Miłego czytania! :*
***
- Możesz mi przypomnieć, dlaczego muszę gotować obiad? – zapytał Harry w czwartkowe popołudnie, stojąc nad patelnią typu WOK, mieszając wrzucone na nią pokrojone w słupki warzywa, kawałki kurczaka i kilka potężnych garści przypraw, których w żaden sposób nie żałował. Ja w tym czasie przygotowywałem prostą surówkę, do której prócz niewielkiego noża, deski, miski i oczywiście warzyw nie potrzebowałem nic więcej. Miałem więc nadzieje, że obejdzie się bez wypadku, który mogłem mieć.
- Bo zaprosiłem Carol na obiad – powtórzyłem po raz tysięczny. – A z naszej dwójki tylko ty umiesz gotować – zauważyłem, posyłając mu promienny uśmiech.
Harry pokręcił rozbawiony głową, wlewając na patelnię jakiegoś ciemnego sosu. W sprawach gastronomi byłem naprawdę cienki. Nie wiedziałem nawet, że samemu można przygotować sushi, dopóki Harry nie zrobił go na kolacje, któregoś dnia, zaraz po skończonej audycji w BBC RADIO1.
- Dlaczego to ja muszę gotować, skoro to ty ją zaprosiłeś?
- Harry – jęknąłem, patrząc na jego twarz, którą zdobił szeroki uśmiech – musisz ciągnąć ten temat?
- Na twoim miejscu uważałbym z tym nożem, Louis – powiedział nagle, nie przestając się uśmiechać.
- O co ci… - w momencie kiedy ostrze noża przecięło naskórek na palcu wskazującym. Nie bolało, ale zapiekło, a nawet poleciała krew. Skrzywiłem się, odkładając na bok nóż. Podszedłem do kranu, odkręcając go na cały regulator, całkowicie ignorując to, że mogę zalać wszystko dookoła. Nienawidziłem widoku krwi, a swojej to najbardziej. Skrzywiłem się jeszcze bardziej, kiedy w powietrzu uniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Wymieniłem z Harrym szybkie spojrzenie. – Otworzysz?
- Dlaczego ja mam to zrobić, skoro to twój gość? – spytał z cwaniackim uśmiechem, nadal mieszając warzywa, których zapach unosił się w powietrzu.
- Jest tutaj ktoś? – usłyszałem lekko zdenerwowany głos Carol, która weszła do środka. – Cześć, było otwarte, a nikt nie otwierał, więc pomyślałam, że wejdę. Gniewacie się?
- Ależ skąd! – zapewnił ją Harry, nachylając się by pocałować ją w policzek, kiedy dziewczyna stanęła bliżej niego. Odwzajemniła gest, uśmiechając się przy tym szeroko. Jej wzrok utkwił w przygotowywanej przez niego potrawie. – Spróbujesz? Słyszałem, że jesteś w tym dobra.
- Nie jestem – zaprzeczyła, odbierając od niego łyżkę, którą jej podał.
Nałożyła sobie potrawki na sam brzeg sztućca, wciągając jej aromatyczny zapach, który dokładnie czułem, chociaż stałem kilka kroków dalej. Jej usta rozciągnęły się w błogim uśmiechu, kiedy potrawa zniknęła w jej policzkach. Wówczas nasze spojrzenia spotkały się.
- A tobie co się stało? – spytała, odkładając na bok sztuciec. Podszedłszy do mnie, wyciągnęła palec spod strumienia lodowatej wody, całkowicie przy tym zakręcając kran – Przeciąłeś się?
- To jego wina! – wskazałem na Harrego, który idiotycznie się uśmiechał, dorzucając do kurczaka kolejnych składników. Caroline pokręciła głową, zawijając mi palec papierowym ręcznikiem.
- Gdzie macie jakąś apteczkę?
- W łazience. Zaraz przyniosę. Przypilnujesz kurczaka?
Dziewczyna przytaknęła, zmniejszając gaz pod patelnią, nie puszczając przy tym mojej ręki. Uśmiechnąłem się do siebie, śmiało splątując ze sobą nasze palce. Poczułem jak przez jej ciało przeszły dreszcze, które jednak zignorowała. Ponad swoim ramieniem, posłała mi lekki uśmiech, przemieszując potrawę Harrego, który wrócił kilka chwil później, trzymając w dłoniach białe pudełko z dużym czerwonym krzyżem. Carol odebrała go od niego, szukając w niej czegoś.
- Czy to konieczne? – spytałem lekko przerażonym tonem, kiwając brodą, na trzymaną w jej dłoniach buteleczkę.
- A chcesz mieć całego palca? – zapytała tym samym tonem.
- Nie – mruknąłem cicho, spuszczając wzrok. Carol mocniej ścisnęła moją dłoń, nalewając mi na palca kilka kropel substancji. – To szczypie.
- Bo ma – odparła spokojnie, jakby mówiła do dziecka. – Uśmiechnij się Lou, bo zrobię ci zdjęci i wstawię na twittera z podpisem, że jesteś największą beksą, jaką znam.
- Nie zrobisz tego – zaprzeczyłem niepewnie, na co dziewczyna szerzej się uśmiechnęła, puszczając moją dłoń, którą złapała ponownie, gdy przykleiła plaster.
- No i po kłopocie, panie Tomlinson – powiedziała z uśmiechem, cmokając mnie w policzek. – Harry, kiedy obiad? Jestem głodna! – jęknęła, zakładając grzywkę za ucho. – A ty tymi zapachami doprowadzasz mnie do szału.
- Za chwilę będzie. Powinnaś umówić się z Niallem. Jeśli chodzi o jedzenie, jesteście w równym stopniu niecierpliwi. Idealnie byście do siebie pasowali.
- Pójdę z nim na hamburgera – wyszczerzyła się. – Właśnie, co u nich słychać? Liam już oświadczył się Danielle? A Zerrie? Kiedy Little Mix gra jakiś koncert?
- Wolniej, Carol – poprosił Harry, nakładając obiad na talerze. – Jesteś też ich fanką? Mamy się bać, że nas zdradzisz? – zapytał podejrzliwie podając nam talerze z potrawką.
- Ależ skąd! Ja jestem fanką wielu osób. Baracka Obamy, księżnej Kate, Demi Lovato, Little Mix, Eminema, Linkin Park, Sabatonu, mojej mamy, Andiego, waszą, Stephana Kinga… - wymieniała, a z każdym z kolejnym nazwiskiem, jej uśmiech powiększał się. W przerwie od mówienia, zajadała się obiadem, przygotowanym przez Harrego. – Uwielbiam też Cher Lloyd, The Wanted, Big Time Rush. Harry to jest naprawdę pyszne! Musisz mi podać przepis, będę miała czym karmić Andiego.
- Andy u ciebie mieszka? – zapytałem wyraźnie zaskoczony, zatrzymując rękę z widelcem w połowie drogi do ust. Caroline przytaknęła, uważnie śledząc moją reakcję. – Nic nie mówiłaś.
- Bo nie pytałeś – zauważyła, swobodnie wzruszając ramionami. – Andy mieszka u mnie, bo chciał dać matce więcej wolnego miejsca, jednocześnie zabierając to miejsce mnie – mruknęła. – Na szczęście mnie i tak przez cały dzień nie ma w domu, jedynie w nocy tam będę, więc w sumie nie robi mi to większej różnicy, czy on u mnie mieszka czy nie. Jest mi tylko trochę smutno, bo chciałam kupić sobie jakieś zwierzę, a teraz nie mogę.
- Ona naprawdę gada jak najęta – zauważył Harry z łobuzerskim uśmiechem. – Będziecie się idealnie dopełniać – za swój komentarz dostał od Caroline w ramię, na co nieznacznie się skrzywił. – Ała, to bolało.
- Bo miało – wytknęła mu język. – No dobrze, chłopaki, cieszę się, że mnie zaprosiliście na obiad i w ogóle, ale o co naprawdę chodzi? Wyskakiwanie z takim zaproszeniem i to w środku tygodnia, nie jest dla mnie normalne – spojrzała pierw na mnie, a następnie na Harrego, z którym siłowała się na spojrzenia. Loczek przegrał z kretesem, bo kiedy spuszczał wzrok, Caroline wciąż się na niego patrzyła. – Jeśli mi nie odpowiecie, wyjdę stąd trzaskając drzwiami.
- Pamiętasz wieczór, kiedy byłaś u nas po pierwszy? Z Andym? – zapytałem, odkładając na bok widelec. Carol przytaknęła, niechętnie odwracając spojrzenie od speszonego Harrego. Nie przejąłem się tym, że jego teraźniejsze zachowanie w żaden sposób nie pasowało mi do jego sposobu bycia. – Jak wyszłaś, on powiedział, że wy… - urwałem, nie wiedząc jak poprawnie skleić zdanie.
- Pewnie to, że nie jesteśmy biologicznym kuzynostwem – skończyła za mnie. – To chyba wie każdy, kto zna mnie bądź Andiego. Nie jest to żadną tajemnicą – wzruszyła swobodnie ramionami.
- Nie znaliśmy ciebie wcześniej – zauważył Harry, jakby dopiero co odkrył Amerykę. – Co więc was łączy, skoro nie więzy krwi?
- To naprawdę nie jest ciekawa historia. Nasze mamy się znają. Beatrice studiowała na Wrocławskiej Akademii Medycznej, pielęgniarstwo. Poznały się na wykładach. Do dnia, w którym rodzina Samuels wyleciała do Wielkiej Brytanii, spędzaliśmy ze sobą naprawdę wiele czasu. Samo z siebie wyszło, że Beatrice zaczęłam traktować jak ciocię, a Andiego jak kuzyna. Ot cała historia. Jak widzicie, bardzo zwykła.
- Niezwykła – szepnąłem jak w transie, patrząc jak palcem jeździ po odwodzie talerza, sporadycznie zahaczając nim o warzywa czy kurczaka.
- Słucham? – spytała ze śmiechem, podnosząc na mnie swoje jasne rozbawione spojrzenie. – Co w tym jest niezwykłego, Louis? Historia jak każda inna. Dwie zaprzyjaźnione rodziny których dzieci traktują siebie jak rodzina. To raczej zwykłe.
- Dla niego ty cała jesteś niezwykła – odezwał się Harry, chichocząc jednocześnie wprawiając mnie w zakłopotanie. To się nigdy nie zdarza, a jeśli już, zawsze jest to wina właśnie tego irytującego osiemnastolatka. Korzystając z tego, że siedziałem naprzeciwko niego, mocno kopnąłem go w nogę, uśmiechając z triumfem, kiedy jego twarz wykrzywił grymas bólu. – I nawet mnie kopnął. Więc sama widzisz. Przez ciebie nadal buzują mu hormony, a ma już dwadzieścia jeden lat!
- Nie postarzaj mnie, Harr. Do dwudziestych pierwszy urodzin mam jeszcze ponad siedem miesięcy! Do tego czasu mam dwadzieścia lat. Poza tym, wcale nie buzują mi hormony.
- Nie, wcale. To ja siebie kopię po nogach – powiedział z ironią, podpierając ręką policzek. – Carol, skąd to zamiłowanie do tatuowania? Dlaczego właśnie dmuchawiec i tekst naszej piosenki?
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego szerzej, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- A dlaczego ty masz wytatuowany wieszak, kłódkę, G w kółeczku?
- Czy to ważne?
- Mogę odpowiedzieć dokładnie tak samo – zauważyła, ścierając palcem krople tłuszczu, by następnie zlizać go z niego. Wyglądała przy tym naprawdę seksownie, a do tego tak uroczo i niewinnie, jak to tylko możliwe, najgorsze w tym wszystkim było to, że nie zdawała sobie sprawy z tego jak na mnie działa.
- No i patrz jak działasz na LouLou… - Harry wykonał w powietrzu bliżej niezidentyfikowany gest, na co Carol zaśmiała się pod nosem, nie przerywając zlizywania sosu z talerza. – Czy ty się kiedykolwiek czerwienisz?
- A dlaczego ciebie to interesuje? – spytała, przekrzywiając głowę. – Muszę powiedzieć, że jesteś naprawdę słodki, kiedy tak się nad czymś zastanawiasz. Jednak w tym pokoju jest znacznie słodsza od ciebie osoba – dodała z błyskiem w oku, kokieteryjnie oblizując sobie usta, kiedy na mnie spojrzała.
- Och.. masz na myśli… - wyraźnie się zmartwił, spuszczając wzrok na swój talerz.
- Tak, Harry, właśnie to mam na myśli.
- Nie mam więcej pytań – mruknął pokonamy.
- Ale ja mam – odezwałem się z entuzjazmem, odsuwając od siebie talerz. – Jak tam studia?
- Dziękuję, dobrze.
- Wow! To się nazywa konstruktywna odpowiedź. Może jakieś szczegóły, panno tajemnicza? – wtrącił się Harry.
- Hmm.. no cóż, mam jeszcze parę egzaminów; nie powiem wam z czego, bo to dla was zdecydowanie za trudne. Poza tym w czerwcu zaczynam semestr wakacyjny z edukacji muzycznej z pedagogiką opiekuńczo-wychowawczą – uśmiechnęła się lekko. – Czy taka odpowiedź ciebie w pełni satysfakcjonuje, Harry?
- Och, tak. Ale dlaczego postanowiłaś podjąć się studiów w czasie wakacji? Nie wolałabyś mieć wolnego? Wyjechać gdzieś z przyjaciółmi? Nie wierzę, że nie masz żadnych znajomych, którzy wyciągnęliby cię na wakacje..
- Nie potrzebuje wolnego… Poza tym, nie było miejsca na semestr jesienno-zimowy, czy zimowo-wiosenny, więc został mi tylko semestr wakacyjny – wzruszyła niedbale ramionami, wstając z miejsca, by przejść do salonu. – Zagramy w coś?
- Ty chcesz grać? – zapytał z Harry z niedowierzaniem, chowając nasze brudne talerze do zmywarki.
- Boisz się, że ze mną przegrasz, Styles? – zakpiła, podpierając boki rękami.
- Nie boję się dziewczyny – podjął wyzwanie, mijając ją, by przygotować grę.
Musiałem przyznać, że po raz pierwszy spotkałem się z kimś takim. Żadna ze znanych mi dziewczyn, nigdy wcześniej z własnej woli nie wyzywała Harrego, do rywalizacji w grach video; nawet Eleonore, Danielle czy Perrie nie miały na tyle odwagi by to zrobić. W końcu i tak by przegrały. Harry był niekwestionowanym królem takich pojedynków. Ciekawie było zobaczyć, jak Harry miota się przed telewizorem, niepewny czy oby na pewno wszystko dobrze podłączył, kiedy wzrok czarnowłosej śledził każdy jego ruch. W myślach odliczałem sekundy, do jego wybuchu, ale kiedy nic takiego nie nastąpiło, zacząłem się zastanawiać czy wszystko z nim w porządku. Caroline uśmiechała się niewinnie, siedząc zza nim, w siadzie skrzyżnymi, przeglądając jedną z gazet, którą rano jeden z nas zostawił na kanapie.
- Eleonore Calder i Louis Tomlinson widziani byli na romantycznej kolacji w Północnym Londynie. Zamówili stolik w rogu lokalu, ściskali się, wymieniali pełne miłości spojrzenia, nieśmiało się do siebie uśmiechali, całkowicie ignorując wszystkich dookoła. Wyglądali na szczęśliwych i zakochanych…
W tym momencie zerwała się z miejsca, rzucając gazetą w głowę Harrego, który odwrócił się do niej przodem, z cichym jękiem.
- Formalnie z nią nie jesteś, ale wychodzicie na romantyczne kolacje? – zakpiła, przykładając rękę do czoła. – Posyłacie sobie długie pełne miłości spojrzenia? Trzymacie się za ręce? Robisz ze mnie idiotkę, Louis? Bawi cię zabawa z fanką? Cieszę się, bo mnie nie! – krzyknęła, chcąc mnie wyminąć.
W ostatniej chwili złapałem ją za nadgarstek. Szarpnęła ręką, jednak nie udało się jej wyrwać z mojego uścisku. Jęknęła z frustracji, podnosząc na mnie spojrzenie. To co zobaczyłem w jej oczach, zmroziło mi krew w żyłach; widziałem w nich ból i cierpienie w czystej postaci. Artykuł, który przeczytała zmiażdżył ją do tego stopnia, że z wesołej, pełnej szczerego uśmiechu dziewczyny, zamieniła się w cień samej siebie. W takim stanie widziałem ją dopiero drugi raz; wcześniej kiedy odwiedziłem, a właściwie naszedłem ją w jej mieszkaniu.
- Puść mnie, do cholery! – warknęła, tupiąc nogą. – Sądziłam, że jesteś inny, Louis. Miałam nadzieje, że okażesz się być uczciwym. Zawiodłam się – powiedziała cicho, spuszczając głowę. – Po prostu mnie zostaw.
- Ale to nie jest tak jak myślisz – powiedziałem spokojnie, nie puszczając jej ręki. Przestała się szarpać, zamiast tego, ponownie na mnie spojrzała, oczekując kontynuowania tematu. – To wszystko gra. Chora, popieprzona gra, w którą wmieszał nas Paul wraz z całym zarządem. Nie jestem z Eleonore, owszem kiedyś coś nas łączyło, ale nie była to wielka miłość.
- Dlaczego mieliby to robić?
- Ponieważ zbyt wiele osób sądzi, że Larry jest prawdziwy – odpowiedział jej Harry, stając za nią. – Nie wierz w to, co piszą brukowce, Carol. Oni zrobią wszystko by nas zniszczyć. Louis i Eleonore mają być parą jeszcze przez tydzień. W przyszłym tygodniu, zrywają za porozumieniem stron.
- Widzę, że świetnie się bawicie, wciskając swoim fanom takie kity. Miałam nadzieje, że One Direction zależy na swoich fanach. Widać jak bardzo – sarknęła, nadeptując moją stopę. Mimowolnie puściłem jej rękę, co ona skomentowała cwanym uśmiechem. – Idźcie do diabła – powiedziała cicho, nim nie trzasnęła drzwiami.
Przez chwilę między nami panowała napięta cisza. Zarówno ja, jak i Harry zastanawialiśmy się co się właśnie wydarzyło. Jednego byłem pewien, w przeciągu niecałej godziny zbyt wiele rzeczy się na siebie nałożyło. Najpierw sielankowa atmosfera, przy przygotowaniu obiadu, opatrywanie mojego skaleczonego palca, ukradkowe spojrzenia, lekkie uśmiechy; później propozycja zagrania w gry video i ten cholerny artykuł, który wszystko schrzanił. Jaka normalna osoba publiczna czyta o sobie w brukowcach? Chyba tylko ktoś tak popieprzony, jak ja. Odwróciłem się w stronę Harrego, który nie poruszył się ani o milimetr. Wpatrywał się we mnie, jakbym co najmniej był jakimś okazem w muzeum.
- Na co czekasz, Tommo? Idź za nią i wszystko wyjaśnij! Nie mam zamiaru znowu znosić twoich humorów. Jeśli do tego dojdzie wprowadzisz się do któregoś z chłopaków.
- Ja nie…
Harry wypchnął mnie z mieszkania nim zdążyłem chociażby założyć butów. Nie przejąłem się tym jednak. Zbiegłem po schodach, nawet nie wzywając windy. Ledwo zbiegłem ze swojego piętra, musiałem się zatrzymać, bo wpadłbym na siedzącą na schodach dziewczynę. Dopiero kiedy się jej bliżej przyjrzałem, poznałem w niej Caroline.
- Carol…
- Zapomniałam butów – szepnęła, jeżdżąc palcem po swoich stopach, na które miała założone skarpetki w kolorowe paski. Mimowolnie się uśmiechnąłem, siadając obok niej. Nasze stopy zetknęły się. – Widzę, że ty też – mruknęła.
- To wszystko przez pewną wybuchową Polkę, która szybciej działa niż myśli.
- Więc to moja wina?
- Nie chcę się kłócić, Carol – powiedziałem poważnie. – Chcę byś znała prawdę i zrozumiała, dlaczego robimy tak, a nie inaczej.
- Nie chcecie by shipperki Larrego nękały was e-mailami, czy tweetami na twitterze, rozumiem to. Ale co ze mną, Louis? Mam być kolejnym potwierdzeniem tego, że nie jesteś gejem? Jeśli tak, to nie mogę się na to zgodzić.
- Nie jesteś nią, Karolina – zwróciłem się do niej jej polskim imieniem. Czarnowłosa uśmiechnęła się lekko, ukazując tym samym urocze dołeczki w kącikach ust. – Jesteś kimś znacznie ważniejszym.
- Eleonore nią nie była?
- To naprawdę skomplikowane – przyznałem – nigdy nie powiedziałem jej, że ją kocham. Byliśmy ze sobą, bo byliśmy siebie ciekawi. Podobał mi się jej charakter, sposób bycia, podejście do życia. To jak cieszyła się z małych rzeczy. Jednak zawsze traktowałem ją bardziej jak przyjaciółkę, niż dziewczynę, z którą mógłbym być na zawsze.
- Nie kochasz jej, ale zgodziłeś się na udawany związek z nią?
- Można powiedzieć, że do tej roli była wręcz idealna. Znała zarówno mnie, zespół, jak i naszych fanów. Dodatkowo przez to, że ze mną kiedyś naprawdę była, wiedziała jak się zachować przed paparazzie.
- Ja niestety tego nie wiem – przyznała, krzywiąc się. – Jak mogłabym porównywać się do takiej ślicznej Brytyjki jak ona? Nie mam długich nóg, płaskiego brzucha, ciemnych kręconych włosów, brytyjskiego akcentu. Jestem tylko studentką.
- Z bardzo niską samooceną – dodałem, przyciągając ją do swojego boku. – Dla mnie jesteś idealna, Karolino. W każdym calu. Poza tym… wysokie, chude dziewczyny są nudne. Można je spotkać na okładce pierwszego lepszego magazynu. Nie potrzebuję kogoś takiego.
- Nie?
- Nie.
Mocno się we mnie wtuliła, splątując swoje palce na linii mojego krzyża. Uśmiechnąłem się, składając na czubku jej głowy, lekki pocałunek. W tym samym momencie ona szepnęła ciche „przepraszam”.
Om nom nom *_* Jestem pierwsza :D
ReplyDeleteJejku, znowu nie wiem, co mam Ci napisać. To, że ubóstwiam Twój styl pisania już wiesz. To, że Lourine jest boski, też już wiesz. To, że chcę już drugi sezon też wiesz. Kurde, epitety mi się kończą powoli.
Dobra, krótko i na temat - rozdział jak zawsze świetnie napisany, bez żadnych błędów ani większych pomyłek.
Carol jest słodka. Jej połączenie muzyki, filmów i literatury jest po prostu bezbłędne. Jejku, kocham tą wariatkę tak mocno, mocno. *ściska powietrze* xdd
Lou jest uroczy, gdy udaje głupiego. Hmm... Skąd Car ma takie dobre podejście do Lou? xdd
Weny, czasu i III sezonu życzę.
Buziaki,
Gosia xx
http://pamietaj--mnie.blogspot.com/
Jakoś dzisiaj mam trudności z napisaniem komentarza... Sama nie wiem dlaczego. Gapię się w białe pole odkąd wróciłam do domu i nic. Przeczytałam jeszcze raz rozdział i dalej pustka... Może jestem przemęczona? Nie mam pojęcia dlaczego nie potrafię ubrać w słowa tego, co mam w głowie... A dobrze wiesz, że nie zdarza mi się to często. Zazwyczaj muszę się powstrzymywać, by nie pisać za dużo... Tak więc z góry przepraszam cię za ten komentarz. Podejdę do niego sprytem i po prostu opowiem po kolei co mi się nasuwa...
ReplyDeleteHarry przekomarzający się z Louisem podczas gotowania, to obrazek jaki często mam w głowie, gdy o nich myślę... A raczej miałam, bo ostatnio jakoś inaczej się zachowują, a szkoda. Podobała mi się ta ich przyjaźń i jestem też jej fanką w twoim opowiadaniu. A rozgadana Caroline, która potrafi owinąć ich sobie dookoła małego palca, to kolejny cudowny obrazek :) Ta jej wyliczanka sprawiła, że się uśmiechałam pod nosem, zwłaszcza, że wymieniła też kilka rzeczy z mojej listy :D A ta "słodsza" od Harry'ego osoba była coś bardzo tym posiłkiem zdenerwowana...
Zrobiło mi się strasznie przykro, gdy przeczytała tą gazetę. Zwłaszcza, że chwilę wcześniej szczerzyłam się jak głupia wyobrażając sobie, że może ogra mistrza Hazzę... Całe szczęście Lou za nią wybiegł (nie ważne, że z pomocą Harry'ego). A to jak się okazało, że oboje wybiegli zapominając o butach, było wręcz słodkie. Już sobie wyobraziłam tą scenę w myślach. Ona w kolorowych skarpetkach podwijająca ze zdenerwowania palce i on na boso siadający bardzo blisko niej... Cieszę się, że padło to "przepraszam", bo naprawdę przez chwilę mnie wystraszyłaś. Tak bardzo bym chciała, by jakoś się między nimi urodziło więcej... Czuję miłość... ale to tylko ja, ja zawsze czuję miłość w powietrzu ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i może na kolejne odpowiedzi... Wciąż mam tyle pytań... Przepraszam cię, że ten komentarz jest taki nieskładny, ale coś mi się chyba z głową stało... Pozdrawiam i życzę weny
Całuję
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
Nie wiem, jak mogłam wcześniej nie zajrzeć na bloga jednej z moich ukochanych czytelniczek. Ogromnie Cię za to przepraszam.. jestem jakaś ostatnio niedorobiona. W ogóle przez ostatni czas żyję tylko książkami. Czy to choroba?
ReplyDeleteW sumie brak mi słów. Masz ogromny talent, wyobraźnię, niekończącą się wenę.. Na to wskazuję Twój blog.
Caroline i Louis. Fantastyczny wątek. Już lubię tą energiczną dziewczynę z naszego małego kraju. Jest niesamowita :) W sumie widzę w niej coś podobnego do.. mnie? Pewna siebie pod względem charakteru, jeśli chodzi o wygląd - mniej. Słabo. To ciężkie odczucie, naprawdę. Ale Lou przecież jest tak fantastycznym człowiekiem, że jestem pewna, że zadba o to, żeby jej tak niska samoocena odeszła tam, gdzie przysłowiowy pieprz rośnie.
Mówiłam już, że cudowna fabuła? Niby życie codzienne, niby to nie fantasy, brak czarów, magii. Ale jeśli umie się pisać, to można nawet opisywać życie codzienne takiej gwiazdy jak sam Louis Tomlinson..
Oświadczam więc wszystkim tutaj zgromadzonym - Ten blog wędruje do mojej listy czytanych. Będę go regularnie odwiedzać i komentować. Przepraszam jeszcze raz, że odzywam się dopiero teraz.. musisz mnie zrozumieć. Albo i nie?
Bez sensu ten komentarz.. ale jest. I to chyba najważniejsze. Sama nie wiem co piszę i co myślę. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Już brak mi słów.. no, klasyczny Pluton. Tyle ode mnie. + Znane i puste zdanie: czekam na cudownego nexta!
Twoja Pluton :)
http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/
++ informuj mnie na tt albo na blogu, gdzie Ci wygodniej.
Pisze ten komentarz dopiero dzisiaj, miał być dodany też dzisiaj około 1 w nocy, ponieważ wtedy skończyłam czytać twojego bloga. Niestety nie miałam już siły skomentować, i dzisiaj zaspana ( a to wszystko przez Ciebie, bo nie mogłam tak po prostu przestań czytać ) wyczekiwałam cały dzień, żeby móc zostawić tutaj coś po sobie. Właściwie jak mogłam trafić tutaj tak późno? Twój komentarz na moim blogu, już wcześniej powinien mnie tu przyprowadzić, nie wiem dlaczego stało się inaczej, ale lepiej późno niż wcale.
ReplyDeleteGdy weszłam na twojego bloga, już pierwszy rozdział spowodował u mnie uśmiech na twarzy. Pomyślałam, że jest to coś wartego uwagi, nietuzinkowego. Historia, którą czyta się z zaciekawieniem , nie jest przesiąknięta słodyczą, która czasami aż zachęca do "wymiotów", bo wszystko jest dobre ale z umiarem, tak jak u Ciebie. Gdy skończyłam czytać jeden rozdział zaczęłam jak się domyślasz czytać drugi ( piszę takie oczywiste rzeczy, nie wiem po co, wybacz) a po nim trzeci, i przy którymś, może to był czwarty, lub piąty albo na samym początku już ta myśl gnieździła się u mnie w głowie " Cholera, ona potrafi pisać". Podoba mi się twoja historia, nie jest banalna, uczucia nie są tutaj wyznawane po paru godzinach znajomości, a usta nie łączą się w pocałunku następnie mówiąc "kocham Cię" gdy ludzie znają się dopiero dzień, wszystko dzieje się w swoim czasie, jest wyczekane, przez co doceniamy tego wartość, staje się bardziej prawdopodobne.
Jakże niezmiernie się cieszę, że wpadłaś na mojego bloga, zostawiając komentarz i w ten sposób naprowadzając mnie na siebie. ( chyba już to mówiłam). Z drugiej strony, gdy teraz przeczytałam twojego bloga, i czytam twój komentarz u mnie. Muszę się do tego przyznać, że czuję się trochę zawstydzona
Życzę Ci dużo pomysłów, weny , czasu na pisanie, i jak najwięcej uśmiechu i przyjemności przy prowadzeniu bloga :)
PS- Jeśli możesz informuj mnie na twitterze o nowych rozdziałach :@Eirenneee