Saturday, May 04, 2013

Rozdział 6



Eleanor czas spędzony z Mattem, śmiało mogła zaliczyć do udanego. Mały biegał wokoło piaskownicy zmuszając ją do wstania z huśtawki, na której siedziała obserwując jak malec z nowopoznanym dziećmi, lepi babki z piasku, buduje zamki, śmieje się do rozpuku, ukazując swoje urocze dołeczki, na które ona sama jeszcze nie tak dawno, w ogóle nie zwracała uwagi. Chłopiec nie interesował się tym, że jego jeansowe spodnie są całe w piasku, a koszulka brudna. To nawet nie było istotne dla pani Horan, która jego uśmiech uwieczniała na zdjęciach, wykonanych swoim telefonem. W pewnym momencie chłopiec zaczął nawet pozować, pozwalając opiekunce zrobić różnorakie zdjęcia, którymi później mogłaby się podzielić z innymi członkami rodziny. Zastanawiała się, czy i Niall dostanie swoją porcję. Kiedy część dzieci poszło z rodzicami do domów, Matt wyciągnął ją do zabawy. Na początku, opierała się, no bo co ona – dorosła kobieta, mogłaby robić z dzieckiem? Berek wydawał się najlepszy. Przynajmniej spędzi produktywnie ten czas. W końcu sport to zdrowie. Gdy Maura zarządziła powrót do domu, pożegnanie tej dwójki było niesamowicie długie i dla postronnego obserwatora wydawać by się mogło, że niepotrzebne, ale nie dla Matta, który w końcu miał przyjaciółkę. 

- Przyjaciele muszą się należycie pożegnać, nawet jeśli zobaczą się jutro – powiedział, przy pożegnaniu, kiedy dziewczyna mimo próśb jego mamy, wzięła go na ręce, parząc mu prosto w błękitne oczy. W odpowiedzi cmoknęła go w policzek, odstawiając z powrotem na ziemię. Delikatne rumieńce wykwitły na jego policzkach, kiedy odwracał się do niej tyłem, zmierzając do mamy. Odwrócił się jeszcze na moment, uśmiechając się do niej – śpij dobrze. 

W drodze powrotnej do domu, Eleanor wstąpiła do sklepu ogrodniczego, do którego o drogę spytała wcześniej panią Horan. Chociaż w kieszeniach spodni poza banknotem dziesięciofuntowym nie miała nic więcej, wierzyła, że to w zupełności wystarczy jej na potrzebne rzeczy. Kupiła mały worek ziemi, oraz nawozu za co zapłaciła niespełna siedem funtów, poczym skierowała się do mieszkania. 

Mijając piekarnię, zobaczyła Liama. Tym razem chłopak ubrany był w skórzaną kurtkę z wieloma przypinkami na lewej kieszeni, ciemne jeansy, oraz te same tenisówki, co wcześniej; zza skórzanej kurtki wystawał czerwony kaptur. To co zaskoczyło Eleanor to dłonie mocno zaciśnięte w pięści, przez co wyraźnie mogła zobaczyć jego niebieskie żyły, wyglądające niczym węże wijące się pod skórą. Wzrok miał skupiony na jednym punkcie. Wyraz twarzy kamienny, pozbawiony uczuć. Wyglądał jak wrak człowieka. Przez moment zastanawiała się, co mu się stało, że zachowuje się w ten, a nie w inny sposób. Szybko jednak odgoniła od siebie te myśli. To w końcu nie jej sprawa. 

- Niall miał dzisiaj zostać w domu – odezwała się do niego cicho, stając obok, lekko stykając się o jego ramię. Liam nawet na nią nie spojrzał. – Wiesz, nie wiem, co się między wami wydarzyło, ale może powinniście porozmawiać? 

- Rozmowa tutaj nie wystarczy – odpowiedział cicho, niepewnie na nią spoglądając. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, by Eleanor zobaczyła w nich to, czego się spodziewała. Nicość. Pustkę. Jego głos był suchy, miała wrażenie, że mówienie sprawia mu wewnętrzny ból, z którym nie umie sobie poradzić. – On tak jakby uratował mi życie. 

- No to może mu podziękujesz? – zaproponowała nieśmiało. 

- Podziękowania tutaj nie wystarczą – ledwo wypuścił z siebie te słowa, a oddalił się w kierunku, którego ona jeszcze nie poznała. Szedł przygarbiony, z dłońmi tym razem wbitymi w kieszenie. W pewnym momencie prawą ręką, naciągnął czerwony kaptur na głowę, chowając brązowe kosmyki przed światem. Chociaż Eleanor nie znała ani jego, ani jego historii, miała wrażenie, że Liam był naprawdę wyjątkowym człowiekiem. 

Ledwo otworzyła drzwi do mieszkania, musiała się uchylić przed lecącym w jej stronę kapciem, który z impetem wyleciał na klatkę schodową. Na szczęście żaden z sąsiadów nie wyjrzał, by sprawdzić, co się dzieje. Dziewczyna odstawiła na bok zakupy, sięgnęła po kapcia, poczym zamknęła drzwi, ściągając ze stóp tenisówki. 

- Dobrze, że jesteś! – usłyszała głos Nialla. Przeniosła na niego wzrok znad swoich stóp, podnosząc brew ku górze, prosząc tym samym, by kontynuował. – Louis mnie wkurwia. 

- No właśnie widzę – zauważyła, rzucając w niego kapciem – twój? 

- Tak, dostałem od mamy – zaśmiał się, wsuwając go na stopę. – Po co ci nawóz i ziemia? Nie mamy ogródka, byś mogła coś posadzić. 

- Mam zamiar zająć się tą umierającą roślinką w kuchni – uśmiechając się do niego ciepło, podała mu klucze. – Jaki masz problem z Louisem? 

Przez twarz Nialla przeszedł cień, który jednak szybko został zastąpiony przez uśmiech. Eleanor pomyślała, że ktoś taki, przydałby się Liamowi. Taka dobra dusza, pogodna, skora do żartów i całodniowego rozśmieszania. Nie wiedziała, czemu już się nie przyjaźnią, ale zdawała sobie sprawę, że powód, musiał być poważny. Niall nie wyglądał na takiego, co to obraża się o wszystko. 

- Ten imbecyl, przypalił gulasz! Cholerna kretyn, bez zdolności kulinarnych! – klął, kiedy dziewczyna weszła do swojego pokoju, by odstawić na bok zakupione rzeczy. – Przez niego nie miałem z czym jeść makaronu. Potrzebuję węglowodanów. 

- Przecież i tak byś to zwymiotował! – zauważył szatyn, pojawiając się w progu pokoju, wskakując na plecy kolegi. – O, cześć Els. Długo cię nie było. 

- Podrywałam młodszego brata, Nialla. Cała sprzeczka dotyczy obiadu? – spytała z niedowierzaniem, całkowicie ignorując uwagę Louisa, odnośnie wymiotowania Nialla. Miała jednak przeczucie, że w nocy, kiedy nie będzie mogła zasnąć, to zdanie, wróci do niej, niczym bumerang. 

- Jego braku! – jęknął blondyn, wyrzucając dłonie w górę, zrzucając z siebie współlokatora. – Nie umie gotować, a pcha się do kuchni, w której i tak nie ma nic do jedzenia. Co za egoista. 

- Jak chcecie, mogę jutro coś wam ugotować – zaproponowała, mijając ich, by przejść do kuchni – napijecie się herbaty? 

- Ja poproszę – odpowiedział Louis, wyciągając z jednej ze szafek dwa kubki. Niall w odpowiedzi wyciągnął z lodówki butelkowane piwo, które otworzył, o kant stołu, poczym zajął miejsce na jego środku. Louis pokręcił z dezaprobatą głową, wrzucając do kubków po torebce zielonej herbaty. – Naprawdę byś mogła? Powiedz co potrzebujesz, to rano wyskoczę po zakupy. 

- Nie musisz tego robić, Louis – uspokoiła go, uśmiechając się lekko, sięgając po jedno z naczyń z gorącym płynem, które w tym czasie chłopak zdążył zrobić. – Mam samochód, a poza tym przyda mi się zwiedzenie tego miejsca. Powiedzcie mi tylko, w którą stronę mam jechać, by przypadkiem nie znaleźć się w Szkocji. 

- Skoro tutaj trafiłaś, to tym bardziej znajdziesz drogę do jedynego supermarketu w Chapel. Może Harry mógłby z tobą pojechać? – zaproponował, wsypując do swojego kubka trzy czubate łyżeczki cukru, na widok których wnętrzności Eleanor wywinęły koziołka, a Niall nieznacznie się skrzywił. – Jutro piątek. A on co piątek jeździ tam z mamą. 

Eleanor chciała zaprzeczyć. Chciała powiedzieć, że nie chce spędzać czasu z chłopakiem, którego kryje przed jej współlokatorem, ale widząc radosne szaroniebieskie tęczówki Louisa, wpatrujące w nią z oczekiwaniem na odpowiedź, poległa. Zawsze miała słabość do takiego typu spojrzenia. Wiedziała, że to ją w końcu zgubi, no i ma. Poległa. Ledwo mu odpowiedziała, szatyn chwycił swój kubek i wyszedł z kuchni, obwieszczając jej, że idzie poinformować Harrego o porannych planach. 

- Harry nie będzie zadowolony – usłyszała cichy głos Nialla, który wciąż siedział na stole, ze skrzyżowanym nogami, wpatrując się w ekran swojej komórki. Eleanor podniosła pytająco brew, podstawiając pod nos kubek z herbatą, wciągając przy tym jej aromatyczny zapach. Miała słabość do napojów o aromacie pomarańczy. Nie ważne czy to sok, herbata czy jakiś kolorowy drink. Pomarańcze działały na nią jak afrodyzjak, a smak zielonej herbaty właśnie o tym zapachu, przypominał jej dom. – Nienawidzi zakupów. Zawsze ma skwaszoną minę. Więc serdecznie ci współczuje. 

- Poradzę sobie – zapewniła, zabierając kubek. – Dobrej nocy, Niall. 

- Śpij dobrze, Eleanor – odparł grzecznie. 

Od zawsze cierpiała na bezsenność. Nie umiała zasnąć, na długo przed tym, nim jej kariera rozpoczęła się na dobre. Nękana zbyt dużą ilością myśli nagromadzonych w ciągu dnia, nie potrafiła się rozluźnić wieczorem. Zazwyczaj wsłuchiwała się w odgłosy z zewnątrz, ale z racji, że mieszała raczej na obrzeżach miasta, milkły one kilka minut po dziesiątej wieczorem, w efekcie czego musiała zadowalać się spokojną muzyką. Kilka lat później, za zgodą rodziców, zaczęła przyjmować lekkie środki nasenne. Miała dość bezsenności, przez którą bywała niewyspana do szkoły. Jednak gdy jej uzależnienie sięgało zenitu i odseparowano ją od proszków, bezsenność wróciła. Więc kiedy usłyszała hałasy dobiegające z łazienki, nie miała problemów z domyśleniem się, że to nie jej wyobraźnia wysyła takie, a nie inne dźwięki. Po dłuższym przysłuchaniu się, śmiało mogła stwierdzić, że ktoś wymiotuje. 

Stawiając bose stopy na dywanie, krzywiła się ilekroć do jej uszu, dochodził nieprzyjemny dźwięk. Wspomniała swoje współlokatorki, które były w stanie zwymiotować nawet kilkanaście razy dziennie. Melodia, jaką wówczas tworzyły, raniła jej uszy, serce, oraz duszę. Chciała im pomóc, ale nie wiedziała jak. Nie dawały wskazówek. Inną sprawą był fakt, że tej pomocy wcale nie chciały. Uważały, że sobie coś wyobraża. Nie chcąc mieć w nich wroga, ignorowała to. Wówczas wychodziła z pokoju, wędrując zazwyczaj do świetlicy, w której siadała pod ścianą, chowając twarz między mocno przyciśniętymi do brody kolana, cicho przy tym łkając. Lubiła ciszę, a jej współlokatorki wcale tej ciszy jej nie dawały. Myślała egoistycznie, ale inaczej nie potrafiła. Jedyne o czym myślała, to chęć szybszego ukończenia terapii i ucieczka z tego głośnego miejsca. Miała nadzieje, że tutaj w Holmes Chapel, znajdzie je. A teraz wspomnienia wróciły. Bardzo złe wspomnienia. 

Nie lubiła się wtrącać w czyjeś sprawy, dopóki ten ktoś wyraźnie sobie tego nie zażyczył. Jednak słysząc jak ktoś niemalże wypruwa swoje flaki, by pozbyć się tego, co miał w żołądku, sprawiało, że łzy mimowolnie pojawiły się w jej oczach. Szybko zeszła z łóżka, przeszła do drzwi, które cicho otworzyła i kierują się do łazienki, stąpała ostrożnie, na wypadek gdyby jakaś deska miała wydać z siebie nieprzyjazny dźwięk. 

Cicho zapukała do drzwi. Wokół panowało milczenie, przerywane przez odgłosy po drugiej stronie. Dziewczyna zsunęła się po ścianie obok, podkurczając nogi, które schowała pod obszerną koszulką. Palcem kreśliła tajemnicze znaki na panelach, w spokoju czekając, aż osoba po drugiej stronie da jakiś znak, że żyje. 

- Może… - zaczęła cicho, czując suchość w gardle – może mogę ci jakoś pomóc? 

- Poradzę sobie – usłyszała zduszony głos, w którym poznała barwę należącą do Nialla. Chłopak ewidentnie chował twarz w dłoniach, bo kolejne wypowiadane przez niego słowa dolatywały do niej, przebijając się przez barierę. – Wracaj do łóżka. 

Eleanor przegryzła dolną wargę, niepewna tego co powinna zrobić. Z jednej strony chciała zakopać się w odmętach pościeli, leżeć na wąskim materacu, wpatrując się w sufit; ale z drugiej strony, nie chciała zostawić go samego. Chociaż nie widziała jego twarzy, miała świadomość, że wykrzywiona jest bólem. Potrzebował pomocy, ale bał się o nią poprosić. Bał się odrzucenia. Podobnie, co ona kilkanaście miesięcy temu. Nie mówiła nikomu, o swoich problemach, bo bała się wytykania palcami. W końcu była kimś. Ludzie szanowali ją. A ona stoczyła się. W ciągu kilku chwil straciła uznanie, została sama. Bez pomocy. Nie chciała by to samo spotkało Nialla. 

- Wciąż tutaj jestem, Niall, więc mów do mnie.


___________________________

no i mamy szósteczkę. 
zaskoczeni? mam nadzieje. 
zaskakiwanie Was, to moje ulubione zajęcie - zaraz po pisaniu i słuchaniu muzyki :)
cóż mogę jeszcze dodać? może zaprosić do czytania? 

kocham Was. nowy standardowo za tydzień, 11 maja!
miłego tygodnia! :*

7 comments:

  1. właściwie to sama nie wiem co chcę tutaj napisać.
    zacznę może od Matta - uroczy dzieciak. wprowadza w to opowiadanie jakąś taką iskierkę radości, gdy o nim czytam automatycznie na mojej twarzy pojawia się uśmiech. lubię tego chłopca, jest strasznie pozytywny. proszę, niech taki pozostanie.
    co do odwiedzin El supermarketu w towarzystwie Harrego... haha śmiać mi się chce. ciekawa jestem jak Styles zareagował na nowinkę od Louisa :D jego mina musiała być nieziemska.
    no i teraz Niall. kurcze, boję się o tego chłopca. naprawdę. nie wiem, czy ja jestem już aż tak zmęczona, czy po prostu tępa, ale nie zauważyłam, żeby była jakakolwiek wzmianka na temat jakiejś choroby Horana, albo coś... bulimia? nie, niemożliwe. przecież to jest żarłok, przynajmniej z reguły, nie nie, nie rób mu tego! a może też coś takiego zażywa.. nie wiem, tyle pytań a tak mało odpowiedzi. oj Matrioszka, co ty ze mną robisz! mam nadzieję, że szybko to wszystko się wyjaśni, z tymi wymiocinami.. ale wiesz co? nigdy nie spotkałam jeszcze z takim porównaniem, jak wymioty-muzyka. wgl ładnie opisałaś ten przykry temat. brawa dla ciebie!
    zmykam od łóżka, przepraszam, łeb mi zaraz odleci. życzę weny i już odliczam dni do 11 maja <3 całuski, buziaki, przytulasy i inne pierdoły. Twoja Pluton

    ReplyDelete
  2. Czyżbym tym razem wyprzedziła innych i skomentowała pierwsza? Jakie to do mnie niepodobne! :)
    No, ale zaczynajmy...więc w sumie nie mam się do czego przyczepić. Wszystko było idealnie. Słodki Matt, Lou taki, jakiego lubię.
    No i Liam...chłopak - zagadka. Coś mi się wydaje, że to będzie moja ulubiona, zaraz po młodym, postać w tym opowiadaniu. On jest taki...nie umiem go określić. Coś mnie przyciąga do tej postaci, chce go więcej i więcej. Chcę o nim wiedzieć wszystko, poznać jego punkt widzenia, usłyszeć jego myśli...kurcze, pierwszy raz w życiu Liam mnie tak zaintrygował!
    No i Niall, nasz kochany, milutki, słodki Nialler. Bez niego ten fanfiction nie miałby sensu. Ale...zastanawiam się, co jest nie tak. Bo z ty chłopakiem chyba bardzo dużo jest nie tak.
    To wszystko jest tu takie realistyczne, niewyidealizowane...prawdziwe życie. Czasem właśnie tego brakuje mi w tych wszystkich innych historiach.
    Naprawdę nie mam się do czego przyczepić. No może poza jednym...chciałabym, żeby ten rozdział nie miał końca! Tak mi się dobrze ciebie czyta, jak zawsze zresztą!
    Czekam na więcej, no. Martuś, jesteś cudowna. Będę odliczała dni do 11! :)
    Pozdrawiam, całuję i życzę weny!

    -Ann

    ReplyDelete
  3. Piszę ten komentarz i jestem rozemocjonowana jak nigdy! i niesamowicie zaskoczona obrotem spraw.. Niall- uroczy, beztroski, na pierwszy rzut oka szczęśliwy młodziutki człowiek.Pozory potrafią mylić.. Co w sobie skrywa?Skąd ten jego stan?Powiem Ci,że czytając to miałam ochotę wbiec do tej łazienki i bez względu na wszystko mocno go przytulić!No i Liam,ta postać, zaraz po El w tym momencie intryguje mnie najbardziej.Wiesz,że cały czas mam w głowie ten obrazek z poprzedniego rozdziału?Tak wyraźny, tak trwały i rzeczywisty, że aż się sama sobie dziwię.. Mam pewną koncepcję co do postaci tej dwójki-Nialla i Liama, i zastanawiam się czy w jakimś stopniu pokryje się z Twoim pomysłem na ten wątek :)
    Wiele razy przy Twoich opowiadaniach mówiłam Ci,że uwielbiam u Ciebie te krótkie,refleksyjne zdania.Dzisiaj,w tym rozdziale, jedno, krótkie, zwykłe zdanie a tak niesamowicie znaczące poruszyło mnie najbardziej- " - Wciąż tutaj jestem, Niall, więc mów do mnie. " Są to bardzo ważne słowa, bardzo bardzo.Bardzo ważne dla Nialla.Mam nadzieję,że gdzieś tam w tym mętliki,który bez wątpienia ma w sobie Niall te słowa znajdą dla siebie miejsce i jakiś sposób go odblokują, bo jest mu to bardzo potrzebne.Coś czuję,że tu nie tylko nasza El powinna zacząć wiele od nowa..
    O Macie rozpisywać się dużo nie będę,jest uroczy,słodki i kochany.Aż chce się mieć takiego przyjaciela! :)

    Nie pozostaje mi nic innego jak zacząć odliczać dni do nowego rozdziału! :)
    Pozdrawiam i przesyłam mnóstwo buziaków! :* No i życzę oogromu weny! ;)
    @Paulkaaa_

    ReplyDelete
  4. Wow. Udało ci się zaskoczyć, oj udało! A wiesz, że to lubię :)
    Po tym rozdziale mam straszny mętlik w głowie, o Niallu... (Czasami mam wrażenie, że wczuwam się za bardzo...) Co z nim jest, że był w takim stanie? Przecież na co dzień zachowywał się normalnie, był pogodny, a tu nagle taki stan... Mam teraz przed oczami obraz bezbronnego blondyna siedzącego bezsilnie w tej łazience... Achhh, serce mi się kraja...
    I Liam... Już wiesz jak mnie intryguje... I kiedy czytam o nim tak samo moje serce czuje ból, kiedy widzi jego stan. Cały czas będę czekać na odpowiedzi na te moje pytania, które kłębią się w mojej głowie.
    O Macie już nie będę dużo pisać, bo pozachwycałam się już nim przed chwilą i jest to niezmienione oczywiście, bo kocham go i ubóstwiam całą sobą :)
    Jestem strasznie ciekawa kolejnego rozdziału! Zakupy Els z Harrym? Czy to wróży coś dobrego biorąc pod uwagę ich zachowanie z poprzednich rozdziałów? Wydaje mi się, że nie, ale nie mogę się doczekać!
    Zapewne już o tym wspominałam, ale za każdym razem jak czytam napisany przez Ciebie rozdział to nie mogę nadziwić się jak dobrym stylem piszesz swoje opowiadanie. Jest taki... Kurcze, nawet nie wiem jak to ująć... Wyjątkowy i profesjonalny(?) :) W każdym bądź razie, wiedz, że jesteś świetna.
    To dzisiaj na tyle i wyczekuję 7 rozdziału :)
    Życzę dużo weny i przesyłam buziaki! :*
    @unrealdreamm

    http://www.sensitive-loving-nasty.blogspot.com/

    ReplyDelete
  5. Przyjaźń Matta i El kwitnie :) Świetny z niego dzieciak, jest taki szczery i jak na swój wiek w zadziwiającym tempie łapie zawiłości relacji pomiędzy ludźmi.
    Liam wydaje się być bardzo zagubiony. Kiedy pierwszy raz Niall rozmawiał z El o nim odniosłam wrażenie, że chłopcy nie rozmawiają ze sobą, bo Li ma żal,że blondyn nie pozwolił mu umrzeć, ale teraz po tej krótkiej wymianie zdań pomiędzy Liamem, a Eleonor sama nie wiem...wyglądało na to, że chłopak nie wie, jak ma podziękować Niallowi bo slowa to za mało. Nie wiem czy to przez moje zaćmienie mózgowe jest mi tak ciężko rozszyfrować te wszystkie relacje czy też są one tak trudne do zrozumienia dla zwykłego człowieka.
    A już myślałam, że Niall nie ma żadnych problemów, a tu proszę, bulimia się wyłania z otchłani...mam nadzieję, że znajomość z Els będzie nie tylko zbawienna dla niej, ale także dla niego.
    Czasami potrzeba nam osoby,która nie naciska, a po prostu jest i kiedy coś w nas pęka nie jesteśmy skazani na płacz w poduszkę w swoich czterech katach, ale możemy liczyć na jej obecność, rękaw i pomocną rękę.

    Pozdrawiam ciepło
    M.

    ReplyDelete
  6. Matt i El to fajni przyjaciele. Naprawdę. I chociaż znają się krótko, to są fajni. (Tak wiem, że się powtarzam) :D
    Martwi mnie Liam. Taka zagubiona duszyczka w całym tym ogromnym świecie, błądząca i nie mogąca odnaleźć właściwej drogi... Sorki, że tak gadam, ale po dwóch godzinach spędzonych w kościele tylko takie epitety przychodzą mi do głowy. :;(((
    Niall... Kurwa, on to mnie powoli przeraża. Taki promyczek słońca, radosny skowronek o świcie, aż tu nagle BUM! Bulimik. Szkooda mii goo *pochlipuje*. Martuś, proszę cię, olej moje dziwne fazy dzisiaj :D
    Więc... (wiem, że zdania nie rozpoczyna się od więc, ale trudno :D:D Najwyżej mnie zabijesz, haha!) rozdział absolutnie boski, cudny i jednocześnie ciut przykry. Ale tylko troszeczkę!
    11 maja... hm... wtedy coś jest, prawda robaczku? xx
    Goś! xx

    ReplyDelete
  7. No i stało się... Nie zdążyłam nim dodałaś kolejny rozdział. Ale to nic. Postanowiłam nie czytać kolejnego dopóki nie napiszę pod tym choć kilku słów.
    Uwielbiam Matta i pewnie powtarzam to pod każdym rozdziałem. No, chyba że akurat w nim się nie pojawia ;) Coś mi się wydaje, że w tym opowiadaniu jest potrzebny właśnie taki radosny promyczek... I oby więcej go było ;)
    Tajemniczy Liam zmusza to refleksji... Bo zarówno to, o czym wspomniał Niall wcześniej, jak i to co teraz dodał sam zainteresowany, wiele nie wyjaśnia. Tak więc wciąż jestem zmuszona użyć mojej niezwykle pomysłowej wyobraźnie. A prawda i tak pewnie będzie zupełnie inna...
    Jakie ten Louis uczynny... To takie miłe, że wrobił własnego chłopaka w zakupy z Els. Harry na pewno się ucieszy ;)
    No i Niall... Nie wiem czy dobrze zrobiłam, że przeczytałam komentarze innych. Niektóre osoby wydają się być bardziej doinformowane i niestety chyba dowiedziałam się za dużo. A mogłam to pozostawić tylko w sferze domysłów... Przynajmniej do momentu, w którym by się to potwierdziło...
    Czasami za największym uśmiechem, kryją się poważne problemy... Ten wiecznie uśmiechnięty blondyn okazał się tylko człowiekiem... W pierwszym momencie pomyślałam, że może zjadł ten przypalony gulasz i mu zaszkodził... Miałam nadzieję na jakieś błahe rozwiązanie tej zagadki. I po co czytałam te komentarze? To teraz może w końcu zabiorę się za kolejny rozdział :) Już się nie mogę doczekać...
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego...

    @KateStylees

    PS Szkoda, że zniknęła zakładka z jednopartami...

    ReplyDelete