Aha i jeszcze jedno: nie biorę udziału w żadnych Lieber Award! Miło mi, że doceniacie moją twórczość, ale mnie nie bawi takie coś, więc wybaczcie. Chcę, żeby to było jasne i nie powtarzało się.
Kocham Was! xx
Ps. Wiem, że niżej zamieszczony obrazek to przeróbka, ale musiałam go dodać! Strasznie mi się podoba, a jak Wy uważacie? (:
***
„Louis Tomlinson z One Direction, zerwał z Eleonore Calder.”
„Najstarszy członek brytyjsko-irlandzkiego zespołu 1D, nie jest już z panną Calder.”
„Była para, nadal chce się przyjaźnić.”
„Koniec związku najsłodszej pary na Wyspach.”
Wyłączyłem kolejne okna przeglądarek, które otwarte były na artykułach dotyczących mojego zerwania z Eleonore. Cała akcja odbyła się dwa dni temu w Regent's Park. Brytyjka musiała udawać płacz, ja skruszenie. Doszło nawet do lekkiego spoliczkowania mnie. Zastanawiałem jak zabawnie musiało to wyglądać z boku; widząc jednak zdjęcia, które zrobili nam paparazzie, nie miałam nawet najmniejszej ochoty na nawet minimalny chichot. Wyglądałem żałośnie i to nawet bardzo. Nikt normalny, po takim zachowaniu swojej eks, nie chciałby nadal otrzymywać z nią kontaktów. Oni jednak nie znali prawdy; my owszem.
- Może kawy? – usłyszałem nad sobą głos wesoły Liama.
Tym razem jedno z naszych przedpołudniowych spotkań odbywało się w mieszkaniu Danielle i Liama, w Bayswater. Narzeczona Payne’a aktualnie przebywała na próbie do koncertu Pixie Lott, której już po raz kolejny miała towarzyszyć na scenie. Radość jaka ogarnęła ją w momencie, kiedy się o tym dowiedziała, była widoczna gołym okiem. Promieniała, skała z radości, dzwoniła do wszystkich możliwych osób, by pochwalić się swoim kolejnym małym osiągnięciem.
Z wdzięcznością odebrałem od gospodarza kubek z życiodajnym napojem, biorąc jego wielki łyk, chociaż niesamowicie parzył mnie w język. Jednak potrzebowałem go. W nocy nie mogłem spać, bo ciągle myślałem o imprezie urodzinowej, którą chłopaki wraz z Danielle, zespołem Little Mix i Cher Lloyd postanowili zorganizować dla Caroline, z okazji jej dwudziestych urodzin. Czarnowłosa oczywiście o niczym nie wiedziała. Miałem odebrać ją spod uczelni pod pretekstem wybrania prezentu urodzinowego dla jednej z moich sióstr. W samochodzie mam zawiązać jej oczy apaszką, następnie zawieźć do Funky Budha, gdzie wszyscy będą się już świetnie bawić. Łatwe prawda? Byłoby łatwiejsze, gdyby Caroline nie była upartą dziewczyną, niezadającą masy pytań, które z pewnością padną, kiedy zobaczy mnie pod uczelnią.
- Więc, o której godzinie zaczynamy akcję „dwudziestka Nowak”? – zapytał Harry z łobuzerskim uśmiechem, rzucając we mnie kawałkami krakersów. – Louis! – krzyknął mi do ucha, na co podskoczyłem w miejscu, omal nie zrzucając ze swoich kolan laptopa.
- Hm? Mówiłeś coś? – spytałem nieobecnym wzrokiem, wchodząc na twittera Carol, która dosłownie kilka sekund temu dodała tweet:
„Uzależniona od delikatnych dźwięków fortepianów…”
- Teraz mu nie przeszkadzaj, Harry – usłyszałem radosny głos Cher, która chwilę później usiadła obok mnie na kanapie, ściskając w dłoniach własny kubek z kawą. – Jest myślami przy Carol.
- Nienawidzę jak jest zakochany – mruknął Hazza – nic do niego wówczas nie dociera.
- Carol kończy zajęcia o piątej. Muszę ją wcześniej stamtąd zabrać – zauważyłem, odrywając spojrzenie od ekranu komputera. – Gdzieś tak, około trzeciej?
- Czy ona przypadkiem gdzieś nie pracuje? – wtrąciła Cher, podciągając nogi pod brodę.
- Pracowała w Hard Rock Coffee, ale musiała zrezygnować, bo nowy właściciel budynku, zamknął kawiarnię. Od tego czasu jest bezrobotna.
- Przecież miała pracować w Funky Budha – zauważył Harry. – Coś nie wyszło?
- Nie złożyła CV.
- Dlaczego?
- Nie wiem, Harr – westchnąłem, odkładając komputer na podłogę, tuż obok swojej nogi, którą skrzyżowałem z drugą, tym samym siadając po turecku na wąskiej kanapie. – To jednak nie jest najważniejsze. Powiedzenie jej, że potrzebuję prezentu dla siostry, jest bezsensu; jako prawdziwa Directionerka wie kiedy nasze rodzeństwa mają urodziny. Wyśmieje mnie.
- Więc powiedz jej, że gram koncert w Funky Budha – zaproponowała Cher, biorąc łyk napoju, uśmiechając się przy tym lekko.
To mogło wypalić. Carol w końcu sama się przyznała, że była fanką panny Lloyd. Jaki fan nie chciałby wybrać się na koncert swojego idola? A gdyby do tego, okazało się, że ten koncert jest darmowy? Wiedziałem, o jej drobnych problemach finansowych, chociaż o nich w ogóle nie wspominała. Wystarczyło przyjechać do niej, w środku tygodnia i niby przypadkiem znaleźć zaległy rachunek za prąd z zeszłego miesiąca, którego nadal nie zapłaciła, chociaż miała czas do ósmego maja. Do tego straciła jedyne źródło swojego utrzymania, jest zbyt skromna, by o tym wspomnieć, a dodatkowo ani myśli poprosić mnie, Andiego czy swoją ciocię o pomoc. Wolała sama o siebie zadbać. Nie wiedziałem, ile miała na koncie i czy w ogóle, cokolwiek jej zostało po ostatniej wycieczce do rodzinnego kraju. Lot wcale nie był tani, a pewnie dała rodzicom jakiś prezent stąd.
Więc tak, pomysł z koncertem Cher był najlepszym rozwiązaniem.
- No i wszystko jasne – Brytyjka uśmiechnęła się promiennie, stawiając kubek na niski, szklany stolik, zaraz obok talerza z pączkami, które z każdą kolejną minutą, znikały w żołądku Nialla, który od ponad dwóch godzin, poza sporadycznym napisaniu czegoś na twitterze, nie robił nic innego. – Więc, Louis, zaprosiłeś już Caroline na jakąś randkę, czy coś? – spytała z błyskiem w oku, dźgając mnie w żebra.
Randka..
Nigdy dotąd o tym nie myślałem. Traktowaliśmy siebie jak przyjaciół. Możliwe nawet, że jak znajomych. Ona jasno powiedziała mi, że nie chce ze mną na razie być; że chce mnie pierw dobrze poznać. Nie naciskałem, bo mnie samemu ten pomysł się podobał. Dzięki temu mogliśmy dowiedzieć się o sobie czegoś nowego. Co lubimy jeść, jakie filmy oglądać, jak najchętniej spędzamy czas wolny. Dowiedziałem się, że prócz latte machiatto nie piła żadnej innej kawy, woląc tym samym herbatę i to tylko zieloną o głębokim aromatycznym smaku z nutką pomarańczy, imbiru i cytryny. Kochała muzykę klasyczną, stary rock, amerykański hip hop, francuskie piosenki o miłości, stare horrory. Nie znosi sukienek, butów na obcasie i mocnego makijażu. W liceum grała w drużynie siatkówki i przez osiem lat była gimnastyczką. Jest naszą fanką, jeszcze z czasów X Factor; lubiła loczki Liama i przylizaną fryzurę Zayna.
Ale nigdy wcześniej nie myślałem o randce z nią. Chodziliśmy na kawę, lody, pizzę, do kina czy na spacery po Londynie, ale nie traktowaliśmy tego jak randki. Po prostu świetnie bawiliśmy się w swoim towarzystwie, całkowicie ignorując paparazzie i chociaż następnego dnia musiałem tłumaczyć się ze zdjęć, które wyszły, nie żałowałem tego, co z nią przeżyłem.. Caroline była wyjątkowa.
- Nie musisz odpowiadać. Widzę to po twojej minie – odezwała się, tym samym ściągając mnie na ziemię. Pokręciłem głową, chcąc całkowicie znaleźć się w domu przyjaciela, niestety obraz jasnych tęczówek nie odstępował mnie. W żaden sposób nie pomagał mi fakt, że zielone oczy Harrego, które były podobne do jej wwiercały się we mnie, niczym wiertarka w ścianę. – Wiadomo, więc nad czym będziesz myślał, przez kolejne dni.
- Nie rozumiem – westchnąłem bezradny, przeczesując włosy palcami. – Co niby miałbym robić?
- Boże, jaki ty jesteś nieogarnięty – Cher wzniosła oczu ku niebu, teatralnie nimi wywracając. Wyglądała zabawnie, to musiałem przyznać. – Poddaje się, nie mam do ciebie sił. Całkowicie nie wiem, co Carol w tobie widzi.
- Jestem przystojny – powiedziałem, szczerząc się do niej, ukazując przy tym wszystkie swoje zęby. – Zajebisty, zabawny, miły, słodki, uroczy…
- Tak, Lou, a do tego cholernie skromny – westchnął Harry, przeszukując swój telefon. – Masz nowy numer do Carol? Zadzwoniłbym do niej i dopytał, co robi po południu.
- Ona nie ma telefonu.
- Nie ma? To jak ty się z nią kontaktujesz?
- Przez e-maile, twitter, facebooka, skype..Pisze do mnie sms z bramki internetowej.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie. Mówię całkiem serio. Poza tym nie widziałem jej od trzech dni – westchnąłem zaciskając palce na spodniach. – Jak nie chodzi na uczelnie, siedzi do późna nad książkami, albo szuka pracy. Jest totalnie zapracowana.
- Musisz to zmienić, inaczej nie nazywasz się Louis Tomlinson! – krzyknęła Cher, rzucając mi się na szyję, z tym delikatnym chichotem, który powoli stawał się jej znakiem rozpoznawczym.
Nowy plan ani trochę nie obejmował rozdawania autografów, czy pozowania do zdjęć przed Royal College of Music w South Kensington. Tłum dziewczyn, które na moje oko były licealistkami, zebrały się wokół mojego auta, dając mi minimalną możliwość zaparkowania, zaraz obok żółtego citroena. Cher wysiadła pierwsza, z entuzjazmem podchodząc do fanów, którzy krzyczeli także jej imię. Sam poluźniłem uścisk na kierownicy, po raz pierwszy nie mając ochoty na wychodzenie do fanów. Chciałem tylko znowu móc zobaczyć Caroline. Upewnić się, że wszystko z nią w porządku, przywitać się i zaprosić gdzieś. Niekoniecznie na imprezę, która odbędzie się wbrew jej woli.
Ciężko westchnąłem, wyciągając kluczyki ze stacyjki. Przez szybę widziałem jak Cher z uśmiechem rozmawia z fanami, w międzyczasie pozując do zdjęć i rozdając autografy. Kochała to. Widziałem to w jej dużych wesołych oczach, oraz w minach, które robiła. Każda inna. Każda autentyczna. Prawdziwa. Przymknąłem na moment powieki, wypuszczając powietrze, które całkiem nieświadomie zatrzymałem. Z nostalgicznego otumanienia wyrwało mnie lekkie pukanie w szybę po mojej stronie drzwi. Uchyliłem powieki, spotykając się z brązowymi tęczówkami Brytyjki. Machnęła ręką w stronę fanek, puszczając mi oczko.
- No co tak długo, Louis? Myślałeś o niej? – spytała, marszcząc czoło z wesołym błyskiem w oczach. Pokręciłem głową, zakładając rękę na jej wątłe ramiona, prowadząc w stronę dziewczyn, które na mój widok zaczęły głośniej piszczeć.
Tą część swojej pracy lubiłem najmniej. Nie przepadałem za dźwiękami jakie wydają z siebie fanki, kiedy nas widzą. Pisk. Wrzask. Płacz. Jednym słowem: jedna, wielka, zbiorowa histeria. Dobra, to było więcej niż jedno słowo, ale mniejsza z tym. Dlaczego fani, nie mogą się cieszyć czy śmiać na nas widok? Tak byłoby bardziej optymistyczniej. W sam raz dla mnie.
Rozdając kolejny autograf, zauważyłem, na schodach prowadzących do głównego wejścia uczelni blondwłosą dziewczynę z okularami typu nerdy. Ubrana była w niebieski sweterek bez guzików, spod którego wystawała biała koszula, czarną plisowaną spódniczkę, beżowe podkolanówki i czarne balerinki. Włosy związane miała w kucyka, który luźno spływał na jej lewe ramię, wzmocniony był wstążką o mocnym, intensywnym czerwonym kolorze. Przekrzywiła głowę, bacznie mi się przeglądając. Nagle jej twarz rozjaśnił ledwo widoczny, leniwy uśmiech. Odwróciła głowę, całkiem nieświadomie podążyłem wzrokiem w tym samym kierunku, spotykając się z Carol, która właśnie wyszła ze szkoły. Ubrana była dokładnie tak samo jak blondynka, tyle, że zamiast balerinek miała na sobie czarne niskie tenisówki, a włosy rozpuszczone. Prócz torby na ramieniu, w dłoniach trzymała masę luźnych notatek, książek i zeszytów.
- Louis! – krzyknęła, kiedy mnie zauważyła. Jej twarz niemal natychmiast rozpogodził promienny uśmiech. Zbiegła po schodach i całkowicie ignorując, zebrane wokół mnie fanki, rzuciła mi się na szyję, porzucając przy tym swoje notatki, które spadły tuż nieopodal jej nóg. – Boże, jak ja za tobą tęskniłam!
- Trzeba było napisać na twitterze – zauważyłem, dając jej buziaka w policzek.
- Niestety nie mogłam – powiedziała przygaszona, odklejając się ode mnie, by następnie podnieść swoje notatki. – Nadal nie zapłaciłam rachunku za Internet. Korzystam z komputera na uczelni, gdzie i tak nie zawsze mam do niego dostęp.
- Zawsze mogę ci… - zasłoniła moje usta ręką, kręcąc poważnie głową. – Okej, nie to nie – wyciągnąłem język, lekko zwilżając spód jej dłoni, który w dalszym ciągu zasłaniał mi usta. Skrzywiła się, odciągając ją od moich ust, poczym wytarła się o moją koszulkę.
- Twoi fani sprawiają, że czuję się zakłopotana – szepnęła, patrząc mi prosto w oczy. – Czy mógłbyś się ich jakoś grzecznie pozbyć?
Przytaknąłem, przyciągając ją do swojego boku, tym samym subtelnie prosząc grupkę dziewczyn, by się rozeszła, bo chcę pobyć z Carol. Pojęły mnie w lot, żarliwie kiwając głowami, by następnie rozejść się w nieznanym mi kierunku. Zerknąłem w miejsce, gdzie widziałem nieznajomą blondynkę. Wciąż tam stała. Caroline podążyła za mną spojrzeniem, promiennie się przy tym uśmiechając.
- Olivia! – zawołała, machając do dziewczyny dłonią. Podeszła do nas, promiennie się uśmiechając. – Louis, poznaj Olivię Brandon, moją najlepszą przyjaciółkę, byłą współlokatorkę, shipperkę Niama i fankę Nando’s. Olivia poznaj Louisa Tomlinsona, swojego idola – przedstawiła nas sobie.
- Dobrze wiesz, że wolę Nialla – mruknęła blondynka, mimo wszystko wyciągając przed siebie dłoń z pomalowanymi na niebiesko paznokciami. – Miło mi.
- Mnie również – lekko się uśmiechnąłem, w tym samym czasie zniecierpliwiona Cher dała, o sobie znać, znacząco odchrząkując. – Ach tak, racja – przywaliłem sobie dłonią w czoło, cicho przy tym stękając.
- Może ja sama się przedstawię, bo nim ten pajac to zrobi, minie wieczność – wywróciła teatralnie oczami, robiąc kilka kroków do przodu, stając naprzeciwko Carol i Olivi. – Cher Lloyd, naprawdę się cieszę, że mogę w końcu poznać dziewczynę, o której bez przerwy myśli i papla Louis. Wiesz, sądziłam, że masz długie czerwone włosy – dodała, lekko przekrzywiając głowę, jakby chciała sprawdzić, czy rzeczywiście wszystkie jej kosmyki są czarne, a końcówki niebieskie.
- Przefarbowałam – odparła. – Co wy tutaj właściwie robicie?
Bingo! Wiedziałem, że ta ciekawska osóbka, w końcu się, o to zapyta. Nie musiałem znać jej długo, by poznać ją na tyle, by, co nieco o niej wiedzieć. Lubiła zadawać pytania.
- Zapraszam ciebie i Olivię na mój dzisiejszy koncert w Funky Budha! – pisnęła uradowana Cher, wymachując rękami we wszystkie możliwe strony. – Tylko najpierw musimy was przebrać z tych cudaśnych ubranek – mówiąc to wskazała na sweter, na którym dodatkowo widniał herb szkoły.
- To jest coś w stylu szkolnego mundurku. Rozumiesz, słowo royal w nazwie szkoły do czegoś zobowiązuję – przyznała Caroline lekko się krzywiąc. – Przynajmniej nie muszę nosić marynarki, sztywnej spódnicy czy tych niewygodnych pantofli na obcasie. To jest naprawdę znośne.
- Ale nie pasuje na koncert – zauważyła Brytyjka - jedziemy do mnie, do domu – zarządziła Cher, ciągnąc Carol w stronę mojego samochodu.
- Cher, poczekaj – Carol stanęła w miejscu, delikatnie odczepiając jej palce ze swojego ramienia – nie mogę z wami jechać, chociaż naprawdę chcę.
- Dlaczego?
- Mam jutro test i muszę na nim być.
- Test? – spytała, upewniając się. Carol przytaknęła, przekładając notatki do drugiej ręki. – To nie problem. Gwarantuję ci, że na niego wstaniesz. Proszę!
- Carol, na twoim miejscu bym jej nie odmawiał, bo możesz tego żałować – odezwałem się całkiem poważnie. – Jak ona się na coś uprze, nie ma mocnych, do zmuszenia jej by zmieniła zdanie.
- Och, no to skoro tak stawiacie sprawę, to chyba nie mam wyboru – powiedziała pokonana. – Tylko czy to na pewno nie będzie problem? – spytała, upewniając się.
- Problem? Jaki problem?! Zrobimy was na bóstwo, dziewczyny! – pisnęła wesoło, ciągnąc je za ręce w stronę tylnich drzwi. Caroline stęknęła, kiedy Cher ewidentnie zbyt mocno pociągnęła ją za rękę.
- Carol może chcesz usiąść obok mnie? – zaproponowałem z łobuzerskim uśmiechem, otwierając drzwi z przodu samochodu. Czarnowłosa niemal natychmiast wskoczyła na siedzenie, włączając radio w momencie, kiedy puścili piosenkę Cher „Want U Back”. Wokalistka zaczęła śpiewać, wykonując rękami bliżej nie określone ruchy, śmiejąc się przy tym, przyciągając Olivię bliżej siebie, śpiewając jej prosto do ucha. – Boże, z kim ja się zadaje? – wnosząc oczy ku niebu, zająłem miejsce obok Carol.
- Uczestnikami X Factora! – odpowiedziała wesoło dziewczyna, nachylając się do przodu. – Nie zapomnij, że mamy jechać do mnie, a nie do ciebie, mała muszko.
- Przestaniesz tak na mnie wołać?
- Nie, bo to zabawne – wzruszyła niedbale ramionami, wracając do Olivi, którą zaczęła wypytywać o ideał chłopaka, ulubiony kolor, plany na przyszłość, zainteresowania, hobby i wszystko to, co przyjaciele, a przynajmniej znajomi powinni, o sobie wiedzieć.
Z każdą kolejną odpowiedzią Olivi, uśmiech Caroline powiększał się. Wcześniej nie słuchałem tego, o czym dziewczyny plotkują, dopiero kiedy Carol wskazała na swoje uszy, bym słuchał, uważnie się im przysłuchiwałem. Panna Brandon opowiadała o… Niallu! Lubiła jego delikatny głos, niebieskie oczy, szeroki uśmiech, uroczą nieśmiałość… Najbardziej lubiła w nim jego narodowość, bo jak się okazało, ona sama pochodziła z Irlandii. Do Londynu przeprowadziła się za sprawą studiów. Podobnie jak Caroline. Musiałem o tym powiedzieć Horanowi. Może znajdzie wielką miłość? W końcu nie wykluczał związku z fanką, a Olivia pewnością się do niej zalicza. Przecież.. shippuje Niama. Już samo to wiele nam wyjaśnia.
Zostawiłem dziewczyny pod apartamentem Cher, informując, że przyjadę po nie równo o siódmej trzydzieści. Carol z Olivią były tak zauroczone jej posiadłością, że nawet nie zwróciły uwagi na to, co mówię. Nie pożegnawszy się z Polką, wyjechałem z podjazdu Brytyjki, wracając do mieszkania Liama.
- I co?! Podszedłeś ją? Zgodziła się? Przyjdzie? Lou, dlaczego mi nie odpowiadasz? – ledwo otworzyłem drzwi, a farbowany blondyn zaatakował mnie gradem pytań. Nie miałem zielonego pojęcia, na które pierw powinienem odpowiedzieć. Nie ułatwiał mi tego także fakt, że Niall zaczął się irytować, brakiem jakiejkolwiek zainteresowania z mojej strony. – Louis! – zaczął mną trząść, a ton jego głosu wysyłał mi sygnał, że w każdej chwili może się popłakać, chociaż tak właściwie nie miał ku temu żadnych powodów.
- Niall, kochanie, weź głęboki wdech i wydech – poprosił spokojnie Liam, wyciągając ku mnie pomocną dłoń. Blondyn wykonał jego polecenie, posyłając szatynowi promienny uśmiech. – Lepiej?
- Czułem się dobrze. To Lou nie odpowiadał mi na pytania i…
- Poznałem twoją i tylko twoją fankę, Nialler – wszedłem mu w słowo, czochrając krótkie włosy, poczym wszedłem w głąb mieszkania, zostawiając go w osłupieniu na środku korytarza. – Cześć, Dan – przywitałem się z dziewczyną Liama, która siedząc po turecku przy niskim stoliku do kawy, szukała czegoś w sieci. Cmoknąłem ją w policzek, ukradkiem zerkając na ekran. – Karolina Nowak?
- Uwielbiam tą dziewczynę! Gdyby nie Andy pewnie bym jej tak szybko nie poznała – uśmiechnęła się promiennie, zerkając w stronę korytarza, w którym wciąż stał Niall. Lewą ręką podrapał się po karku. – Co mu takiego powiedziałeś, że nadal tam stoi?
- Wspomniałem o przyjaciółce Caroline, która jest jego fanką. Muszę ci powiedzieć, że wygląda jak jego żeński odpowiednik – usiadłem na sofie, obok Harrego, który przytulając się do mnie, zarzucił mi dłonie na szyję. – No już Harreh – poklepałem go po plecach, mimowolnie wciągając zapach jego delikatnych perfum.
- Po prostu nie mogę znieść tego, że nie jesteś już tylko mój. To mnie przybija bardziej, niż fakt, że liczba obserwujących twojego twittera, niebezpiecznie zbliża się do mojej – westchnął w moje ramię.
- Kto jest moją fanką?! – wrzasnął Niall, wskakując na kanapę, sadowiąc się między nami. – No, kto?
- Szybki jesteś – sarknąłem. – Olivia Brandon – rzuciłem swobodnie nazwiskiem blondynki o dużych niebieskich oczach.
- Nikogo nie znam o takim nazwisku.. To znaczy pamiętam, że tak nazywała się ta wampirzyca z tego filmu, o obejrzeniu, którego, udawałeś chyba jej brata..
- Nie, to nie ta Brandon – zapewniłem, rozbawiony kręcąc głową. – To najlepszą przyjaciółka Carol, jej była współlokatorka, shipperka Niama i fanka Nando’s – wyrecytowałem, dokładnie powtarzając każde słowo, jakie padło z ust Caroline, kiedy przedstawiała mi Olivię.
- Olivia – powtórzył zamyślony, stukając się palcem w brodę. – Hmmm.. jak wygląda?
- Niska, szczupła blondynka z lekko falującymi włosami i jasnymi niebieskimi oczami. Miała na sobie okulary, ale nie wiem czy nosi je, bo ma wadę, czy dlatego, że lubi – wzruszyłem ramionami.
- Wow, Louis – odezwała się Danielle, nie odrywając spojrzenia od ekranu komputera. – Jestem pod wrażeniem. Wiesz jak wyglądają lekko falujące włosy. Brawo! A jak określisz wygląd włosów Carol?
- To proste – odpowiedziałem niemal natychmiast – przed podcięciem były długie, niemal sięgające do bioder, lekko kręcone; o barwie głębokiej czerwieni, która musiała być efektem eksperymentowania z różnymi odcieniami tego koloru. Teraz sięgają jej szyi, kręcą się przy końcówkach; są podatne na pogodę; w odcieniu smoły z jasnymi, wyraźnymi niebieskimi końcówkami.
- Zastanawiałeś się, dlaczego wybrała taki, a nie inny kolor końcówek?
- Nie.
Danielle uśmiechnęła się ciepło, odwracając komputer w moją stronę. Patrzyłem na zdjęcie Carol, które musiało zostać wykonane u fryzjera, w czasie farbowania, ponieważ na włosach spoczywała warstwa farby, a czoło miała pobrudzone. Wyglądała uroczo.
- Czytaj podpis – zachęciła.
„Od teraz, kolor Jego oczu, zawsze przy mnie… Może nie jest to Niallowi błękit, ale moja własna Louisowa odmiana…”
- Moment, bo nie rozumiem.
- A było tak pięknie – Danielle wzniosła oczu ku niebu, przesuwając laptopa na pierwotne miejsce. – Jej pasemka są barwą zbliżone do koloru twoich tęczówek, mała muszko.
- Zabiję kiedyś Cher – mruknąłem, zakładając ręce na piersi. – Skąd niby miałem to wiedzieć?
- Łatwo zgadnąć, Lou. Fanki od lat próbują znaleźć kolor, który odpowiadał by kolorowi twoich oczu. Carol się to udało. Fanki już ją wyczaiły, jest w końcu Directionerką. Nie mogły uwierzyć, że ten efekt uzyskała w małym polskim salonie fryzjerskim, tuż obok swojego bloku – wyjaśniła, nie kryjąc szerokiego uśmiechu, który wkradł się jej na usta. – Gdybyś widział jej minę, kiedy o tym wspominała.
- Widziałaś się z nią? – spytałem, niedowierzająco.
- Przyjaźnimy się. Przychodzę do niej na dodatkowe zajęcia ze sztuki, na których mogą przybywać osoby spoza uczelni. Masz z tym jakiś problem?
- Ja nie widziałem jej od trzech dni! Zostawiła telefon we Wrocławiu. Nie ma zapłaconego rachunku za prąd, czy Internet. Nie wiedziałem jak mogę się z nią skontaktować, a ty.. Ty mi mówisz, że chodzisz na jej dodatkowe zajęcia ze sztuki, wiedząc, że wariuje? – ciężko westchnąłem, wstając z miejsca. – Danielle, do cholery! Dlaczego ty mi to zrobiłaś?!
- Nie krzycz na nią, Louis – skarcił mnie Liam, podnosząc wzrok znad czytanej gazety.
- Milcz Payne – zwróciłem się do niego, miażdżąc go spojrzeniem. O dziwo, zamknął się w sobie, wracając do przerwanego zajęcia. – Po prostu, nie mogę w to uwierzyć. Szaleję, za tą dziewczyną, a ty mi nawet nie wspomniałaś, że się z nią spotykasz.. że z nią rozmawiasz… że…
Kiedy ja wyrzucałem z siebie potok słów, Peazer tylko się uśmiechała, nie zobowiązująco potakując głową. Nie znałem się na kobiecej logice, więc tym bardziej nie miałem zielonego pojęcia, co miała na myśli, robiąc te wszystkie gesty. Kiedy w końcu skończyłem, ona tylko odetchnęła z ulgą, przeczesała włosy palcami; nie mówiąc żadnego słowa.
No i jak ja miałem nie zwariować?!
Ale fajny ten rozdział, taki lekki, przyjemny. W sam raz na wieczór. Bardzo, Baardzo, Baaaardzo mnie cieszy, że wplotłaś postać Nialla w to opowiadanie ! Niezmiernie mnie to cieszy, serio! Strasznie lubię tego Blondyna, i mam nadzieje , że mimo że Louis i Caroline to główny wątek w twoim opowiadaniu, to Niebieskooki też nie raz się tutaj pojawi, będzie zaskakiwał i powodował uśmiech na twarzy, jest taki kochany w tej swojej nieśmiałości.
ReplyDeleteKurcze, zabawne jest to jak mężczyźni są niedomyślni, jak wiele nie zauważają, mimo że często mają to podane na tacy. Spodobał mi się, ten uroczy moment gdy Louis denerwuje się na Daniele, jak bardzo niezrozumiałe są dla niego jej gesty, mimika, wydawać by się mogło, głupie przeczesywanie dłonią włosów. To chyba jest zrozumiałe tylko dla nas - dziewczyn, i zdziwiłabym się gdyby facet potrafił to w pełni zinterpretować.. my kobiety jesteśmy skomplikowane, i czasami w swoim zachowaniu bardzo dwuznaczne. Jeden uśmiech, może mieć tysiąc znaczeń, a spojrzenie oznaczać więcej niż tysiąc słów.
Chyba się za bardzo rozkręciłam, i odbiegam od tematu. To pora na zakończenie komentarza, który obawiam się, że może być bardzo nie spójny,i mało zrozumiały.
Pozdrawiam Cię ciepło i życzę weny !:*
Hej! Na początku od razu muszę cię przeprosić, że dopiero teraz komentuję rozdział, choć przeczytałam go od razu, gdy mnie o nim powiadomiłaś... Jest jak zwykle cudny, ale o tym za chwilę.... Obrazek jak zawsze wyszedł ci świetnie. No i zachwycam się nowym wyglądem bloga... Coś ostatnio trzyma cię chęć zmian ;) Świetna czcionka. Cudownie się czyta...
ReplyDeleteTak samo jak Eirene strasznie się cieszę, że pojawił się Niall... Więcej Nialla ;) Wciąż łaknę każdej najmniejszej informacji o Lou i Carol, ale już zacieram ręce z radości na myśl o tym uroczym blondynie...
Louis, którego myśli wypełnia tylko jedno (a raczej jedna) jest cudnie zagubiony w tej swojej tęsknocie... A jego rozmyślania, gdy padło hasło "randka" sprawiły, że naprawdę czuję miłość w powietrzu... No i jeszcze ta końcówka z Danielle :) Miłość...
Strasznie spodobała mi się reakcja Carol, gdy tak rzuciła mu się w ramiona równie stęskniona jak on... Fajna scenka. No i jestem ciekawa nowej bohaterki. Zostanie na dłużej? Będzie jej dane poznać Nialla? A może masz inne plany... Pewnie zaskoczysz mnie jak zawsze. Już się nie mogę doczekać :)
No i co z tą imprezą? Ciekawa jestem reakcji solenizantki ;) Może Lou zdobędzie się na odwagę i... No i ciekawe jak Cher je wyszykuje... I jak Niall zareaguje na Olivię... I czy Carol naprawdę wstanie na ten test... I czy uda jej się rozwiązać jakoś problemy finansowe... I jeszcze tyle pytań, że prawie mi głowę rozsadza ;) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i życzę kolejnych genialnych pomysłów.
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
Siemkaaa;)
ReplyDeleteRozdział jest cudowny, boski no po prostu zajebisty ;) Piszesz tak lekko, że aż się chce czytać i czytać ;p
Czekam na następny
Pozdrawiam
Jezuśku przenajświętszy, co ja mam tutaj napisać? Wszystko ode mnie już wiesz, a ja nie lubię się powtarzać. Cholera, cholera, cholera! *wali głową o blat biurka*
ReplyDeleteJestem dziwna, nie? Dobra, ale ten fakt pomińmy, bo ty dobrze o tym wiesz, co sugeruje, że jesteś mega (lubie to słowo xdd) cierpliwą osobą, skoro jeszcze ze mną wytrzymujesz, sweetie!
Czemu Carol jest taka nieustępliwa? No ja wiem, że przy Lou każdy by się zachowywał co najmniej dziwnie, ale ona to już przegina. Carol! *krzyczy w przestrzeń* MASZ POPROSIĆ MAŁĄ MUSZKĘ O POMOC I KONIEC! Bo Gośka ci coś zrobi, a jak ona cię uszkodzi, to OIOM murowany :D
Dobra, kocham Cher! Ta dziewczyna jest po prostu niesamowita i ma zawaliste pomysły! No na serio, jej przezwiska rządzą! Mała muszka, fuck yea!
Louis załamuje, na serio! Haha, ale i tak go wielbię :D Wg, wszyscy są super-boscy. A Olly to już wg ^^
Ogółem rozdział biorąc : żadnych uwag nie mam, oprócz jednej. Wstawiaj następny!
KOCHAM CIĘ, SWEETIE! :*
Goś xx
http://pamietaj--mnie.blogspot.com/