Tuesday, March 12, 2013

07. Czy ty zawsze musisz być taka uparta?



Od matrioszki: nie lubię Walentynek i nie obchodzę ich. 
także wybaczcie, ale nie złożę Wam "życzeń" z okazji tego święta.
jednak mam dla Was rozdział siódmy, w którym... musicie przeczytać sobie to sami :)
nowy rozdział dodam w... niedzielę! :D 
Mimo wszystko, kocham Was elfy moje najdroższe, gdyby nie Wy, nie byłoby mnie tutaj.
dziękuję, że czytacie moje bazgroły, wspieracie mnie i tak dalej. 
miłego dnia, łobuzy! xx

Ps. przypominam, że jeżeli chcecie być informowani o nowych rozdziałach,
wystarczy, że wpiszecie się do "Informowanych" :)

***




Zayn z niedowierzaniem wpatrywał się w typowy rodzinny dom swojej eks. Całkowicie biały budynek z niebieskimi okiennicami, biały płot, równo przystrzyżone grządki, czerwono-żółte kwiaty i niewielkie oczko wodne tworzyły krajobraz, o jakim dość często wspominają pisarze w swoich powieściach. Ewidentnie było widać, że pani Edwards dba nie tylko o wnętrze swojej posiadłości, ale także o zewnętrze. W końcu co, jak nie ogród jest wizytówką domu? Garaż na dwa luksusowe auta?

Zayn prawie prychnął na tą myśl.

Ostatni raz w tym domu był blisko… trzy lata temu, jeśli nie liczyć kilku wakacyjnych imprez jakie Perrie wraz ze swoimi przyjaciółkami urządzała pod nieobecność rodziców. Wiedział więc jaki przepych panował w środku. W końcu rodzina Edwards była jedną z tych najwyżej usytuowanych w tej części miasta. Miała wszystkiego pod dostatkiem, w tym luksusowych samochodów, ubrań z najwyższych półki, eleganckiej biżuterii czy drogich perfum. Ubierali się w pieniądze. Perrie i jej brat tylko cudem nie zamienili się w chodzące czeki kilkunastofuntowe.

- Zayn – westchnęła ciężko drobna blondynka ubrana w niebieski top, białe obcisłe rurki i sandałki na koturnie, stając naprzeciwko niego – czemu chciałeś się spotkać przed lekcjami?

Mulat rozejrzał się po okolicy. Prócz sąsiadki ubranej w cienki beżowy płaszcz idącej dumnie przed siebie z pudlem na smyczy, nie widział nikogo więcej. Zawsze się zastanawiał jak ci nudni ludzie, znosili głośne imprezy w domu panny Edwards. Do tej pory, ani razu nie zdarzyło się, by którykolwiek z nich wezwał policję, chociaż były momenty, że zabawa wymykała się spod kontroli i tylko z pomocą kilku trzeźwiejszych osób, udawało się ją przywrócić do porządku.

Teraz znajdował się tutaj, chociaż blondynka nie zorganizowała żadnej imprezy, a ich lekcje zaczynają się za jakieś czterdzieści minut. Musiał jednak wyjaśnić z nią kilka rzeczy, bo to co powiedział mu przypadkiem Liam, od wczoraj nie dawało mu spokoju.

- Kto ci kazał naskoczyć na Kayę, obrażając Nialla? – spytał prosto, chowając ręce w kieszenie, by nie wystraszyć Edwards, gdyby nagle zgiął je w pięści. To była ostatnia rzecz, o jakiej w tym momencie marzył.

- Skąd wiesz, że to nie był mój pomysł, Zayn?

- Perrie, możesz oszukiwać kogoś innego, ale nie mnie. Znam cię już trochę. Poza tym, kiedy Niall podzielił się z nami swoim sekretem, byłaś pierwszą z osób, która pogratulowała mu odwagi, szczerości zapewniając go, że pomoże mu w znalezieniu chłopaka. Więc, jak ta sama osoba, mogła kilka dni temu powiedzieć o nim tyle obraźliwych słów? – zapytał niedowierzająco, uważnie przyglądając się twarzy Edwards, która cała się napięła. Zayn wiedział już, że trafił w sam czuły punkt. Wystarczyło teraz tylko wyciągnąć od niej nazwisko osoby, która za to wszystko odpowiada.

- Nie pomyślałeś, że może zaczęło mi to przeszkadzać? W końcu trzyma z wami, kiedy ja nie mogę, bo zerwałeś ze mną na rzecz Payne – wydusiła z siebie oschle, mrużąc przy tym oczy. – Nie znoszę go, ludzie go podziwiają, bo się z wami przyjaźni.

- Perrie – Zayn z politowaniem pokręcił głową, na karku splątując palce jakby to w jakiś sposób, pomogło mu się uspokoić – nikt ci nie zabronił z nami siadać. Należysz do Glee, do drużyny siatkówki, jesteś przyjaciółką Kayi-to znaczy byłaś do czasu, kiedy nie obraziłaś przy niej Niall i nie spoliczkowałaś jej. Powiesz mi, kto cię do tego zmusił?

- Nie mogę tego zrobić, Zayn – odparła ciszej, robiąc krok do przodu, zmniejszając między nimi odległość – ale wiedz, że cholernie tego żałuję. Nie chciałam zranić Kayi, ani tym bardziej Nialla – przygryzła dolną wargę, która zaczęła się niebezpiecznie trząść.

- Co ja mam z tobą zrobić, Pezz? – zapytał retorycznie, przyciągając ją bliżej siebie, chowając w przyjaznym uścisku. Głaszcząc ją po krótkich blond włosach, uspokajał ją, wiedząc, że właśnie ten gest działa na nią najlepiej. – Razem z Jesy, Jade i Leigh-Anne usiądź z nami dzisiaj na lunchu, dobrze?

- Zayn… to się powtórzy – powiedziała cicho, mocniej się do niej przytulając. – Tym razem uderzy ktoś silniejszy.

- W coś ty się Perrie wpakowała?

Perrie nie odpowiadała mu. Zamiast tego trwali w uścisku, ignorując spojrzenia jakie posyłała im mama dziewczyny, patrząc na nich z kuchennego okna. Zayn uśmiechnął się do niej ponad głową blondynki, która w tym czasie zaczęła cicho szlochać. Nie mógł pojąć jak ktoś mógł chcieć zranić tą niewinną, słodką, uroczą dziewczynę, dla której poza rodziną i przyjaciółmi nie liczyło się nic więcej. Owszem czasami olewała przyjaciół na rzecz jakieś imprezy czy nowo poznanego chłopaka, ale czy to był powód, by zmuszać ją do obrażania swoich bliskich? Chociaż od ich rozstania minęło trochę czasu, a Zayn po uszy zakochany był w Kayi, nie mógł zostawić Perrie samej sobie. Wciąż się czuł za nią odpowiedzialny, pomimo że to ona była powodem ich zerwania. Edwards zdradziła go z jednym z chłopaków z drużyny piłki nożnej jeszcze z gimnazjum. Na jej szczęście nie był to ani Liam, który już wtedy był z Danielle, ani Niall – który wówczas nie przyznał się przed nimi, że pociągają go chłopcy. Był to jeden z tych typków, którzy sądzą, że mogą mieć każdą. Jak widać Perrie była kolejną ofiarą. Zayn mógłby by jej wybaczyć, gdyby było to jednorazowe, niestety koleś, z którym go zdradził miał odwagę powiedzieć mu, że ich numerek wcale nie był jednorazowy, jak się Zaynowi wcześniej wydawało.

- Musisz bardzo kochać Kayę i lubić Nialla, skoro dla nich dobra przyszedłeś do domu swojej eks dziewczyny – powiedziała Perrie, kiedy odkleiła się od niego, nerwowym ruchem poprawiając lekko nastroszoną fryzurę – oboje mają szczęście, że jesteś ich przyjacielem, Zayn – uśmiechnęła się do niego, robiąc kilka kroków w tył.

- Dla ciebie zrobiłbym to samo, Pezz – zapewnił ją, czochrając ją po głowie – i zrobię, by cię wyciągnąć z tego gówna, w które wpadłaś.

Blondynka uśmiechnęła się pod nosem, zaglądając w stronę okna, w którym jeszcze kilka minut wcześniej stała jej rodzicielka.

- Idź do Kayi. Spotkamy się na chemii – pożegnała się z nim i nim Zayn zdążył ją zatrzymać, skierowała się w stronę swojego domu.



Mulat rozszerzył oczy ze zdumienia, kiedy zobaczył strój w jakim jego dziewczyna zamierzała dzisiaj iść do szkoły. Znał ją już na tyle dobrze, by wiedzieć, że ubrania która Kaya ubierała na siebie, są zależne od jej humoru i nastroju. Skoro stała przed nim w czarnej, skórzanej spódnicy i czarnym gorsecie, który odsłaniał jej kawałek brzucha, do tego był na ramiączkach z głębokim dekoltem, oznaczać to mogło jedno – Kaya miała dzisiaj w planach sprawienie, by Zayn był nie tylko na nią wkurzony, ale do tego zazdrosny. Chciała zabawić się jego uczuciami, sprawdzić do czego się posunie, byleby obronić jej ciało, przed ciekawskimi spojrzeniami.

Stał jak słup soli, kiedy ubierała wysokie szpilki i nanosiła ostatnie poprawki do swojego makijażu, zalotnie uśmiechając się do jego odbicia w lustrze. Czując na swoim ramieniu mocny uścisk Liama, który skutecznie ściągnął go na ziemię, pokręcił przecząco głową, karząc Kayi natychmiast się przebrać, bo wygląda zbyt dojrzale i seksownie jak na swój wiek. Do tego wszyscy będą się na nią patrzeć. A mówiąc wszyscy miał na myśli, nie tylko uczniów, ale także niewyżytych seksualnie nauczycieli. Kaya śmiechem skomentowała jego pozbawione sensu słowa i jak gdyby nic, z torbą pełną zeszytów wyszła z domu, nie czekając ani na swojego chłopaka, ani brata, który męczył się ze sznurowadłami adidasów.

Przed domem spotkali Louisa i Harrego, oraz biegnącego w ich kierunku całkowicie spoconego Nialla, trzymającego w dłoniach kanapkę. Kaya widząc przyjaciela w całkowitym nie ładzie zaśmiała się pod nosem, z wdziękiem schodząc po schodkach z ganku.

- Cześć seksowna licealistko! – zawołał promiennie Louis, porywając ją w swoich ramionach, by cmoknąć ją w policzek na przywitanie. – Jesteś ode mnie w wyższa w tych butach, to bardzo nie fair – dodał, zauważając, że brunetka góruje nad nim o dobrych kilka centymetrów.

- Możesz to zrzucić na Cher. Sama mi takie buty wybrała. Muszę jednakże przyznać, że są mega wygodne – uśmiechnęła się do niego promiennie, podchodząc do Harrego, który chociaż trzymał za rękę Louisa, wolną pisał sms’a. Przerwał dopiero wtedy, kiedy poczuł na swoim policzku usta Kayi. – Hej, Harreh! – zapiszczała mu prosto do ucha, na co kędzierzawy nieznacznie podskoczył. – Z kim tak zawzięcie piszesz?

- Z nikim takim – wymamrotał, chowając telefon do kieszeni – ładnie wyglądasz.

- Myślałem, że obaj wolicie siebie nawzajem – usłyszała za swoimi plecami rozgoryczony głos Zayna – Kaya, wracaj się przebrać!

- Nie zdążę, kochanie! – odpowiedziała mu słodko, stając obok Niall, biorąc gryz jego kanapki. – Mmm.. Nutella, ty wiesz, co dobre Niall.

- A ja widzę, że na serio chcesz podpaść Zaynowi. Przecież on dzisiaj wydrapie wszystkim oczy – zauważył, kończąc kanapkę. – My mamy szczęście, ale ta cała reszta? Oj, kiepsko widzę dzisiejszy dzień.

- Nie narzekaj, Niall – Kaya pokazała mu język, kierując się w stronę liceum. – Louis, co do mojej dzisiejszej zmiany to nic się nie zmieniło, prawda?

- Nic, a nic, Key. Masz na na czwartą do dziesiątej i zmieniasz mnie.

- Lekcje mam do drugiej trzydzieści, więc mogę przyjść wcześniej, byś na spokojnie zdążył na uczelnie, co ty na to?

- Będzie ekstra. Ostatnio musiałem biec na metro, bo twoje zastępstwo spóźniło się dobre dwadzieścia minut. Cudem zdążyłem.

- To się już nie powtórzy, Loueth – wyszczerzyła się do niego, puszczając oczko – poza tym jutro kolej na Liama – zauważyła z uśmiechem.

- Twój braciszek, aż skacze z radości – sarknął, zatrzymując się na skrzyżowaniu – to do wieczora, łobuzie – poczochrał czarne loki swojego chłopaka, składając na jego czole szybkiego całusa. – Na razie wszystkim, uczcie się pilnie dzieciaczki.

- Do zobaczenia w pracy, Louie! – zawołała za nim Kaya, nim zniknął za rogiem bocznej alejki, w której znajdowały się drzwi od zaplecza w kawiarni, w której pracowali.

Przez całą drogę do szkoły Zayn razem z Liamem próbowali nakłonić Kayę do ubrania kurtki, któregokolwiek z nich. Na próżno. Dziewczyna ani myślała, o tym by założyć na sobie zbędną odzież, która według niej krępowała by jej ruchy. Tak naprawdę chciała napawać się widokiem bezradnego Malika, który w takim stanie bywał niezwykle rzadko.

Ledwo przekroczyli próg szkoły, a stało się dokładnie to, czym przez cały ten czas martwił się Zayn. Mnóstwo chłopaków patrzyło na Kayę z pożądaniem, próbując w jakikolwiek sposób ukryć to ze względu na Zayn, któremu nikt nie chciał podpaść. Dziewczynie to schlebiało. Zresztą która nastolatka nie chciała by, żeby każdy na nią patrzył? Kaya dzięki temu czuła się atrakcyjna i seksowna. Wiedziała, że ma ładne ciało, które podobało się licealistom, a teraz sama to dodatkowo potwierdziła.

Kilka minut po dzwonku na długą przerwę, kiedy pakowała niepotrzebne książki do swojej szafki, poczuła jak coś ciepłego ląduje na jej ramionach.

- Nikt, z wyjątkiem mnie, nie ma prawa wpatrywać się w twój dekolt, elfie – Zayn szepnął jej do ucha, lekko przygryzając płatek – jeszcze jeden taki numer, a zostaniesz w domu i nie będzie mnie interesował ani twój trening, ani test. Rozumiesz?

- Kocham jak jesteś taki stanowczy, ty mój niegrzeczny chłopaku – odpowiedziała, odwracając się do niego przodem. Rzuciwszy mu ręce na szyję, mocno do niego przywarła, składając na jego ustach głęboki, namiętny pocałunek. – Kocham cię, Zayn.

- Ja ciebie też, Kaya – odparł, całując ją w czoło.






No comments:

Post a Comment