Wednesday, December 12, 2012

Rozdział dwunasty

Od M.: Ostatni rozdział pierwszego sezonu. Długo się mobilizowałam, by go dodać, no ale wreszcie jest!
 Podoba mi się, mam nadzieje, że Wam także! :)  Nie wiem, kiedy dodam pierwszy, drugiego sezonu.. Czekajcie, a może się doczekacie, hehe! Całuję, matrioszka :*

***




Obudził mnie mój własny telefon, który po raz kolejny zaczął grać mocny metalowy kawałek. Kiedy go ustawiałem, kierowałem się szybszym wstaniem z łóżka, czy chociaż otworzeniem oczu, ale w tym momencie miałem ochotę rozwalić urządzenie o ścianę, gdziekolwiek się ona znajduje. Nie otwierając oczu, wyszukałem telefon, który ktoś mi wsadził do ręki. Mamrocząc ciche „dzięki”, odebrałem, w dalszym ciągu nie otwierając oczu.

- Tu Louis – mruknąłem sennie, ciężko wzdychając.

- Fajnie wiedzieć – usłyszałem po drugiej stronie zirytowany głos Harrego. – Gdzie ty, do cholery jesteś?! Jest już po dwunastej, a ciebie nadal nie ma!

- Ugh.. nie krzycz, Hazz – poprosiłem, uciskając przegrodę nosową, jakby to w jakiś dziwny sposób miało mi pomóc w pobudzeniu. – Jestem… właściwie nie wiem, gdzie jestem, bo nadal mam zamknięte oczy, ale jak się dowiem, dam ci znać i postaram się przyjechać. To może jednak potrwać – zauważyłem, słysząc gdzieś niedaleko miękki śmiech. – Chyba jestem u Carol – dodałem, uchylając jedną z powiek.

Na stole, który stał przede mną, zobaczyłem talerz z rogalikami i dwoma parującymi kubkami. Siedząca po drugiej stronie dziewczyna, patrzyła się na mnie z uśmiechem, w dłoniach trzymając gazetę; nie byłem pewny, ale chyba dzisiejszą.

- Tak, na pewno jestem u Caroline – powiedziałem pewniej. – Ulżyło ci? Możesz się już więc uspokoić i przestać panikować. Jestem cały, zdrowy i cholernie głodny, więc odezwę się potem, okej?

- Ja kiedyś przez ciebie zwariuje, Tommo – pożalił się. – Może przyjedziemy do was?

- Carol, banda idiotów chce do ciebie przyjechać – zwróciłem się do dziewczyny, która odrzucając na bok gazetę, odsłoniła strój w jakim siedziała. Szkolny mundurek… - skąd go masz? – spytałem, ignorując Harrego, z którym wciąż rozmawiałem.

- Niall przyjechał o ósmej pod uniwersytet i mi go oddał – wyjaśniła z uśmiechem. – Spałeś jak wychodziłam i spałeś, jak wróciłam. Niech przyjadą – odpowiedziała na pytanie Harrego, przykładając do ust filiżankę z czymś gorącym.

- Możecie przyjechać – odezwałem się do Harrego. – Adres ci podać?

- Nie trzeba. Andy już mi go podał. To do zobaczenia, kochanie. Kocham cię!

- Ja ciebie też kocham – odpowiedziałem, rozłączając się.

Rzucając komórką o podłogę, usłyszałem jej śmiech. Leniwie podniosłem drugą powiekę, szczerząc się do niej, chociaż bolące mięśnie bardziej skłaniały mnie do grymasu, niż szczerego uśmiechu.

- Mam nowego newsa dla directionerek – powiedziała obojętnym tonem, odgryzając kawałek rogalika.

- A mianowicie? – spytałem, siadając na kanapie.

- Gadasz przez sen same sprośne rzeczy – zaśmiała się melodyjnie, przewracając stronę w gazecie. – Ale spokojnie, Louie, nie powiem Harremu, że według ciebie, ma niezły tyłek, a Niall niesamowicie umięśnioną klatę. Jeszcze wezmą cię za geja.

- Taa, no.. wybacz – wymamrotałem zawstydzony, drapiąc się w policzek. – Dawno wstałaś?

- Jak mówiłam, o ósmej musiałam być pod uczelnią. Wstałam o piątej, poszłam pobiegać przy okazji wyprowadzając psa sąsiadki. Wstąpiłam do kawiarni po kawę, oraz do piekarni, by zostawili dla nas kilka rogalików. Jesteś naprawdę wielkim leniem, Louis. Jedz, nie wstydź się; w końcu sam mówiłeś, że jesteś głodny.

- Dzięki – sięgnąłem po wypiek, który okazał się być nadziany masą czekoladową z bananową nutką. Smakował mi, chociaż prawdę mówiąc, pierwszy raz jadłem coś takiego. – Więc nie śpisz od siedmiu godzin i mnie nie obudziłaś, dlaczego?

- I tak wychodziłam, więc dlaczego miałeś nie spać, kiedy mnie nie było? Poza tym wyglądasz naprawdę uroczo, kiedy śpisz. Jak mały chłopiec – rozbawiona, pokręciła głową, odkładając gazetę na bok. – Aż dziwne, że sam się nie obudziłeś. Nieźle hałasowałam, rozwaliłam telefon Liama, a laptop spadł mi z łóżka.

Wybuchłem niekontrolowanym śmiechem, krztusząc się przy tym przegryzanym rogalikiem. Carol uśmiechnęła się ciepło, zanurzając usta w napoju. Zwykły poranek, który każdy z nas może przeżyć na milion różnych sposobów, z nią był niesamowity. Nie potrzebowałem pięciogwiazdkowego hotelu, śniadania do łóżka czy wygodnego posłania; wystarczyło, że Caroline powitała mnie swoim uśmiechem, podając rogaliki od zaprzyjaźnionego piekarza, dodatkowo racząc mnie kubkiem, jak się okazało, mocnej czarnej kawy. Znała mnie.

Przez kolejne minuty siedzieliśmy w ciszy, kończąc jeść śniadanie, oraz czytać poranną prasę. Kiedy zegarek wybił dwunastą trzydzieści, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wiedziałem, kogo mogę się za nimi spodziewać. Carol leniwie wstała z podłogi, poprawiła sweterek i poszła otworzyć. Słyszałem śmiechy. Mnóstwo śmiechów. Dziewczyna do pokoju wróciła, przerzucona przez ramię Harrego. Kopała go, waliła pięściami w plecy, ale on pozostał niewzruszony.

- Ogolę cię na łyso, jeśli mnie natychmiast nie postawisz! – wydarła się.

Harry, jak oparzony, zrzucił ją z siebie. W ostatniej chwili złapał ją Niall, niestety stracił równowagę, przez co oboje wylądowali na podłogę. Carol przeklęła po polsku, wstając z blondyna, który mimo mocnego zderzenia się z podłogą, uśmiechał się od ucha do ucha. Kiedy w końcu wszyscy się uspokoili, usiedli obok mnie, ściskając mnie ze wszystkich możliwych stron. Zayn zajął miejsce w fotelu, sięgając po gazetę, którą wcześniej czytała dziewczyna.

- Nie mam nic do jedzenia – przyznała z lekkim wstydem zaczesując do tyłu czarne kosmyki. – Nie miałam czasu na zakupy.

- To nie ma znaczenia, jesteśmy na chwilę – powiedział uspokajająco Liam. – Andy cię pozdrawia.

- Dzięki – mruknęła. – Jak minęła impreza? Wiele mnie ominęło?

- Olivia, wyszła po dwóch godzinach… kupiła obraz jednej z pacjentek szpitala onkologicznego za dwieście pięćdziesiąt funtów i poszła. Stwierdziła, że to nie są jej klimaty. Chciałem iść z nią, ale ona nie chciała. Co. mam robić, Line?

W oczach Nialla zobaczyłem smutne przebłyski. Jeździł palcem po podłokietniku kanapy, nerwowo pociągając nosem, jakby miał katar. Powstrzymywał łzy, widziałem to; jego lewa ręka nieznacznie drżała. Wzrok utkwiony miał w palcu, którym kreślił wymyślone wzory.

Carol musiała zobaczyć to samo co ja, bo nagle wstała z klęczek, poszła do pokoju, wracając z niego z gitarą w dłoniach. Bez słowa zaczęła grać piosenkę, którą Niall najczęściej śpiewa na koncertach. Chociaż już nie raz słyszałem, jak śpiewa, za każdym razem było to magiczne. Głos mocny jak dzwon, a zarazem delikatny, jak skrzydła motyla. Ona umiała śpiewać. Miała talent. Po twarzach przyjaciół, widziałem, że się ze mną zgadzali. Szok, zdziwienie, a jednocześnie uśmiech i satysfakcja. I nawet Niall się uśmiechał, kiedy jej palce zahaczały o kolejne struny. Na ustach błąkał się jej delikatny uśmiech, powieki miała przymknięte, a czarne włosy spadały na oczy. Nie patrzyła na nas; była całkowicie skupiona na muzyce. Kochała ją i właśnie nam to udowodniła.

- To było… Wow! – pierwszy odezwał się Niall, dla którego zaśpiewała, zapewnie niesamowicie się stresując. – Ilekroć ciebie słyszę, mam wrażenie, że stoję obok.. Demi Lovato! Boże, ona również ma tak mocny głos, jak ty.

- Nie obrażaj Demi, Niall – poprosiła łagodnie, odkładając na bok instrument. – Ona jest naprawdę wielka i ma talent. Olbrzymi talent. Ja tylko… w porównaniu do niej, jestem nikim.

- Jesteś niesamowita – zgodził się z Niallem, Liam, Zayn i Harry.

- Ciekawe Liam, czy powiesz to samo, kiedy się dowiesz, co zrobiłam z twoim telefonem – mruknęła.

- A co z nim zrobiłaś? – spytał, uważnie się jej przyglądając.

- Tak jakby go rozwaliłam – przyznała głosem, podobnym do małej dziewczynki.

- Rozwaliłaś?! – spytały trzy głosy, należące do Harrego, Liama i Zayna.

- No tak, jakby.. po prostu się wkurzyłam, no i.. rzuciłam nim o pianino. To wszystko wina Andiego! Wkurzył mnie, twierdząc, że nie zdam ostatniego egzaminu.. poza tym, nie napisałam tej cholernej kompozycji!

- Hej, nie stresuj się tak – odezwał się Harry, kładąc rękę na jej ramieniu, na co ona nieznacznie drgnęła. – Dam ci mój.

- Jeśli to kolejny iPhone, to wsadź go sobie w dupę – mruknęła, zakładając ręce na piersi. – Sama sobie kupię telefon, albo napiszę do mamy, by wysłała mi mój stary.

- Co ty masz do tych iPhonów?

- Nienawidzę ich, od dnia, kiedy dostałam pierwszą jego wersję – przyznała, marszcząc brwi. – Po prostu nie znoszę telefonów dotykowych; denerwują mnie. Więc nie każcie mi je polubić.



*** 



Tego samego dnia, późnym wieczorem siedziałem z Harrym na balkonie naszego mieszkania, ciesząc się spokojem, pijąc gorącą czekoladę i zajadając się ciastem, które Caroline w nas wpakowała. Tak, było to samo ciasto marchewkowe, które jadłem z nią wczoraj wieczorem. Było naprawdę dobre, a jedząc je miałem przed oczami, czasy kiedy razem z rodzicami rozkoszowałem się wolnym dniem, na tarasie z roześmianymi siostrami. Harremu także smakowało. Jego uśmiech mówił sam za siebie. I co z tego, że oboje byliśmy pełnoletnimi chłopakami, znanymi na całym świecie? Nadal kochaliśmy słodycze!

Z naszego balkonu mieliśmy idealny widok na miasto. Rozświetlony London Eye, zapraszał turystów na zwiedzanie miasta z lotu ptaka. Patrząc na budowle, postanowiłem, że pewnego dnia ponownie zabiorę na niego Caroline. Chciałem sprawić jej małą przyjemność, na koniec egzaminów. Zrekompensować długie noce spędzone nad książkami, czy problemy rodzinne, z jakimi musiała się zmierzyć. Nadal nie wiedziałem, o czym ostatnio rozmawiała z mamą i ciotką. Nie pytałem, a i ona sama o tym nie wspominała. Pozostawało mi mieć nadzieje, że to nic przykrego.

Sącząc gorącą czekoladę zastanawiałem się, co ona teraz robi. Wspominała, że po południu ma spotkanie w księgarni ze swoją nową pracodawczynią. Później miała bliżej niezidentyfikowane plany, więc nie mam zielonego pojęcia, gdzie aktualnie jest. Nie mam nawet jak do niej napisać, bo okazało się, że telefon, po bliskim spotkaniu z pianinem jest w takim stanie, że nawet nie ma możliwości, by go ponownie złożyć. Andy musiał dać się jej naprawdę we znaki.

Ciężko westchnąłem, ukradkiem spoglądając na wyświetlacz telefonu, na którym widniało powiadomienie o nowej wiadomości. Leniwie wziąłem telefon do ręki, wchodząc w wiadomość od Carol.

Możemy pogadać? Bądź za piętnaście minut pod moją uczelnią. To ważne. C, xx.
Nie wahałem się ani minuty. Wstałem z krzesła, rzucając do Harrego, że muszę natychmiast wyjść i nie wiem kiedy wrócę i wyszedłem z mieszkania, w biegu narzucając na siebie bluzę. Pod Royal College of Music byłem równo piętnaście minut później. Caroline już na mnie czekała. Na ramieniu powieszony miała futerał z gitarą, ubrana była w szkolny strój. Po jej zaczerwienionych oczach widziałem, że płakała. Bardzo mocno płakała.

- Co się stało? – spytałem z troską, mocną ją do siebie przytulając.

- Louie – szepnęła, całym ciałem przyciskając się do mnie, zalewając się przy tym nową falą łez.

Wolną ręką, ściągnąłem z jej ramienia gitarę, która spoczęła obok naszych nóg. Następnie mocniej oplotłem jej wątłe ciało, gładząc plecy, na których powstała gęsia skórka. Trzęsła się i to naprawdę mocno. Jej płacz stawał się coraz cichszy, aż w końcu całkowicie ustał. Nie miałem pojęcia, ile tak staliśmy, ale kiedy się ode mnie odkleiła, z nieba zaczął padać deszcz. Silny, mocny…

- Chodźmy stąd – powiedziałem cicho, chwytając ją za rękę.

Ona jednak nie zrobiła żadnego ruchu. Stała w miejscu, patrząc na mnie wielkimi, zaczerwienionymi oczami, śladami tuszu na policzkach, mokrych włosach i gęsią skórką na odkrytych częściach ciała. Pewne było, że rano będzie cierpieć na podwójny ból głowy, gardła i zapewne płuc. Ściągnąłem z siebie i tak przemoczoną bluzę, przykrywając jej ramiona.

- Co się stało? – powtórzyłem, pewniej prowadząc ją w stronę auta, nie reagując na jej wolne tempo. Gitarę wrzuciłem na tylnie siedzenie, poczym włączyłem ogrzewanie, nie odpalając jednak silnika. Wtuliła się w fotel, na moment przymykając powieki, spod których wyleciały kolejne łzy. – Caroline?

- Ona… to znaczy moja mama… ona… - jąkała się, nerwowo bawiąc się sznurkami od kaptura - .. ona, chce.. ja.. nie wiem, jak to powiedzieć, Louis… - pociągnęła nosem, wycierając go wierzchem dłoni.

- Spokojnie, weź głęboki wdech…

- Bez mocnej kawy się nie obejdzie – powiedziała całkiem normalnie, dając mi w ten sposób do zrozumienia, że mam się stąd ruszyć.

Kilka minut później znaleźliśmy się w Starbucks Coffee, przy najdalszym stoliku z tekturowymi kubkami z gorącym napojem i dwoma czekoladowymi ciastkami. Caroline mocno ściskała swój, mętnym wzrokiem wpatrując się w kawę. Nie poganiałem jej, zdawałem sobie sprawę, że było coś, co musiała sobie powoli przetrawić, poukładać w głowie, by dopiero później o wszystkim mi powiedzieć.

- Moja mama wymyśliła, by Zuza od września poszła do normalnego przedszkola. Zaczęłam się z nią, o to kłócić, mówiąc, że ona sobie w nim nie poradzi. Będzie wytykana palcami, dzieciaki będą się z niej śmiali, bo jest głucha. Wyśmiała mnie, twierdząc, że jestem ostatnią osobą, która może pouczać ją w kwestii wychowania dzieci. To wszystko działo się w czasie tej rozmowy na Skype, o której ci mówiłam, więc była przy tym Beatrice. Nie wiem kiedy, ani jak, ale wyszło na to, że… skoro obie z ciotką jesteśmy takie mądre, matka zrzeknie się praw do Zuzy, oddając mi tym samą prawo do wychowania jej, oraz możliwość zabrania jej tutaj. Beatrice oczywiście przyjęła to z uśmiechem na twarzy, ale to nie jest jej córka! Ja nie jestem gotowa do opieki nad dzieckiem; jestem nieodpowiedzialna. Co jeśli nie przypilnuje jej, a ona w tym czasie, coś sobie zrobi? Nie dam rady. Co z tego, że Beatrice obiecała mi pomoc? Zuza ma mnie za siostrę… zawsze traktowałam ją jak siostrzyczkę, a nie jak córkę. Przecież ta przeprowadzka namiesza jej w głowie, nie poradzi sobie.. ja…

- Jesteś najlepszą młodą matką, jaką znam – przerwałem jej, łapiąc za rękę. – Przeszłaś przez wszystkie możliwe przeciwności losu, nie poddałaś się. Jesteś kimś znacznie lepszym, niż ci się wydaje, Caroline. Umiesz sobie poradzić w każdej sytuacji, nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych. Miejsce dziecka, jest przy rodzicach, ty nim jesteś, więc macierzyństwo przyszło do ciebie samo. Masz w sobie dar, umiesz się opiekować dziećmi. To widać w sposobie, jakim na nie, patrzysz. Więc niebój się zaopiekować swoją własną córeczką. Skoro Beatrice obiecała ci pomoc, masz jeszcze mniejsze prawo, do strachu. Poza tym to twoja córka, nie powinnaś się jej bać. Wręcz przeciwnie.

- Dziękuję Louis.

Pojechaliśmy do jej mieszkania, po drodze kupując butelkę wina. Mokre ubrania powiesiliśmy w łazience, ja znów wylądowałem w ubraniach jej brata, a ona w luźnej koszulce z napisem po polsku, którego nie chciała mi przetłumaczyć. Włączyliśmy muzykę, decydując się na grę w rozbieranego pokera. Żadne z nas, nie przewidziało tego, że buzujący w żyłach alkohol, prawie nagie ciała i deszcz za oknem sprawi, że pożądanie weźmie nad nami górę. Chciałem to zwalić na siebie, ale widok czerwonego stanika Carol i jej kolejnego-trzeciego już tatuażu-obok biustu, sprawiał, że całą winę zwalałem na nią.

- Be strong, 29.08.2008? – wskazałem palcem na tatuaż.

- Data urodzin Zuzy. Cholernie bolało – przyznała z uroczym grymasem, kiedy przenieśliśmy się na łóżko. – Nigdy nie rób sobie w tym miejscu tatuażu, Louis, bo prędzej umrzesz z bólu, niż wyjdziesz z salonu. Ale muszę ci się przyznać, że to uzależnia i podnieca.. poważnie! – dodała, kiedy się zaśmiałem.

- Przecież ja nic nie mówię – broniłem się, muskając palcami jej tatuaż na łopatce. – Który był pierwszy?

- Ten – wskazała na datę urodzin swojej córki – zrobiłam go trzy tygodnie, po narodzinach Zuzy. Miałam szesnaście lat i podrobioną zgodę rodziców. Musiałam to zrobić, czułam, że powinnam… Później był ten na łopatce, a na końcu ten na ramieniu.

- Masz w planach kolejne?

- A co, podniecają cię? – spytała odważnie, patrząc mi prosto w oczy, kokieteryjnie oblizując sobie usta. – Zawsze mogę sobie wytatuować, na zawsze directionerka. Albo One Direction całą moją miłością. Lub coś w stylu, kocham błękit Louisa Tomlinsona. Co ty na to? Odpowiada ci coś takiego? – spytała, nachylając się nade mną, by następnie musnąć ustami płatek mojego ucha. – Lub może, nigdy nie przestanę podniecać się na widok, twojej twarzy, Tomlinson.

Jej głos ociekał seksem, jednocześnie był delikatny i niewinny, zupełnie jakby przemawiała do mnie mała dziewczynka. Przejechała nosem po moim policzku, jednocześnie wędrując ręką w stronę moich bokserek. Nieśmiało zahaczyła palcami o ich gumkę, niemal natychmiast cofając rękę, jakby coś ją przeraziło. Nie wykonałem żadnego ruchu. Musiała wyczuć, że coś jest nie tak, bo odsunęła się ode mnie, patrząc mi prosto w oczy.

- Louis? – spytała, lekko przejeżdżając palcem po policzku, uspokajając mnie. – Stało się coś?

- Nie chcę, żebyś tego żałowała – powiedziałem, chwytając jej dłoń, która spoczywała na moim policzku. Uśmiechnęła się promiennie, całując mnie w skroń.

- Nie będę – obiecała, siadając na mnie okrakiem. – Pragnę tego od dnia, w którym dowiedziałam się, że twój związek z Eleonore jest mistyfikacją.

Rękami błądziłem po jej nagim ciele, które w strategicznych miejscach wciąż było okryte zbędną w tym momencie bielizną. Posyłała mi rozbawione spojrzenie, ilekroć całkiem świadomie zahaczałem palcem o jej czerwony stanik, bądź o gumkę od seksownych fig, które okalały jej zgrabną pupę. Usta rozciągały się w błogim uśmiechu, kiedy ustami kreśliłem mokrą drogę ku dołowi; wydając przy tym ciche mruknięcia, jęknięcia, czy szarpania. Długie palce wplotła w moje mokre włosy, które od nadmiaru wody, nieznacznie się zakręciły; następnie przeniosła się z nimi na moje plecy, zjeżdżając nimi powoli w dół, by wreszcie zahaczyć o gumkę moich bokserek. Strzeliła z niej, zanurzając palce za materiał. Czułem na swojej pupie, jak opuszkami palców kreśli różne kształty, nie przestając się przy tym uśmiechać.

Znowu jak mała dziewczynka.
Powolnymi ruchami odpiąłem zapięcie jej stanika, które strzeliło, uwalniając jej piersi spod zbędnego materiału. Były małe, jednak ja właśnie takie wolałem. Małe, ale naturalne.

Boże! Brzmię jak popieprzony.
Spojrzała na mnie wyzywająco, podnosząc przy tym jedną z brwi. Nie wstydziła się swojego ciała, było to widać gołym okiem, w przeciwnym wypadku z pewnością oblałaby się purpurą, uciekając ode mnie wzrokiem. Zadziwiała mnie na każdym kroku. Lekko ścisnąłem jej lewą pierś, uważnie obserwując jej reakcje. Po jej błogiej minie, wnioskowałem, że się jej to podało. Pieszcząc jej piersi, przyssałem się do jej ust, na którym gościł cwaniacki uśmiech, którym zapewne chciała mnie wyprowadzić z równowagi. Wierciła się pode mną, chociaż tak na dobrą sprawę, niczego konkretnego jeszcze nie zrobiłem.

W pewnym momencie, zamieniliśmy się miejscami, także to teraz ja byłem pod nią, a ona okrakiem siedziała na mnie, patrząc mi w oczy z wymalowanym triumfem. Pochyliła się nad moją szyją, zasycając ją. Miałem pewność, że robi mi malinkę, co było niesamowitym uczuciem; moja pierwsza malinka, wykonana przez nią. Palcami błądziła po moim umięśnionym brzuchu, ustami podążając tą samą ścieżką, aż zatrzymała się przed bokserkami. Chwilę wpatrywała się w zarys mojego przyrodzenia, przygryzając dolną wargę, denerwując się przed następnym ruchem. Złapałem ją za ramiona, prosząc tym samym by spojrzała na mnie.

- Nie rób rzeczy, na które nie masz ochoty – powiedziałem spokojnie, patrząc jej w oczy. – Obejdzie się bez tego.

Przytaknęła, ale i tak ściągnęła ze mnie bokserki, uwalniając mojego przyjaciela, który stał już w gotowości do działania. Pewnie go złapała, patrząc na mnie z pewnością wymalowaną na twarzy. Rytmicznie poruszała ręką, wprawiając w ruch także swoje piersi, które nieznacznie podskakiwały. Czułem zbliżający się orgazm, jednak nie tak chciałem szczytować; miałem co do tego zupełnie inne plany. Ponownie zmieniliśmy miejsce położenia, tym samym zmuszając Carol by puściła mojego kolegę, co zrobiła z niezadowoloną miną. Zgrabnym ruchem, ściągnąłem z jej figi, rzucając gdzieś w bok, nie rejestrując gdzie upadły.

Pocałowałem ją, przekazując tym samym wszystkie swoje skrywane do niej uczucia, które boję się wymówić na głos, w obawie, że mogę ją zranić; całkiem nieświadomie zmuszając do ucieczki. Nie chciałem jej stracić, nie wytrzymałbym tego. To by mnie zabiło. Nie umiałbym funkcjonować bez niej. Bez jej uśmiechu, błyszczących oczu, długich palców, włosów, które notorycznie zmieniają swoją barwę czy długość.

Kochałem ją.
- Zrób to wreszcie – szepnęła, mocniej chwytając mnie za ramiona.

Z przyciśniętymi ustami do jej, wszedłem w nią. Najpierw poruszałem się wolno, odnajdując nasz wspólny rytm, który dość szybko przerodził się w coś znacznie szybszego i ostrego, niż mogłem się spodziewać. Co jakiś czas jedno z nas, krzyczało imię drugiej osoby, na zmianę z jękami rozkoszy, która w tym momencie ogarnęła nas całkowicie, nie pozostawiając żadnego wolnego miejsca na nic innego. Carol wiła się pode mną, jak mała kotka, a ja starałem się, by miała z tego jak najwięcej przyjemności. Po jej ciągłym uśmiechu, byłem pewien, że dobrze wykonywałem w swoje zadanie, w między czasie całując jej rozpalone ciało.

Doszliśmy w tym samym czasie, wzajemnie krzycząc nasze imiona, które musieli słyszeć w promieniu kilku kilometrów. Byłem niemal pewny, że rano dziewczyna będzie musiała tłumaczyć się sąsiadom ze zwierzęcych odgłosów, jakie tego wieczoru wydobywały się z jej mieszkania.

Po wszystkim, opadłem obok niej, na puchowe poduszki. Tym razem nie czułem pod sobą żadnych zbędnych ołówków, czy papierów z zapisanymi nutami, bądź rysunkami. Było czysto, ale tak dziwnie pusto.

Leżąc na brzuchu, poczułem na swoich plecach jej delikatne pocałunki, które chłodziły moją rozpaloną skórę. Tym razem była delikatna i subtelna; całkowite przeciwieństwo osoby, sprzed kilku minut. Ułożyłem się na plecach, przeciągając ją do swojego boku. Poprawiła kołdrę, którą dokładnie nas przykryła. Chwilę leżeliśmy w ciszy, którą przerywały nasze oddechy i wciąż trwająca ulewa zza oknem. W pewnym momencie Carol podniosła się na łokciu, wpatrywała się w moje oczy, odgarniając z nich przydługie kosmyki brązowych włosów. To samo zrobiłem z jej czarnymi, które zasłaniały jej piękne jasnozielone tęczówki, w tym momencie świecące jak dwa jasne szmaragdy. Wyglądała pięknie, pomimo tych cięć na nadgarstkach, czy jednej pionowej linii na brzuchu, która z pewnością była efektem cesarskiego cięcia.

- Jesteś taka piękna – szepnąłem, trzymając rękę na jej policzku, do którego się wtuliła. – I świetna we wszystkich tych rzeczach.

- Ty też jesteś nienajgorszy – odpowiedziała tym samym tonem, wpatrując się w moje oczy. Miałem świadomość, że tym gestem przekazuje mi coś naprawdę ważnego; coś, co boi się powiedzieć na głos. Wzięła głęboki wdech i drżącym głosem powiedziała – Kocham cię.

Spojrzałem na nią z szokiem wymalowanym na twarzy. Natychmiast zabrałem z jej policzka rękę, udając wielkie oburzenie, jej słowami. Wiedziałem, co chciałem jej odpowiedzieć, jednak chciałem się przed z nią trochę podroczyć.

- Ojej – wyrwało się jej, kiedy nerwowo się poruszyła. – Chyba.. chyba popełniłam gafę, mam rację?

- Oj tak – powiedziałem, rozbawionym tonem. – Popełniłaś naprawdę wielką gafę.

- W takim razie.. no cóż.. zapomnij.

- Popełniłaś gafę, bo ja pierwszy chciałem powiedzieć ci, że cię kocham – sprostowałem, uśmiechając się do niej łobuzerko, podnosząc się do pozycji siedzącej, by spojrzeć jej w oczy. Wyrażał szok. – Kocham cię, panno Nowak i mogę ci to powtarzać codziennie, po kilkaset razy.

- Głupek – skitowała, waląc mnie w ramię, by następnie połączyć nasze usta w subtelnym pocałunku, pełnym miłości i uczuć, które dopiero mieliśmy poznać.



*** 



Obudziłem się pierwszy. Zerkając na telefon, zdałem sobie sprawę, że jest zbyt wcześnie na jakiekolwiek działa, niestety mój pełny pęcherz i burczący brzuch dawał mi się porządnie we znaki. Podnosząc się z miejsca, zerknąłem na nadal śpiącą Karolinę, która w tym momencie wyglądała jeszcze uroczej niż na co dzień. Lekko uchylone usta, zaróżowione policzki, potargane włosy. Kołdra odsuwała jej plecy, ukazując rysunek na łopatce. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, niestety zostałem do tego zmuszony. Ostrożnie wstałem z łóżka i na palcach wyszedłem z pokoju, wcześniej racząc jej czoło lekkim pocałunkiem.

Po porannym ogarnięciu się i stwierdzeniu, że przydałoby się ogolenie, poszedłem do kuchni. Wstawiwszy wodę w elektronicznym czajniku, otworzyłem lodówkę, sprawdzając jej zawartość, w której prócz jajek, dwóch cebul, mleka i pomidora z serem, niczego więcej nie znalazłem. Postanowiłem więc zrobić jajecznicę, dodając do niej wszystko to, co znajdowało się w lodówce.

Kilkanaście minut później wróciłem do pokoju. Caroline nadal spała, tym razem zwinięta w kłębek, twarzą była zwrócona w stronę, po której spałem, a kołdrą przykryła się po czubek głowy. Wyglądała tak, jakby chciała uchronić się przed całym złem, tego świata. Tacę ze śniadaniem, odłożyłem na pianino, wolnym krokiem podchodząc do łóżka. Z głowy ściągnąłem jej kołdrę, składając delikatne pocałunki na jej twarzy. Zamruczała jak mały kotek, którego pewnego dnia Harry przyniósł do naszego wspólnego domu z inicjatywą zaopiekowania się nim; niestety kot uciekł nim Harry zdążył się nam należycie zająć. Przeżywał to, przez kolejne trzy miesiące, szukając sobie odpowiedniego zajęcia.

- Podano śniadanie, kochanie – szepnąłem jej do ucha, lekko je przygryzając.

- Mmm.. Ty wiesz, jak obudzić takiego lenia, jak ja – usłyszałem jej melodyjny głos, tuż przy moim uchu, poczym także mnie ugryzła. – Co zrobiłeś? Przecież lodówka świeci pustkami.

Podniosła się do pozycji siedzącej, rękami poprawiając sobie kołdrę, która niedokładnie zasłaniała jej biust. Przeniosłem tacę na łóżko, siadając obok niej. Niemal natychmiast złapała w dłonie wysoki ceramiczny kubek z biało-czerwoną flagą, która z pewnością należała do jej kraju. Uśmiechała się z nad niego, łakomym wzrokiem patrząc na jajecznicę, znad której unosiła się para.

- Leci samolot – powiedziałem rozbawiony, kierując widelcem, na który nabrałem trochę jajecznicy. Czarnowłosa uśmiechnęła się, odsuwając od siebie kubek, by szerzej otworzyć usta, które pochłonęły kęs. – Dobra dziewczynka.

- Dobra, to jest ta jajecznica, panie Tomlinson – rzekła, nabierając na swój widelec potrawy. – Boo Bear, bądź grzecznym chłopczykiem i otwórz buźkę – powiedziała słodkim, dziecinnym głosem, od którego uśmiechnąłem się od ucha do ucha, mocno przy tym zaciskając usta, by się z nią trochę podroczyć. Zmarszczyła brwi, wyginając usta w podkowę. – Louie – uśmiechając się słodko, przegryzła dolną wargę, w dalszym ciągu trzymając widelec przed moimi ustami. – Bo nie będzie deseru – dodała z cwaniackim uśmiechem, oblizując sobie dolną wargę.

Posłusznie zjadłem jajecznicę, która zdążyła już wystygnąć. To jednak nie miało znaczenia. Byliśmy razem, kochaliśmy się, a ostatnia noc, tylko to przypieczętowała. Nie potrzebowałem więcej, ponad to, co już dostałem. Byłem szczęśliwym facetem z cudowną dziewczyną przy boku.

Jednak, nie każda bajka kończy się happy endem.

9 comments:

  1. Rozdział genialny <33
    Jednak to ostatnie zdanie...boję się normalnie ;P

    ReplyDelete
  2. Patrz no, jaki zbieg okoliczności. Akurat miałam ci dzisiaj poprzedni skomentować, a tu już z następnym wyskakujesz :D
    Haha, rozbierany poker, to jest to! Pamiętasz pierwszą wersję tego? ^^ Ja tak :D:D Tamta też była dobra, no ale ta to jest po prostu genialna! Ciarki przechodzą ;D
    Kocham twój styl pisania. U Ciebie wszystko jest taki lekkie, spójne i w ogóle awww. A wyznanie miłości to już w ogóle.
    Jezu, nie wiem, co jeszcze mam ci napisać... Mam mętlik w głowie spowodowany kartkami z fr ;/
    Ty wiesz, że ja wiem, że ty lubisz moje bezsensowne komentarze, dlatego zostawiam ci kolejny, kotku! :*
    Goś xx

    http://pamietaj--mnie.blogspot.com/

    ReplyDelete
  3. świetny blog , przeczytałam go od początku w ciągu 2 godzin , czekam na następną część !

    ReplyDelete
  4. Po przeczytaniu tego rozdziału, bardzo zaintrygowała mnie ta historia.. Trafiłam tu przez przypadek, ale to chyba dobrze się składa :) Siedzę dzisiaj w domu więc nadrobię zaległe rozdziały, bo jestem pewna, że warto :) Tak więc zabieram się za to :D
    Tak wgl bardzo ładny wygląd :)
    I przy okazji serdecznie zapraszam: http://sensitive-loving-nasty.blogspot.com/ :) Może akurat ci się spodoba :)
    Buziaki! x

    ReplyDelete
  5. Stwierdzam iż to wyjątkowy odcinek pod którym muszę coś po sobie pozostawić. Uwielbiam się ekscytować twoim odcinkiem i dyskutować nad nim oraz wplatać swoje jakże ciekawe historie. Początek odcinka mnie rozbawił , Harry zachowywał się jak nadopiekuńcza matka ,która dzwoni do syna ,który jest u "kolegi". Albo jakby poszedł do swojej dziewczyny po prostu na noc , nie informując nikogo. Carol przypomina trochę mnie , bardziej dla o innych niż o siebie , z małą różnicą ,że kręci się koło niej Pan Marchewka. Opisałaś ich stosunek seksualny tak uroczo jakby się po prostu łaskotali. Jeśli opisy jakiekolwiek wywołują u mnie dreszcze to znaczy ,że są dobre. Jestem ciekawa, kiedy w opowiadaniu zjawi się Zuza i jaki będzie Lou się z nią obchodził? Nie wiem czy to dobre słowo ,ale ważne byś wiedziało o co mi chodzi. Ich pierwsze wyznania swoich uczuć , pięknie. Czekam na kolejny odcinek.
    Pozdrawiam Słońce ; **

    ReplyDelete
  6. Więc teraz tak jak powiedziałam nadrabiam !
    Więc rozdział jest w niektórych momentach bardzo namiętny, i myślę że wiesz o którą scenę mi chodzi.^^ Trochę mnie tym zaskoczyłaś, ale z drugiej strony, chyba podświadomie czekałam aż to się wydarzy, kiedyś musiało.
    "- Popełniłaś gafę, bo ja pierwszy chciałem powiedzieć ci, że cię kocham " - przy tym fragmencie uśmiech sam nasuwa się na twarz, i przez chwile nie chce z niej zejść. Martwi mnie tylko końcówka, przy niej pryska czar całego rozdziału, przesiąkniętego miłością, i nakazuje powrót do rzeczywistości. Czytając to zdanie "Jednak, nie każda bajka kończy się happy endem." mam wrażenie jakbym słyszała, że wszystko co dobre się kończy. Tak jak w tym rozdziale jest pięknie, miło, i cudownie ale jak będzie potem ? Jakie wydarzenia przyniesie los ?
    Czekam co tam dalej wymyślisz !xx

    ~Eirene

    ReplyDelete
  7. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Normalnie mam ochotę rzucić laptopem! Nie, oczywiście, że żartuję, przecież dopiero do mnie wrócił, zdrajca jeden... Boże, gadam z maszyną... Ale co to ja... Dlaczego dodałaś to ostatnie zdanie?1? Normalnie się poryczałam. Przez jedno zdanie. Musze się iść przebadać. Z moją głową zdecydowanie nie jest dobrze...
    Czytałam ten rozdział i mój uśmiech był szerszy z każdym kolejnym zdaniem. Rozpływałam się z zachwytu, a ich pierwszy raz był wręcz magiczny... I oczywiście "zaliczyłam" go dwa razy :D
    Pokochałam Louisa z twojego opowiadania... Zawsze, gdy do ciebie zaglądam, nie mogę się go doczekać. I Carol, której historia z każdą nową informacją przeraża, a zarazem zachwyca mnie coraz bardziej... Już ci pisałam, że nie mogę się doczekać "spotkania" z jej córeczką i mam nadzieję, że wszyscy pokochają ją równie mocno, jak ja już ją pokochałam... Dziwne... Nawet jej nie znam... Chyba mam słabość do pokrzywdzonych przez życie małych osóbek :)
    Sama nie wiem cieszyć się czy płakać, że to już koniec... Wprawdzie przed nami coś nowego, ale to ostatnie zdanie sprawiło, że z niepokojem patrzę w przyszłość. Bo tak naprawdę szczęśliwe zakończenie, to wszystko co mi jest potrzebne do szczęścia... Zazwyczaj tworzę w mojej głowie miliony scenariuszy, ale teraz najzwyczajniej w świecie się boję... Bo co może pójść nie tak? Rozejdą się z Lou? Proszę, nie... Komuś coś się stanie? Nie przeżyję tego, więc błagam... Chciałabym wejść do twojej głowy choć na pięć sekund, by upewnić się, że wszystko będzie dobrze... Może i coś się wydarzy, ale na końcu będę mogła się cieszyć razem z twoimi bohaterami, których pokochałam jakby byli prawdziwi... Nie mogę... Wyję pisząc komentarz. Zdecydowanie powinnam już dać sobie na wstrzymanie ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny sezon... Z obawą, ale i zaciekawieniem. Jestem pewna, że będzie równie wspaniały jak ten.
    Pozdrawiam, ściskam, całuję i życzę wszystkiego dobrego.
    Twoja oddana fanka

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    ReplyDelete
  8. Twojego bloga pokazała mi siostra, i jak już wspominałam Ci na TT pochłonęłam go w jedno po południe:)) Opisujesz tutaj niesamowitą historię :) Już na początku moje serce skradła Twoja bohaterka, była bardzo intrygująca i od razu chciałam czytać następne rozdziały,żeby jak najwięcej się o niej dowiedzieć.Bardzo spodobało mi się też to,że jest Polką.Tak fajnie zbudowałaś ten wątek,że nasz kraj cały czas jest gdzieś wspomniany :) Bardzo mnie to urzekło :)
    Carol jest młodziutką dziewczyną z ogromnym bagażem doświadczeń.Czytając rozdział po rozdziale bardzo podobał mi się jej charakter, natomiast kiedy doszłam do momentów, w których opowiadala o swojej przeszłości aż mnie ciarki przechodziły! Po pierwszych rozdziałach nie spodziewałam się aż tylu rzeczy!
    I Zuza - jejku, tego to już totalnie się nie spodziewałam! Pięknie to ułożyłaś.Bardzo mnie dotknęło tez to,że córka Carol jest głucha.Nie dość że ta młodziutka dziewczyna tyle przeszła,to jeszcze nałożyła się na to sprawa Zuzi.. Naprawdę bardzo urzekła mnie historia z jej dzieckiem:)
    Kolejnym powodem, przez który pokochałam tą historię, jest to że jednym z głównych bohaterów jest nasz kochany Lou:) Uwielbiam czytać to co czuje, jak się zachowuje,jak chce pomóc Carol i jak bardo ją pokochał.Stopniowo się do niej zbliżał i w końcu uświadomił sobie,że to jest prawdziwe uczucie ;) ( tak jeszcze chciałam napomknąć,że kiedy poznałam 1D na początku pokochałam właśnie Lou i jest to dla mnie bardzo sentymentalna postać;) )
    "Jednak, nie każda bajka kończy się happy endem" - tym ostatnim zdaniem po prostu mnie rozwaliłaś, nie wiedziałam co mam myśleć i czego mogę się spodziewać w następnym rozdziale.. Mimo wszystko właśnie takie zakończenia uwielbiam;)

    Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalej losy bohaterów i możesz być pewna,że będę je śledzić z ogromną uwagą i zostanę z nimi do samego końca:)
    Opisujesz piękną historię i masz do tego talent :)
    Gorąco pozdrawiam :)
    @Paulkaaa_

    ReplyDelete
  9. Ooo jejku.... Chyba się zgorszyłam... ;D Rozdział jest naprawdę genialny! Pierwszy raz natrafiłam na takie opowiadanie, w którym redaktorka doszła do "tego" momentu, opisując go w taki sposób.. "Delikatnie.." ;) Świetne! Rozdział przeczytałam dwa razy.. ;D

    Oby tak dalej.. :))

    Pozdrawiam
    Dominika xx

    ReplyDelete