. Widziałem ją raz i z tego, co zaobserwowałem nie wydaje mi się, żeby same przeprosiny wystarczyły. Sam mówiłeś, że studiuje muzykę.. musiałeś ją dogłębnie zranić, skoro aż tak to przeżyła, że wykopała cię z mieszkania.

- Nie powiedziałem, że mnie wykopała – zauważyłem, z powrotem, biorąc w ręce kawałek pizzy.

- Nie wróciłbyś raptem po dwóch godzinach od wyjścia. Dowiedziałeś się przynajmniej dlaczego nie odbierała od ciebie telefonu?

- Tak. Uczyła się do zaliczenia. Poważnie, miała niezły bałagan w mieszkaniu. Wszędzie notatki, podręczniki, zeszyty.. Dowiedziałem się też, czegoś o jej tatuażach – dodałem, niby od niechcenia, do końca nie wiedząc dlaczego mówię mu o tym wszystkim.

- Zauważyłem jeden.. ten na przedramieniu.. tekst naszej piosenki. Coś specjalnego się za tym kryje?

- Jej gówniane życie w Polsce – westchnąłem, przejeżdżając ręką po policzku.

- Chcesz się dowiedzieć, o nim czegoś więcej, mam rację?

- Dlaczego nie? Co mam zrobić, żeby pozbyć się jej z myśli, Harry? Ona mnie prześladuje. To robi się wkurzające. Nie mogę przestać, o niej myśleć. Dodatkowo fakt, że mamy ze sobą coś wspólnego, doprowadza mnie do szału i jeszcze…

- Zrobiłeś z siebie idiotę – zakończył za mnie, wstając z kanapy. Wrócił kilka chwil później z dwiema butelkami piwa. Podał mi jedną z nich z łobuzerskim uśmiechem. – Przyda ci się.

- Nie będę pił – powiedziałem poważnie, patrząc na butelkę z pogardą. – Nie mam zamiaru ci się żalić, po procentach. Jesteś moim kumplem, powinieneś mnie wysłuchać o każdej porze.

- Ej, ej.. spokojnie Tomlinson – Harry wyciągnął przed siebie obie ręce w geście obronnym. – Chciałem to zaserwować dla rozluźnienia. Wiesz, że zawsze mogę zadzwonić po chłopaków; jestem pewien, że oni wysłuchają ciebie bez uporów. Szczególnie Zayn, który przecież wrócił do swojej eks, oraz Liam, który ma w planach oświadczenie się Danielle. Naprawdę tego chcesz? – zapytał z błyskiem w oku.

Wiedział jak mi popsuć humor. Doskonale znał wszystkie moje słabości. Fakt, że dwójka z nas, układa sobie życie uczuciowe na najwyższym poziomie, sprawiał, że ja czuję się coraz bardziej gównianie. Tak, zazdrościłem im i to cholernie mocno im zazdrościłem. Głównie tego mocnego uczucia, które mimo minionych lat, wciąż jest między nimi. Zayn nie wytrzymał bez Perrie nawet miesiąca, a Liam kiedy nie widzi Danielle, rozmawia z nią przez telefon nawet przez trzy godziny. Byłem od nich starszy, czy nie powinienem mieć większego doświadczenia w tych sprawach?

Dlaczego nie mogłem ułożyć sobie życia z Eleonore, która przecież nie była taka zła? Odpowiedź była prosta – nie kochałem jej. Lubiłem, owszem. Ale między nami nie było tego całej romantyczności. Harry próbował mi wmawiać, że uczucie z czasem przyjdzie; pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie, niczym bomba, która rozwali cały mój światopogląd i nie będę widział niczego z wyjątkiem Eleonore. Tak się jednak nie stało. Niestety oboje nie mogliśmy się pożegnać, bo Paul wymyślił sobie ten cholerny, udawany związek, który jakoby miałby pomóc naszemu zespołowi.

Czy wystarczająco nie pomagają nam już związki Liama i Zayna?

Po co do tego jeszcze mój?

Nie jestem, żadnym pieprzonym, gejem.

Dlaczego nikt nie może tego zrozumieć?



*** 



Następnego dnia, równo o siódmej trzydzieści w całym mieszkaniu dało się słyszeć dzwonek do drzwi. Jako, że byłem jednym z największych leni na świecie, ani śniłem wstać z ciepłego przytulnego łóżka, tylko po to, żeby spotkać się ze trójką naszych przyjaciół, wesoło obwieszczających, że pora zbierać się na próbę do koncertu na stadionie Wembley, w które wliczają się także lekcje śpiewu, na które powinienem iść. Naiwnym było wmawianie sobie, że wybieram się tam głównie dla fanów; dla mnie ważniejsze było to, co pomyśli sobie Caroline, kiedy zobaczy moje zdjęcia sprzed budynku.

- Tommo, wstawaj! – usłyszałem tuż nad swoim uchem, głośny krzyk jednego z chłopaków. Nie wiedziałem, który to, bo byłem twarzą zwrócony w ścianę, a dodatkowo przykryty kołdrą, po sam czubek głowy.

- Nigdzie nie idę – warknąłem, zaciskając palce na przykryciu, gdyż nieproszony osobnik, zaczął je ze mnie ściągać. – Hej! – krzyknąłem, kiedy kołdra wylądowała na podłodze, a ja pod wpływem chłodnego powietrza, zatrząsnąłem się. – Malik!

- Tak to ja, we własnej boskiej, osobie – powiedział z szerokim uśmiechem, który dosięgał mi brązowych tęczówek. Mimo wczesnej pory dnia, wyglądał jak zwykle oszałamiająco. Włosy postawił na żel, formując z nich swoją znaną fryzurę; na biały podkoszulek ubrał granatową bejsbolówkę, a nogawki poprzecieranych spodni, schował w wysokie białe adidasy. – Nie pożeraj mnie tak tymi swoimi błękitnymi oczętami, bo się czerwienię – teatralnie zasłonił sobie usta ręką, udając przy tym zawstydzoną dziewczynkę.

- Idź, do diabła – mruknąłem, machając na niego ręką.

Byłem zmęczony, niewyspany, zły, a dodatkowo miniona noc wcale nie sprawiła, że przestałem myśleć, o Caroline i, o tym jak całkiem nieświadomie ją zraniłem. W asyście Zayna wybrałem ubrania na dzisiejszy dzień, poczym zamknąłem się w łazience, dziękując, że mulat nie zauważył, mojego podłego nastroju.

- Ile można na ciebie czekać, Tommo? – zapytał z pełną buzią Niall, jedząc naleśniki z Nutellą, które na sto procent przygotował Harry. Wzruszyłem niedbale ramionami, sięgając po wysoką szklankę, do której nalałem soku pomarańczowego. – A tobie co się stało?

- Carol mu nie dała – powiedział rozbawiony Harry, ściągając z patelni usmażonego naleśnika. Posłałem mu groźne spojrzenie, które jednak ani trochę na takowe nie wyglądało, bo chłopak zaśmiał się, stawiając na środek stołu talerz. – Rozchmurz się, Loueth. Może spotkasz ją przed studiem? W końcu to nasza fanka.

- Nie będzie jej – odezwał się Liam, rozkoszując się smakiem naleśnika. Spojrzałem na niego z zapytaniem w oczach, jednocześnie zastanawiając się skąd on, o tym wie. – Dzwoniłem do Andiego, bo chciałem go zaprosić do mnie na wieczór, odmówił, tłumacząc się, że musi wybić Caroline pomysł z powrotem do Polski. Nie znam szczegółów, ale powiedział mi, że kiedy ona się na coś uprze, nie ma mocnych, którzy umieli by przekonać ją do zmiany zdania. Jest jeszcze gorsza niż Harry.

- Nie ma bardziej upartych ludzi niż Hazza – zauważył Niall, oblizując sobie usta, na których zostały ślady z czekolady. Harry uderzył go ścierką w głowę, na co blondyn nieznacznie się skrzywił. – Hej! Podobno ludzie cenią szczerość, więc dlaczego ty mnie bijesz?

- Szczerość, a nie obrazę – warknął, siadając obok niego na krześle. – Louis, wyglądasz na zmartwionego. Czyżbyś był zły, że panna Nowak, postanowiła opuścić nasze piękne deszczowe miasto?

- Ty niczego nie wiesz, Harry. Po prostu.. odwal się.

- Hola, hola, hola.. spokojnie kowboju – Zayn wkroczył do akcji, roztaczając wokół siebie aurę, której nie dało się zdefiniować jednym słowem. Kiedy zabierał głos, wszyscy nagle zaczynają go potulnie słuchać, całkiem nieświadomie wypełniając jego wolę. Miał dar.. przekonywania? Nie byłem pewien, czy właśnie tak można było to nazwać. – Powoli i spokojnie powiesz nam teraz, o co chodzi z Caroline Nowak, z nie biologiczną kuzynką Andiego.

- Tutaj nawet nie ma co opowiadać – jęknąłem, chowając twarz w dłoniach.

Czułem na sobie spojrzenia czwórki przyjaciół, w tym rozbawione Harrego, chociaż nie widziałem jego twarzy. Poczułem jak jeden z nich odciąga moją rękę od twarzy. Spotkałem się z brązowymi tęczówkami Zayna, który lekko się do mnie uśmiechały, jednocześnie prosząc bym wyrzucił z siebie wszystkie swoje żale. Znał mnie jak nikt inny; czasami miałem wrażenie, że lepiej od Harrego, chociaż to właśnie z osiemnastolatkiem miałem lepszy kontakt. Więź między mną, a mulatem zmieniła się, kiedy miesiąc temu przyszedł do mnie w sprawie Perrie. Wygadał się, opowiedział o swoich wątpliwościach, oraz o wielkiej miłości do blondynki. Co ja, koleś, który nie ma powodzenia w miłości, mogłem mu poradzić? Nic, poza szczerą rozmową z panną Edwards.

- Nie mogę przestać o niej myśleć – przyznałem ciężko, patrząc w jego brązowe oczy. – Po prostu, nie mogę. Wciąż widzę jej jasnozielone oczy, czerwone włosy, nieśmiały ale szczery uśmiech, lekko arogancką postawą. Lubię ją, ale jak to ja, musiałem palnąć jakąś gafę.

- Co dokładnie?

- Powiedział, że nie widzi sensu w chodzeniu na lekcje śpiewu, kiedy ona studiuje edukacje muzyczną.

- Studiuje edukacje muzyczną? – zapytał Niall wyraźnie zainteresowany. – A na czym gra?

- Perkusji – odpowiedział mu Liam, z uśmiechem.

- Dobra, wiesz więcej niż Louis, dlaczego? – zwrócił się do niego blondyn, nakładając sobie kolejnego naleśnika. Wszyscy, prócz Zayna, który nadal się na mnie patrzył, spojrzeli na Payne. – Liam?

- Andy mimowolnie o niej wspomina. Właściwie to Danielle wypytuje go o Caroline, więc ona wie znacznie więcej niż ja. Czasami spotyka się z nią na jakieś kawie czy spacerze.

- Musisz ją poznać Louis, nim ona wyleci. Przekonaj ją, żeby nie leciała, może ci się uda – odezwał się Zayn, ściskając moje ramię z tym swoim cwanym uśmiechem. – A teraz się zbieramy na próbę – dodał, zerkając na swój zegarek, który założony miał na lewym nadgarstku.



Jeden wielki pisk. Właśnie to słyszałem, kiedy wysiedliśmy z białego busa przed studiem nagraniowym. Mimo wczesnej pory pod budynkiem było naprawdę dużo fanek. Chłopaki od razu pobiegli w ich kierunku, całkowicie ignorując niezadowolonego Paula, który mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Zerknąłem na niego kątem oka, na co on kiwnął głową w stronę fanek.

Wtedy ją zobaczyłem. Stała w pierwszym rzędzie. Miała na sobie biały top z logiem naszego zespołu, na około, którego wypisane były nasze imiona z autografami. Nigdzie nie widziałem podobnej koszulki, więc wychodziło na to, że Caroline musiała zrobić ją sama. Nie byłem zaskoczony. W końcu była artystką. Rysunek w naszym salonie, mówił sam za siebie. Chciałem od razu do niego podejść, ale Harry zaciągnął mnie do wspólnego zdjęcia z małą dziewczynką, która siedziała na wózku inwalidzkim. Nie mogłem jej odmówić. Na szczęście była ustawiona tak, że uśmiechając się do aparatu, miałem na widoku Caroline.

Wciąż tam stała. Uśmiechała do mnie, odgarniając z oczu za długą grzywkę. Włosy związała w dwa luźne warkocze. Znowu miałem idealny widok na jej długie blade nogi. Było jak w dniu, kiedy się poznaliśmy. Usłyszałem krzyk innej dziewczyny, odwróciłem się tylko na chwilę, by nabazgrać swój autograf na jednym z plakatów; kiedy znowu spojrzałem w jej kierunku, zniknęła.

Nie reagując na wołania fanów, chłopaków czy Paula, pobiegłem za nią. Na szczęście nie odeszła daleko. Już z oddali widziałem jej czerwone warkocze i tatuaż na łopatce. Wyróżniała się, bo do niebieskich, lekko poszarpanych szortów, założyła żółte martensy. Pasował mi jej styl, był zakręcony, pozytywny. Taki jaki lubiłem najbardziej.

- Carol! – zawołałem kiedy dziewczyna zatrzymała się przy wystawie sklepu z ciastkami. Słysząc swoje imię, spojrzała w moim kierunku, lekko się uśmiechając. Odsunęła się od wystawy, robiąc kilka kroków w tył, wciąż na mnie patrząc. – Poczekaj! – krzyknąłem, kiedy odwróciła się do mnie tyłem. Nie zatrzymała się. Szła powoli przed siebie z rękami, splecionymi na krzyżu.

Dogoniłem ją, przed tym, jak chciała skręcić zza kolejny róg. Złapałem ją za ramię, odwracając ją do siebie przodem. W jasnych oczach błysnęły radosne iskierki, których wcześniej nie widziałem, zaróżowione usta, były rozciągnięte w nieśmiałym uśmiechu, który mnie do siebie przyciągał. Po raz pierwszy miałem ochotę je pocałować, posmakować ich, sprawdzić czy pasują do moich.

- Cześć, Louie – przywitała się radośnie, kiwając głową. – Masz zamiar opuścić kolejną lekcję śpiewu?

- Nie. Jestem tutaj, to znaczy przyjechałem by wziąć w niej udział – wyjaśniłem, zaplątują palce w swoje włosy. – A co ty tutaj robisz? Słyszałem, że wylatujesz do Polski i jeszcze ta koszulka – machnąłem ręką w stronę jej ubrania, które naciągnęła, patrząc na nią z nieukrywanym uśmiechem.

- Więc… chciałam się przekonać, czy rzeczywiście przyjedziesz. Przyjechałeś i to dość w wielkim stylu. Kiedy podszedłeś do tej dziewczyny, co siedziała na wózku, zdałam sobie sprawę, że możliwe, że wcale nie jest taki jak mówią o tobie antyfani – puściła mi oczko, przygładzając koszulkę. – Musiałeś coś źle usłyszeć, Louis. Owszem wylatuję do Polski, ale tylko na weekend – uśmiechnęła się promiennie.

- Na weekend?

- Mhm – przytaknęła. – Idź na lekcje, Lou, a ja do pracy – poklepała mnie po plecach. – Możesz przyjść do mnie później, porozmawiamy na spokojnie.

- Jesteś na mnie zła na wczoraj, prawda?

- Jakby ci to powiedzieć – przyłożyła palec do brody, udając, że intensywnie nad czymś myśl. – Nie powiem, że nie, bo wówczas byłoby to kłamstwo. Rozumiesz?

- Jesteś zła – skitowałem, na co ona przytaknęła. – Ale jesteś tutaj, dlaczego?

- Kiedy wyszedłeś, targały mną dziwne emocje. Musiałam je na czymś wyładować, więc zaczęłam robić tą cholerną koszulkę, serio nie mam pojęcia jak ją zrobiłam. Po prostu zaczęłam drukować z Internetu te wszystkie obrazki i tak dalej..

- Efekt jest oszałamiający – odezwałem się głosem pełnym uznania.

- Czuję się jak piętnastolatka – westchnęła. – Nie mam nawet nic na zmianę. Jak to będzie wyglądało, kiedy będę serwowała kawę jakimś studentom z mojego rocznika? Wyśmieją mnie – mimo smutnego tonu, jakim wymówiła ostatnie słowa, w jej oczach błyszczały iskierki. Była niesamowita, miała do siebie dość lekki dystans, sprawiając, że uśmiech sam pojawiał się jej na twarzy. – Nie szczerz się tak, Tomlinson. Tylko ja mam prawo śmiać się sama z siebie.

- Wybacz, ale to było urocze – powiedziałem, nim zdążyłem się ugryźć się w język.

Caroline zwęziła oczy, bacznie mi się przyglądając. Ogarniał mnie niepokój, spowodowany niewiedzą na to, co ona teraz może zrobić. Nie chciałem by nagle odwróciła się do mnie plecami, odchodząc bez słowa. Nie poradziłbym sobie. To absurdalne jak mocno się do niej przywiązałem, chociaż widzę ją dopiero czwarty raz. Ciężkie powietrze przeciął jej śmiech. Tak radosny, że sam mimowolnie się uśmiechnąłem.

- Do zobaczenia później, Louis – rzuciła z uśmiechem, całkowicie pewna, że się jeszcze dzisiaj spotkamy. Miała rację. Poszedłbym do Hard Rock Coffee, nawet gdybym musiał uciec z jakiegoś wywiadu, czy upuścić fanów, w czasie rozdawania autografów.

Zniknęła, nim zdążyłem się pożegnać.



- Gdzieś ty był, do cholery?! – Zayn naskoczył na mnie, kiedy ledwo zamknąłem za sobą drzwi od sali, w której mieliśmy lekcje śpiewu.

Patrząc na niego wzruszyłem niedbale ramionami, podchodząc do chłopaków, którzy ustawili się w kółku wokół czarnego pianina, przy którym siedziała Helen. Uśmiechnąłem się do niej, niewymuszonym uśmiechem, który śmiało dosięgał moich oczu. Helen odpowiedziała tym samym, poklepując miejsce obok siebie na czarnej ławce. Pośpiesznie wykonałem jej polecenie, nieśmiało kładąc palce na czarno-białych klawiszach. Dawno nie grałem; właściwie to nie pamiętam dnia, w którym ostatni raz siedziałem przy pianinie. Czy było to po X Factorze, czy może przed. Helen pokazała mi, co mam zagrać; wypadło na piosenkę Chrisa Browna – Crawl. Jęknąłem w duchu, ale mimo wszystko zacząłem ją grać, nie chcąc bardziej zranić Helen, która przecież małe pełne prawo by mnie stąd wyrzucić. Całkowicie ją olałem. Ją i jej zajęcia, które były dla nas ważne.

- Jak widać Paul się mylił – powiedziała wyraźnie zadowolona Helen, kiedy zagrałem ostatnie dźwięki piosenki. Spojrzałem na nią z niemym pytaniem, zastawiając się co takiego Paul o mnie mówił. – Ten stary piernik twierdził, że zapomniałeś, jak się gra na klawiszach. Mówiłem mu, że z grą na jakimkolwiek instrumencie jest jak z jazdą na rowerze-możesz zapomnieć, ale po pierwszej próbie, przypominasz sobie. Ale on nie, jak zawsze mądrzejszy – westchnęła, teatralnie ocierając sobie pot z czoła. – Musimy przećwiczyć trzy piosenki, które według waszego mądrego menadżera, wam nie wychodzą. Ja mam inne zdanie na ten temat, ale wiecie, muszę go słuchać, bo mi płaci – zmarszczyła brwi, przerzucając strony swojego zeszytu.

- Co nam niby nie wychodzi? – zapytał lekko zirytowanym tonem Zayn, przeszukując kieszenie swoich czarnych spodni. – Widział ktoś moją czerwoną zapalniczkę?

- Jeszcze nie skończyliśmy, Zayn, więc nie masz powodu by jej szukać - zauważyła Helen. – „Another World”, „Na na na” i „I wish”. Mówił coś jeszcze, że „Moments” śpiewacie zbyt… melancholijnie, ale na szczęście wybiłam mu przyspieszenie tonu z głowy.

- Więc „Moments” śpiewamy tak samo jak przedtem? – upewnił się na spokojnie, Liam.

- Zgadza się. To jak weźmiemy się teraz do roboty i wyjdziemy za jakieś trzy godziny, czy wolicie zrobić sobie przerwę i skończyć dopiero po obiedzie?

- Na obiad mamy iść do Nandon’s! – zawył Niall, wyginając usta w podkowę. – Chłopaki mi obiecali!

- I pójdziemy, Niall – uspokoił go Liam, przyciągając do siebie blondyna, który niemal natychmiast, mocno się do niego wtulił.

Dla osoby trzeciej mogło to wyglądać dość dwuznacznie; dla nas było to jednak codziennością, niemal normą. Chociaż to Harry był z nas najmłodszy, to właśnie Nialla traktowano jak kogoś, kim trzeba się stale opiekować. Był naszym małym dzieckiem, któremu należała się dwudziestoczterogodzinna opieka, najczęściej wśród tłumów fanów, którzy gotowi byli nas zmiażdżyć, byleby dostać coś, co nas należy. Ostatnim razem Zayn stracił swoją czerwoną czapkę z daszkiem, a Niall swoją zieloną; dodatkowo w oczach blondyna dostrzec można było łzy, które brały się z jego fobii do zamkniętych, ciasnych przestrzeni; dlatego zawsze obok niego jest ktoś z nas, najczęściej tym kimś jest Liam, który traktuje Nialla jak młodszego brata, chociaż między nimi jest około dwóch tygodni różnicy.

Niall miał jeszcze jedną cechę, która sprawiała, że stawał się bardziej uroczy. Był niesamowitym optymistom. Uśmiecha się dwadzieścia cztery godziny na dobę, nawet podczas snu-wiem, bo sprawdzałem, bez skojarzeń proszę! Płaczę tylko wtedy, kiedy przeraża go tłum, czy ze wzruszenia, kiedy fani krzyczą jego imię, bądź razem z nimi śpiewają jego solówki. Wydawać by się mogło, że Niall trudno zranić; prawda była inna. To naprawdę banalne zadanie, które mistrzowsko wykonują hejterzy, naskakując na biednego Irlandczyka. Słów krytyki pod jego adresem, od jakiegoś czasu, jest naprawdę sporo. A to, że nie umie śpiewać i musi korzystać z playbacku; a to, że nie potrafi się ubrać i nawet z pomocą stylistki prezentuje się jak ofiara mody; że jest za gruby i powinien natychmiast przestać chodzić do Nandon’s; że ma w dupie swoją rodzinę i starych przyjaciół. Przykłady można mnożyć, ale po co? Po tym wcale nie zrobi się mu lepiej.

Dlatego wiem, jak bardzo zależy mu na tych wszystkich lekcjach. Dla niego to sposób nie tylko na poprawę swojego głosu, ale także samopoczucia. Poprzez chodzenie na nie, chce w pewnym sensie udowodnić hejterom, że stara się być lepszym wokalistom. Nie chce się do tego przyznać, ale ja wiem, że ma cichą nadzieje, że te wszystkie osoby się od niego w końcu odczepią i pozwolą być szczęśliwym, jak to było przedtem.

Chciałabym być tak pozytywną osobą jaką jest Niall. On nawet będąc mieszanym z błotem, potrafi znaleźć tego radosne i pełne światła strony, a ja?

Ja najchętniej bym chciał mieć wszystko podane na srebrnej tacy, bym mógł w każdej chwili po to owe coś sięgnąć. Czasami, a może nawet i dość często, chciałbym taki sam jak Niall – beztroski i pełny życia.

Nikt tak na dobrą sprawę, nie wie, co siedzi w głowie kolesia z Doncaster, który: chce pojechać do Niarnii, nigdy nie dorosnąć, nie nosi skarpetek, kocha szelki, kolorowe spodnie i koszulki w paski. Nawet moi koledzy nie do końca mnie znali. Dla nich byłem wiecznym żartownisiem, który ani myślał dorosnąć. Ale czy oby na pewno?

8 comments:

  1. wow. ale długi rozdział. ale to nic, bo strasznie wciąga, jest na serio ok. czekam na cudownego nexta i oczywiście życzę weny <3 przepraszam, że się nierozpisalam tak jak Ty u mnie, ale po prostu nie wiem co napisać. obiecuję, że to nadrobię :) całuję, Pluton <3
    http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/

    ReplyDelete
  2. Cudowny rozdział - zresztą jak każdy w twoim wykonaniu :) Tak teraz przyszło mi do głowy, że powinnam sprawdzić swoje starsze komentarze, bo za każdym razem jak zaczynam pisać mam to dziwne uczucie, że to już było... Pewnie w każdym się powtarzam, ale co ja mogę? To przecież twoja wina, że wspaniale piszesz...

    Może i Harry przyjacielowi nie potrafił poprawić humoru, ale ja szczerzyłam się na całego :D No i chyba właśnie zdobyłaś moje serce przedstawiając mi Zayna w takiej troskliwej postaci... Kolejny raz się zakochałam... Boże, jaka ja jestem kochliwa ;) Nawet nie wiesz jak mi ulżyło z tym wyjazdem do Polski, bo już myślałam, że szykuje się jakaś wielka ucieczka spowodowana czymś strasznym (ja i moja wyobraźnia...), Ale dwa dni, to jakoś przeżyję.
    Mimo iż rozdział do krótkich nie należy, mi jak zawsze mało :D Chcę wiedzieć więcej, a najlepiej wszystko! Tak, na wszystko mogłabym się zgodzić. Ewentualnie ;)
    Przepraszam cię, że piszę jakieś głupoty, ale i tak nie ważne jakbym się starała, po twoich słowach już nic lepszego nie jestem w stanie napisać... Z niecierpliwością (bo jakże by inaczej) czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę natchnienia...

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    ReplyDelete
  3. Alee długi rozdział. Świetnie napisany. Mhmm Zayn taki troskliwy :) Cudoo ;D

    ReplyDelete
  4. Martuś, Martuś. I ty Louis! Czy ja mam wam kiedyś zrobić? Jak ty debilu mogłeś ją tak zranić? No ja się pytam, no jak?! *brzmię jak Majka, ale trudno*
    Ale ta koszulka to zarąbista jest ;D Ja nawet w wyobraźni ją mam. Taka Carol ubrana w T-shirt z 1D :D Nie no, bomba.
    Ty się nie czepiaj, że to bez sensu jest, bo dobrze wiesz, że ja komentarzy pisać nie umiem. Chciałaś, to masz xdd
    Jezu, Car jest moją mentorką od dzisiaj. I ten jej rozbierany poker ♥
    Mówiłam Ci już, że uwielbiam twój styl pisania? Jeśli tak, to cóż... lubię się powtarzać. A jak nie( w co szczerze wątpię) to Ci mówię :D
    PS. Wiem, że to bez sensu jest, ale winę zrzućmy na orzeszki, które jadłam z kuzynem popijane mega mocną kawą z czterech łyżeczek. Ciii... bo mama nic nie widziała, więc wiesz :D
    Gosiak ♥

    http://pamietaj--mnie.blogspot.com/

    ReplyDelete
    Replies
    1. Gosia, kochanie chyba wybiegłaś za daleko w przyszłość. Nie powinnaś zdradzać tego, co planuję napisać w kolejnych rozdziałach! ;p ale dziękuję :*

      Delete
    2. Ej, rozbierany jest fajny ♥ Grałaś kiedyś?
      Ja nie w pokera, ale w butelkę. :D

      Delete
  5. [SPAM]
    Zapraszam do siebie -> butilllovethemendlessly.blogspot.com ♥

    ReplyDelete
  6. Rozbierany jest fajny do czasu! :D
    haha
    rozkręcasz się, fajnie Ci to wychodzi :)
    wbij do mnie jak chcesz :)
    http://my-inmos-secret.blogspot.com/

    ReplyDelete