Od M.: Ten rozdział jest jednym z dłuższych, ale mimo to mam nadzieje, że nie zanudzicie się za bardzo. Moim zdaniem, trochę w nim dzieje, więc.. Zapraszam do czytania! matrioszkaa, xx :)
***
Siedzieliśmy w salonie, na kanapie kiedy Harry wrócił do domu. Do jego powrotu żadne z nas więcej nie poruszało tematu przeszłości Carol. Nie chciałem jej więcej męczyć, chociaż tak naprawdę odczuwałem pragnienie poznania jej, bardziej, chociaż i tak mi sporo powiedziała. Doceniałem to. Kawałek układanki pod tytułem „Przeszłość Caroline”, została ułożona. Kiedy Hazza wszedł do salonu, zastał mnie półleżącego na sofie, z nogami opartymi o krawędź stołu i siedzącą po turecku Carol, która za moją namową, rysowała coś.
- Cześć, zakochańce! – zawołał radośnie, siadając między nami.
Caroline podniosła wzrok znad trzymanego na kolanach zeszytu, posyłając mu promienny uśmiech. Na jej nadgarstkach z powrotem widniały kolorowe bransoletki, które skrupulatnie zasłaniały wszystkie jej blizny, niewidoczne dla nikogo. Prócz tego, jaka sama mi powiedziała, tworzyły część jej wizerunku, przyzwyczaiła się do nich, do tego stopnia, że nawet się z nimi kąpała czy spała.
- Co rysujesz? – zapytał wyraźnie zaciekawiony, nachylając się nad jej ramieniem.
- Erm… - lekko zagryzła końcówkę ołówka, błądząc wzrokiem po rysunku, jakby szukała w nim odpowiedzi, na zadanie pytanie – nie jestem do końca pewna. Po prostu Louis wcisnął we mnie zeszyt wraz z ołówkiem i kazał mi coś narysować, więc coś rysuje. Jednak to w ogóle nie ma, ani rąk ani nóg. Jest nijakie.
- Nie może być tak źle – uśmiechnął się do niej promiennie, zabierając zeszyt, by lepiej się mu przyjrzeć. – No cóż.. wygląda to jak namiot.
- To namiot cyrkowy w środku nocy, w czasie burzy z piorunami. Poważnie, powinnam rozpatrzyć dalszy udział w zajęciach ze sztuki – mruknęła, rzucając we mnie ołówkiem, na co ja nieznacznie się skrzywiłem, a ona zaśmiała, podciągając kolana pod brodę, uważnie patrząc na Harrego, który nie przestawał wpatrywać się w rysunek. – Wszystko w porządku, Harry? Wyglądasz na przygnębionego.
- Wszystko gra – odpowiedział jej, podnosząc wzrok by uśmiechnąć się promiennie, jak to miał w zwyczaju. – Tylko po tej imprezie trzyma mnie kac.
- Widzę – zauważyła ze śmiechem. – Przyjaźnimy się, prawda?
- Prawda.
- Więc, jako przyjaciel możesz coś dla mnie zrobić, prawda?
- Do czego zmierzasz?
- Pójdziesz z Cher na spacer? – spytała ciszej, mocniej zaciskając ręce wokół kolan. – To nie musi być randka. Przecież ja i Lou cały czas, gdzieś wychodzimy.
Hazza rozbawiony pokręcił głową, oddając jej zeszyt, jakby był czymś ważnym.
- Właśnie od niej wracam, Caro – wyjaśnił, klepiąc ją po głowie, jak małą dziewczynkę, chociaż była od niego starsza – długo rozmawialiśmy, byliśmy na spacerze z jej psami, nieobeszło się oczywiście bez paparazzie, ale sądzę, że było naprawdę warto. Cher to fajna dziewczyna.
- Tylko proszę cię, Harry, nie zrań jej – poprosiła cicho, opierając się policzkiem o kolano. – Pamiętaj, że za zranioną dziewczyną, stoi mur oddanych przyjaciółek, gotowych do skopania męskiego tyłka. Nawet jeśli ten tyłek należy do idola nastolatek – dodała z łobuzerskim uśmiechem.
- Nie zrobię tego, chociaż nie wiem, jak się to rozwinie – przyznał szczerze. – A co do rysowania, to nie powinnaś rezygnować z tych zajęć. Twoje rysunki są naprawdę dobre. Teraz pozostaje mi posłuchać jak grasz.
- Słyszałeś jak gram – przypomniała mu, pokazując język.
- Tak, ale.. to były urywki.
- Może mam ci koncert zagrać? – zakpiła. – I jeszcze piwo z orzeszkami podać? Nie wymagasz ode mnie zbyt wiele, Harry?
- Masz na sobie ubrania Louisa, więc nie.
- Właśnie Harry, Louisa, a nie twoje – wytknęła mu język, zerkając na mnie ponad nim. – Lou, nie mogę tutaj tak siedzieć – zaczęła, nerwowo przygryzając dolną wargę – wy pewnie macie dużo pracy, a ja naukę. Przebiorę się i…
- Nigdzie nie pójdziesz. Chłopaki zaraz przyjdą. Ma być Danielle, Perrie, Cher i Olivia – przerwał jej Harry, przyciągając ją do siebie. – Poza tym wnioskuje, że twoje ubrania są nadal mokre. Nie możesz się rozchorować, bo wówczas Louisowi jeszcze bardziej odwali, a ja tego nie przeżyję – skończył całkowicie poważnie, podnosząc się z sofy.
- A ty dokąd? – zapytałem, wędrując za nim spojrzeniem.
- Przyjeżdża Niall, a wiesz co to znaczy.
- Mogę coś ugotować – zaproponowała Carol, podążając za loczkiem do kuchni, nie mogąc się oprzeć by nie poczochrać jego włosów, na co chłopak jęknął z frustracji, poprawiając je.
Zapewne nadal bym oglądał telewizję, gdyby nie dzwonek obwieszczający przybycie gości. Niechętnie wstałem, przeczesałem włosy palcami, ruszając w stronę denerwującego dźwięku, chociaż doskonale wiedziałem, kto przyszedł. Ledwo uchyliłem drzwi, kiedy poczułem jak ramiona Nialla, owijają się wokół mojej szyi, a do moich uszu doszły jego głośne słowa entuzjazmu, że ponownie mnie widzi. Kiedy blondyn w końcu mnie puścił, zacząłem sprawdzać czy moje żebra są na odpowiednich miejscach, czy też coś mi przestawił. Na szczęście wszystko było w porządku, a ja chwilę później kolejno byłem ściskany przez Zayna, Perrie, Liama, Danielle i Cher. Przyjaciółka Carol uśmiechnęła się nieśmiało, niepewnie wchodząc do środka. W dłoniach ściskała kolorową reklamówkę; mogłem się spodziewać, że trzymała w niej ubrania dla Carol, chociaż nie miałem zielonego pojęcia, skąd mogła wiedzieć, że ich potrzebuje.
- Olly! – krzyknęła wesoło Caro, wyjrzawszy z kuchni.
We włosach miała spore ilości mąki, na policzkach czekoladę, a na koszulce widniały ślady po żółtkach z jaj. Wyglądała naprawdę uroczo i rozkosznie. Uśmiechnęła się szerzej, kiedy zobaczyła Cher, oraz Danielle, z którą była naprawdę blisko. Przywitała się z dziewczynami, które przytuliły ją, chociaż była cała brudna. Chwilę za nią pojawił się Harry, w podobnym stanie co Carol. Wyglądali jakby stoczyli wojnę na jedzenie, chociaż w ogóle nie słyszałem żadnych krzyków. Uściskał się z chłopakami, pocałował dziewczyny w policzek, a z Cher wymienił szybkie spojrzenie, jakby chciał tym samym prosić ją, żebym nic na razie nie mówiła.
Jedna tajemnica, może zrodzić masę nieporozumień.
- A tobie, co się stało? – spytała z uśmiechem Olivia, otrzepując z jej włosów mąkę. – Wyglądasz jakbyś brała udział w jakieś strasznej wojnie.
- Smażyłam czekoladowe naleśniki, ale Harry mi ciągle przeszkadzał, więc rzuciłam w niego mąką, odpłacił mi się, no i tak to się potoczyło… - przyznała chichocząc, kiedy blondyna wycierała z jej policzka ślady po czekoladzie. – Niall, mam nadzieje, że będzie ci to coś smakowało.
- Jemu wszystko smakuje – przyznał Liam.
- Dokładnie! Nie jestem wybredny – wyszczerzył się, podłączając Xboxa. – Swoją drogą wyglądasz uroczo w ubraniach Louisa. Sądziłem, że nikomu nie pozwala nosić pasków, widać, że dla ciebie zrobił wyjątek. I to jeszcze jaki! Dał ci swoją ulubioną koszulkę – sugestywnie poruszył brwiami, za co miałem ochotę go trzepnąć, Carol tylko zachichotała, odbierając od Olivii torebkę. – Więc to dla ciebie były te ubrania, a ja się zastanawiałem, po co ona je bierze.
- Mogę paradować w mundurku, jeśli wolisz – odezwała się z uśmiechem, kierując się w stronę schodów. – Olly, chodź ze mną.
Wróciły dziesięć minut później. Caroline przebrała się w czarne rurki i luźną czarną koszulkę z Pink Floyd, dokładnie taką samą co ma Harry; włosy wysuszyła. Mimo że miała na sobie swoje własne ubrania, nadal wydawała mi się drobna, bezbronna i zagubiona. Jak mała dziewczynka, która szuka swojego miejsca na świecie. Bez oporów podszedłem do niej, kiedy wraz z Harrym, nakładała gotowe naleśniki na talerze i zwyczajnie się w nią wtuliłem. Poczułem, jak jej ciało na chwilę sztywnieje, popatrzyła na mnie, lekko się uśmiechając, rozluźniając się dopiero, kiedy Hazza wyszedł z pomieszczenia, cicho pod nosem gwiżdżąc.
- Coś się stało? – zapytałem, zakładając jeden z jej kosmyków za ucho.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że ty mnie nie nienawidzisz – przyznała, dźgając mnie w tors – myślałam, że mimo tej całej uroczej otoczki, okażesz się być dupkiem, który po usłyszeniu prawdy, będzie kazał mi się wynosić i więcej nie pokazywać na oczy. Przepraszam, że tak bardzo się myliłam, chociaż jestem waszą fanką – skończyła wyraźnie skruszona, spuszczając wzrok.
Podniosłem jej podbródek do góry, chwilę wpatrywałem się w jej jasnozielone oczy, w których śmiało można było się zatracić i pocałowałem ją, chociaż za ścianą nasi przyjaciele wesoło rozmawiali, grali w gry video i jedli naleśniki przez nią przygotowane. Nie interesowało mnie to, że mogli nas przyłapać na gorącym uczynku. Dla mnie liczyło się to, że Carol powiedziała mi to wszystko, co od dawna siedziało w jej sercu, wyżaliła mi się, zaufała. Ja ze swojej strony mogłem obiecać, że nigdy jej nie zostawię. Za bardzo mi na niej zależało.
Kochałem ją.
Wiedziałem jednak, że to zdecydowanie za szybko na takie słowa. Szczególnie dla niej; po tym wszystkim, co przeszła, mogła nie mieć całkowitego zaufania do facetów, chociaż wyglądało to inaczej. Uśmiechała się, rozmawiała z każdym z nas, a tak naprawdę wciąż mogła nosić w sercu olbrzymi odłamek szkła, który zagnieździł się tam, po tym jak została całkiem sama, z ciążą, uzależnieniem i wyrokiem.
- Naprawdę nie chcemy wam przeszkadzać, ale Niall się niecierpliwi, że nie może zjeść naleśników, które tak aromatycznie pachną – w kuchni pojawił się Zayn z łobuzerskim uśmiechem. – Jeśli chcecie przeżyć, to lepiej wracajcie, bo nie ręczę za niego.
Carol zaśmiała się melodyjnie, wyplątując się z moich objęć. Ze stołu wzięła jeszcze jeden talerz z naleśnikami i podążyła za Zaynem, który ukradkiem podkradł jej smakołyk, za co dostał od niej po głowie. Z szerokim uśmiechem, dołączyłem do nich, rzucając się mulatowi na plecy, przez co oboje wylądowaliśmy jak dłudzy na podłodze, śmiejąc się wniebogłosy. Ktoś zrobił nam zdjęcie, kiedy niezręcznie próbowaliśmy się podnieść, niestety z marnym skutkiem. Ani trochę nie pomógł nam fakt, że dołączył się do nas Harry i Niall, który do buzi zdążył sobie upchnąć dwa naleśniki. Wyglądał jak przejedzony chomik, przezabawnie. Na jego widok nie mogłem przestać się śmiać, na co on naburmuszył się, zaczynając mnie łaskotać. Dołączył do nas Liam, który bezskutecznie próbował nas uspokoić; jak łatwo się domyślić ani trochę mu to nie wychodziło, w efekcie czego, został powalony przez nas na plecy i zaatakowany wielką dawką łaskotek.
- Jak dzieci – powiedziała Danielle; po jej głosie poznałem, że się śmiała. – Zignorujmy ich.
- Dobra, zgłodniałem – rzekł całkiem poważnie Nialler, podnosząc się z miejsca.
Otrzepał koszulkę, poprawił włosy i usiadł obok Olivii, która siedziała na podłodze, obok rysującej Caroline. Reszta szybko poszła w jego ślady, próbując potrawy jaką Harry zrobił wspólnie z Caro. Wzajemnie się przekrzywiali jak bardzo im smakuje i, że nigdy nie jedli czegoś tak dobrego. Harry na te słowa naburmuszył się, chociaż nawet na to Carol nie zwróciła uwagi. Cały czas rysowała, marszcząc przy tym brwi, czy wystawiając język, który lekko przygryzała. Dwa talerze naleśników później, Caroline pokazała nam to nad czym pracowała. Namiot cyrkowy, który wcześniej był mało straszy, teraz wyglądał jak wyjęty z prawdziwego horroru; ciemne linie, wyraźnie zaznaczone cienie i burza dodawały mu charakteru. Rysunek dała Harremu, w ramach przeprosin za słowa chłopaków, odnośnie jego braku kulinarnego.
Po obiedzie zdecydowaliśmy się na oglądanie filmu, którego jednak nie oglądnęliśmy do końca, bo Harry przypomniał Carol, że chciałby posłuchać jak gra. Pokonana większością głosów, niechętnie się zgodziła. Loczek z mojego pokoju przyniósł keyboard, rozstawił go, sprawdzając czy wszystko jest w porządku, poczym odszedł, dając jej pełne pole do popisu. Stała chwilę przy instrumencie, naciskając przypadkowe klawisze, które po dokładniejszym przysłuchaniu się, tworzyły piosenkę. Naszą piosenkę, której słowa widniały na jej skórze. Po tym zagrała coś znacznie weselszego, a Niall się do niej dołączył nie tylko z moją gitarą, ale także śpiewem. Tworzyli naprawdę udany duet; widać było, że Carol kochała muzykę. Nie mogłem uwierzyć, że wcześniej jej nie znosiła. Zastanawiało mnie jeszcze jedna rzecz; co właściwie musi czuć, kiedy widzi swoją głuchą córeczkę. Zuza nigdy nie usłyszy jak gra. Nie będzie w stanie powiedzieć, czy jej się podobało czy nie, mimo to Carol nie rezygnowała ze swojej pasji. Szeroki uśmiech, jaki widniał na jej twarzy, w czasie grania „Another World”, sięgał jej oczu, które błyszczały. Samo patrzenie się na nią, wywoływało we mnie same pozytywne emocje, a patrząc na pozostałych, widziałem, że myślą dokładnie tak samo.
- Dzięki za duet, Caroline – odezwał się Niall, całują jej drobną dłoń. Czarnowłosa uśmiechnęła się nieśmiało, a jej policzki pokrył róż. – Grasz naprawdę cudownie, powinnaś poważnie zastanowić się nad swoją muzyczną karierą.
- Nie chcę być sławna, Niall – wyznała, patrząc mu prosto w oczy – ja chcę tylko uczyć innych muzyki. To wszystko, czego pragnę. Poza tym, nienawidzę keyboardu.
- Louis, pośpiesz się, bo się spóźnimy! – zawołał Harry, gdy następnego dnia, bez pukania wszedł do mojego pokoju.
Nadal leżałem w łóżku z tyłkiem do góry, śliniąc poduszkę. Była środa, siódma trzydzieści rano, a my zostaliśmy zmuszeni by jechać na wywiad do radia. Czasami miałem ochotę zakopać się w pościeli, zamknąć oczy i siłą woli przenieść się do Doncaster, do rodziców, sióstr i psa, za którymi cholernie mocno tęskniłem. Niestety nie mogłem sobie na to pozwolić, szczególnie nie dzisiaj, kiedy po jednym wywiadzie czekała sesja zdjęciowa, następnie kręcenie materiału do dokumentu o nas, a wieczorem impreza charytatywna, na której akurat chciałem być. Tą część swojego nowego życia, lubiłem najbardziej; fakt, że dzięki nazwisku mogłem pomagać innym, sprawiał, że byłem szczęśliwszy.
- Louie – jęknął Hazza, kiedy bezskutecznie próbował ściągnąć ze mnie kołdrę.
- Chcę do Carol – mruknąłem w poduszkę, bardziej zasłaniając sobie głowę kołdrą.
- Ale ona ma zajęcia do czwartej, a potem idzie na tą rozmowę do Funky Budha – zauważył, kładąc się obok mnie. Natychmiast się w niego wtuliłem, zaciskając ręce wokół jego talii. – Wpadłeś po uszy, Tommo. Jestem zazdrosny, o twoje szczęście. Nigdy nie widziałem cię w takim stanie. Jesteś jakiś taki inny. Uśmiechasz się jak idiota, kiedy tylko zobaczysz od niej smsa, czy jak dzwoni. Z drugiej strony stałeś się poważniejszy; nie wiem, przez co ona przeszła, ale widać, że ty wiesz. Otaczasz ją opieką, chcesz by była bezpieczna i szczęśliwa, chociaż nie znasz jej długo.
- Harry bardzo chciałbym ci, o wszystkim powiedzieć. Boję się, jednak, że ona tego nie chce. Nie mam zamiaru się z nią kłócić. Boże! – krzyknąłem nagle, sprawiając, że Harry nieznacznie podskoczył – ja ją kocham.
- Nareszcie – powiedział wyraźnie usatysfakcjonowany Harry – ile można czekać, aż przyznasz się do swoich uczuć, Lou? Minął miesiąc, od kiedy się znacie, ja po dwóch tygodniach zauważyłem, że między wami coś ewidentnie jest, pozostałym zajęło to trochę więcej czasu, ale nawet Niall w końcu się domyślił, co jest grane – przyznał ze śmiechem.
- Jestem idiotą – mruknąłem.
- Jesteś seksownym idiotą – poprawił mnie, klepiąc po pupie. – Może zaprosisz Caroline na wieczorną imprezę? Z przyjemnością bym zobaczył, jak wygląda w sukience.
- Ona ich nienawidzi – przyznałem, leniwie podnosząc się z łóżka.
Przeszedłem do łazienki, zatrzymując się w progu, gdy mój wzrok padł na leżący na koszu suchy mundurek Caroline. Był u mnie już od czterech dni, a ona ani razu się o niego nie pytała. Może, miała zapasowy? A może ze względu na koniec roku, nie potrzebowała go? Rozłożyłem sweterek z logiem uniwersytetu. Był mały. Jak na kilkunastoletnią dziewczynkę, a nie pełnoletnią kobietę. Biała koszula z krótkim rękawem, z ciągiem małych białych guziczków, była równie mała, co sweterek i spódniczka. Na samym dole, leżała para beżowych podkolanówek z drobnymi czarnymi kokardkami. Malutkie.
- Louie? – Harry stanął obok mnie, patrząc na ubrania Carol, ponad moim ramieniem. – Wszystko gra?
- Hazza, ona jest naprawdę drobna – zauważyłem, podając mu sweterek. – Co jeśli okażę się być dla niej niewłaściwy? Może to ty jesteś dla niej lepszym chło…
- Ale ona mnie tylko lubi – przerwał mu, szczerząc się – poza tym, wyznaniem, że mi się podoba, chciałem cię tylko zdenerwować, sprawdzić, co naprawdę do niej czujesz – skończył, czochrając mi włosy.
- Zabiję cię kiedyś, Styles – warknąłem, zamykając mu drzwi przed nosem, wcześniej wyrywając mu z rąk sweter Carol.
Dwadzieścia minut później, z kubkiem gorącej kawy siedziałem w kuchni czekając na pozostałych chłopaków. Harry zniknął gdzieś z telefonem przy uchu i tym tajemniczym uśmiechem, którym informował mnie, że nie chce bym mu przeszkadzał. Mogłem się tylko domyślać, co było powodem. Cher. Chłopaki przyjechali dziesięć minut później, razem w dobrych humorach i kartonowymi kubkami z kawą na wynos. Niall nawet się ze mną nie przywitał, tylko natychmiast wsadził nos w lodówkę, szukając czegoś do jedzenia. Prócz kilku tostów z kolacji nie znalazł nic pożywnego. Nasza lodówka świeciła pustkami, a jakoś żaden z nas nie kwapił się, by zrobić zakupy.
- Olivia wspominała coś, że Carol zostawiła u ciebie swój uniwersytecki mundurek, który będzie potrzebowała na jutrzejszy test z czegoś tam – powiedział blondyn, zamykając drzwi od lodówki. – Wiesz coś o tym? Bo jak nie, to źle wypadnę w jej oczach. Nie chcę tego, bo ją polubiłem…
- Jej mundurek leży u mnie w łazience – przerwałem mu, dopijając kawę – zawiozę jej go dzisiaj, może uda mi się ją wyciągnąć na tą imprezę charytatywną – dodałem.
- Byłoby fajnie. Jeśli pójdzie Carol, Olivia także – rozpogodził się, sięgając po swój kubek.
W tym momencie zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni spodni, spojrzałem na wyświetlacz, na którym widniał nieznany mi numer.
- Halo? – spytałem ostrożnie, patrząc na Liama, który był nad wyraz spokojny, zupełnie tak, jakby wiedział, kto dzwoni. – Kto mówi?
- Boże, ten telefon jest do dupy. Zabiję Payne’a jak tylko go spotkam – po głosie od razu poznałem Carol, która ewidentnie była czymś zirytowana. – Kto normalny oddaje przeciętnej osobie starą wersję iPhona? Czy on w ogóle myśli?
- Dlaczego Liam, miałaby ci oddawać swój telefon? – zapytałem zaskoczony.
- A ja wiem? Pewnie ten idiota, Andy mu czegoś nagadał. Dzięki ci Boże, że nie zapłacił za mnie rachunków, inaczej skopałabym mu dupę, nie patrząc na to, czy należy do idola nastolatek czy nie – zaśmiała się, a w oddali coś zadzwoniło. – To pewnie Olivia, mamy iść razem na zajęcia – wyjaśniła. – Posłuchaj Lou, zostawiłam u ciebie swój mundurek, mam jutro egzamin i niestety muszę iść na niego w tych cholernym stroju. Czy jest jakaś możliwość, byś mi go oddał? Mogę po niego podjechać, albo może spotkamy się jakoś na mieście, co? Nie, Olly, to nie Niall – zwróciła się do przyjaciółki, nie zasłaniając głośnika. – To jak?
- Na którą masz tą rozmowę w Funky Budha?
- Czekaj, czekaj… - usłyszałem szelest kartek, coś ciężkiego spadło na podłogę, a ona przeklęła w swoim ojczystym języku. Mimowolnie się zaśmiałem, bo jej akcent, kiedy to powiedziała, był naprawdę uroczy. Liam patrzył na mnie z uśmiechem; Zayn wpatrzony był w swój telefon, zapewne esemesował z Perrie, która wraz ze swoim zespołem miała dzisiaj cały dzień spędzić w studiu nagraniowym; Niall patrzył na mnie z dziwną miną, jakbym co najmniej coś mu zrobił - … na szóstą.
- Świetnie, przyjadę do ciebie o piątej. Pasuje ci?
- Hm, zajęcia kończę po drugiej. Później mam godzinne okienko, na trzecią trzydzieści dodatkowe zajęcia ze sztuki.. mam czas między czwartą trzydzieści, a piątą. Bo na piątą jestem umówiona z Beatrice i rodzicami na Skype. Poważnie nie wiem, dlaczego właśnie dzisiaj, mam tylko nadzieje, że… Nie, stop. Nie będę się nakręcać.. Poza tym na szóstą mam rozmowę, a potem jestem wolna. Więc…?
- Dzisiaj jest impreza charytatywna. Nie chciałabyś iść ze mną? – spytałem prosto z mostu, wiedząc, jak Carol ceni sobie bezpośredniość.
Po drugiej stronie zapanowała cisza. Słyszałem tylko jej urywany oddech i nic poza tym. Zaniepokoiłem się, chociaż tak naprawdę nie miałem ku temu żadnych powodów.
- Caro? – zapytałem, opierając się o blat stołu. – Jesteś tam, do cholery?
- Nie, Louis, nie ma mnie. Rozmawiasz z duchem – zakpiła. – Jako kto miałabym tam iść? Jako twoja przyjaciółka? Koleżanka?
- Dziewczyna – wyraźnie zaznaczyłem to słowo, żałując, że mówię to przez telefon. – Pójdziesz ze mną na imprezę, jako moja dziewczyna?
- Nie mogę teraz rozmawiać. Zadzwonię – powiedziała nagle, kończąc połączenie, nim zdążyłem ją powstrzymać.
Byłem zaskoczony jej odpowiedzią. Jej zachowaniem, reakcją. Wolałem już, żeby zaczęła się na mnie drzeć, że jestem niepoważny, nienormalny, głupi. Wolałem, żeby rzuciła telefonem, albo się rozpłakała, chociaż nie było potrzeby. Ale, żeby tak nagle kończyła rozmowę. Nigdy tego nie robiła. Ciężko westchnąłem, chowając telefon z powrotem do kieszeni, kiedy w kuchni pojawił się Harry z bananem na buzi.
- Idę z Cher na imprezę – poinformował z uśmiechem, wyrywając z rąk Liama jego kawę. – A co z wami? Czemu, Louis wyglądasz jak siedem nieszczęść, a Niall tak jakbyś wymordował mu rodzinę?
- Liam pożyczył Carol telefon – zacząłem od najmniej ważniej rzeczy, zerkając na szatyna, który twierdząco kiwał głową – zadzwoniła do mnie w sprawie tego mundurka, umówiliśmy się… wtedy ja wypaliłem z tą imprezą.. Zaproponowałem jej wyjście, na co ona spytała się, jako kto ma się pojawić. Powiedziałem, że jako moja dziewczyna, na co ona szybko zakończyła rozmowę.
- Jesteś idiotą – powiedział Harry, uderzając mnie w potylicę. – O takie rzeczy nie pyta się przez telefon, dodatkowo nie dodając do tego „pójdziesz jako moja dziewczyna”. Taki stary, a taki głupi – pokręcił z politowaniem głową, do końca wypijając kawę Liama.
- Sam zaprosiłeś Cher przez telefon – zauważyłem, próbując się bronić, co wychodziło mi naprawdę słabo.
- Nie jesteśmy parą. Dopiero się poznajemy, więc to co innego. Ciebie i Carol ciągnie do siebie od dnia, w którym się poznaliście. Jesteście w siebie zapatrzeni, jak w obrazek. Tylko czekam, aż się do niej wprowadzisz.. Nie będę musiał kupować nowego mieszkania – zauważył z uśmiechem.
Niedowierzająco pokręciłem głową.
Przez całą drogę do studia, zdawałem sobie sprawę, że Harry miał rację-źle to wszystko rozegrałem. Powinienem inaczej ją zaprosić. Zasługiwała na to. Lubiła mnie, jako Louisa Tomlinsona, a nie jako członka znanego zespołu, musiałem się postarać, jeśli nie chciałem by przez moje szczeniackie zachowanie uciekła z krzykiem. Nie zniósłbym tego.
W radiu poczęstowano nas kawą i małymi kanapeczkami. Nie zwróciłem na to jednak większej uwagi. W mojej głowie wciąż była Carol i milion sposobów na przeproszenie jej. Przegapiłem moment, w którym weszliśmy do odpowiedniego studia, a Niall przez całą drogę do niego narzekał na rozmiary przekąsek. Nie przejąłem się dźganiem w moje żebra, przez Zayna, czy czochraniem moich włosów, przez Liama. Zignorowałem monolog Nicka Grimshawa, którym nas uraczył, przed wywiadem. Moje myśli wciąż były przy Carol, która zapewne w tym momencie siedziała na wykładzie, do czasu kiedy dziennikarz nie zwrócił się bezpośrednio do mnie, w swoje pytanie wplatając imię dziewczyny.
- Caroline. Mówi ci to coś Louis? – spytał z pogodnym uśmiechem, ściągając na siebie moją uwagę.
Spojrzałem na niego nieprzytomnym spojrzeniem, nie wiedząc, skąd on to wie. Ukradkiem zerknąłem na Harrego, który jak gdyby nic cieszył się z czegoś, kokieteryjnie oblizując sobie usta. Czy wspominałem już, że kiedyś coś mu zrobię? Nie? No to teraz wam to mentalnie przekazuje!
- Hm? Skąd ty.. Obawiam się, że One Direction w najbliższym czasie może stracić jednego z członków i będzie nim-nie, nie ty Niall-ty, Styles.
- Spokojnie, Tommo – poprosił Grimmy, uśmiechając się znad swojego komputera. – Zakochałeś się! To naprawdę cudownie! Opowiedz nam o niej. Jest Brytyjką? Waszą fanką?
- Ona jest… - uśmiechnąłem się pod nosem, odgarniając na bok przydługą grzywkę. Przed oczami pojawiła mi się rozweselona postać dziewczyny - … naprawdę cudowną, słodką, uroczą, pełną życia dziewczyną. Ma śliczny szeroki uśmiech, duże jasnozielone oczy, zabawny akcent; pochodzi z Polski. Studiuje, ma plany na przyszłość, ale skopałem sprawę.
- Coś ty znowu odwalił, Boo Bear? – spytał, łagodnie się uśmiechając.
- Po pierwsze nie mów do mnie, Boo Bear. Po drugie, czy zapraszanie dziewczyny na imprezę, przez telefon jest dobrym pomysłem? Chyba nie, skoro ona później zwyczajnie odłożyła słuchawkę.
Usłyszałem głośny śmiech Harrego i Zayna, który mieli ze mnie niezły ubaw. Nie przyjąłem się tym, byłem do tego przyzwyczajony.
- Jedź do niej! – wyrwało się Niallowi, który wsadził sobie do ust kolejną mini kanapkę. – Bo dłużej nie zniosę twojego dziwnego… stanu – dodał, poprawiając się na krześle. – Carol, złotko, jeśli nas słuchasz, zadzwoń do nas i po prostu coś powiedz, bo inaczej mu przywalę.
W tym momencie telefon obok Nicka dał, o sobie znać. Dziennikarz odebrał go, uśmiechając się promiennie, przełączając na głośnomówiący. Chwilę później usłyszałem ją. Jej melodyjny, pełny entuzjazmu głos, chociaż wcześniej się rozłączyła.
- Przez ciebie i twoją audycję, Nick, obleje egzaminy – zaczęła, chichocząc.
Gdzieś w oddali dosłyszeć można było monotonny głos wykładowcy, który tłumaczył coś na temat rytmiki. Nie rozumiałem jednak dokładnie, bo Carol musiała siedzieć gdzieś daleko od niego.
- Pilna uczennica – zauważył ze śmiechem. – Rozumiem, że mam przyjemność z Caroline, dziewczyną Louisa Tomlinsona?
- Och, nie. Nie jestem jego dziewczyną – zaprzeczyła, zapewne w tym momencie kręcąc głową we wszystkich kierunkach. – Nie chcę by wyszły jakieś nieporozumienia, w końcu z pewnością słuchają was ich fanki. Lubię go, to prawda. Cholernie go lubię, ale czasami mam wrażenie, że jest tak dziecinny, jak tylko dziecinnym można być. Poważnie, nie wiem, o czym myślał, proponując mi coś takiego, ale teraz wiem.. Jemu zwyczajnie odwala, ma za dużo wolnego czasu. Paul powinien wymyślić mu jakieś zadanie.. napiszę do niego na twitterze, cholera.
- Caroline, co jest? – odezwałem się, pokonując emocje, które mną zawładnęły, w momencie, kiedy ją usłyszałem. – Czemu nie słuchasz wykładu, tylko dzwonisz do radia?
- Bo.. myślę o tobie, idioto! – wydarła się, ciężej oddychając. – I naprawdę mam w nosie to, że właśnie musiałam wyjść z zajęć, wykładowca ma mnie za totalną kretynkę, inni studenci za naiwną, a twoi fani pewnie zaczną mnie hejtować. Naprawdę mnie to nie obchodzi. Cholera, Tomlinson, chyba się w tobie zakochałam.
Niall zakrztusił się swoją kanapką; Nick kawą; oczy Zayna i Liama wyszły na wierzch; Harry uśmiechnął się łobuzersko, a mnie zwyczajnie zatkało. Nie mówiłem nic do momentu, dopóki Hazza się nie odezwał:
- Gdybyś widziała teraz jego minę, z pewnością wybuchłabyś śmiechem.
- W takim razie szybko zrób zdjęcie i dodaj na twittera, zobaczę jak skończę zajęcia. Ja, umm.. muszę kończyć. Miło się rozmawiało. Do zobaczenia Louis.
A potem był tylko głuchy dźwięk przerwanego połączenia…
- Smażyłam czekoladowe naleśniki, ale Harry mi ciągle przeszkadzał, więc rzuciłam w niego mąką, odpłacił mi się, no i tak to się potoczyło… - przyznała chichocząc, kiedy blondyna wycierała z jej policzka ślady po czekoladzie. – Niall, mam nadzieje, że będzie ci to coś smakowało.
- Jemu wszystko smakuje – przyznał Liam.
- Dokładnie! Nie jestem wybredny – wyszczerzył się, podłączając Xboxa. – Swoją drogą wyglądasz uroczo w ubraniach Louisa. Sądziłem, że nikomu nie pozwala nosić pasków, widać, że dla ciebie zrobił wyjątek. I to jeszcze jaki! Dał ci swoją ulubioną koszulkę – sugestywnie poruszył brwiami, za co miałem ochotę go trzepnąć, Carol tylko zachichotała, odbierając od Olivii torebkę. – Więc to dla ciebie były te ubrania, a ja się zastanawiałem, po co ona je bierze.
- Mogę paradować w mundurku, jeśli wolisz – odezwała się z uśmiechem, kierując się w stronę schodów. – Olly, chodź ze mną.
Wróciły dziesięć minut później. Caroline przebrała się w czarne rurki i luźną czarną koszulkę z Pink Floyd, dokładnie taką samą co ma Harry; włosy wysuszyła. Mimo że miała na sobie swoje własne ubrania, nadal wydawała mi się drobna, bezbronna i zagubiona. Jak mała dziewczynka, która szuka swojego miejsca na świecie. Bez oporów podszedłem do niej, kiedy wraz z Harrym, nakładała gotowe naleśniki na talerze i zwyczajnie się w nią wtuliłem. Poczułem, jak jej ciało na chwilę sztywnieje, popatrzyła na mnie, lekko się uśmiechając, rozluźniając się dopiero, kiedy Hazza wyszedł z pomieszczenia, cicho pod nosem gwiżdżąc.
- Coś się stało? – zapytałem, zakładając jeden z jej kosmyków za ucho.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że ty mnie nie nienawidzisz – przyznała, dźgając mnie w tors – myślałam, że mimo tej całej uroczej otoczki, okażesz się być dupkiem, który po usłyszeniu prawdy, będzie kazał mi się wynosić i więcej nie pokazywać na oczy. Przepraszam, że tak bardzo się myliłam, chociaż jestem waszą fanką – skończyła wyraźnie skruszona, spuszczając wzrok.
Podniosłem jej podbródek do góry, chwilę wpatrywałem się w jej jasnozielone oczy, w których śmiało można było się zatracić i pocałowałem ją, chociaż za ścianą nasi przyjaciele wesoło rozmawiali, grali w gry video i jedli naleśniki przez nią przygotowane. Nie interesowało mnie to, że mogli nas przyłapać na gorącym uczynku. Dla mnie liczyło się to, że Carol powiedziała mi to wszystko, co od dawna siedziało w jej sercu, wyżaliła mi się, zaufała. Ja ze swojej strony mogłem obiecać, że nigdy jej nie zostawię. Za bardzo mi na niej zależało.
Kochałem ją.
Wiedziałem jednak, że to zdecydowanie za szybko na takie słowa. Szczególnie dla niej; po tym wszystkim, co przeszła, mogła nie mieć całkowitego zaufania do facetów, chociaż wyglądało to inaczej. Uśmiechała się, rozmawiała z każdym z nas, a tak naprawdę wciąż mogła nosić w sercu olbrzymi odłamek szkła, który zagnieździł się tam, po tym jak została całkiem sama, z ciążą, uzależnieniem i wyrokiem.
- Naprawdę nie chcemy wam przeszkadzać, ale Niall się niecierpliwi, że nie może zjeść naleśników, które tak aromatycznie pachną – w kuchni pojawił się Zayn z łobuzerskim uśmiechem. – Jeśli chcecie przeżyć, to lepiej wracajcie, bo nie ręczę za niego.
Carol zaśmiała się melodyjnie, wyplątując się z moich objęć. Ze stołu wzięła jeszcze jeden talerz z naleśnikami i podążyła za Zaynem, który ukradkiem podkradł jej smakołyk, za co dostał od niej po głowie. Z szerokim uśmiechem, dołączyłem do nich, rzucając się mulatowi na plecy, przez co oboje wylądowaliśmy jak dłudzy na podłodze, śmiejąc się wniebogłosy. Ktoś zrobił nam zdjęcie, kiedy niezręcznie próbowaliśmy się podnieść, niestety z marnym skutkiem. Ani trochę nie pomógł nam fakt, że dołączył się do nas Harry i Niall, który do buzi zdążył sobie upchnąć dwa naleśniki. Wyglądał jak przejedzony chomik, przezabawnie. Na jego widok nie mogłem przestać się śmiać, na co on naburmuszył się, zaczynając mnie łaskotać. Dołączył do nas Liam, który bezskutecznie próbował nas uspokoić; jak łatwo się domyślić ani trochę mu to nie wychodziło, w efekcie czego, został powalony przez nas na plecy i zaatakowany wielką dawką łaskotek.
- Jak dzieci – powiedziała Danielle; po jej głosie poznałem, że się śmiała. – Zignorujmy ich.
- Dobra, zgłodniałem – rzekł całkiem poważnie Nialler, podnosząc się z miejsca.
Otrzepał koszulkę, poprawił włosy i usiadł obok Olivii, która siedziała na podłodze, obok rysującej Caroline. Reszta szybko poszła w jego ślady, próbując potrawy jaką Harry zrobił wspólnie z Caro. Wzajemnie się przekrzywiali jak bardzo im smakuje i, że nigdy nie jedli czegoś tak dobrego. Harry na te słowa naburmuszył się, chociaż nawet na to Carol nie zwróciła uwagi. Cały czas rysowała, marszcząc przy tym brwi, czy wystawiając język, który lekko przygryzała. Dwa talerze naleśników później, Caroline pokazała nam to nad czym pracowała. Namiot cyrkowy, który wcześniej był mało straszy, teraz wyglądał jak wyjęty z prawdziwego horroru; ciemne linie, wyraźnie zaznaczone cienie i burza dodawały mu charakteru. Rysunek dała Harremu, w ramach przeprosin za słowa chłopaków, odnośnie jego braku kulinarnego.
Po obiedzie zdecydowaliśmy się na oglądanie filmu, którego jednak nie oglądnęliśmy do końca, bo Harry przypomniał Carol, że chciałby posłuchać jak gra. Pokonana większością głosów, niechętnie się zgodziła. Loczek z mojego pokoju przyniósł keyboard, rozstawił go, sprawdzając czy wszystko jest w porządku, poczym odszedł, dając jej pełne pole do popisu. Stała chwilę przy instrumencie, naciskając przypadkowe klawisze, które po dokładniejszym przysłuchaniu się, tworzyły piosenkę. Naszą piosenkę, której słowa widniały na jej skórze. Po tym zagrała coś znacznie weselszego, a Niall się do niej dołączył nie tylko z moją gitarą, ale także śpiewem. Tworzyli naprawdę udany duet; widać było, że Carol kochała muzykę. Nie mogłem uwierzyć, że wcześniej jej nie znosiła. Zastanawiało mnie jeszcze jedna rzecz; co właściwie musi czuć, kiedy widzi swoją głuchą córeczkę. Zuza nigdy nie usłyszy jak gra. Nie będzie w stanie powiedzieć, czy jej się podobało czy nie, mimo to Carol nie rezygnowała ze swojej pasji. Szeroki uśmiech, jaki widniał na jej twarzy, w czasie grania „Another World”, sięgał jej oczu, które błyszczały. Samo patrzenie się na nią, wywoływało we mnie same pozytywne emocje, a patrząc na pozostałych, widziałem, że myślą dokładnie tak samo.
- Dzięki za duet, Caroline – odezwał się Niall, całują jej drobną dłoń. Czarnowłosa uśmiechnęła się nieśmiało, a jej policzki pokrył róż. – Grasz naprawdę cudownie, powinnaś poważnie zastanowić się nad swoją muzyczną karierą.
- Nie chcę być sławna, Niall – wyznała, patrząc mu prosto w oczy – ja chcę tylko uczyć innych muzyki. To wszystko, czego pragnę. Poza tym, nienawidzę keyboardu.
***
- Louis, pośpiesz się, bo się spóźnimy! – zawołał Harry, gdy następnego dnia, bez pukania wszedł do mojego pokoju.
Nadal leżałem w łóżku z tyłkiem do góry, śliniąc poduszkę. Była środa, siódma trzydzieści rano, a my zostaliśmy zmuszeni by jechać na wywiad do radia. Czasami miałem ochotę zakopać się w pościeli, zamknąć oczy i siłą woli przenieść się do Doncaster, do rodziców, sióstr i psa, za którymi cholernie mocno tęskniłem. Niestety nie mogłem sobie na to pozwolić, szczególnie nie dzisiaj, kiedy po jednym wywiadzie czekała sesja zdjęciowa, następnie kręcenie materiału do dokumentu o nas, a wieczorem impreza charytatywna, na której akurat chciałem być. Tą część swojego nowego życia, lubiłem najbardziej; fakt, że dzięki nazwisku mogłem pomagać innym, sprawiał, że byłem szczęśliwszy.
- Louie – jęknął Hazza, kiedy bezskutecznie próbował ściągnąć ze mnie kołdrę.
- Chcę do Carol – mruknąłem w poduszkę, bardziej zasłaniając sobie głowę kołdrą.
- Ale ona ma zajęcia do czwartej, a potem idzie na tą rozmowę do Funky Budha – zauważył, kładąc się obok mnie. Natychmiast się w niego wtuliłem, zaciskając ręce wokół jego talii. – Wpadłeś po uszy, Tommo. Jestem zazdrosny, o twoje szczęście. Nigdy nie widziałem cię w takim stanie. Jesteś jakiś taki inny. Uśmiechasz się jak idiota, kiedy tylko zobaczysz od niej smsa, czy jak dzwoni. Z drugiej strony stałeś się poważniejszy; nie wiem, przez co ona przeszła, ale widać, że ty wiesz. Otaczasz ją opieką, chcesz by była bezpieczna i szczęśliwa, chociaż nie znasz jej długo.
- Harry bardzo chciałbym ci, o wszystkim powiedzieć. Boję się, jednak, że ona tego nie chce. Nie mam zamiaru się z nią kłócić. Boże! – krzyknąłem nagle, sprawiając, że Harry nieznacznie podskoczył – ja ją kocham.
- Nareszcie – powiedział wyraźnie usatysfakcjonowany Harry – ile można czekać, aż przyznasz się do swoich uczuć, Lou? Minął miesiąc, od kiedy się znacie, ja po dwóch tygodniach zauważyłem, że między wami coś ewidentnie jest, pozostałym zajęło to trochę więcej czasu, ale nawet Niall w końcu się domyślił, co jest grane – przyznał ze śmiechem.
- Jestem idiotą – mruknąłem.
- Jesteś seksownym idiotą – poprawił mnie, klepiąc po pupie. – Może zaprosisz Caroline na wieczorną imprezę? Z przyjemnością bym zobaczył, jak wygląda w sukience.
- Ona ich nienawidzi – przyznałem, leniwie podnosząc się z łóżka.
Przeszedłem do łazienki, zatrzymując się w progu, gdy mój wzrok padł na leżący na koszu suchy mundurek Caroline. Był u mnie już od czterech dni, a ona ani razu się o niego nie pytała. Może, miała zapasowy? A może ze względu na koniec roku, nie potrzebowała go? Rozłożyłem sweterek z logiem uniwersytetu. Był mały. Jak na kilkunastoletnią dziewczynkę, a nie pełnoletnią kobietę. Biała koszula z krótkim rękawem, z ciągiem małych białych guziczków, była równie mała, co sweterek i spódniczka. Na samym dole, leżała para beżowych podkolanówek z drobnymi czarnymi kokardkami. Malutkie.
- Louie? – Harry stanął obok mnie, patrząc na ubrania Carol, ponad moim ramieniem. – Wszystko gra?
- Hazza, ona jest naprawdę drobna – zauważyłem, podając mu sweterek. – Co jeśli okażę się być dla niej niewłaściwy? Może to ty jesteś dla niej lepszym chło…
- Ale ona mnie tylko lubi – przerwał mu, szczerząc się – poza tym, wyznaniem, że mi się podoba, chciałem cię tylko zdenerwować, sprawdzić, co naprawdę do niej czujesz – skończył, czochrając mi włosy.
- Zabiję cię kiedyś, Styles – warknąłem, zamykając mu drzwi przed nosem, wcześniej wyrywając mu z rąk sweter Carol.
Dwadzieścia minut później, z kubkiem gorącej kawy siedziałem w kuchni czekając na pozostałych chłopaków. Harry zniknął gdzieś z telefonem przy uchu i tym tajemniczym uśmiechem, którym informował mnie, że nie chce bym mu przeszkadzał. Mogłem się tylko domyślać, co było powodem. Cher. Chłopaki przyjechali dziesięć minut później, razem w dobrych humorach i kartonowymi kubkami z kawą na wynos. Niall nawet się ze mną nie przywitał, tylko natychmiast wsadził nos w lodówkę, szukając czegoś do jedzenia. Prócz kilku tostów z kolacji nie znalazł nic pożywnego. Nasza lodówka świeciła pustkami, a jakoś żaden z nas nie kwapił się, by zrobić zakupy.
- Olivia wspominała coś, że Carol zostawiła u ciebie swój uniwersytecki mundurek, który będzie potrzebowała na jutrzejszy test z czegoś tam – powiedział blondyn, zamykając drzwi od lodówki. – Wiesz coś o tym? Bo jak nie, to źle wypadnę w jej oczach. Nie chcę tego, bo ją polubiłem…
- Jej mundurek leży u mnie w łazience – przerwałem mu, dopijając kawę – zawiozę jej go dzisiaj, może uda mi się ją wyciągnąć na tą imprezę charytatywną – dodałem.
- Byłoby fajnie. Jeśli pójdzie Carol, Olivia także – rozpogodził się, sięgając po swój kubek.
W tym momencie zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni spodni, spojrzałem na wyświetlacz, na którym widniał nieznany mi numer.
- Halo? – spytałem ostrożnie, patrząc na Liama, który był nad wyraz spokojny, zupełnie tak, jakby wiedział, kto dzwoni. – Kto mówi?
- Boże, ten telefon jest do dupy. Zabiję Payne’a jak tylko go spotkam – po głosie od razu poznałem Carol, która ewidentnie była czymś zirytowana. – Kto normalny oddaje przeciętnej osobie starą wersję iPhona? Czy on w ogóle myśli?
- Dlaczego Liam, miałaby ci oddawać swój telefon? – zapytałem zaskoczony.
- A ja wiem? Pewnie ten idiota, Andy mu czegoś nagadał. Dzięki ci Boże, że nie zapłacił za mnie rachunków, inaczej skopałabym mu dupę, nie patrząc na to, czy należy do idola nastolatek czy nie – zaśmiała się, a w oddali coś zadzwoniło. – To pewnie Olivia, mamy iść razem na zajęcia – wyjaśniła. – Posłuchaj Lou, zostawiłam u ciebie swój mundurek, mam jutro egzamin i niestety muszę iść na niego w tych cholernym stroju. Czy jest jakaś możliwość, byś mi go oddał? Mogę po niego podjechać, albo może spotkamy się jakoś na mieście, co? Nie, Olly, to nie Niall – zwróciła się do przyjaciółki, nie zasłaniając głośnika. – To jak?
- Na którą masz tą rozmowę w Funky Budha?
- Czekaj, czekaj… - usłyszałem szelest kartek, coś ciężkiego spadło na podłogę, a ona przeklęła w swoim ojczystym języku. Mimowolnie się zaśmiałem, bo jej akcent, kiedy to powiedziała, był naprawdę uroczy. Liam patrzył na mnie z uśmiechem; Zayn wpatrzony był w swój telefon, zapewne esemesował z Perrie, która wraz ze swoim zespołem miała dzisiaj cały dzień spędzić w studiu nagraniowym; Niall patrzył na mnie z dziwną miną, jakbym co najmniej coś mu zrobił - … na szóstą.
- Świetnie, przyjadę do ciebie o piątej. Pasuje ci?
- Hm, zajęcia kończę po drugiej. Później mam godzinne okienko, na trzecią trzydzieści dodatkowe zajęcia ze sztuki.. mam czas między czwartą trzydzieści, a piątą. Bo na piątą jestem umówiona z Beatrice i rodzicami na Skype. Poważnie nie wiem, dlaczego właśnie dzisiaj, mam tylko nadzieje, że… Nie, stop. Nie będę się nakręcać.. Poza tym na szóstą mam rozmowę, a potem jestem wolna. Więc…?
- Dzisiaj jest impreza charytatywna. Nie chciałabyś iść ze mną? – spytałem prosto z mostu, wiedząc, jak Carol ceni sobie bezpośredniość.
Po drugiej stronie zapanowała cisza. Słyszałem tylko jej urywany oddech i nic poza tym. Zaniepokoiłem się, chociaż tak naprawdę nie miałem ku temu żadnych powodów.
- Caro? – zapytałem, opierając się o blat stołu. – Jesteś tam, do cholery?
- Nie, Louis, nie ma mnie. Rozmawiasz z duchem – zakpiła. – Jako kto miałabym tam iść? Jako twoja przyjaciółka? Koleżanka?
- Dziewczyna – wyraźnie zaznaczyłem to słowo, żałując, że mówię to przez telefon. – Pójdziesz ze mną na imprezę, jako moja dziewczyna?
- Nie mogę teraz rozmawiać. Zadzwonię – powiedziała nagle, kończąc połączenie, nim zdążyłem ją powstrzymać.
Byłem zaskoczony jej odpowiedzią. Jej zachowaniem, reakcją. Wolałem już, żeby zaczęła się na mnie drzeć, że jestem niepoważny, nienormalny, głupi. Wolałem, żeby rzuciła telefonem, albo się rozpłakała, chociaż nie było potrzeby. Ale, żeby tak nagle kończyła rozmowę. Nigdy tego nie robiła. Ciężko westchnąłem, chowając telefon z powrotem do kieszeni, kiedy w kuchni pojawił się Harry z bananem na buzi.
- Idę z Cher na imprezę – poinformował z uśmiechem, wyrywając z rąk Liama jego kawę. – A co z wami? Czemu, Louis wyglądasz jak siedem nieszczęść, a Niall tak jakbyś wymordował mu rodzinę?
- Liam pożyczył Carol telefon – zacząłem od najmniej ważniej rzeczy, zerkając na szatyna, który twierdząco kiwał głową – zadzwoniła do mnie w sprawie tego mundurka, umówiliśmy się… wtedy ja wypaliłem z tą imprezą.. Zaproponowałem jej wyjście, na co ona spytała się, jako kto ma się pojawić. Powiedziałem, że jako moja dziewczyna, na co ona szybko zakończyła rozmowę.
- Jesteś idiotą – powiedział Harry, uderzając mnie w potylicę. – O takie rzeczy nie pyta się przez telefon, dodatkowo nie dodając do tego „pójdziesz jako moja dziewczyna”. Taki stary, a taki głupi – pokręcił z politowaniem głową, do końca wypijając kawę Liama.
- Sam zaprosiłeś Cher przez telefon – zauważyłem, próbując się bronić, co wychodziło mi naprawdę słabo.
- Nie jesteśmy parą. Dopiero się poznajemy, więc to co innego. Ciebie i Carol ciągnie do siebie od dnia, w którym się poznaliście. Jesteście w siebie zapatrzeni, jak w obrazek. Tylko czekam, aż się do niej wprowadzisz.. Nie będę musiał kupować nowego mieszkania – zauważył z uśmiechem.
Niedowierzająco pokręciłem głową.
Przez całą drogę do studia, zdawałem sobie sprawę, że Harry miał rację-źle to wszystko rozegrałem. Powinienem inaczej ją zaprosić. Zasługiwała na to. Lubiła mnie, jako Louisa Tomlinsona, a nie jako członka znanego zespołu, musiałem się postarać, jeśli nie chciałem by przez moje szczeniackie zachowanie uciekła z krzykiem. Nie zniósłbym tego.
W radiu poczęstowano nas kawą i małymi kanapeczkami. Nie zwróciłem na to jednak większej uwagi. W mojej głowie wciąż była Carol i milion sposobów na przeproszenie jej. Przegapiłem moment, w którym weszliśmy do odpowiedniego studia, a Niall przez całą drogę do niego narzekał na rozmiary przekąsek. Nie przejąłem się dźganiem w moje żebra, przez Zayna, czy czochraniem moich włosów, przez Liama. Zignorowałem monolog Nicka Grimshawa, którym nas uraczył, przed wywiadem. Moje myśli wciąż były przy Carol, która zapewne w tym momencie siedziała na wykładzie, do czasu kiedy dziennikarz nie zwrócił się bezpośrednio do mnie, w swoje pytanie wplatając imię dziewczyny.
- Caroline. Mówi ci to coś Louis? – spytał z pogodnym uśmiechem, ściągając na siebie moją uwagę.
Spojrzałem na niego nieprzytomnym spojrzeniem, nie wiedząc, skąd on to wie. Ukradkiem zerknąłem na Harrego, który jak gdyby nic cieszył się z czegoś, kokieteryjnie oblizując sobie usta. Czy wspominałem już, że kiedyś coś mu zrobię? Nie? No to teraz wam to mentalnie przekazuje!
- Hm? Skąd ty.. Obawiam się, że One Direction w najbliższym czasie może stracić jednego z członków i będzie nim-nie, nie ty Niall-ty, Styles.
- Spokojnie, Tommo – poprosił Grimmy, uśmiechając się znad swojego komputera. – Zakochałeś się! To naprawdę cudownie! Opowiedz nam o niej. Jest Brytyjką? Waszą fanką?
- Ona jest… - uśmiechnąłem się pod nosem, odgarniając na bok przydługą grzywkę. Przed oczami pojawiła mi się rozweselona postać dziewczyny - … naprawdę cudowną, słodką, uroczą, pełną życia dziewczyną. Ma śliczny szeroki uśmiech, duże jasnozielone oczy, zabawny akcent; pochodzi z Polski. Studiuje, ma plany na przyszłość, ale skopałem sprawę.
- Coś ty znowu odwalił, Boo Bear? – spytał, łagodnie się uśmiechając.
- Po pierwsze nie mów do mnie, Boo Bear. Po drugie, czy zapraszanie dziewczyny na imprezę, przez telefon jest dobrym pomysłem? Chyba nie, skoro ona później zwyczajnie odłożyła słuchawkę.
Usłyszałem głośny śmiech Harrego i Zayna, który mieli ze mnie niezły ubaw. Nie przyjąłem się tym, byłem do tego przyzwyczajony.
- Jedź do niej! – wyrwało się Niallowi, który wsadził sobie do ust kolejną mini kanapkę. – Bo dłużej nie zniosę twojego dziwnego… stanu – dodał, poprawiając się na krześle. – Carol, złotko, jeśli nas słuchasz, zadzwoń do nas i po prostu coś powiedz, bo inaczej mu przywalę.
W tym momencie telefon obok Nicka dał, o sobie znać. Dziennikarz odebrał go, uśmiechając się promiennie, przełączając na głośnomówiący. Chwilę później usłyszałem ją. Jej melodyjny, pełny entuzjazmu głos, chociaż wcześniej się rozłączyła.
- Przez ciebie i twoją audycję, Nick, obleje egzaminy – zaczęła, chichocząc.
Gdzieś w oddali dosłyszeć można było monotonny głos wykładowcy, który tłumaczył coś na temat rytmiki. Nie rozumiałem jednak dokładnie, bo Carol musiała siedzieć gdzieś daleko od niego.
- Pilna uczennica – zauważył ze śmiechem. – Rozumiem, że mam przyjemność z Caroline, dziewczyną Louisa Tomlinsona?
- Och, nie. Nie jestem jego dziewczyną – zaprzeczyła, zapewne w tym momencie kręcąc głową we wszystkich kierunkach. – Nie chcę by wyszły jakieś nieporozumienia, w końcu z pewnością słuchają was ich fanki. Lubię go, to prawda. Cholernie go lubię, ale czasami mam wrażenie, że jest tak dziecinny, jak tylko dziecinnym można być. Poważnie, nie wiem, o czym myślał, proponując mi coś takiego, ale teraz wiem.. Jemu zwyczajnie odwala, ma za dużo wolnego czasu. Paul powinien wymyślić mu jakieś zadanie.. napiszę do niego na twitterze, cholera.
- Caroline, co jest? – odezwałem się, pokonując emocje, które mną zawładnęły, w momencie, kiedy ją usłyszałem. – Czemu nie słuchasz wykładu, tylko dzwonisz do radia?
- Bo.. myślę o tobie, idioto! – wydarła się, ciężej oddychając. – I naprawdę mam w nosie to, że właśnie musiałam wyjść z zajęć, wykładowca ma mnie za totalną kretynkę, inni studenci za naiwną, a twoi fani pewnie zaczną mnie hejtować. Naprawdę mnie to nie obchodzi. Cholera, Tomlinson, chyba się w tobie zakochałam.
Niall zakrztusił się swoją kanapką; Nick kawą; oczy Zayna i Liama wyszły na wierzch; Harry uśmiechnął się łobuzersko, a mnie zwyczajnie zatkało. Nie mówiłem nic do momentu, dopóki Hazza się nie odezwał:
- Gdybyś widziała teraz jego minę, z pewnością wybuchłabyś śmiechem.
- W takim razie szybko zrób zdjęcie i dodaj na twittera, zobaczę jak skończę zajęcia. Ja, umm.. muszę kończyć. Miło się rozmawiało. Do zobaczenia Louis.
A potem był tylko głuchy dźwięk przerwanego połączenia…
Twoje serce otworzyło się na mnie…
OJaPierdoleKurwaJegoMać!
ReplyDeletePrzyprawiasz mnie o palpitacje serducha, dziewczyno!
"-Cholera, Tomlinson, chyba się w tobie zakochałam." Aż oplułam ekran rosołem, z wrażenia!
OMG!
Czekam na nexta! ;P
[show-me-the-lovee.blogspot.com]
O mamusiu. Jakie zakończenie :D hahahaha uwielbiam Carol, naprawdę :D jest taka... niesamowicie, kurcze nie wiem jak to powiedzieć.... eeee... niesamowicie cwaniacka, o. ale w pozytywny sposób oczywiście :D hahahaah, genialnie :D "chyba się w tobie zakochałam", w życiu nie umiałabym powiedzieć czegoś takiego chłopakowi... jestem pełna podziwu dla ciebie, masz cudowną wyobraźnię, kochana <3 życzę weny i czekam na kolejny rozdział :)
ReplyDelete+ przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale nie miałam dostępu do neta jako tako bezpośredniego. ani chwili na to, żeby usiąść i przeczytać. dlatego dopiero teraz no i komentuję tylko ten, żeby poprzednich notek nie zaśmiecać moimi beznadziejnymi i niezrozumiałymi wypowiedziami ;o ale i tak cię kocham <3
Pluton
http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/
O kurcze! Co za rozdział! Gdybym już dawno nie była twoją fanką, to po przeczytaniu tego na sto procent bym nią została. Ten rozdział jest genialny! I... kurde, normalnie nie wiem od czego zacząć ;) Cudo! Nie mogę poskładać myśli. Chyba przydałby się jakiś plan działania ;)
ReplyDeleteNormalnie cieszyłam się jak głupia, gdy okazało się, że miałam rację! No dobra, może nie rację, ale wymodliłam... Harry, go wkręcał z tą miłością! Ufff... I może nawet coś "ten tego" z Cher ;) Poczekamy, zobaczymy... Ale mówię ci, miałam taką z tego radochę, że ludzie w autobusie myśleli, że jestem naćpana, bo siedziałam i śmiałam się jak głupia...
Boziu, ta dziewczyna ma grafik napięty bardziej niż One Direction ;) Czekam, co też takiego rodzinka chce jej powiedzieć... niby czekam, ale w mojej głowie jak zawsze ;) To może być coś! Albo nic, ale i tak czekam :)
Uwielbiam jej teksty. Gdy dostałam iPhone, to też reagowałam podobnie. za mądre te telefony dla normalnych ludzi ;) Teraz już wiem, że jestem nienormalna :D
Normalnie cieszyłam się jak nienormalna (fajnie mi wyszło), gdy Lou przyznał się, że ją kocha. i tak to wiedziałam, ale zawsze dobrze, że i on już wie ;) No, a tekst Harry'ego o tym, że nawet Niall już wie... Spostrzegawczość Horana ;)
No i ta wisienka na torcie... Nie to jeszcze nie wisienka, niech będzie bita śmietana ;) Lou zapraszający Carol na imprezę (a już cieszyłam się na strój wieczorowy) i... (hurra! Padło to słowo!) w dodatku jako swoją DZIEWCZYNĘ!!! Umarłam z radości :D Ale jak widać, wciąż mogę pisać ;) Gdy się rozłączyła, byłam przerażona. No bo to przecież Carol. Nigdy nie wiadomo co ona zrobi. Już się bałam i mój humor trochę w duł pojechał, ale ta audycja u Nicka... Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie tego telefonu do radia ;) Wspaniały pomysł! I mam tą swoją wisienkę :) Ona go KOCHA!!! Kurcze, tyle szczęścia w jednym rozdziale... Powinnam się pewnie bać kolejnego, ale póki co nie mogę przestać się cieszyć. Wspaniały rozdział. Przepraszam, ze tyle zwlekałam z komentarzem, ale ten dzień był po prostu szurnięty i nie mogłam przysiąść na dłużej, a wiedziałam, że w dwóch zdaniach się nie zmieszczę :D W życiu mi się to nie udało!
Kocham Carol, kocham Louisa, kocham ciebie i kocham tego bloga, a ten rozdział to już kocham najbardziej! Z niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego. Całuję xx
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
Przypadkiem znalazłam dzisiaj twój blog i muszę powiedzieć,że się zakochałam.
ReplyDeleteTo w jaki sposób opisujesz sytuacje jest rewelacyjne i takie naturalne. Czuje się jakbym była na miejscu jednego z bohaterów. Mam do nadrobienia wcześniejsze rozdziały,ale to będzie tylko przyjemność. Coś mi się wydaje że dziś się nie wyśpię, mówi się trudno i żyje się dalej. Czekam na kolejny rozdział twojego autorstwa :)
Pozdrawiam
Kasia :)