Thursday, November 01, 2012

Rozdział czwarty


Od M.: Rozdział dla wszystkich komentujących! Dziękuję Wam! xx 
Mam dla Was także dobrą wiadomość (to znaczy, mam taką nadzieję). Napisałam już cały pierwszy sezon! Teraz pozostaje mi go tylko sprawdzić i dodawać ^^ 
Koniec ogłoszeń. Jeśli macie jakieś pytania czy coś to zapraszam tutaj i tutaj :) 
Miłego czytania, kocham Was! xx 

Ps. Mam w zanadrzu shota o Lilo, hihi! ^^


***





Kiedy weszliśmy do Hard Rock Coffee, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to siedząca przy pianinie rudowłosa dziewczyna, której warkocze tańczyły za każdym razem, kiedy jej głowa kręciła się we wszystkich możliwych stronach. Nie znałem utworu, jaki grała. Może było to coś z jej własnej kompozycji? W myślach, odnotowałem sobie, by zapytać się jej o to, przy pierwszej nadarzającej się okazji. Prócz dźwięków fortepianów, czułem zapach świeżo mielonej kawy i czekolady, na którą miałem nagle nieodpartą ochotę.

- Carol, twoi przyjaciele przyszli! – zawołała jakaś kobieta, wychodząc zza lady. Spojrzeliśmy na nią w tym samym momencie, zastanawiając się, kim może być. Właścicielką? Wszystko możliwe. – Nie patrzcie tak na mnie, bo mam wrażenie, że zrobiłam coś złego – zwróciła się nas, teatralnie zasłaniając usta ręką. – Jestem Beatrice Samuels, właścicielka tej kawiarni, a jednocześnie ciotka Caroline i matka Andiego – mówiąc to spojrzała wymownie na Liama, którego oczy nagle się rozszerzyły.

Był zawstydzony.

- W porządku, ciociu. Zajmę się nimi – powiedziała Carol, stając za nami. – Cześć chłopaki – kiwnęła na nas głową, prowadząc nas do stolika, przy którym siedzieliśmy ostatnim razem. – Liam wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.

- Ja… ona.. to znaczy, ja…

- Chcesz mi powiedzieć, że nie poznałeś matki swojego najlepszego przyjaciela? – spytała niedowierzająco, z lekkim uśmiechem, jednocześnie wyciągając z kieszeni spodni mały notes z długopisem.

- Zmieniła się – powiedział na swoją obronę, chowając twarz zza menu. – Naprawdę! – dodał pewniej.

- Nie musisz się martwić, Liam. Beatrice nie trzyma urazy. Fakt faktem zmieniła się, obcięła włosy, przefarbowała je na blond no i ma inny image. Musisz przyznać, że nie wygląda na matkę dwudziestodwulatka, prawda? – Payne pokiwał głową w dalszym ciągu na nią nie patrząc.

To wyglądało dość komicznie, Liam rzadko kiedy był bohaterem podobnych sytuacji, które najczęściej zdarzają się mnie bądź Harremu. Z nas wszystkich, to właśnie on trzyma głowę na karku, wie co w trawie piszczy, więc fakt, że pani Samuels postanowiła się zmienić, nie powinna zrobić na nim żadnego wrażenia. Tym bardziej miałem ochotę się zaśmiać, kiedy widziałem Liama w takim stanie.

- Mniejsza z tym, co wam podać? – zapytała, spoglądając na każdego z nas, na mnie zatrzymując wzrok na samym końcu. – Louis dla ciebie gorąca czekolada czy może Yorkshire?

- Czyżby Tommo był tutaj stałym gościem, że już wiesz, co mu podać? – spytał z łobuzerskim uśmiechem Harry, chcąc zapewne wprawić ją w zakłopotanie. Widząc jednak jej szeroki uśmiech i pełne rozbawienia oczy, wiedziałem, że mu się to wcale nie udało.

- Jeśli chciałeś sprawić, bym poczuła się niezręcznie, muszę cię rozczarować, Harry – powiedziała spokojnie. – Gdybym była jedną z tych wstydliwych dziewczyn, w życiu nie założyłabym koszulki, którą wyrażam, jak wielką jestem waszą fanką – mój wzrok automatycznie przeniósł się na koszulkę, która wyglądała dokładnie tak samo jak przed paroma godzinami. Harry jęknął z frustracji, pocierając sobie policzek dłonią.

- Dość ciekawa ta koszulka – zauważył Zayn, jednym okiem patrząc w menu. – Sama ją zrobiłaś czy znalazłaś na jakieś aukcji?

- Sama, jednak kilka dziewczyn, które dzisiaj tutaj zawitały, chciały bym im też taką zrobiła. Oczywiście, że proponowali pieniądze, ja jednak… no cóż, niczego im nie zrobię – wzruszyła ramionami.

- Zarobiłabyś – zauważył Harry, nie dając za wygraną.

- Nie potrzebuję pieniędzy, Harry – powiedziała poważnie, niecierpliwie stukając ołówkiem o notatnik.

- To ja już nie mam więcej pytań – rzucił pokonany. – Po proszę dużą kawę z mlekiem, podwójną dawką cukru i coś naprawdę słodkiego – dodał.

- Jasne. A dla was?

Kiedy podaliśmy jej nasze zamówienia, odeszła z lekkim uśmiechem, chowając notatnik do tylniej kieszeni szortów. Liam w dalszym ciągu wpatrywał się w menu, chociaż Niall złożył za niego zamówienie. Miałem wrażenie, że uczy się go na pamięć, choć nie widziałem w tym żadnego sensu. Co jakiś czas mamrotał pod nosem, jakim on to jest głupkiem, że nie poznał pani Samuels; że Andy dostał właśnie powód, by się na niego śmiertelnie obrazić. Przykłady można by dwoić i troić, gdyby do kawiarni nie wszedł wcześniej wspomniany chłopak. Samuels przywitał się pierw z matką, która podarowała mu głośnego całusa w policzek, oraz z Caroline, która prócz krótkiego kiwnięcia głową, nie zrobiła nic więcej.

- Cześć chłopaki – rzucił wesoło, dołączając do nas niemal w tym samym czasie, co Carol przyniosła nasze zamówienia. Twarz Liama w tym czasie uderzyła o blat stolika, a z jego ust wydobyło się ciche jęknięcie.

- Pociesz swojego przyjaciela, bo biedaczek ma wyrzuty, że nie poznał twojej matki – rzuciła dziewczyna, chcąc się oddalić. Ja jednak nie mogłem jej na to pozwolić.

- Usiądź z nami. Jestem pewny, że pani Samuels zgodzi się dać ci kilka minut przerwy.

- Och, no pewnie, że tak. W końcu przyszli, jak to ona określiła, moi przyjaciele – sarknęła, poprawiając grzywkę, która opadła jej na oczy. – Nie dziękuję, mam coś do zrobienia – westchnęła, zostawiając nas samych.

- Więc, Liam – zaczął Andy, czochrając fryzurę szatyna, na co on w ogóle nie zareagował. – Weź podnieś tą głowę, bo chcę patrzeć w twoje oczy, a nie włosy, które swoją drogą powinieneś umyć.

- Ogolę się na łyso – powiedział zduszonym głosem, w dalszym ciągu nie podnosząc głowy znad stołu. – Po prostu mnie zostaw, jestem żałosny.

- Z tym nie mogę się, nie zgodzić – Andy pociągnął łyk herbaty z filiżanki Liama, przesadnie oblizując sobie przy tym usta.

Nagle w pomieszczeniu znowu dało się usłyszeć delikatne dźwięki fortepianu. Mój wzrok automatycznie powędrował w stronę siedzącej przy instrumencie dziewczynie, która z niezwykłą delikatnością, wygrywała kolejne nuty. Stopy odziane w martensy, dotykały pedału, z niezwykle lekko, zupełnie jakby miała bosą stopę. Nagle przerwała grę, nachyliła się nad półką z nutami, zapisując szybko coś, w czym, co tam leżało.

- Przygotowuje kompozycje na zaliczenie – usłyszałem Andiego, który powiedział to tak swobodnie, jakby mówił o tym, co chce zjeść na kolacje. – Pracuje nad nią od dobrych trzech miesięcy. Ułożyła już w sumie ich trzydzieści, ale za każdym razem coś w niej zmienia. To jest irytujące. Nie mam nic do pianina, poważnie, ale na perkusji idzie jej znacznie lepiej.

- Więc dlaczego nie gra na perkusji? – zapytał Niall, rozkoszując się smakiem ciastka.

- Nialler, a widzisz ją gdzieś tutaj? – spytał Harry, kręcąc z politowaniem głową.

- Nie musisz na mnie od razu krzyczeć, Harry – powiedział cicho blondyn, spuszczając wzrok na swój deser. – Byłem ciekawy, to wszystko. Nie od razu Rzym odkryto.

- Wybudowano – mruknęła nad nami Caroline. – Musicie o mnie gadać, nawet, kiedy siedzę kilka metrów dalej? – założyła ręce na piersi, patrząc wyczekująco na swojego kuzyna.

- Odpowiadałem na zaciekawione spojrzenia Louisa. Wpatrywał się w ciebie jak w obrazek.

- Ach tak? – jej jasnozielone oczy przeniosły się na mnie, a idealnie cienka brew podniosła się do góry, niemal chowając się za długą grzywką. – Czy jest coś, co chcesz jeszcze wiedzieć, Tomlinson?

- Może usiądziesz i opowiesz nam o swoich egzaminach?

- Tu nie ma co opowiadać – rzuciła lekko, ściągając czarną cienką gumką z końca jednego z warkoczy, by od nowa go zawiązać. – Mam egzaminy ustne, na których, przed komisją muszę zagrać swoje własne kompozycje, na instrumentach, na których się uczę; w moim przypadku jest do pianino i perkusja. Termin mam w następny wtorek. Niestety żadna z napisanych kompozycji nie ma odpowiedniego zakończenia, więc lecę do Polski by znaleźć rozwiązane, bo tutaj nie da się pracować. Podać wam coś jeszcze? – spytała, kiedy skończyła sobie pleść warkocza. – Liam, czy ty przestaniesz w końcu udać dziecko i zachowywać się jak na swój wiek przystało? To staje się uciążliwe.. zachowujesz się gorzej niż moje dzie…

Urwała nagle, zasłaniając sobie usta dłonią; oczy rozszerzyły się jej nie znacznie. Wyglądała na przerażoną. Wszyscy wpatrywali się w nią, z milionem pytań w oczach, nawet Liam w końcu raczył podnieść głowę, by sprawdzić, co się stało. Dziewczyna kręciła głową na boki, mamrocząc pod nosem niezrozumiałe słowa, prawdopodobnie w swoim ojczystym języku, chociaż nie mogłem być tego pewien. Bardziej zainteresowany byłem tym, co chciała powiedzieć. Słowo, które uwięzło jej w gardle, było dla mnie dziwnie cenne. Co chciała powiedzieć?

Dzie… Dziecko?!

Popatrzyła na Andiego, który z cynicznym uśmiechem, obserwował jej reakcje. Widać było, że ani myślał ruszyć jej z pomocą. Zamiast tego poprawił się na krześle, zakładając rękę na oparcie krzesła Liama, który uparcie patrzył na speszoną dziewczyną, która zaczęła sobie wybijać palce. W końcu westchnęła, poprawiła grzywkę, koszulkę, a z kieszeni szortów wyciągnęła notatnik, z którego wyrwała kartkę. Położyła ją na naszym stoliku i odeszła bez słowa do lady, będąc przy tym odprowadzoną przez nasze ciekawskie spojrzenia.

- Co to, do diabła było?! – spytał poważnie Liam, patrząc na Andiego, który wzruszył ramionami, przesuwając kartkę w swoją stronę. – Ile mamy zapłacić?

- Pięćdziesiąt sześć funtów – powiedział spokojnie. – Już ci przeszło? – zwrócił się do niego, przekrzywiając głowę, by móc na niego spojrzeć.

- Powinienem przeprosić twoją mamę i zaprosić na kawę.

- Nie sądzisz, że mając własną kawiarnię ma jej w nadmiarze? – wtrąciłem się, wypijając do końca swoją herbatę.

Liam posłał mi krzywe spojrzenie, gotowy do zamordowania mnie. Wróciła Carol, która bez słowa zebrała naczynia, nie patrząc na nikogo z nas. Najbardziej to chyba starała się unikać mojego spojrzenia. Nawet wtedy, kiedy zamawiałem kolejną herbatę, nie spojrzała na mnie; kiwnęła tylko głową, a zebrawszy wszystkie naczynia odeszła. Chłopcy patrzyli na mnie w osłupieniu, czekając na wyjaśnienia. Najbardziej domagał się ich Niall, któremu obiecaliśmy pójście do Nandon’s. Liam znowu zabawił się w tatuśka, mocno go do siebie przytulając, głaszcząc gładką fryzurę, będąc blisko od pocałowania go w czubek głowy, jak to robił zawsze.

- Louis musi porozmawiać z Carol. Później spotkamy się w twoim mieszkaniu, okej? – powiedział spokojnie, patrząc w jego tęczówki o barwie bezkresnego oceanu.

Irlandczyk przytaknął, wstał z miejsca i z szerokim uśmiechem, oznajmił, że w takim razie nie będzie przeszkadzał mi w rozmowie z ukochaną kobietą, idzie się nażreć do Nando’s i jeśli chcę mogę wpaść z Carol o szóstej, nie zapominając przy tym o sześciopaku jego ulubionego piwa. Cały Niall. Beztroski, optymistyczny, pełny życia.

- To, do zobaczenia, Lou – rzucił na pożegnanie Liam.

Niall przechodząc obok Caroline, klepnął ją po przyjacielsku w ramię, posyłając swój firmowy uśmiech, za który większość dziewczyn oddałaby by głowę. Dziewczyna odwzajemniła go, chociaż widać było, że zaskoczył ją tym. Kiwnęła głową pozostałym, dłużej zawieszając spojrzenie na swoim kuzynie, który poczochrał jej włosy, niemal w ten sam sposób, co wcześniej Liamowi. Zmarszczyła na to brwi, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. Siedząc przy stoliku usłyszałem, jak Payne jeszcze serdecznie przeprasza panią Samuels za swoje zachowanie i obiecuję jej jakąś rekompensatę, na co ona pokręciła tylko głową, niemal siłą wypychając go z kawiarni, w której prócz mnie i kilku starszych par, nie było nikogo.

Caroline usiadła na miejscu Liama, centralnie naprzeciwko mnie, stawiając na stoliku tace z dwiema filiżankami; jedną z nich przesunęła w moim kierunku, drugą w swoim.

- Kiedy wylatujesz do domu? – spytałem, gdy dziewczyna spokojnie pociągała łyk swojej herbaty. Jej usta zacisnęły się smutną linię, oczy straciły blask, a ona beznamiętnie spojrzała na napój.

- Dzisiaj wieczorem – westchnęła.

- Dzisiaj? Ale dzisiaj jest czwartek, miałaś.. to znaczy mówiłaś, że jedziesz na weekend.

- Plany się zmieniają – zauważyła sucho. – Muszę pozałatwiać kilka spraw. Rodzinnych spraw. Przede wszystkim chcę odpocząć do Londynu, które z każdym kolejnym dniem mnie przytłacza, Lou. Muszę stąd wyjechać na jakiś czas, by zrozumieć dlaczego postanowiłam tutaj przylecieć i spędzić w tym mieście resztę życia.

- Wrócisz? – spytałem z desperacją, mają nadzieje, że jej nie dosłyszy.

- Wrócę. Ale tylko, dlatego, że mam niedokończone studia, cudowną pracę, mieszkanie, które wynajmuję i… Louisa Zagadkę Tomlinsona – odpowiedziała z uroczym uśmiechem.

- Zagadkę?

- Zastanawiam się, dlaczego osoba, która może mieć wszystko, a już na pewno modelkę Eleonore Calder, chce spędzać czas z takim szarakiem jak ja. We mnie nie ma nic ciekawego.

Jest.

Twoje nienaturalne jasne oczy; czerwono-rude włosy, które wiążesz w przeróżne fryzury; dystans do ubrań, jakie zakładasz; twoje zdenerwowanie, kiedy jakiś temat jest dla ciebie zbyt niewygodny by, o nim rozmawiać; twoja wielka miłość do muzyki; twoje tatuaże; w sposób, jaki się przy mnie zachowujesz.. to wszystko sprawia, że jesteś cholernie interesującą osobą. Zapomniałem dodać, że bardzo ciekawi mnie to, dlaczego nie chcesz już rysować. Jesteś naszą fanką, nie kryjesz się z tym; dodatkowo zachowujesz się przy nas normalnie.

- Lubisz dzieci, Louis? – spytała nagle, cicho jak na siebie.

Przez moment wydawało mi się, że pytanie w żaden sposób nie było skierowane do mnie, a cichy szept, który wydobył się jej ust, złudzeniem. Jednak, kiedy spojrzała na mnie, zdałem sobie sprawę, jak bardzo się myliłem. W jej dużych tęczówkach widziałem niemą prośbę, bym jej odpowiedział, niezależnie od tego, jak szczerze i bolesne by to było.

- Są zabawne – przyznałem z szerokim uśmiechem. – Dlaczego pytasz? Już myślisz, o założeniu rodziny? Moim zdaniem powinnaś jeszcze poczekać, ale skoro tak ci do tego spieszno to…

- Można powiedzieć, że już ją założyłam… - przerwała mi, zatapiając usta w swojej herbacie.

- Założyłaś?

Posłała mi smutne spojrzenie, zaciskając usta w cienką linię. Miałem wrażenie, że jednocześnie chciała mi, o czymś powiedzieć, jednak z drugiej strony nie miała na to odwagi. Jej oczy wołały „Domyśl się! Nie każ mi tego mówić na głos! Boję się, że nie zniesiesz tej prawdy.”

- Przepraszam Louis – zerwała się z krzesła, zabierając w dłonie filiżankę ze swoją herbatą – nie powinnam była zaczynać tego tematu. Miłego tygodnia – wymusiła uśmiech, odwracając się na pięcie, by dołączyć do swojej ciotki, która stała za barem, wycierając ceramiczne filiżanki.

Dlaczego sądzisz, że to ja jestem zagadką? To ty ukrywasz przede mną jakiś sekret, Caroline.



***



- A Caroline gdzie? – zapytał Niall, odbierając ode mnie sześciopak piwa, który miałem przynieść w ramach rzutki na dzisiejszy wieczór.

- Wejdź sobie na twittera pierwszej lepszej Directionerki, a się dowiesz – mruknąłem z nutką ironii, ściągając buty. Niall spojrzał na mnie speszony, mocno przyciskając piwo do swojej piersi. Westchnąłem, odgarniając na bok przydługą grzywkę; chciałem obciąć ją kilka tygodni temu, ale wówczas Eleonore twierdziła, że podoba jej się taka. – Albo nie rób tego, bo jeszcze ubzdurasz sobie, że między mną a Caroline coś jest.

- Dlaczego nie powiesz wprost, że odwiozłeś ją na lotnisko? – zapytał spokojnie Harry, odwracając głowę, by na mnie spojrzeć.

Wzruszyłem niedbale ramionami, siadając obok niego na podłodze, gdzie siedzieli już pozostali. Nawet Niall, który prócz dodatkowych puszek z piwem, miał także ze sobą słoik Nutelli i długą łyżeczkę, na widok, której Liam nieznacznie się skrzywił. Cały on. Zauważyłem, że chłopaki zaczęli grać jedną z tych pijackich gier, w których na przemian albo się pije, albo wykonuje naprawdę dziwne zadania. Tym razem padło na grę pod tytułem „Ja jeszcze nigdy…” Mimo że graliśmy w nią już dobre tysiąc razy, za każdym razem mamy taką samą frajdę, co za pierwszym razem. Nie pamiętałem, który z nas ją dostał. Możliwe, że był to prezent od jakieś fanki, ale musiałem przyznać, że był trafiony.

Zayn podniósł klapę laptopa, który leżał tuż obok jego nogi, logując się na swojego twittera; widziałem jak wchodzi na twittera jednego z dziewczyn, która dodaje o nas sprawdzone informacje. Tym razem nie było inaczej. Do swojej galerii dodała zdjęcie, przedstawiające mnie z nosem przyklejonym do szerokiej szyby, z której był widok na płytę lotniska, oraz samoloty, które w tym momencie się na nim znajdowały.

- Było buzi-buzi? – zapytał Zayn ze śmiechem, odwracając się przodem do mnie. – Rzuciła ci się w ramiona, jak to bywa w filmach?

- Louis by mnie nie zdradził! – odezwał się za mnie Harry, rzucając w Zayna prażoną kukurydzą.

- Sam jesteś ciekawy, co zrobili – zauważył. Brew Harrego wystrzeliła do góry, wyrażając tym samym swoje pytanie. – Nie patrz tak na mnie! Kto niby skakał po całym pokoju, wyjąc, że Boo Bear zdecydowanie za szybko znalazł sobie zastępstwo za Eleonore. Ja? Wolę Perrie.

- Ale.. – jęknął żałośnie, przywierając ustami do szyjki butelki. – Jesteś w niej zakochany?

- Co?! Nie! – powiedziałem szybko, wymachując rękami na wszystkie kierunki, jakby odganiał natrętną muchę.

Niall z Zaynem i Liamem bacznie się nam przyglądali, czekając na rozwój wypadków. Takie akcje zawsze kończyły się, ich zdaniem, wesoło. Harry odstawił na bok swoje piwo, zwężając na mnie swoje zielone tęczówki. Zmienił pozycję, także teraz siedział na piętach z łobuzerskim uśmiechem, nie podobało mi się to. Ta mina zawsze źle wróżyła, zwłaszcza w momencie, kiedy Hazza próbował mi wmówić swoje zdanie, które nie zawsze było prawdziwe. Jednym ruchem przygwoździł mnie do podłogi patrząc mi prosto w oczy, przez co czułem się osaczony.

- Jesteś w niej zakochany – rzucił spokojnie, a jego mina się zmieniła. Uśmiechał się słodko, przygryzając przy tym dolną wargę, zupełnie jakby się denerwował.

- Jak mogę być w niej zakochany, skoro widziałem ją tylko jakieś pięć razy? – zapytałem.

- Miłość od pierwszego wejrzenia.

- Wiesz, że w nią nie wierzę – powiedziałem poważnie, zaciskając usta w cienką linię.

- Ona wierzy.

- Jesteś bardzo pewny siebie – zauważyłem. – Dlaczego próbujesz mi wcisnąć coś, co nie jest prawdą?

- Bo widzę jak się przy niej zachowujesz, Boo – uśmiechnął się wesoło, mocniej zaciskając palce na moim ramieniu. – Widzę, że przy Carol jesteś weselszy.

- Zawsze taki jestem.

- Ona ma ciebie dobry wpływ.

- Jak każdy.

- Nie dajesz za wygraną, Louis.

Harry pochylił się nade mną. Jego oddech owiał moją szyję, a włosy zaczęły gilgotać w nos. Gdzieś z boku, słyszałem głosy chłopaków, krzyczących: „Larry wrócił!”, śmiejących się i tarzających po podłodze, jak małe dzieci. Nie interesowali mnie. W mojej głowie pobrzmiewały poważne słowa Harrego, które o dziwo nie chciały wyjść.

- Kochasz ją.

Nie kocham.

Prawda?

7 comments:

  1. Genialny rozdział! Po prostu genialny. Poprzednie były wspaniałe, ale ten przebił je wszystkie ;)
    Ona ma dziecko? TAK! Cudowny pomysł! Kurcze, już widzę te wszystkie możliwości... Kolejne rozdziały... Jeśli ma dziecko, musi je zabrać ze sobą do Anglii... Kurcze, ale mi się myślenie w głowie uruchomiło. Już praktycznie wymyśliłam kolejne 10 rozdziałów ;) Wariatka ze mnie! Boże, mam nadzieję, że masz długi weekend i dasz radę dodać kolejny rozdział, bo ja tu najnormalniej (albo nienormalnie) jajko zniosę...
    Jak dla mnie - zakochał się :) Ach ja niepoprawna romantyczka... Skoro sam siebie musi się pytać, to znaczy, że go wzięło :) TAK! Boskie... Brak mi komplementów... Pozdrawiam cię ciepło i życzę weny w pisaniu. I proszę, proszę (błagam!) dodaj szybko kolejny rozdział - ja po prostu MUSZĘ wiedzieć o co chodzi z tym dzieckiem :)

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    ReplyDelete
  2. Wow! Genialny rodział. Genialny blog! Zaintrygowałmnie nie powiem. Jest taki naturalny, w porównaniu do innych. Nie które są poprostu sztuczne. Przy okazji: Larry forever <3. A to tylko takie wtrącenie. Coś czuje że kroi się tutaj nowa miłość. Lou?
    Zapraszam cię też na mojego bloga. Mam nadzieję że tak utalentowana osoba jak ty znajdzie czas aby go skomentować. Jest to bardzo ważne.
    Trzymaj tak dalej.

    xoxo Olivia

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja, utalentowana?! Nie przesadzałabym, ale dziękuję :* Akurat cierpię na brak zajęć, więc z pewnością przeczytam Twojego bloga. Nie wiem tylko kiedy skomentuję, bo z tym u mnie krucho - nie umiem tego robić, hihihi ^^

      Pozdrawiam, matrioszkaa! xx

      Delete
    2. Zapomniałam napisać link : www.everyoung69.blogspot.com
      I wcale nie przesadzam. Piszesz cudownie!!!

      Delete
  3. Uwielbiam szukać blogi i to jesteś moim celnym trafem. Kolejne opowiadanie ,w które się na maksa wciągnęłam.
    Dziecko jej tajemnicą? Mam nadzieje ,że zabierze je jak będzie wracać do Anglii , bo po co to pytanie jej było. Może to jest powód jej dystansu.Carol chyba też coś czuje do Lou.Uwielbiam jak chłopak zaprzecza ,ale gdzieś tam głęboko szaleje za nią. Chociaż go bardziej martwi fakt ,że jest dla niej zagadką. Pewnie Tommo , będzie nieobecny ,gdy Carol nie będzie. Czekam na kolejny odcinek i powrót bohaterki do Londynu.
    Pozdrawiam ; ]

    http://dance-with-me-tonight.blogspot.com/ Zapraszam też do siebie ; ]

    ReplyDelete
  4. Genialne, to jest boskie.. podoba mi się jak opisujesz, to wszystko przeniosło mnie do świata tego opowiadania. Może moja gadka jest trochę szalona i głupia ale ten blog mi się podoba. Pozdrawiam, i będę wpadać.

    {spam}
    Zapraszam na 1 rozdział na blogu : http://meet-dreams.blogspot.com/ wcześniej był on zdany jako we-could-be-homeless, zapraszam do czytania i komentowania. Twój komentarz zależy od tego czy dalej mam prowadzić bloga .
    oraz zapraszam na mój drugi bloga o One Direction : http://tell-me-what-you-feel.blogspot.com/

    ReplyDelete
  5. Jąkający się Liam był zdecydowanie moim ulubionym momentem w tym rozdziale.
    Lou jest po prostu.. oh, sama wiesz, jaki on jest, bo już mi epitetów na niego brakuje. Niech on się już ogarnie i przyzna się przed samym sobą, że coś do niej czuje.
    Nikt przecież nie wymaga od niego, żeby od razu jej o tym mówił, no ale przed sobą to by mógł, nie?
    Carol i rodzina? Hmm... *myśli* Coś mi tu śmierci. I ja odgadnę, co :D
    Ah, kocham wpieranie zdania przez Hazzę. Jest wtedy taki: Aww ♥
    Wiem, że to wszystko nie ma sensu, ale chyba się połapiesz, o co mi chodzi, nie? ^^
    Uwielbiam Cię i ten blog.
    Do następnego :*

    http://pamietaj--mnie.blogspot.com/

    ReplyDelete