Thursday, November 08, 2012

Rozdział piąty

Od M.: Wiem, że w tym rozdziale nie rozwiewam wątpliwości z poprzedniego, ale to zamierzony efekt ^^ Mam nadzieje, że nie zabijecie mnie za to, tylko spokojnie doczytacie do końca, jednocześnie oczkując kolejnych rozdziałów. To tyle. Kocham Was, dziękuję za każdą opinię i liczbę wyświetleń. 
Miłego czytania, enjoy! xx 
Ps. Co sądzicie o uroczym Louisie po prawej stronie? Bo mnie bardzo! xd


***




Czekałem tydzień. Siedem cholernych dni, na jakiś sygnał od Caroline, że już wróciła, ale jak na złość, niczego od niej nie dostałem. Ani sms’a, ani e-maila, ani telefonu, ani nawet pieprzonej wiadomości na twitterze, chociaż sama dodała nie jeden wpis, przez te okres. Byłem nawet gotów, by pojechać do jej mieszkania, ale wówczas przypominałem sobie słowa Harrego, który próbował mi wmówić, że ją kocham. 

Dlaczego nie widząc jej kilka dni odchodziłem od zmysłów, chociaż przez ten czas chodziłem na udawane randki z Eleonore czy zagrałem nawet jeden koncert dla blisko stu tysięcy fanów? Wariowałem, nie widząc jej błyszczących oczu, szerokiego uśmiechu, czy czerwonych włosów. Nawet pani Samuels nie miała pojęcia, kiedy wróci Caroline. 

W końcu nie wytrzymałem i ignorując Harrego, który gotów był by powtórzyć „kochasz ją”, wyszedłem z mieszkania, w locie chwytając kluczyki od samochodu. Szybko dojechałem do jej mieszkania; pewnie znowu łamiąc przy tym wszystkie możliwe przepisy. Wchodząc na jej piętro, czułem jakbym miał nogi z waty. Byłem zdenerwowany? Ja się nigdy nie denerwuje! Lekko zapukałem w drzwi jej mieszkania, ale prócz ciszy, nikt mi nie odpowiedział. Próbowałem jeszcze kilka razy, ale za każdym razem efekt był taki sam. 

Cisza. 

Wyciągnąłem z kieszeni telefon, wybrałem jej numer i zjeżdżając po drzwiach jej mieszkania, usiadłem po turecku, oczekując na połączenie. 

Cześć tu Karolina. W tym momencie jestem na życiowej karuzeli, nie mam więc możliwości odebrania telefonu. Możesz zostawić wiadomość, jednak nie obiecuję, że ją odsłucham. 



*** 



Nim się obejrzałem minął kolejny tydzień, w czasie, którego robiłem to, za co mi płacono. Jeździłem na wywiady, sesje zdjęciowe, próby i grałem koncerty. Ustawiałem się do zdjęć, rozdawałem masę autografów, aż nie czułem ręki, ani twarzy, od ciągłego uśmiechu, który mimo wszystko nie był wymuszony. Kochałem swoją pracę, ale myśl, że Caroline się do mnie nie odzywała, przytłaczała mnie. 

Czy tak trudno był jej napisać jednego smsa, w którym zapewni mnie, że wszystko z nią w porządku i nie muszę się martwić, bo tylko uczy się do egzaminów, bądź została dłużej w Polsce? Dlaczego musi być tak cholernie denerwująca? 

Siedziałem na sofie, oglądając powtórkę jakiegoś serialu. Głowa Harrego spoczywała na moich kolanach, a sam osiemnastolatek zajadał się resztkami prażonej kukurydzy, którą postanowiliśmy skończyć, a oglądanie serialu wydawało się nam do tego idealne. Nasz leniwy wieczór, przerwał dzwonek do drzwi. Harry niechętnie podniósł się z moich kolanach i bez słowa poszedł otworzyć. 

- Louis, do ciebie! – zawołał, nie wracając do pokoju. 

Poszedłem do niego. Niemal stanąłem w miejscu, kiedy zobaczyłem Caroline w innym wydaniu. Swoje długie czerwone włosy obcięła do krańców szyi, wyrównała grzywkę, całość farbując na czarno, a końcówki na głęboki niebieski. Wciąż wyglądała na szaloną dziewczynę z dystansem do siebie. Nie przejmując się tym, co pomyślą, o nas sąsiedzi, rzuciłem się jej na szyję, całując ją przy tym w policzek i głośno się śmiejąc. Carol odpowiedziała tym samym, dodatkowo czochrając moje i tak potargane włosy. 

- Carol! Boże, tak się martwiłem – powiedziałem zgodnie z prawdą, kiedy znaleźliśmy się w środku. 

- Przepraszam Louis. Zostawiłam swój telefon w Polsce, dodatkowo odłączyli mi prąd i Internet, bo zapomniałam zapłacić rachunki. Poza tym cały swój wolny czas spędzałam na uczelni, pisząc kompozycję, które wciąż nie mają sensu; musiałam jednak coś oddać, bo inaczej bym oblała – wyznała skruszona. 

- Musisz wiedzieć, że odchodził od zmysłów – odezwał się Harry, przypominając o swojej obecności. Caroline przeniosła na niego wzrok, czochrając i jego włosy. – Ej! To było wredne. Poza tym, masz ciekawą fryzurę, skąd pomysł na zmianę? 

- Zmieniłam pracę i pomyślałam, że jednocześnie fajnie będzie zmienić coś w swoim wyglądzie. Miałam dość długich włosów, oraz czerwonego koloru. Tak naprawdę, nigdy nie lubiłam czerwonego. Przefarbowałam się w Polsce, wcześniej przez dobrą godzinę rozmawiając z fryzjerem o odpowiednim kolorze. Czarne, krótkie z niebieskimi końcówkami są szalone, ale podobają mi się – powiedziała z entuzjazmem. – Muszę kupić sobie nowy telefon. Nie chce mi się po niego wracać do domu, no chyba, że macie jakiś na zbyciu? 

- Gdzie teraz pracujesz? – zapytałem ciekawy. 

- W klubie, do którego często chodzicie, szczególnie Liam. Funky Buddha – dodała z uśmiechem. – To jak będzie z tym telefonem? 

- Jakim cudem nie zapomniałaś paszportu? 

- Och, no nie wiem.. Po prostu nie przykładam szczególnej wagi do telefonu. On dla mnie nie jest aż tak ważny, jak wam się wydaje – wzruszyła ramionami, przechodząc do naszej kuchni. – Mogę się chociaż czegoś napić? Musiałam jechać tutaj trzema metrami, bo oczywiście mieszkacie w dzielnicy, do której nie ma jednego połączenia. Nienawidzę swojej uczelni, znajduję się na jakimś totalnym zadupiu. 

- Zadupiu? Gdzie studiujesz? 

- Na Royal College of Music w South Kensington – przyznała z grymasem, wyciągając z lodówki ostatnią puszkę coli. – Poważnie nie wiem, kto wymyślił, żeby w Londynie były tylko dwie szkoły muzyczne i to jeszcze o tak wysokim poziomie – westchnęła, otwierając puszkę. – Co u was? 

- Co u nas? Poczekaj no, Nowak. Nie dajesz znaku życia, wpadasz do mojego mieszkania, jak gdyby nic, pijesz ostatnią colę z mojej lodówki i rzucasz swobodne „co u nas”? Co z tobą, do diabła? – spytałem oschle, chociaż wcale nie chciałem by tak to zabrzmiało. 

- Och, no nie wiem - Caroline zwęziła na mnie oczy, jednocześnie bawiąc się zawleczką od puszki. – Po prostu sądziłam, ze się ucieszysz na mój widok. Tęskniłam za tobą Louis. Siedząc przy pianinie w rodzinnym domu, myślałam tylko, o tobie. Nawet nie zauważyłam, kiedy skomponowałam piosenkę, którą oddałam na zaliczenie. Wciąż widziałam twoje wesołe niebieskoszare oczy, szeroki uśmiech, koszulki w paski, czerwone spodnie. Chciałam cię zobaczyć, po tej długiej przerwie. Szalałam, chociaż nadal nie wiem, dlaczego. Czy nie możesz po prostu cieszyć się wspólnym czasem, zamiast krzyczeć na mnie? – spojrzała na mnie. 

Chociaż zmieniła fryzurę, jej jasne oczy w żaden sposób się nie zmieniły. Nadal były takie same; duże jasne, pełne zdrowego blasku, z nutką smutku, który powstał przez brak zrozumienia z mojej strony. Miała rację. Cieszyłem się, że tutaj była, ale nie pokazałem tego w odpowiedni sposób. Co z tego, że mocno ją do siebie przytuliłem, kiedy tylko ją zobaczyłem, skoro chwilę później na nią naskoczyłem? Jestem żałosny. 

- Nie gniewam się – powiedziała zwycięsko, widząc zapewne mój przepraszający uśmiech. – Jak mogłabym się gniewać na faceta, za którym szaleje? 

Czy ona naprawdę musi mówić coś takiego i to przy Harrym? Czy ona nie widzi, że Loczek ma z tego wielką satysfakcję? Czy nie zdaje sobie sprawy, że kiedy opuści nasze mieszkanie zacznie zadawać pytania, na które ja niekoniecznie chcę odpowiadać? Dlaczego musi być taka… szalona? 

- Nie mów już nic więcej, Carol, bo Louis zapomni język w buzi – powiedział rozbawiony Harry, wchodząc do salonu, zostawiając nas samych. 

- Powiedz coś, Louis – poprosiła błagalnie, odstawiając puszkę na blat. 

- Ja… - pchany dziwnym impulsem podszedłem bliżej niej. 

Spojrzałem jej prosto w oczy, położyłem dłoń na jej zimnym policzku, uśmiechając się lekko. Caroline oddychała miarowo, śledząc każde mój gest, najmniejszy ruch. Nie bała się. W jej oczach widziałem zaufanie w czystej postaci. 

Ufała mi. 

Pochyliłem się, składając na jej ustach delikatny pocałunek. Poczułem jak jej drobne ręce, zaciskają się na moim podkoszulku; jak staje na palcach, chcąc zrównać się ze mną wzrostem, zapewne przeklinając, że zamiast szpilek ubrała martensy. Wcześniej się zastanawiałem jak może smakować; teraz już wiedziałem. W jej ustach wyczuwałem smak karpatki i świeżo parzonej kawy. Podobało mi się. Chciałbym móc smakować jej codziennie, począwszy od dzisiaj, do końca świata. Harry może nie miał racji, ale zależało mi na niej. Tak cholernie mocno zależało mi na jej szczęściu, że w tym momencie ani śniłem o puszczeniu jej z moich objęć. Jej ręce owinęły się wokół mojej szyi, palce lekko pieszcząc palcami skórę na niej. Ja sam złapałem ją mocno w pasie, nie chcąc wypuszczać. Czułem jak poprzez pocałunek, który sama w pewnym momencie pogłębiła, uśmiechnęła się. 

Byłem szczęśliwy. Prawdziwie i nieodwracalnie, szczęśliwy. 

Niestety musieliśmy przestać; nie tylko przez brak powietrza, ale także przez odchrząknięcie Harrego, który musiał wrócić do kuchni w momencie, kiedy my postanowiliśmy penetrować swoje jamy ustne. 

Caroline uśmiechnęła się do mnie promiennie, przekazując tym samym, że wszystko gra. Jej uśmiech wyglądał dodatkowo na zwycięski. Właśnie tego chciała. 

- Więc Carol musiała wylecieć byś pojął, swoje uczucia? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem, zakładając ręce na piersi. 

- Harry, sądzę, że Lou jest na tyle dorosły, że sam umie rozszyfrować swoje uczucia – odezwała się dziewczyna, jak gdyby nic sięgając po niedopitą colę. – Jak serial? Ciekawy? 

- Już go widziałem. Osiemnasty odcinek piątego sezonu „Przyjaciół” jest jednym z nudniejszych – wzruszył ramionami, przechodząc obok nas, wyciągając z lodówki truskawkowy jogurt. – Nie przeszkadzajcie sobie gołąbeczki. Możecie wrócić do przerwanej lekcji biologii, bądź dołączyć do mnie. Chętnie dowiem się czegoś nowego o pannie Nowak. 

- A nadal jest, coś czego o mnie nie wiesz? – zapytała figlarnie, pociągając łyk z puszki. 

- Na przykład to, dlaczego zdecydowałaś się zmienić pracę? Ale za nim mi odpowiesz, może przesiądziemy się na kanapę? Proszę? – zrobił minę zbitego szczeniaka, którą dość często chciał mnie przekupić. Na moją niekorzyść to zawsze działało. 

- A macie chipsy? – spytała Carol, przeszukując szafki w kuchni. – O! – krzyknęła wyraźnie usatysfakcjonowana tym co widzi. Sięgnęła po owe coś, czym okazała się być paczka cebulowo-serowych chipsów i puszka orzeszków ziemnych w pikantnej skorupce. 

- Nic z tego, Carol! – krzyknął Harry, próbując jej wyrwać orzeszki. Dziewczyna okazała się jednak szybsza, bo rzuciła się biegiem w moją stronę, wtulając twarz w mój tors, chowając orzeszki między naszymi ciałami. Zaśmiałem się głośno, trzęsąc się przy tym, co Caroline skitowała cichym mruknięciem. – Loueth! Powiedz jej coś! Zabrała moje orzeszki. 

- Och Harry, masz inne orzeszki – odpowiedziała ze śmiechem, mocniej się we mnie wtulając. 

Zaśmiałem się głośno, mimowolnie mocniej owijając rękami jej talię, wciągając przy tym aromatyczny zapach kawy, który w dalszym ciągu się nad nią unosił. Spojrzałem na Harrego, który wyglądał gorzej niż Niall, kiedy ktoś z nas zrobi sobie kanapkę z Nutellą czy zje ostatniego chipsa, który zawsze należy do niego. Oczy Harrego płonęły żywym ogniem, którego nie widziałem często; pojawiał się on tylko wówczas, kiedy jego dumą bądź ego ktoś szarpnął, tak jak zrobiła to Carol. Ręce zacisnął w pięści tak mocno, że pobielały mu knykcie. 

- Powiem trzy, uciekaj. Inaczej Harry da ci pomylić, a dopiero co ciebie zobaczyłem – szepnąłem jej na ucho, na co ona mimowolnie zadrżała. 

Spojrzała na Loczka ponad moim ramieniem, lekko się do niego uśmiechając. 

- Możemy się przecież podzielić – zauważyła niewinnie, pewnie się odwracając w jego kierunku. – Nie miałam pojęcia, że tak lubisz te orzeszki. Widzisz, ja uwielbiam ostre rzeczy, więc.. 

- Więc Louis nie jest dla ciebie, bo on ich nie znosi – skończył za nią z triumfalnym uśmiechem. – A teraz ładnie oddaj mi tą paczkę. Mogę dać te chipsy, skoro masz na nią taką ochotę. 

- Ale… - Carol zawiesiła nagle głos, przekrzywiając głowę lekko w prawo. – Czy mi się wydaje, czy masz siwe pasemka? Ojoj, Directionerki będą niepocieszone, kiedy się dowiedzą, że Harold Styles siwieje – powiedziała z nutką kpiny w głosie, cofając się do tyłu, w międzyczasie Harry wziął do ręki jedną z łyżek i zwyczajnie zaczął się w niej przyglądać. 

Dziewczyna w tym czasie pociągnęła mnie za rękę, prowadząc w stronę w salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie. Niemal natychmiast przełączyła na kanał z wiadomościami, otwierając przy tym orzeszki. Na raz wrzuciła sobie garść do buzi, jęcząc przy tym z rozkoszy. Musiałem przyznać, że wyglądała niezwykle uroczo, a jednocześnie seksownie. Uśmiechnęła się pod nosem, zapewne wyczuwając, że się jej przypatruje. Już chciałem coś powiedzieć, kiedy do pokoju z bojowym okrzykiem wpadł Harry, rzucając się na Caroline, która zdążyła mi podać orzeszki, nim Harry usiadł jej na kolanach zaczynając łaskotkowy atak. Dziewczyna śmiała się w niebogłosy, za wszelką cenę próbując zepchać z siebie Harrego, niestety na nic się jej to zdało, bo chłopak pozostawał nieugięty i nadal siedział na jej kolanach, co raz bardziej na nią naciskając. 

- Ok..Okej – mocno popchnęła chłopaka, także spadł z jej kolan na podłogę. Carol postawiła na jego brzuch nogę, na której wciąż miała ciężki obuwie. – Ze mną nie wygrasz, Styles. 

- Wygram – odpowiedział wyniośle, dźgając się na łokciach. – Jest coś, w czym jesteś kiepska. 

- Nie wiem, bo o wielu rzeczach zapominam. Jak na przykład rachunek za prąd, Internet czy telefon. Właśnie, co z nim? Macie jakiś czy mam iść do znajomych z uniwerka? 

- A ty nadal swoje. Właściwie, jakim cudem zostawiłaś ten telefon w domu? 

Carol nerwowo przegryzła dolną wargę, ściągając buta z brzucha Harrego, co on wykorzystał, szybko podnosząc się z podłogi. Spojrzał na nią wyzywająco. 

- Po prostu zapomniałam – mruknęła. – Tobie nigdy się to nie zdarzyło? 

- Nie. 

- Akurat! – krzyknąłem, celując w niego palcem. – Wiele razy zapominasz słuchawek, przez co musisz kupować nowe na lotnisku! 

- Ale to słuchawki, a nie telefon czy rachunki – bronił się. - Nadal nie powiedziałaś, dlaczego zmieniłaś pracę. Ciotka cię wylała? 

- Wiem, że właśnie tego byś chciał, ale nie tędy droga, Harold. Po prostu budynek, w którym mieści się Hard Rock Coffee przeszedł w ręce kogoś innego, przez co Beatrice jest zmuszona nie tylko zamknąć interes, ale i zwolnić pracowników czy wynieść ze swojego mieszkania, które swoją drogą znajdowało się piętro nad kawiarnią. Bardzo to przeżyła. Hard Rock było jej interesem życia, od kiedy pamiętam kochała wszystko co związane z kawami. No ale w życiu przychodzi czas na zmiany… Szkoda tylko, że w okresie, kiedy ciotka miała wakacyjne plany, z których musi teraz zrezygnować. 

- Momencik… Nowy właściciel bloku, w którym mieści się najmilsza kawiarnia w całym Londynie, chce zamknąć interes i zrobić w nim coś nowego? – zapytał Harry, chcąc się upewnić, czy to oby na pewno prawda. Caroline skinęła głową, nerwowo bawiąc się swoimi krótkimi włosami. – Co ona teraz chce zrobić? 

- Myślała nad otworzeniem kwiaciarni. Poza tym, na razie mieszka z Andym, ale wie, że nie może siedzieć mu długo na głowie; w końcu on ma dwadzieścia dwa lata i potrzebuje przestrzeni. Do mnie nie chce się wprowadzić, bo mam małe mieszkanie, poza tym mimo wszystko nie umiem się z nią dogadać, więc pewnie pojawiłyby się liczne spory – powiedziała, ciężko siadając na kanapie. – Odechciało mi się tego jeść. 

- Od kiedy zaczynasz pracę w klubie? – spytał Harry, adoptując porzucone orzeszki. 

- Dzisiaj, od… Która godzina? – spytała, patrząc na mnie. 

- Dochodzi dziewiąta – odparłem spokojnie. 

- Jasna cholera! – Carol nagle zerwała się z miejsca. – Kurwa! 

- Nie przeklinaj – odezwał się Harry z złośliwym uśmieszkiem. 

- Nie mów mi co mam robić, Styles, bo wypatroszę cię jak rybę, a musisz wiedzieć, że umiem to zrobić – zagroziła mu, ruszając w stronę drzwi. – Louis, było miło i w ogóle, ale muszę spadać, bo się spóźnię. Dzisiaj mój pierwszy dzień, powinnam dać się poznać z jak najlepszej strony, prawda? Więc… do zobaczenia? 

- Poczekaj, odwiozę cię. 

Wzrok Caroline stał się podejrzliwszy. Kątem oka zerknęła na stojącego za mną Harrego, który na pewno miał ręce założone na piersi i uśmiechał się w ten sposób znany, ironiczny uśmiech. To była jedna z tych póz, którym pokazywał, że ma wszystko i wszystkich głęboko w poważaniu. 

- Umm.. to nie jest dobry pomysł, Louis – odpowiedziała wyraźnie zdenerwowana, poprawiając bluzkę. 

- Nalegam – powiedziałem z naciskiem, zabierając kluczyki od mojego auta. – Pogadamy, bo przy tym ciołku się nie da – kiwnąłem w stronę Harrego, który uparcie tkwił w jednej pozie, wpatrując się w Carol nieodgadnionym wyrazem twarzy, świdrując spojrzeniem jej twarz, który przyozdobił niewyraźny uśmiech. 

- Czy wszyscy w One Direction chcą ciągle gadać? – zapytała retorycznie, wznosząc oczy ku niebu, jednocześnie otwierając drzwi. 

- Zachowuj się – rzuciłem szybko w stronę Harrego, nim zamknęły się za nami drzwi. 

Nim wyszliśmy z bloku, przekazałem Carol kilka wskazówek, jak powinna się zachować, kiedy fanki czy paparazzie nagle zapragną się na nią rzucić. W końcu wychodzi z bloku, w którym mieszka dwójka ze znanego zespołu, a ona jest… no cóż nieznajomą dziewczyną o dość ekstrawaganckiej fryzurze, szalonym stylu ubierania się i zaraźliwym uśmiechu, który pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Jak na przykład ten, gdy ledwo wyszliśmy z bramy, a pisk fanek, czy błysk aparatów poszedł w ruch; Caroline nie reagując na moje wołania, wybiegła do ludzi, zaczynając się szczerzyć do obiektywu jak wariatka. Mówiła, że także jest Diretionerką, lubi nasze piosenki, do tego stopnia, że nawet tekst jednej z nich, wytatuowała sobie na ramieniu. Ja w tym czasie odpaliłem silnik samochodu, wyjechałem z podjazdu, gdyż wcześniej nie wjeżdżałem nim do garażu i uchyliwszy okno od strony pasażera, powiadomiłem dziewczynę, że możemy jechać. Carol pożegnała się z fankami, wysłała w stronę dziennikarzy kilka całusów, poczym wsiadła do samochodu. 

Przez pierwszy kawałek jechaliśmy w zupełnej ciszy. Dziewczyna wyglądała na zdenerwowaną. Wyłączyła nawet radio, kiedy puścili nasz kawałek „Gotta be you.” Jej wzrok przesuwał się po widokach rozpościerających się zza szybą. Oddychała niemiarowo, przez uchylone usta, co chwilę poprawiając grzywkę, która mimo podcięcia, nadal wpadała jej do oczu. Mimo zmiany, wciąż miała w sobie urok, który mi się spodobał już przy pierwszym spotkaniu. Miała dwadzieścia lat, ale siedząc w moim samochodzie, wyglądała na znacznie młodszą. Lekko zdenerwowaną, wystraszoną, nieśmiałą. 

- Co się stało, Carol? – spytałem, zatrzymując się na światłach. 

Dziewczyna przeniosła na mnie swoje spojrzenie, nieśmiało się uśmiechając. Nadal wybijała palce, ciężko oddychając. 

- Pojedźmy do twojego ulubionego miejsca, Louis – poprosiła błagalnie, patrząc mi prosto w oczy. 

Bez słowa zjechałem na prawy pas, kierując się w stronę naszego starego domu, który wciąż pozostawał pusty, a do którego klucze spoczywały w schowku samochodu. Woziłem je ze sobą, na wszelki wypadek, mając świadomość, że za nim Paul zdecyduje się na jego sprzedaż, zajadę tam jeszcze nie raz. Przed domem nie było nikogo, a sama ulica wyglądała na opuszczoną. Dziwnie było tutaj przyjeżdżać, nie słysząc dziewczyn wołających naszych imion, proszących o zdjęcie, czy autograf. To, że tutaj mieszkaliśmy było dla mnie czymś odległym, nierealnym. 

Caroline bez słowa wysiadła z auta, robiąc kilka kroków, zatrzymując się na ganku. Wciąż stała tutaj przewrócona lampa, obity ogrodowy krasnal, czy doniczka. Przyglądała się temu wszystkiemu w milczeniu, bez żadnych emocji. Była pusta, obca. 

Wpuściłem ją do przestronnego wnętrza, w którym nadal utrzymał się zapach porannej kawy, tostów zrobionych przez Harrego, perfum Liama, wody po goleniu Zayna, serowych chipsów Nialla i herbaty, którą piłem codziennie rano, zamiast kawy. Caroline przeszła do kuchni, siadając na samym środku stołu, po turecku, nerwowo skubiąc skrawek swojej koszulki. 

- Nie idę do żadnej nowej pracy, Louis – zaczęła martwym głosem. – Prawdą jest, że ciotka straciła kawiarnię, mieszka u Andiego, chce mieć kwiaciarnię, w której chce mnie zatrudnić. To nie wypali, ja nie znam się na kwiatach. Przez większość swojego życia przyjmowałam, czy podawałam zamówienia, zaparzałam kawę, myłam podłogi. Jestem nikim, nic nie umiem. 

- Ej, nie mów tak – przyłożyłem palca do jej brody, nieznacznie podnosząc ją do góry. Jej duże jasnozielone oczy, patrzyły na mnie ze smutkiem, byłem niemal pewny, że za chwilę się rozpłacze. – Jesteś wspaniałą, szaloną osobą, która ma milion pomysłów na minutę. Jesteś mądra, bystra, więc nie mów, że do niczego się nie nadajesz. Nie każdy jest we wszystkim dobry; ja na przykład nie umiem gotować. Jedyne co jestem w stanie zrobić, to herbata. Nie wiem nawet czy byłbym w stanie nosić tyle naczyń, co ty. Jesteś silna. A dodatkowo grasz na instrumentach, widać, że kochasz to, więc może powinnaś poszukać pracy w jakimś klubie muzycznym? No nie wiem.. jako DJ’ka? A może by moglibyśmy ciebie zatrudnić, jako kompozytor? 

- Nie – ucięła stanowczo. – Nie będę z wami pracować, Lou. Nie mogę się na to zgodzić – powiedziała poważnie, ponownie spuszczając wzrok. – Macie do dyspozycji wielu uzdolnionych ludzi, nie potrzebujecie studentki. Dziękuję za wysłuchanie – uśmiechnęła się lekko. – Muszę tylko poszukać czegoś w Internecie. 

- Grunt to pozytywne myślenie. 

- Sam coś o tym wiesz – Caroline zeskoczyła ze stołu, promiennie się uśmiechając. Jej podły humor zniknął w ułamku sekundy, udostępniając miejsce radości. – Jako Directionerka nie mogę uwierzyć, że jestem w starym domu One Direction. Pozwolisz mi się rozejrzeć? 

- Ale tutaj nic nie ma. Większość mebli zostało stąd zabranych do naszych nowych mieszkań. 

- Nie szkodzi. Chcę tylko się rozejrzeć, to wszystko. 

Jako że znajdowaliśmy się w kuchni, Caroline przyjrzała się jej naprawdę bardzo uważnie. Zajrzała do wszystkich szafek, szuflad, nawet do lodówki czy piekarnika. Na jej wargach widniał leniwy uśmiech, który w moim odczuciu wyrażał podekscytowanie. Zapiszczała kiedy w jednej ze szafek znalazła mały słoik otwartej Nutelli. Było niemożliwym, by Niall zostawił coś takiego. On ją wręcz kocha! Zaświtała mi myśl, że może zostawił ją sobie na czarną godzinę, albo dla przyszłych lokatorów, jako pamiątkę po nim. 

Po kuchni przyszła pora na salon. Myślami wróciłem do czasów, kiedy w wolne wieczory siadaliśmy na kanapie, robiliśmy popcorn i graliśmy w gry video, czy oglądaliśmy filmy. W czasie tych wieczorów wygłupialiśmy się jak nigdy, zapominając o całym stresie i obowiązkach. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Wówczas byliśmy tylko piątką zwyczajnych chłopaków. 

- Louis – szepnęła, zatrzymując się przed kanapą. – Dlaczego mnie pocałowałeś? 

Jej głos był cichy, delikatny, lekki; porównać go było można do uderzeń skrzydeł motyla. W porównaniu do drogi tutaj, kiedy siedziała cicho na swoim miejscu, nie była zdenerwowana, ale ciekawa. Zastanawiała się, co mnie do tego popchnęło. 

No właśnie… co? Przecież ja nic do niej… 

- Boo Bear? – spytała ciszej, stając naprzeciwko mnie. – Co się dzieje? 

- Ja nie… nie wiem – powiedziałem zgodnie z prawdą, lekko zawstydzony takim obrotem spraw. 

Uśmiechnęła się ciepło, odgradzając mi z czoła grzywkę. Jej długie palce przejechały po moim policzku; jasne oczy wpatrywały się w moje; w kącikach ust pojawiły się niewinne dołeczki. W spojrzeniu miała wiele zrozumienia. To w niej lubiłem najbardziej; była wyrozumiała, dla każdego. 

- Jesteś w związku z Eleonore. Nie możesz umawiać się z innymi. 

- Formalnie z nią nie jestem – wyjaśniłem pośpiesznie. Caroline szerzej się uśmiechnęła, zatrzymując rękę w okolicach moich kącików. – Lubię cię Carol. 

- Ja ciebie też lubię, Lou. Ale nie możemy być razem i wcale nie chodzi tutaj o to, że jesteś gwiazdą, a zwyczajną dziewczyną. Znamy się zdecydowanie za krótko by mówić tutaj o jakimkolwiek związku. Nie mniej jednak… Chcę cię poznać. 

Krótko. 

Chce mnie poznać. 

Czy to koniec mojej samotności? 

Caroline stanęła na palcach, lekko musnęła mój policzek swoimi delikatnymi wargami, odchodząc ode mnie na kilka dobrych centymetrów. 

- Do zobaczenia, Lou – uśmiechnęła się na koniec, wychodząc z mojego starego domu.

5 comments:

  1. Where is child? Miało być dziecko ,ale był pocałunek. Nie wiem co jest lepsze. Caroline zmieniła się przez ten wyjazd. Biedna dziewczyna , straciła pracę i co dalej? Może trafi się jej coś lepszego. Cały czas po głowie mi pełza ta myśl o tym dziecku. Niech Lou zerwie z El ,bo ich miłość dobiega końca. Czekam na kolejny odcinek niecierpliwie.
    Pozdrawiam ; ]

    http://dance-with-me-tonight.blogspot.com/ zapraszam również do siebie ;]

    ReplyDelete
  2. Jak ja mam się skupić na czytaniu skoro nie mogę oderwać oczu od Louisa? Teraz twój blog wygląda I D E A L N I E. Tylko nie wiem, czy dam radę coś z siebie wykrzesać... Te jego oczy są cudne i ten lekki zarost i te włosy... a te brwi... o Boziu, a te usta! Oooooo....

    Czy może być taki komentarz? Właśnie tyle mam w głowie, a może aż tyle ;) Czekaj, zakryję go czymś, to może uda mi się skupić choć przez chwilę. Już. Teraz szybko, bo już za nim tęsknie...

    Where's the baby? Mam ochotę płakać z frustracji! Gdy na początku napisałaś o zamierzonych działaniach już wiedziałam, że nie będzie dziecka. Normalnie wróżka jestem. Czułam to w kościach. No ale że często mi się nie sprawdza (czyli jednak kiepska ze mnie wróżka), to wciąż miałam nadzieję i rzuciłam się w wir czytania (z przerwani na Louisa - jaki on boski...). I nie ma dziecka. Ani słowa. Nikt o nie nie pyta. Co się kurna dzieję?
    Mam dziwne wrażenie, że ta akcja z telefonem kryje w sobie coś więcej... Tylko co? Lepiej już nie będę zgadywać, bo znów się nakręcę... (Jak ja kocham te jego włosy... Właśnie takie najbardziej - musiałam podejrzeć)
    Wspaniale opisałaś tęsknotę i zdenerwowanie Louisa. Mogłam to wręcz poczuć. Świetna robota. Lou jaki ty ślepy jesteś z tą swoją niewiedzą... Oczywiście, że jej nie kochasz. Ja ją kocham ;) Ja ją całuję i to ja odchodziłam od zmysłów, gdy jej nie widziałam... Co za kretyn :) Ale słodki.
    Zaskoczyłaś mnie z tą pracą i w ogóle zaskakujesz mnie na każdym kroku. Ciekawa jestem co też dla niej szykujesz, bo przecież musi gdzieś pracować, prawda? No i dlaczego skłamała, że ma nową pracę? Powiedziała prawdę Louisowi, a Harry'emu nie mogła? Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i mam nadzieje, że poznam choć kilka odpowiedzi na nurtujące mnie pytania... No gdzie jest dziecko? Co z nim?
    Rozdział jak zwykle wspaniały. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    ReplyDelete
  3. Aww<3 Twój blog jest po prostu cudowny, wręcz idealny... Przepraszam, ale nie mam talentu do pisania komentarzy, więc będzie krótki ;( No ja po prostu KOCHAM TWOJEGO BLOGA jeden z kilku najlepszych :)
    Pozdrawiam

    http://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/

    ReplyDelete
  4. Hah, dorwałam się do komputera i wzięłam się za komentarz. Kochanie, po prostu... Kocham cię, kochanie moje *nuci, próbując udając radosną* Ej, patrz - pomogło trochę.
    Awww, rozmowa i ten pocałunek *_* Po prostu moje serce przestało bić na ten rozdział. Tak szczerze powiedziawszy, to niezbyt lubię Hazzę. Jak dla mnie to on jest za pyszny i zbyt pewny siebie. No, ale Harry w sklepie z wiesz czym to uroczy widok *_*
    Carol ma z nimi współpracować i koniec kropka. Proszę *robi oczy kota ze Shreka*
    Haha, Lourine rządzi! ^^ Aw, rzygam tęczą po prostu. Ja już chcę trochę dramatu!
    Buziaczki, Goś xx

    ReplyDelete
  5. Czytając ten rozdział wzbudziłaś we mnie całą gamę emocji! Normalnie trwałam w bezruchu czytając scenę z pocałunkiem i podczas ich rozmowy! *-* Powiem ci tyle, że rozdział naprawdę wyszedł GENIALNY!
    I widzę, że zmienił się wygląd bloga, nagłówek jest boski! Prostota i zajebistość sama w sobie ♥ Gratuluję ci talentu i muszę zapamiętać aby w końcu zacząć na bieżąco komentować rozdziały, ale nawał pracy mi to utrudnia... No nic. Z niecierpliwością czekam na kolejny!
    No, a tak pod koniec, to chciałam się spytać, czy mogłabym cię zaprosić do ciebie? Bardzo staram się nie rozsyłać spamu, ale wiadomo, że początku na blogspocie bywają trudne, prawda? C: Może cię zaciekawi...
    http://atramentowa-milosc.blogspot.com/

    ReplyDelete