Tuesday, November 27, 2012

Rozdział ósmy

Od M: Miałam dodać później, dodaje teraz. Poznajcie moje dobre serce! ^^ Mam nadzieje, że się Wam spodoba, chociaż.. a zresztą przeczytajcie sami :) Do następnego! xx
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego ask'a , twittera, bądź ewentualnie tumblr'a. :)



***




Cher uparła się, że przyjedzie z dziewczynami taksówką. Twierdziła, że tak będzie lepiej, wygodniej, oraz ciekawiej, bo dawno nią nie jechała. Nie mając więc wyboru, razem z chłopakami udałem się pod klub, by osobiście dopilnować, żeby wszystko było gotowe na czas.

Ósma. Wszystko dlatego, że Cher chciała jechać taksówką.

Westchnąłem, opierając czoło o zimną szybę samochodu, którym przymierzaliśmy Londyn. Prowadził Zayn, który od kiedy zdał egzamin na prawo jazdy, nie zajmuje innego miejsca niż to po prawej stronie. Jęknąłem, kiedy mulat nagle zahamował, zarzucając nami do przodu. Mruknął ciche „sorry”, poprawiając swoje włosy, które ani trochę nie ucierpiały. Pokręciłem głową, chociaż już dawno byłem przyzwyczajony do jego dziwnego zachowania.

- Co się dzieje, Lou? Wyglądasz jakbyś przechodził przez katusze.

- Danielle, urodziny, Carol, włosy, Cher… - wyrzuciłem z siebie słowa, które niemiały żadnego sensu. Malik uśmiechnął się cynicznie, pogłaśniając radio. – Dzięki – sarknąłem, odwracając głowę w stronę okna. – Umiesz, pocieszać. Nie ma co.

- Nie ma sprawy, Tomlinson. Zawsze do usług – klepnął mnie w ramie, zabawnie poruszając brwiami. – A tak na serio, to powinieneś się rozweselić, bo za chwilę impreza twojej dziewczyny.

- Ona nie jest moją dziewczyną – mruknąłem.

- Nie jest, ale się całowaliście! – krzyknął z tylniego siedzenia, Harry. – To jak was mam nazywać? Jesteście kimś w stylu… bromance? Louroline?

- Ej, Harry zmień dilera, bo to zioło ci szkodzi – do rozmowy wtrącił się Niall, który w tym czasie wpakowywał sobie do ust kolejnego czekoladowego batonika, brudząc sobie przy tym całą twarz. – Ty, ale połączenie imion genialne. Takie uniwersalne.

- Ma się ten talent – w lusterku zauważyłem, jak Harry porusza brwiami, co pewnie miało być zabawne, mnie jednak w ogóle nie było do śmiechu.

Zacząłem się denerwować. Myśli same podsuwały mi coraz to dziwniejsze scenariusze, w których Carol wyzywa mnie od najgorszych, bo urządziłem jej imprezę urodzinową. Daje mi w twarz. Wylewa może łez, a na koniec nawet wpada w ramiona innego chłopaka. Nie chciałem by to się stało, ale… Wszystkie myśli, były naprawdę realne. Pokręciłem głową, chcąc z powrotem znaleźć się w wnętrzu samochodu.

- Cholera – warknął Zayn, mijając główne wejście do klubu, pod którym zebrał się tłum dziennikarzy, fanów, oraz zaproszonych gości. – Czy chociaż raz nie mogą odpuścić?

- Widocznie nie – mruknąłem, odpinając pas, kiedy mulat zaparkował na strzeżonym parkingu, na tyłach klubu. Pod wejściem stała już nasza urocza parka, mocno się do siebie przytulając.

- Gotowy? – zapytała Danielle, z błyskiem w oku, łapiąc mnie pod łokieć, nie puszczając przy tym ręki swojego przyszłego narzeczonego. – Zobaczysz, będzie ekstra.

- Oby się nie rozmyśliła – westchnąłem, wchodząc do środka.

Wszystko było takie, jak zarządziłem. Dekoracje w niebiesko-beżowych barwach z domieszką zieleni i fioletu. Szalone, lekko ekstrawaganckie. Dokładnie takie jak Caroline. Przygotowany szampan stał na barowej ladzie, wsadzony w metalowym wiaderku z lodem, gotowy do podania. Nie wiedziałem, jak będzie wyglądał tort, którym mieli zająć się Niall z Zaynem. Była to chyba najpilniej strzeżona rzecz w całym urodzinowym planie.

Caroline przyjechała o ósmej trzynaście. Wedle pomysłu Harrego, wszystkie światła zostały zgaszone, a my ustawiliśmy się na środku sali z kieliszkami w dłoniach, gotowi do krzyknięcia „sto lat”. Słyszeliśmy lekkie kroki trzech par butów, chwilę później któraś z nich się odezwała:

- Och, no świetnie – mruknęła wyraźnie niezadowolona Carol, której głos mógłbym poznać dosłownie wszędzie. Wpadłem?

- Wszystkiego najlepszego! – krzyknęliśmy wszyscy razem, całkowicie ją ignorując.

Światło ponownie się zapaliło, padając na zszokowaną postać dziewczyny, która stała w osłupieniu, wpatrując się w przestrzeń z szeroko otwartymi ustami i oczami. Jej wzrok padł na mnie, w momencie, kiedy razem z chłopakami ruszyłem w jej stronę. Każdy z nich mocno ją do siebie przytulił, krzycząc przy tym najserdeczniejsze życzenia, chociaż stała tuż obok nich i równie dobrze mogli to powiedzieć normalnym tonem. Carol uśmiechnęła się szerzej, gdy przyszła pora na mnie.

- Koncert Cher, hm? – jej cienka brew poszybowała do góry, kiedy mocno oplotłem jej wątłą sylwetkę. Usłyszałem ciche westchnięcie, gdy przycisnęła twarz do mojej klatki piersiowej. Ignorowała towarzystwo, które z pewnością się na nas patrzyło; ignorowała muzykę, która od jakiegoś czasu grała w najlepsze; ignorowała wszystko dookoła, wtulając się we mnie, jakbym miał za chwilę odejść. – Dziękuję – szepnęła cicho, stając na palcach by pocałować mnie w policzek.

- Wszystkiego najlepszego, Karolino – odszepnąłem, całując ją w czubek głowy.

Dopiero, kiedy się ode mnie odsunęła zauważyłem, co miała na sobie. Niebieskie rurki, pudrową koszulkę z luźnymi rękawami i białe tenisówki za kostkę; włosy lekko zakręcone, oraz delikatny makijaż, który dopełniał całości. Cher wykonała kawał naprawdę dobrej roboty.

- Wolisz polski odpowiednik mojego imienia?

- Lubię jego polską formę – przyznałem, zakładając rękę na jej ramię, prowadząc do baru, na którym w dalszym ciągu stały kieliszki.
Twoje imię, to imię naszej miłości. 

Impreza mijała w naprawdę w szampańskich nastrojach. Carol dziękowała za kolejne życzenia, mimo że pochodziły one od osób, których nie kojarzyła nawet z telewizji, gazet czy Internetu. Przez cały czas uśmiechała się radośnie, bez pośpiechu, pijąc z kolejnymi osobami, które chciały napić się z jubilatką. Nie odmawiała. Poznawała kolejne osoby, chociaż widać było, że nie do końca było jej to na rękę. Było jej niezręcznie, kiedy wokół niej znalazło się około piętnastu osób, wypytując ją o studia, plany na przyszłość, oraz rodzinny kraj. Tańczyła, chociaż od tego wolała siedzieć przy stoliku i prowadzić luźną konwersację z chłopakami, czy dziewczynami. Widziałem, że zaprzyjaźniła się z Perrie, Jesy, Leigh-Anne i Jade. Dziewczyna Zayna co chwilę wychwalała kolor jej włosów, Jesy z Jade tatuaże, a Leigh-Anne znajomość języka angielskiego. Każda z nich była pod wrażeniem, że będąc sama w obcym mieście, tak dobrze sobie w nim poradziła.

- Louis, powinieneś nam ją przedstawić dużo wcześniej – powiedziała z wyrzutem Perrie.

Razem z Zaynem siedzieliśmy przy barze, sącząc po kolorowym drinku, rozmawiając o nadchodzącej pracy w studio. Mulat odsunął się trochę od baru by dziewczyna bez problemu mogła mu usiąść na kolanach. Byli naprawdę cudowną parą, która uzupełniała się nawzajem.

- Jest urocza, zabawna, pełna szalonych pomysłów, a przede wszystkim z wielkim dystansem do świata. Jest pewna siebie, ale nie ma wysokiego ego, czy nie jest zuchwała. Jest sobą, a jednocześnie kimś… niesamowitym. Przypomina mi trochę… Cher – dodała z błyskiem w oku, podbierając Zaynowi jego drink. – Co ty pijesz? – skrzywiła się, odkładając na blat kieliszek.

- Blue Ocean – odpowiedział, całując miejsce na skroni. – Później podają kamikaze, Carol chciała.

- Szalona dziewczyna – rozbawiona, Perrie pokręciła głową, zeskakując z krzesła. – Teraz zostaw to cholerstwo i chodź tańczyć! – dodała, ciągnąc go za rękę w stronę parkietu.

Zayn oczywiście stawiał opory, twierdząc, że wcześniej Perrie będzie miała złamaną stopę, niż oni bez przeszkód zatańczą całą piosenkę. Miałem z nich niezły ubaw, kiedy mulat niezgrabnie położył swoją dłoń na jej biodrze, lekko ją do siebie przesuwając. Perrie, nie przestawała się uśmiechać, patrząc mu przy tym cały czas w oczy. Byli naprawdę dobrą, idealnie do siebie pasującą parą. Nie tylko się kochali, ale także mocno się przyjaźnili, co widać było na początku ich znajomości.

- Zatańczmy? – tuż za swoimi plecami, usłyszałem wesoły głos Carol. Jej źrenice były już lekko rozszerzone, a rumieńce na policzkach znacznie bardziej widoczne, niż zazwyczaj. Chociaż wcześniej ewidentnie żałowała sobie alkoholu, teraz nie miała już ograniczeń. Nie była jednak tak pijana, jak na przykład Harry, który jakiś czas temu zniknął w męskiej toalecie razem z pewną czarnowłosą dziewczyną o czekoladowej skórze. – Stało się coś?

- Nie, dlaczego pytasz? – zmarszczyłem brwi, do końca opróżniając swój kieliszek. – Idziemy tańczyć – zarządziłem, ciągnąc ją na parkiet, tuż koło Zayna i Perrie, którzy tańczyli w rytm swojej własnej melodii.

- Bo wciąż patrzysz się na drzwi od męskiej toalety – odpowiedziała, splątując ręce na mojej szyi, co było dla niej nie lada wyczynem.

- Wydawało ci się. Nie wierzysz mi?

- Niestety nie, Louis. Marny z ciebie kłamczuch – przyznała. – Martwisz się o Harrego? W końcu to on zniknął za tamtymi drzwiami, jakieś dwadzieścia minut temu. Słyszałam jak Niall żalił się Olivi, że wszystkie kabiny są zajęte, przez co musiał lać za klubem.

- Biedny Horan – pokręciłem z politowaniem głową, sprawiając, że brązowe pasma zawirowały mi przed oczami, zasłaniając widok na roześmianą twarz Carol. Jej palce odgarnęły mi je sprzed oczu, przejeżdżając przez policzek, zatrzymując się przy kąciku ust. – Masz strasznie zimne palce – wypaliłem, lekko przykrzywiając głowę, by wtulić się w jej palce.

- Mam tak od dziecka. Skoro martwisz się o Harrego, porozmawiaj z nim – powiedziała łagodnie, patrząc mi się prosto w oczy. – Nawet nie wiesz, ile możesz nią zdziałać. Swoją drogą wydaje mi się, że pewna uczestniczka X Factora ma oko na Harrego.

- Cher? Skąd ci to do głowy przyszło?

- Dużo rozmawialiśmy w czasie dobierania kreacji na jej domniemany koncert tutaj. Mówiła, że Harry się jej podoba, jest uroczy, słodki, pomocny, ale strasznie wkurza ją jego zachowanie – kątem oka spojrzała na jeden ze stolików, smutno się uśmiechając. Powędrowałem za nią spojrzeniem, muskając wzrokiem przygnębioną sylwetkę Cher, która leniwie przesuwała palcem po obwodzie swojej szklanki z piwem. – Żal mi jej i to cholernie mocno. To uczucie trzyma się jej od programu, w którym wszystko się zaczęło.

- Porozmawiam z nim – obiecałem, przenosząc wzrok na Carol. – Bardzo ładnie ci w tej fryzurze.

- Cher się uparła. Chciała mnie wcisnąć w sukienkę i wysokie szpilki, ale się nie dałam – powiedziała z triumfem. – Ty też prezentujesz się całkiem nieźle.. wyglądasz trochę jak w czasie trasy po USA. Tylko wówczas miałeś chyba jaśniejsze spodnie i czerwone szelki – przekrzywiła głowę, lustrując mnie wzrokiem – białe szelki, do tej ciemnej koszulki, oraz ciemne spodnie i białe tenisówki doskonale ci pasują. Nasze buty współgrają ze sobą – dodała ze śmiechem.

- Możesz nosić białe tenisówki i kolorowe spodnie – spojrzałem wymownie na niebieski materiał, okalający jej nogi – ale jak założysz coś pasiastego, obiecuję, że przestanę się do ciebie odzywać.

- Och, serio? – jej brew wystrzeliła ku górze.

- Mówię całkowicie poważnie. Paski należą tylko do mnie.

- Ale one wyszczuplają – jęknęła, tupiąc nogą jak mała dziewczynka. – No i ostatnio ciotka kupiła mi naprawdę ładną bluzkę… taką z czarno-czerwonymi paskami.. na ramiączkach.. idealnie widać mi w niej tatuaże – mówiła z cwanym uśmieszkiem, mocniej zaciskając ręce na mojej szyi. – Nadal jesteś na nie?

- Zawsze możesz mi ją oddać – powiedziałem całkowicie poważnie, na co Carol wybuchła śmiechem.

- Wątpię czy będzie na ciebie pasować – odparła poważnie.

Kolejne piosenki przetańczyliśmy w tej samej pozycji, patrząc sobie głęboko w oczy, posyłając delikatne uśmiechy. Nic nie miało dla nas znaczenia. Całkowicie zignorowaliśmy towarzystwo, które zaczęło pić kolejną kolejkę jakiegoś drogiego alkoholu, wydurniając się jak małe dzieci, które dostały nową piłkę i natychmiast chcą ją wypróbować. Nie zwracaliśmy uwagi na piosenki jakie lecą, kręciliśmy się w rytm bicia naszych serc, przyspieszonych oddechów.

Dotąd każdy taniec, był dla mnie zwyczajny; kilka kroków w przód, kilka w tył; lekkie kołysanie się w takt muzyki. Teraz wszystko się zmieniło. Było… nienormalnie. Nigdy nie czułem się podobnie. To tak, jakby ktoś pokazał mi nowy świat, którego dotąd nie miałem okazji poznać. Caroline otworzyła przede mną drzwi do nieznanej mi krainy, w której znalazłem dla siebie miejsce i chciałem w niej zostać.


Zatańcz ze mną.. jeszcze raz, a potem kolejny i… następny. Proszę. 



Przerwaliśmy kiedy Caroline, nagle się zatrzymała, mocno wciągając powietrze. Jej źrenice powiększyły się, usta otworzyły, a ręce, które wcześniej ściągnęła z mojej szyi, mocno zacisnęła w pięści. Była wściekła. Powędrowałem wzrokiem w stronę, w którą patrzyła spotykając się z Harrym, który nie szczędził czułości mulatce. Była to ta sama dziewczyna, z którą zniknął jakiś czas temu w toalecie. Oboje wyglądali się nie przejmować spojrzeniami, jakie posyłali im znajomymi.

- Zabiję gnoja – warknęła Caroline. – Uduszę go, a potem zakopię na swoim podwórku. To nic, że prawdopodobnie zostanę za to wywalona z uczelni. Nie daruję mu…

- Uspokój się – poprosiłem łagodnie, lekko chwytając ją za ramionami. – Jest dorosły.

- Alkohol działa ci na mózg, Louis?! – krzyknęła, wyrywając się z mojego uścisku, co mnie zabolało. – Zapomniałeś, co ci powiedziałam? Cher go kocha, a ty usprawiedliwiasz jego zabawianie się z jakąś czarnowłosą siksą?! Wyskakujesz mi tu teraz z popieprzoną męską solidarnością?

- A co mam innego zrobić? – spytałem spokojnie, nie mając najmniejszej ochoty na krzyk, chociaż ona robiła to bez przeszkód. – Podejść do niego i powiedzieć, by się tak nie zachowywał, bo rani tym Cher? Przecież mnie wyśmieje.

- Zawiodłam się na tobie, Louis – szepnęła, robiąc kolejne kroki w tył. Chciałem ją złapać, ale mi na to nie pozwoliła. Odsunęła rekę, nie spuszczając mnie jednak z oczu. – Odezwij się, jak dorośniesz. Nie, zadzwoń jak oboje dorośniecie – poprawiła się, odwracając się na pięcie.

- Dokąd ty idziesz?! – krzyknąłem za nią, ale było za późno. Zniknęła w tłumie tańczących osób, przeciskając się w stronę tylniego wyjścia z klubu.

Wkurzony usiadłem przy stoliku, przy którym siedział Niall z wciąż trzeźwą Olivią, oraz Liam z Andym. Cała czwórka wesoło rozmawiała, do czasu, kiedy nie westchnąłem z frustracji. Spojrzeli na mnie z wielkim znakiem pytania, wymalowanym na twarzy, domagając się natychmiastowych wyjaśnień.

- Carol właśnie wyszła ze swojej imprezy, bo zobaczyła jak Harry się z kimś całuje.

- Jest zazdrosna? – palnął Niall, przekrzywiając głowę.

- Harry podoba się Cher. Carol chciała, bym z nim, o tym porozmawiał. Nazwała mnie gówniarzem i zwyczajnie wyszła – kończąc, opróżniłem jeden z pełnych kieliszków, który stał na stoliku.

Nie obchodziło mnie to, do kogo on należy. Mógł mieć nawet dorzuconą do siebie tabletkę gwałtu, czy inne paskudztwo. Chciałem zapomnieć, o tym jak zachowałem się przed pięcioma minutami.

Czy wspominałem już, jak bardzo jestem żałosny?
- Ostrzegałem, że Caroline jest wybuchowa, ale jednocześnie bardzo trzyma za swoimi przyjaciółmi. Zawsze będzie ich wspierać, stawiając ich dobro ponad własne – odezwał się Andy. – Musisz spełnić jej prośbę, bo inaczej się do ciebie nie odezwie, a z tego, co wiem będzie to dla niej trudne. Ona cholernie mocno się do ciebie przywiązała.

- Więc muszę pogadać z Harrym?

- O czym chcesz ze mną rozmawiać, Louie? – spytał wesoło Hazza, siadając obok mnie. Jego ręka automatycznie powędrowała na moje ramię, przesuwając mnie bliżej siebie. – Gdzie zgubiłeś swoją dziewczynę?

- Przez ciebie i twoje szybkie numerki wyszła – powiedziałem bez ogródek, ciskając w niego piorunami. – Możesz mi powiedzieć, co ty, do cholery odwalasz?

- Dobrze się bawię. Ty też powinieneś spróbować.

- Harry, powiedz mi dlaczego robisz to wszystko? Dlaczego całujesz się z nieznajomymi, pieprzysz się z nimi po kątach i obiecujesz, coś czego nie masz zamiaru spełnić? Jaką daje ci to frajdę?

- Nawet nie wiesz jak wielką. Ale co z tobą? Coś ty nagle się taki poważny zrobił? Już nie pamiętasz, jak to z nami było w czasie trwania programu? Co piątkowe wyjścia do klubów, chociaż następnego dnia, był występ na żywo?

- Ja nie chcę tego słuchać – powiedziała nagle Olivia, wstając od stołu, zabierając ze sobą Nialla, który ewidentnie nie chciał wracać do naszych wspólnych przygód.

- U mnie nie powtarzało się to co tydzień – zauważyłem, przy okazji zamawiając kolejnego drinka.

Kąciki ust Harrego wykrzywiły się w cynicznym uśmiechu, którym informował mnie, że ani trochę mi nie wierzy. Każdy z chłopaków, wiedział jak wyglądały nasze wypady do klubów. Z domu Simona wychodziliśmy zawsze o ósmej wieczorem. Przez dwie godziny, bez celu szwędaliśmy się po Londynie, udając, że go zwiedzamy. Przy okazji odwiedzaliśmy kilka barów, w których to ja kupowałem alkohol, bo Harry nie miał jeszcze osiemnastu lat. Po kilku kolejkach, w różnych miejscach, szliśmy do klubu. Najczęściej decydowaliśmy się na te, poza obrzeżami miasta, by jak najmniej osób, mogło nas skojarzyć. Często wyrywaliśmy jakieś dziewczyny, ofiarując im najlepszy seks na świecie, jednocześnie obiecując, że wkrótce się do nich odezwiemy.. Jak można się domyślić, nie robiliśmy tego. Ja skończyłem z tym, po jakimś piątym wypadzie, Harry wychodził, dopóki Simon nie zobaczył zdjęć, na których pijany Hazza wychodzi z Gej Baru. Wściekł się, zabronił mu gdziekolwiek wychodzić-w przeciwnym wypadku może pożegnać się z programem. Simon, jako jedna z niewielu osób, ma na Harrego naprawdę dobry wpływ. Wiedziałem, że gdyby działo się z nim, coś naprawdę poważnego, zawsze mogę zadzwonić do niego z pomocą. Na razie jednak, nie chciałem tego robić. Musiałem sam dać sobie radę.

Dla Carol.
- To było coś – odezwał się ponownie Harry – wieczory pełne adrenaliny, piwa, seksu, papierosów, napalonych dziewczyn… Nie mów, że tego nie czułeś.

- To nie ma znaczenia, Harry – pokręciłem głową, wypijając kolejny kieliszek. – Musisz przestać, bo zniszczysz nie tylko siebie, ale i nas. One Direction.

- Carol ci jakiś bzdur nagadała. Powinieneś przestać być w nią tak wpatrzony. To ciebie rujnuje. Byłeś zrujnowany już przy Eleonore, ale nic nie mówiłem; w końcu to moja przyjaciółka.

- Cher się w tobie kocha – powiedziałem, mając dość jego bezmyślnego gadania.

Jego ciemnozielone oczy powiększyły się, a ręka, w której trzymał kieliszek z wódką, zatrzymała się. Wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt, milcząc. Jego stan nie trwał jednak długo. Kieliszek z hukiem uderzył o szklany blat, a brązowe loki zatańczyły wokół jego głowy, kiedy przekrzywiał ją w moim kierunku.

- Co ty pieprzysz? – spytał niedowierzająco, marszcząc brwi. – Jakie „Cher się w tobie kocha”?!

- Carol mi powiedziała – usta Harrego, wykrzywiły się w cynicznym uśmiechu.

- Wierzysz we wszystko, co powie? A gdyby powiedziała, że jednak nienawidzi One Direction i tylko przed tobą udawała Directionerkę? Też byś jej uwierzył?

- Harry – skarcił go Liam, który był gotowy by zainterweniować, jeśli kędzierzawy przestanie panować nad emocjami. – Możesz trochę przystopować?

- A co innego mam robić? Louis wciska mi jakieś niedorzeczne rzeczy! Że niby Lloyd się we mnie kocha…? Przecież to bez sensu.

- Dlaczego?

- Bo… ja nie kocham jej – mruknął, wzruszając ramionami. – Jest ktoś inny.

- Kto? – spytałem, mając dziwne przeczucie, że to wszystko między nami zmieni.

- Caroline Nowak

5 comments:

  1. Końcówka była dużym zaskoczeniem. Ciekawa jestem jaka będzie reakcja Louisa na słowa Harrego. Co prawda uczucia Stylsa wszystko komplikują, ale podoba mi się to , bo uczyni to opowiadanie jeszcze ciekawszym. W tym wszystkim szkoda mi najbardziej Cher, która jest całkowicie ignorowana przez Loczka. Darzy go uczuciem, którego on niestety nie odwzajemnia. A może kiedyś ją doceni i pokocha, tylko czy wtedy nie będzie za późno ? Kurcze zaczynam wybiegać za bardzo w przyszłość i analizować, więc kończę zanim się rozpędzę!


    Życzę Ci dużo weny, pomysłów, i jak największej przyjemności z pisania !:*

    Eirene!xx

    ReplyDelete
  2. O Boże! No to teraz dowalił! Harry, kurw...de! Wszystkiego się spodziewałam, ale nie czegoś takiego. Teraz zbieram szczękę z podłogi... Nic wcześniej nie zauważyłam. NIC! Nawet przeczytałam sobie poprzednie rozdziały szukając najmniejszego śladu i...no kurde.
    Czekałam na reakcję Carol, gdy dowie się, że to impreza urodzinowa i znając ją wymyślałam przeróżne scenariusze... Oczywiście żaden się nie sprawdził :D Gdzieżby inaczej. Jej taniec z Louisem i rozpływałam się nad telefonem (ostatnio coś częściej tam czytam). A potem Cheryl... I matko! Co teraz będzie?
    Nie mogę w to uwierzyć, że Harry... Kurcze! Mam nadzieję, że nie masz w planach kazać nam długo czekać na kolejny rozdział, bo naprawdę będziesz miała moje życie na sumieniu... Prawię się rozpłakałam, gdy pisząc ten komentarz zauważyłam, że na dole nie ma przycisku "Nowszy post"... Powinnam się leczyć. Ostatnio wyję przez większość dnia ;)
    Z NIECIERPLIWOŚCIĄ czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny...

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    ReplyDelete
  3. Na wstępie bardzo , bardzo przepraszam ,że nic nie pisałam ,ale nie miałam jakoś weny do pisania komentarzy ,lecz odnalazłam w sobie tę siłę. Po pierwsze! Nie , nie , nie. Tak nie może być , a miało być tak pięknie w mojej wyobraźni. Ogólnie to jest zaskoczona tym wszystkim , to wszystko się dzieje tak szybko. Nie spodziewałam się po Carol takiego wybuchu , prawie jak bomba nuklearna!... Chyba najważniejszą kwestią jest to co Harry powiedzieć. Najpierw się zakrztusiłam tostem ,a potem oddałam okrzyk "rozpaczy" xD Tworzy się tutaj dziwny trójkąt ,a raczej czworokąt. Żal mi Cher i Lou , każde z nich zostało zranione w pewnym sensie , choć bardziej Cher. Może być zła na Carol ,że rozgadała ,ale to jeszcze zobaczymy. Chcę już nowy odcinek.
    I muszę jeszcze wspomnieć o szablonie ,który jest świetny. Ja nie mam takiego talentu.
    Czekam na następny odcinek.
    Pozdrawiam ; ]

    http://dance-with-me-tonight.blogspot.com/

    ReplyDelete
  4. Aw, Harry i Carol. Czuję romans! A nie sorki, chyba jednak zapachy pomyliłam. Romansem pachnie mi szarlotka. Ja zaraz zacznę z nią romansować, if you know what i mean ^^
    Dobra, kotek! Krótko, zwięźle i na temat, bo ściągi same się nie zrobią. Po prostu wielbię cię na kolanach za to, że i jak piszesz :D
    Na serio, Lourine jest po prostu... aww! *_*
    Oni są tacy puci-puci jak Sama wiesz, kto! Tak, Z. :D:D
    Haha, czytam właśnie mój komentarz i śmieję się sama z siebie. Oh, kochasz moje komentarze bez sensu, prawda sweetie? xx
    Byłby on dłuższy, ale podziękuj Królestwu Polskiemu, z ktorego muszę ściągi robić. Oh, Niall też je pozdrawia. I Magda. I Majka z Lou w sumie też. x.x
    Kocham, kocham, kocham!
    Goś xx

    http://pamietaj--mnie.blogspot.com/

    ReplyDelete
  5. jej. się namieszało. no nie wierzę. ja nie mogę. w życiu nie spodziewałabym się takiego obrotu akcji ;o nie no, serio? Harreh? no ja nie mogę. dwójka najlepszych kumpli zakochana w tej samej, wybuchowej Polce. ej nie, szok. spodziewałam się wszystkiego, każdej laski, tylko nie Carol! ciekawa jestem, co teraz zrobi Lou z tym fantem. no i Harry...pewnie biedaczek będzie się musiał z tym ukrywać. albo i nie... ja nie mogę, otrząśnij się kobieto! ja już niestety tak mam, że bardzo się wczuwam w opowiadania i... no z resztą, w miare znasz mnie i mój charakter, więc.. haha :D no ale wobec tego, ciekawa jestem jak zmienią się stosunki Lou i Harrego przez Caroline. no i co z Cher... kurcze, martwię się. kochana, cudowny rozdział, z resztą jak wszystkie, wiem, pusto brzmi, ale to od serduszka, mojego małego. uwielbiam Cię za wszystko, za komentarze u mnie, za to, że czytasz mojego bloga, NA SERIO, no i za to opowiadanie. na prawdę, ma w sobie to coś i...z resztą wiesz, pisałam już, to jeden z moich ulubionych blogów. w sumie nie wiem co dalej pisać. czekam na kolejny wspaniały rozdział no i.. i chyba tyle.i przepraszam, że nic nie wnoszę tym komentarzem, ale nie mam się do czego uczepić. pomieszane to wszystko.

    kocham Cię MATRIOSZKAAAA <3

    dziękuję, dobranoc. Pluton
    http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/

    ReplyDelete