Od matrioszki: Dzień dobry, kochani! :*
Jak Wam mija niedziela? Bo mi... powoli i leniwie :D
Zaczęły mi się ferie, co się równa jeszcze większemu lenistwu, buahaha!
Chciałam zacząć pisać coś nowego, ale nie mam żadnego pomysłu.
Może Wy na coś wpadniecie? O czym byście chcieli przeczytać? :)
Przedstawiam Wam rozdział drugi, w którym pojawia się Louis i Zayn, bo komuś ich ostatnio brakowało.
Rozdział trzeci w.. środę!
Sayonara (z jap. do widzenia), dzieciaki! xx
***
***
Niall Horan był jednym z największych śpiochów, jaki widział świat. Wyciągnięcie go z łóżka przed dwunastą, graniczyło z prawdziwym cudem. Zbudzenie blondyna w czasie tygodnia, było nie lada wyzwaniem, którego nawet jego matka nie umiała się podjąć. Na całe szczęście, denerwujący sygnał budzika w jego telefonie, sprawdzał się w tym mistrzowsko, dzięki czemu, Niall, nie spóźniał się do szkoły… no przynajmniej, niezbyt często.
Kiedy więc blondyn, z szerokim uśmiechem, odświeżony i całkowicie ubrany o siódmej rano pojawił się w kuchni, z plecakiem na ramieniu, pierwszą myślą pani Horan było to, że jej syn został w nocy podmieniony, na porannego ptaszka. Z ciekawością, oczekiwała na dalszy rozwój wypadków, była gotowa by podać mu śniadanie, kiedy ten poinformował ją, że zje u Harrego i Louisa, bo musi z nimi porozmawiać, o czymś, co nie może czekać do lekcji. Kobieta skinęła tylko głową, podając mu kubek z kawą, który natychmiastowo wypił.
W drodze do małego parterowego domu, Tomlinsona, Horan podśpiewywał pod nosem jedną z piosenek, którą jego ustawiony jako budzik, radio grało rano. Pogoda na dworze była całkiem przyjemna. Słońce świeciło wysoko na niebie, ptaki wyśpiewywały wesołe trele, wprawiając wszystkich dookoła w dobry nastrój.
Domek Louisa, był mały, aczkolwiek uroczy. Rodzice Louisa wrócili do ich rodzinnego miasta, mając dość tłocznego Londynu, w którym nie czuli się za dobrze. Zostawili go samego, bez żadnych problemów, doskonale wiedząc, że sobie poradzi. Był odpowiedzialny, a do tego rozsądny i pracowity. Pracę w kawiarni, łączył ze studiami na wydziale tańca nowoczesnego, gdzie szło mu naprawdę dobrze.
Nim się obejrzał dzwonił już dzwonkiem do mahoniowych drzwi z numer trzydzieści sześć, które z szerokim uśmiechem otworzył mu Harry, ubrany w sam dół od piżamy, roztrzepanymi włosami i nienaganną figurą, którą zawdzięczał kilkugodzinnym treningom.
- Horanek! – zawołał radośnie, rzucając się blondynowi na szyję, kiedy ten w końcu wszedł do środka. – Chłopie, gdzieś ty wczoraj tak nagle zniknął?
- Musiałem.. z kimś pogadać – wymamrotał, będąc prowadzonym przez Stylesa do kuchni, w której Louis przygotowywał naleśniki. – Cześć, Lou.
- Siemasz, Nialler! – machnął mu, ściągając z patelni kolejne porcje. – Jestem w szoku, że tak wcześnie jesteś na nogach. Stało się coś?
- Nie. To znaczy, nie wiem – usiadł na krześle, sięgając po jabłko, które leżało w koszyku na środku stołu. – Mam problem. Chciałem by Kaya mi pomogła, ale nie umiała.
- Grubsza sprawa, widzę. Skoro panna Payne nie umiała ci pomóc, to znaczy, że albo chodzi o matmę, albo o jej braciszka – odezwał się Louis, w międzyczasie stawiając na stół rzeczy do dekoracji naleśników. – Hazza, marsz do pokoju, się ubrać. Masz niedługo wychodzić – zwrócił się do chłopaka, mrużąc na niego oczy.
- Wyluzuj, Loueth - pokazał mu język, wyciągając z dłoni Nialla jabłko, w które wgryzł się, patrząc na swojego chłopaka z cynicznym uśmiechem. – Musimy pomóc przyjacielowi, który ma ewidentny problem, skoro przyszedł do tego psychicznego domu.
- Wydajecie się być jedynymi osobami, które mogą mi pomóc – przyznał pokonany, opierając policzek o dłoń.
- Bo nie znasz innych homoseksualistów niż my? – spytał spokojnie Lou, stawiając mu przed nosem talerz z kilkoma naleśnikami.
- Zawsze może pogadać, o tym z Malikiem – rzucił ze śmiechem Harry, wyrywając sprzed nosa Nialla talerz ze śniadaniem. – Pyszne! Louis, zamiast siedzieć w tej cholernej kawiarni, powinieneś pomyśleć o własnej restauracji.
- Oczywiście, Hazz. Pomyślę o tym, ale później, okej? Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie – pocałował go w głowie i żegnając się z nimi, wyszedł z domu.
Chłopcy przez chwilę siedzieli w ciszy, przeżuwając kolejne naleśniki, dopóki talerze nie były puste. Niall, mimo że zjadł porcję zdecydowanie większą od Harrego, nadal czuł niedosyt. W czasie, gdy młodszy z chłopaków poszedł do sypialni przebrać się, on grzebał po szafkach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, niestety prócz kilku plasterków szynki, zgniłego pomidora i dziwnie wyglądającego sera, nie znalazł nic pożywnego. Zdegustowany, zaczął popędzać kędzierzawego by się pośpieszył, bo przed lekcjami, ma zamiar wstąpić jeszcze do baru kanapkowego, który znajduje się po drodze do ich liceum.
- Więc, nadal masz go w swoim wielkim żarłocznym sercu, tak? – zapytał Harry, kiedy blisko dwadzieścia pięć minut później wyszli z baru. Niall zaczął jeść zakupioną bagietkę, ledwo za nią płacąc. Harry zadowolił się tylko małą kawą na wynos, która po sycącym dla niego, śniadaniu, była idealna – do tego jego przyjacielem jest z homofob, z którym chodzi nasza wspólna przyjaciółka – kontynuował, całkowicie nie wzruszony brakiem odpowiedzi ze strony blondyna. – Chcesz bym pomógł ci zdobyć jego serce, tak?
- To, aż tak widać? – odezwał się, gdy folia po kanapce leżała już w śmietniku, a oni weszli do budynku szkoły, zaatakowani hałasem, mieszaniną różnych zapachów i różnokolorowych ubrań, które tworzyły trudny do przejścia labirynt. – A jeśli to okaże się być dla ciebie zbyt trudne, to chcę się chociaż dowiedzieć, co o mnie myśli.
- To jest trudne, aczkolwiek nie, niewykonalne. Będzie trzeba się trochę napracować i obmyślić odpowiedni plan, ale przewiduje sukces – odparł, zatrzymując się przy swojej szafce z numerem trzydzieści jeden, oddalonej od tej Nialla o dobrych kilka numerów. – Jesteś pewien, że chcesz w to wejść? Możliwe, że nawet krew się poleje.
Kiedy Harry swoje słowa skomentował śmiechem, oczekując od kumpla tego samego, on swoimi niebieskimi tęczówkami wyśledził Liama, który razem ze swoją dziewczyną, Danielle, próbował przepchać się przez tłum ludzi, wziętych się znikąd. Tuż za nimi szedł Zayn z miną męczennika, niosąc na swoich barkach roześmianą Kayę. Kiedy sarnie oczy spotkały się z oceanem Nialla, blondyn poczuł dziwne drżenie ziemi, ciężkie powietrze, oraz zapach kolegi, chociaż ten szedł dobre metrów przed nim i jego perfumy nie miały prawa, do niego dotrzeć.
- Niall! Harry! – zawołała Kaya, z gracją baleriny zeskakując z pleców swojego chłopaka, kiedy ten zatrzymał się przy przeciwległej ścianie, tuż przy swojej szafce z numerem trzydzieści cztery. – Cześć, chłopaki! – cmoknęła ich na powitanie w policzek, nie przestając się uśmiechać, jakby co najmniej wygrała w jakieś loterii.
- Cześć, Key – odparł uśmiechnięty Harry z uroczymi dołeczkami w kącikach ust, które podobały się większej części szkolnej społeczności. – Jak leci?
- Przygotowujemy się do ostatniego meczu na zakończenie sezonu.
Kaya należała do drużyny siatkówki, w której znalazła się tylko i wyłącznie dzięki swojemu chłopakowi. Zayn niemal siłą zmusił ją do zapisania się na eliminacje, w których przeszła, chociaż była zestresowana i wszystkie rzeczy, których wymagali, wykonywała mechanicznie, pamiętając je z lekcji wychowywania fizycznego. Nie była w tym tak dobra, jak Zayn, Niall czy Liam w piłce nożnej, Harry w śpiewaniu, czy Louis w tańcu, ale lubiła to. Siatkówka pomagała jej odreagować wszystkie negatywne emocje, które gromadziły się w niej przez cały dzień, szczególnie wtedy, kiedy na drodze staje jej brat, z którym wbrew swojej woli ma kilka lekcji, w tym wychowanie fizyczne. Innym powodem, zapisania się do drużyny, jednocześnie mniej oficjalnym, był fakt, że Zayn przez treningi swojej drużyny, miał dla niej mniej czasu, przez co ona często wolne wieczory spędzała nad książkami. Skorzystała więc z tego, że ich treningi były w tym samym czasie, przez co żadna ze stron, nie czuje, że zaniedbuje tą drugą osobę. No przynajmniej nie aż tak bardzo.
- Ekstra! Wiesz, kiedy ma się odbyć? – zapytał wyraźnie zainteresowany Harry, który według powszechnej opinii, robił wszystko byleby nie znaleźć się na sali gimnastycznej, kiedy nie jest to konieczne. Tak naprawdę, regularnie brał udział w sportowych wydarzeniach, które interesowały go w równym stopniu, co muzyka, chociaż nie należał do żadnej sekcji. – Niall, skoro ona ma niedługo zakończenie sezonu, to to samo tyczy ciebie.
- No, tak jakby… w przyszłym miesiącu mamy ostatni mecz – wymamrotał, ewidentnie tym przybity.
Harry z Kayą nie musieli pytać, co jest tego powodem. Od października on i Liam rozejdą się w różne strony. Payne chce złożyć podanie na Akademię Wychowania Fizycznego, a Niall pragnie iść w stronę gotowania. Uczyć się tej sztuki od najlepszych kucharzy na Wyspach i w przyszłości, otworzyć własną restaurację. Może i będą mogli się widywać, w końcu łączyła ich przyjaźń, oraz Kaya, ale poza tym… Poza tym nie będą mieli czasu się widywać. Wspólna nauka czy treningi, już nie będą powodem ich spotkań. To dobijało Nialla najbardziej.
- Dzisiaj impreza u naszych dziewczyn! – pisnęła nagle, rzucając dłoń na ramię blondyna. – I widzę cię na niej, kochanie, bo jak nie, przyjdę po ciebie osobiście i zaciągnę cię na nią, rozumiemy się? – dźgnęła go w żebro, nachylając się nad uchem. – Dan ma nie być. Wyjeżdża na weekend do siostry, do Manchesteru – poczochrała go po włosach, na co zachmurzył się, niemal natychmiast je poprawiając, gdy jej dłoń w końcu się z nich wyplątała.
- Zobaczę co da się zrobić. Niczego nie obiecuję – mruknął.
- Nialler, ja mam trening do szóstej, a jakoś idę. Harry mam nadzieje, że ty i Louis się pojawicie – puściła do kędzierzawego oczko, zerkając w stronę swojego chłopaka, który przyglądał się im ze zmarszczonymi brwiami. – A temu znowu coś nie pasuje. Kiedyś z nim nie wytrzymam i tak samo, jak Cher i Els, przejdę na homoseksualizm.
- Wówczas bądź pewna, że Zayn ogoli cię na łyso – zaśmiał się Harry, zatrzaskując drzwiczki od swojej szafki, na co Kaya wzruszyła ramionami, posyłając Zaynowi całusa w powietrzu. – Jesteście uroczy.
- Nie mniej, niż ty i Louis – zauważała, czochrając jego gęste loki. – Nic dziwnego, że zwrócił na ciebie uwagę. Te loczki działają jak magnez.
- Zastanawiam się nad ścięciem ich. Jak sądzisz?
- I co jeszcze, Hazz? Może przefarbujesz na rudo? A rude to wredne.
- Miła jesteś, wiesz?
- Szczera – poprawiła go, przenosząc wzrok na Nialla, który miał wzrok wbity w chłopaka stojącego obok Zayna. – Odprowadził divę pod jej szafkę, wymienili się śliną, po czym przypomniał sobie, że ma książki do wzięcia – sarknęła, widząc jak brat szybko pakuje do plecaka podręczniki na pierwszą lekcje – jest przewidywalny. Zaraz się odwróci, powie coś do Zayna, odnośnie dzisiejszego treningu, następnie swoją uwagę skieruje na nas, poganiając nas na lekcje, chociaż ty, Styles, nie chodzisz z nami na żadne zajęcia.
Chwilę później Payne zrobił dokładnie wszystko to, o czym wspominała Kaya. Trójka po przeciwnej ścianie miała z niego niemały ubaw, kiedy szatyn patrzył na nich wraz z Zaynem, kręcąc z politowaniem głową.
- Mówiłam. Wisisz mi lunch – rzuciła do młodszego chłopaka, nim Zayn bez słowa nie pociągnął jej w kierunku klasy.
Kiedy więc blondyn, z szerokim uśmiechem, odświeżony i całkowicie ubrany o siódmej rano pojawił się w kuchni, z plecakiem na ramieniu, pierwszą myślą pani Horan było to, że jej syn został w nocy podmieniony, na porannego ptaszka. Z ciekawością, oczekiwała na dalszy rozwój wypadków, była gotowa by podać mu śniadanie, kiedy ten poinformował ją, że zje u Harrego i Louisa, bo musi z nimi porozmawiać, o czymś, co nie może czekać do lekcji. Kobieta skinęła tylko głową, podając mu kubek z kawą, który natychmiastowo wypił.
W drodze do małego parterowego domu, Tomlinsona, Horan podśpiewywał pod nosem jedną z piosenek, którą jego ustawiony jako budzik, radio grało rano. Pogoda na dworze była całkiem przyjemna. Słońce świeciło wysoko na niebie, ptaki wyśpiewywały wesołe trele, wprawiając wszystkich dookoła w dobry nastrój.
Domek Louisa, był mały, aczkolwiek uroczy. Rodzice Louisa wrócili do ich rodzinnego miasta, mając dość tłocznego Londynu, w którym nie czuli się za dobrze. Zostawili go samego, bez żadnych problemów, doskonale wiedząc, że sobie poradzi. Był odpowiedzialny, a do tego rozsądny i pracowity. Pracę w kawiarni, łączył ze studiami na wydziale tańca nowoczesnego, gdzie szło mu naprawdę dobrze.
Nim się obejrzał dzwonił już dzwonkiem do mahoniowych drzwi z numer trzydzieści sześć, które z szerokim uśmiechem otworzył mu Harry, ubrany w sam dół od piżamy, roztrzepanymi włosami i nienaganną figurą, którą zawdzięczał kilkugodzinnym treningom.
- Horanek! – zawołał radośnie, rzucając się blondynowi na szyję, kiedy ten w końcu wszedł do środka. – Chłopie, gdzieś ty wczoraj tak nagle zniknął?
- Musiałem.. z kimś pogadać – wymamrotał, będąc prowadzonym przez Stylesa do kuchni, w której Louis przygotowywał naleśniki. – Cześć, Lou.
- Siemasz, Nialler! – machnął mu, ściągając z patelni kolejne porcje. – Jestem w szoku, że tak wcześnie jesteś na nogach. Stało się coś?
- Nie. To znaczy, nie wiem – usiadł na krześle, sięgając po jabłko, które leżało w koszyku na środku stołu. – Mam problem. Chciałem by Kaya mi pomogła, ale nie umiała.
- Grubsza sprawa, widzę. Skoro panna Payne nie umiała ci pomóc, to znaczy, że albo chodzi o matmę, albo o jej braciszka – odezwał się Louis, w międzyczasie stawiając na stół rzeczy do dekoracji naleśników. – Hazza, marsz do pokoju, się ubrać. Masz niedługo wychodzić – zwrócił się do chłopaka, mrużąc na niego oczy.
- Wyluzuj, Loueth - pokazał mu język, wyciągając z dłoni Nialla jabłko, w które wgryzł się, patrząc na swojego chłopaka z cynicznym uśmiechem. – Musimy pomóc przyjacielowi, który ma ewidentny problem, skoro przyszedł do tego psychicznego domu.
- Wydajecie się być jedynymi osobami, które mogą mi pomóc – przyznał pokonany, opierając policzek o dłoń.
- Bo nie znasz innych homoseksualistów niż my? – spytał spokojnie Lou, stawiając mu przed nosem talerz z kilkoma naleśnikami.
- Zawsze może pogadać, o tym z Malikiem – rzucił ze śmiechem Harry, wyrywając sprzed nosa Nialla talerz ze śniadaniem. – Pyszne! Louis, zamiast siedzieć w tej cholernej kawiarni, powinieneś pomyśleć o własnej restauracji.
- Oczywiście, Hazz. Pomyślę o tym, ale później, okej? Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie – pocałował go w głowie i żegnając się z nimi, wyszedł z domu.
Chłopcy przez chwilę siedzieli w ciszy, przeżuwając kolejne naleśniki, dopóki talerze nie były puste. Niall, mimo że zjadł porcję zdecydowanie większą od Harrego, nadal czuł niedosyt. W czasie, gdy młodszy z chłopaków poszedł do sypialni przebrać się, on grzebał po szafkach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, niestety prócz kilku plasterków szynki, zgniłego pomidora i dziwnie wyglądającego sera, nie znalazł nic pożywnego. Zdegustowany, zaczął popędzać kędzierzawego by się pośpieszył, bo przed lekcjami, ma zamiar wstąpić jeszcze do baru kanapkowego, który znajduje się po drodze do ich liceum.
- Więc, nadal masz go w swoim wielkim żarłocznym sercu, tak? – zapytał Harry, kiedy blisko dwadzieścia pięć minut później wyszli z baru. Niall zaczął jeść zakupioną bagietkę, ledwo za nią płacąc. Harry zadowolił się tylko małą kawą na wynos, która po sycącym dla niego, śniadaniu, była idealna – do tego jego przyjacielem jest z homofob, z którym chodzi nasza wspólna przyjaciółka – kontynuował, całkowicie nie wzruszony brakiem odpowiedzi ze strony blondyna. – Chcesz bym pomógł ci zdobyć jego serce, tak?
- To, aż tak widać? – odezwał się, gdy folia po kanapce leżała już w śmietniku, a oni weszli do budynku szkoły, zaatakowani hałasem, mieszaniną różnych zapachów i różnokolorowych ubrań, które tworzyły trudny do przejścia labirynt. – A jeśli to okaże się być dla ciebie zbyt trudne, to chcę się chociaż dowiedzieć, co o mnie myśli.
- To jest trudne, aczkolwiek nie, niewykonalne. Będzie trzeba się trochę napracować i obmyślić odpowiedni plan, ale przewiduje sukces – odparł, zatrzymując się przy swojej szafce z numerem trzydzieści jeden, oddalonej od tej Nialla o dobrych kilka numerów. – Jesteś pewien, że chcesz w to wejść? Możliwe, że nawet krew się poleje.
Kiedy Harry swoje słowa skomentował śmiechem, oczekując od kumpla tego samego, on swoimi niebieskimi tęczówkami wyśledził Liama, który razem ze swoją dziewczyną, Danielle, próbował przepchać się przez tłum ludzi, wziętych się znikąd. Tuż za nimi szedł Zayn z miną męczennika, niosąc na swoich barkach roześmianą Kayę. Kiedy sarnie oczy spotkały się z oceanem Nialla, blondyn poczuł dziwne drżenie ziemi, ciężkie powietrze, oraz zapach kolegi, chociaż ten szedł dobre metrów przed nim i jego perfumy nie miały prawa, do niego dotrzeć.
- Niall! Harry! – zawołała Kaya, z gracją baleriny zeskakując z pleców swojego chłopaka, kiedy ten zatrzymał się przy przeciwległej ścianie, tuż przy swojej szafce z numerem trzydzieści cztery. – Cześć, chłopaki! – cmoknęła ich na powitanie w policzek, nie przestając się uśmiechać, jakby co najmniej wygrała w jakieś loterii.
- Cześć, Key – odparł uśmiechnięty Harry z uroczymi dołeczkami w kącikach ust, które podobały się większej części szkolnej społeczności. – Jak leci?
- Przygotowujemy się do ostatniego meczu na zakończenie sezonu.
Kaya należała do drużyny siatkówki, w której znalazła się tylko i wyłącznie dzięki swojemu chłopakowi. Zayn niemal siłą zmusił ją do zapisania się na eliminacje, w których przeszła, chociaż była zestresowana i wszystkie rzeczy, których wymagali, wykonywała mechanicznie, pamiętając je z lekcji wychowywania fizycznego. Nie była w tym tak dobra, jak Zayn, Niall czy Liam w piłce nożnej, Harry w śpiewaniu, czy Louis w tańcu, ale lubiła to. Siatkówka pomagała jej odreagować wszystkie negatywne emocje, które gromadziły się w niej przez cały dzień, szczególnie wtedy, kiedy na drodze staje jej brat, z którym wbrew swojej woli ma kilka lekcji, w tym wychowanie fizyczne. Innym powodem, zapisania się do drużyny, jednocześnie mniej oficjalnym, był fakt, że Zayn przez treningi swojej drużyny, miał dla niej mniej czasu, przez co ona często wolne wieczory spędzała nad książkami. Skorzystała więc z tego, że ich treningi były w tym samym czasie, przez co żadna ze stron, nie czuje, że zaniedbuje tą drugą osobę. No przynajmniej nie aż tak bardzo.
- Ekstra! Wiesz, kiedy ma się odbyć? – zapytał wyraźnie zainteresowany Harry, który według powszechnej opinii, robił wszystko byleby nie znaleźć się na sali gimnastycznej, kiedy nie jest to konieczne. Tak naprawdę, regularnie brał udział w sportowych wydarzeniach, które interesowały go w równym stopniu, co muzyka, chociaż nie należał do żadnej sekcji. – Niall, skoro ona ma niedługo zakończenie sezonu, to to samo tyczy ciebie.
- No, tak jakby… w przyszłym miesiącu mamy ostatni mecz – wymamrotał, ewidentnie tym przybity.
Harry z Kayą nie musieli pytać, co jest tego powodem. Od października on i Liam rozejdą się w różne strony. Payne chce złożyć podanie na Akademię Wychowania Fizycznego, a Niall pragnie iść w stronę gotowania. Uczyć się tej sztuki od najlepszych kucharzy na Wyspach i w przyszłości, otworzyć własną restaurację. Może i będą mogli się widywać, w końcu łączyła ich przyjaźń, oraz Kaya, ale poza tym… Poza tym nie będą mieli czasu się widywać. Wspólna nauka czy treningi, już nie będą powodem ich spotkań. To dobijało Nialla najbardziej.
- Dzisiaj impreza u naszych dziewczyn! – pisnęła nagle, rzucając dłoń na ramię blondyna. – I widzę cię na niej, kochanie, bo jak nie, przyjdę po ciebie osobiście i zaciągnę cię na nią, rozumiemy się? – dźgnęła go w żebro, nachylając się nad uchem. – Dan ma nie być. Wyjeżdża na weekend do siostry, do Manchesteru – poczochrała go po włosach, na co zachmurzył się, niemal natychmiast je poprawiając, gdy jej dłoń w końcu się z nich wyplątała.
- Zobaczę co da się zrobić. Niczego nie obiecuję – mruknął.
- Nialler, ja mam trening do szóstej, a jakoś idę. Harry mam nadzieje, że ty i Louis się pojawicie – puściła do kędzierzawego oczko, zerkając w stronę swojego chłopaka, który przyglądał się im ze zmarszczonymi brwiami. – A temu znowu coś nie pasuje. Kiedyś z nim nie wytrzymam i tak samo, jak Cher i Els, przejdę na homoseksualizm.
- Wówczas bądź pewna, że Zayn ogoli cię na łyso – zaśmiał się Harry, zatrzaskując drzwiczki od swojej szafki, na co Kaya wzruszyła ramionami, posyłając Zaynowi całusa w powietrzu. – Jesteście uroczy.
- Nie mniej, niż ty i Louis – zauważała, czochrając jego gęste loki. – Nic dziwnego, że zwrócił na ciebie uwagę. Te loczki działają jak magnez.
- Zastanawiam się nad ścięciem ich. Jak sądzisz?
- I co jeszcze, Hazz? Może przefarbujesz na rudo? A rude to wredne.
- Miła jesteś, wiesz?
- Szczera – poprawiła go, przenosząc wzrok na Nialla, który miał wzrok wbity w chłopaka stojącego obok Zayna. – Odprowadził divę pod jej szafkę, wymienili się śliną, po czym przypomniał sobie, że ma książki do wzięcia – sarknęła, widząc jak brat szybko pakuje do plecaka podręczniki na pierwszą lekcje – jest przewidywalny. Zaraz się odwróci, powie coś do Zayna, odnośnie dzisiejszego treningu, następnie swoją uwagę skieruje na nas, poganiając nas na lekcje, chociaż ty, Styles, nie chodzisz z nami na żadne zajęcia.
Chwilę później Payne zrobił dokładnie wszystko to, o czym wspominała Kaya. Trójka po przeciwnej ścianie miała z niego niemały ubaw, kiedy szatyn patrzył na nich wraz z Zaynem, kręcąc z politowaniem głową.
- Mówiłam. Wisisz mi lunch – rzuciła do młodszego chłopaka, nim Zayn bez słowa nie pociągnął jej w kierunku klasy.
No comments:
Post a Comment