Saturday, June 01, 2013

Rozdział 10



Szatyn pierwszy wykonał ruch. Wstał od stołu, wolno podchodząc do, wciąż stojącego w progu, chłopaka. Dziewczyna powtórzyła po nim gest, odbierając od Nialla siatkę zapewne z wspomnianym wcześniej ciastem. Nie zareagował, gdy przedmiot zniknął z jego dłoni. Jego niebieskie tęczówki utkwione były w wysokiej postaci przed sobą. Ręce co prawda zaczęły mu się trząść, a z oczu płynąć słone łzy, ale ignorował to. 

- Nie wierzę – wyrwały się z jego piersi ciche, niewyraźne słowa, które stworzyły w miarę spójne zdanie. Wierzchem dłoni, szybko przetarł spływające łzy, jakby bojąc się, że każda kolejna sekunda może spowodować, że Liam zniknie. Ale on wciąż tam stał. Stał i nie ruszając się, patrzył na niego. – Dlaczego tutaj jesteś? – zapytał inaczej, chociaż wciąż o to samo. 

- Eleanor mnie zaprosiła na herbatę, po tym jak pomogłem jej wnieść paczki. 

- Wcześniej nie mogłeś tego zrobić? – spytał cicho, spuszczając wzrok na swoje dłonie, które splótł ze sobą i teraz nerwowo się nimi bawił. W jego głosie nie było słychać złości, gniewu czy wyrzutu. Był raczej smutny i przygnębiony. – Przychodziłem do ciebie, ale ty nie chciałeś mnie widzieć. Nie wiedziałem dlaczego. Próbowałem się dowiedzieć, ale nie chciałeś mi powiedzieć. Czemu Liam, mnie, nas, od siebie odepchnąłeś? 

- Nie umiałem z tym żyć, Niall – szatyn westchnął ciężko, wplątując we włosy palce. Podobnie co Niall, był przygnębiony. – Nie chciałem cię zranić, ale…

- To zrobiłeś, Liam – powiedział twardziej, podnosząc wzrok. – Zraniłeś mnie. Poczułem się źle. Naprawdę źle. Ja naprawdę nie wiedziałem, czemu mój najlepszy przyjaciel chciał się zabić. Obwiniałem się, wiesz? – Eleanor miała wrażenie, że Niall słowo „przyjaciel” wymówił innym, obcym tonem. Jakby zwrot ten parzył go w usta. – Kiedy leżałeś w szpitalu, byłem tam. Codziennie. 

- Wiem, Niall. Mama mi o wszystkim powiedziała.

- Ale nawet wówczas, gdy wyszedłeś z niego, nie napisałeś głupiej wiadomości. Dałem ci dzień, dwa. Tydzień. Miesiąc. W końcu minęły dwa lata. 

- Nie chciałem by tak się stało, Niall. Naprawdę nie chciałem. 

- Ale się stało, Liam – szepnął. – Stało się i serio nie wiem, co teraz robić. Miałem wszystko poukładane, a ty nagle wchodzisz tutaj i tak po prostu to rozpierdalasz. Nie podoba mi się to, Liam. Nie podoba. 

Eleanor bez słowa wyszła z kuchni, zostawiając skłóconych przyjaciół samych. Szybko założyła tenisówki, poczym opuściła mieszkanie. Nie spieszyła się ze zejściem po schodach. Na każdy stopień nadeptywała obiema stopami, w myślach licząc przynajmniej do pięciu, nim nie zeszła niżej. Dopiero stojąc przed bramą zdała sobie sprawę, że właściwie nie ma dokąd iść. Nie przemyślała zbyt dobrze swojej decyzji, która opierała się głównie na zostawieniu samych Nialla i Liama. Chcąc dać im trochę prywatności po prostu wyszła z mieszkania, nie zastanawiając się nad tym, dokąd właściwie ma pójść. Nie wzięła nawet telefonu czy kluczyków do samochodu, więc wycieczka do Chester odpadała. Do tego było zbyt późno by pójść do domu Harrego, ale mimo to ruszyła w tamtym kierunku. 

Pokonując kolejne metry zastanawiała się, co właśnie robią Niall z Liamem. Kłócą się, że sąsiedzi muszą interweniować? Czy może są spokojni do tego stopnia, że w swoją stronę wypowiadają tylko pojedyncze słowa? Chciała się tego dowiedzieć, chociaż tak naprawdę nie powinna tego chcieć. Nie miała prawa wtrącać się w nie swoje sprawy. Tylko oni mogli znać przebieg swojej rozmowy. 

Minąwszy dom należący do Harrego i jego mamy, skręciła w prawo, zmierzając wąską drogą, którą do tej pory nigdy nie szła. Widziała ją jednak, gdy odwoziła Harrego. Nie pytała wówczas dokąd prowadzi, ale widząc na horyzoncie las, sama sobie odpowiedziała na to pytanie. Był niewielki. Mogła to śmiało stwierdzić po rzadko rosnących drzewach, które nawet nie spotykały się ze sobą koronami; cienkie gałązki nie plątały się ze sobą tworząc baldachim, który zaobserwowała będąc w Bolton. Gęste liście, grube gałęzie budowały podłużny parasol, pod którym można było się skryć gdy zaczął padać deszcz, a ona akurat wraz z pielęgniarzem czy innymi pacjentami wybrała się na spacer. Wówczas siadali na idealnie suchej trawie i wsłuchując się w odgłosy przyrody, milczeli. Rozkoszowali się spokojem, nie myśleli o powodzie swojego pobytu w ośrodku. Przyroda była ich przyjacielem i nawet pracownicy ośrodka wyglądali na odprężonych czy zrelaksowanych. Pacjenci nie stwarzali im problemów, więc mogli trochę odpuścić. 

W towarzystwie deszczu, zwierząt, wiatru toczyły się najcichsze, pełne mocy i obietnicy rozmowy, które tylko z pozoru nie wnosiły niczego nowego do życia pacjentów. Ale zarówno Eleanor jak i inni, umieli odkryć drugie dno wypowiadanych przez pielęgniarzy słów, którzy namawiali ich do zmiany. Zmiany nie tylko na lepsze swojego rozwalonego życia, ale także do zmiany przyzwyczajeń. Zamiast spać do dwunastej w południe, lepiej wstać wcześniej i udać się na poranny spacer. Wciągnąć zapach rannej rosy, pooddychać rześkim powietrzem, a przy odrobinie szczęścia, zobaczyć wschód słońca. Eleanor starała się zastosować do tych rad. Teraz będąc w Holmes Chapel miała zdecydowanie ułatwione zadanie. Nie posiadała żadnych obowiązków. Właściwie jej nowe życie, przypominało ciągłe wakacje. Nie pracowała, nie studiowała. Mogła robić rzeczy, o których do tej pory tylko myślała. 

Idąc w głąb lasku, mimowolnie pomyślała o rodzicach. Zastanawiała się co robią. Kim są? Jak sobie radzili, gdy ona siedząc w ośrodku, nie musiała się niczym zamartwiać? Czy mieli jakieś nieprzyjemności z jej powodu? Jak prasa ich potraktowała? Myśląc o prasie, zdała sobie sprawę, że poza przypadkowym zobaczeniu wiadomości w dniu powrotu do Londynu, nie oglądała ani tym bardziej nie czytała niczego z informacjami. Nie wiedziała co dzieje się nie tylko w show biznesie, ale także na świecie. Może gdzieś wybuchła bomba; był napad na jakiś bank. Może premier Wielkiej Brytanii leży w szpitalu, a księżna Kate jest w kolejnej ciąży. Skąd mogła to wiedzieć, skoro nawet nie kupuje żadnej gazety? Była odseparowana od społeczeństwa z własnej woli. Nikt jej do tego nie zmuszał, ale myśl, że nawet nie wie, co się dzieje w kraju i za granicą w pewien sposób ją dotknęła. Nawet w ośrodku oglądała telewizję; co prawda raz w tygodniu, ale przynajmniej wiedziała o problemach na giełdzie, pożarze w zachodniej części Australii, wypadku na autostradzie w stanie Kalifornia, czy o powodzi we Włoszech. A teraz? Teraz nawet nie miała pojęcia, jakiej pogody spodziewać się następnego dnia i czy przypadkiem zaraz nie zacznie padać. 

Zdołała przejść raptem kilka kroków, gdy na odkrytej skórze poczuła zimne krople deszczu. Mimowolnie zadrżała, automatycznie owijając ramiona wokół swojej sylwetki. Nim zdążyła schować się pod jakimś drzewem, z zachmurzonego, niemalże ciemnego nieba zaczął padać rzęsisty deszcz. Piaskowa alejka zamieniła się błotnistą drogę, w której jasne tenisówki zmieniły swoją barwę na czarną. Teraz to już miała stuprocentową pewność, że oszalała. I co z tego, że ma za sobą nocne imprezowanie w kusych sukienkach? W czasie takich wieczorów nigdy nie padało, a ona zawsze miała pod ręką parasol. O tak, na wszelki wypadek. Teraz siedziała w lesie, w krótkich szortach, wąskiej koszulce na ramiączkach i całkowicie przemoczonych butach, nie wiedząc jak wrócić do domu. Była nierozsądna. 

Noc minęła jej na omijaniu błotnistych części lasu, szukaniu suchych, myśleniu o wszystkich i niczym. Słowa, które w jej kierunku, kilka dni wcześniej, wypowiedział Zayn, wróciły. Chociaż chłopak miał rację, Eleanor mocno nie chciała mu tego przyznać. Wewnątrz siebie obrzucała go wszystkimi najgorszymi epitetami, których jeszcze do niedawna nie bała się używać. Przyznała mu rację na głos, ale w środku siebie, wciąż nie chciała tego zrobić. Miała nadzieje, że chłopak, który praktycznie jej nie zna, myli się, a ona przytaknęła z grzeczności. Jednak im mocniej o tym myślała – a miała na to całą noc – tym bardziej mu wierzyła. Nie miała żadnych perspektyw na życie. Skończyła tylko liceum i chociaż miała doświadczenie w modelingu, o prawdziwej, ciężkiej pracy zwykłych ludzi, nie miała zielonego pojęcia. Mogła iść na studia, ale miała wrażenie, że sobie nie poradzi. Że nie nadaje się do siedzenia na wykładach i słuchania profesorów, którzy w nudny sposób próbują przekazać studentom jakąkolwiek wiedzę. Mogła poszukać sobie jakieś pracy, chociaż na jej koncie w banku widniała pokaźna sumka, by chociaż trochę móc wypełnić ponurą dobę. 

Gdy znowu idzie znaną ulicą, mając za sobą wschód słońca, pod znajomym domem spotyka chłopaków, którzy jeszcze do wczoraj byli pokłóceni i naprawdę nic nie wskazywało na to, że się pogodzą. A wszystko dlatego, że jeden z nich zapomniał o zakończeniu roku drugiego. Teraz widząc ich splecionych w intymnym uścisku, całujących się namiętnie, nieprzejmujących się niczym, wiedziała, że zażegnali kryzys. Chciała przejść obok nich niezauważona, by spokojnie trafić do domu, wziąć prysznic i pójść spać. Na jej nieszczęście jeden z nich dostrzegł ją w momencie, gdy chciała przejść przez ulicę. 

- Eleanor? – usłyszała za swoimi plecami zachrypnięty głos młodszego z nich. – Co ty tutaj, do cholery, robisz? Wiesz, która jest godzina?

- Chyba niezbyt wcześnie, skoro stoisz przed domem – rzuciła ironicznie, wciąż się do nich nie odwracając. Wstydziła się? Możliwe. – Nie mam zamiaru wam przeszkadzać. 

- Och, dajże spokój – zaoponował Louis, podchodząc do niej. – Musi być jakiś powód, dla którego jesteś tutaj, w takim stanie. 

- Ja tylko zrobiłam coś złego – mruknęła, niepewnie odwracając się w jego kierunku. Niebieskoszare tęczówki szatyna rozszerzyły się w szoku, gdy zobaczył stan w jakim się znajdowała. Brązowe fale, które codziennie błyszczały, tym razem przypominały co najwyżej strąki. Czekoladowe tęczówki przybrały matowy odcień, a ciało dziewczyny drżało. Wyglądała źle, naprawdę źle. – Po prostu pójdę do domu. 

- Uważaj, bo się do niego dostaniesz – sarknął Louis, ciągnąc dziewczynę w stronę domu swojego chłopaka. – Niall wyszedł gdzieś z samego rana, chociaż mówił, że ma dzisiaj wolne i ma zamiar spać do oporu. A swoich kluczy nie wzięłaś – Eleanor otworzyła usta by zaprzeczyć, ale Louis dodał – nawet nie próbuj zaprzeczać, El. Widziałem je w kuchni. 

- Masz mnie – uśmiechnęła się słabo, wchodząc do domu. Wokoło otaczała się przyjemna i ciepła atmosfera. Do jej nozdrzy doleciał zapach świeżo parzonej kawy, której nagle zapragnęła. Pchana przez Louisa, trafiła do kuchni, w której krzątała się mama Harrego, w biegu wrzucając do swojej torebki zapakowane kanapki i termos. – Dzień dobry, pani.

- Eleanor! – zaświergotała, cmokając ją w oba policzki. – Kiepsko wyglądasz. Dobrze się czujesz? Harry, zrób jej gorącej herbaty! Nie chcę by się rozchorowała – zwróciła się do syna, widząc jak podstawia kubki do ekspresu. – Kawę zostaw.

- Ale, mamo – jęknął, wyglądając przy tym jak mały niezadowolony chłopiec. – Chcę kawy. Jest wcześnie. Potrzebuję kofeiny by się należycie dobudzić. 

- Trzeba było spać, a nie wstawać o szóstej – pani Styles puściła mu oczko, roztrzepując przy tym jego włosy, które wkrótce po tym i tak wróciły na swoje poprzednie miejsce. Harry fuknął pod nosem, marszcząc nos, na co jego mama zaśmiała się. – Wrócę po czwartej. Posprzątaj w pokoju. 

- Nie jestem dzieckiem, mamo – mruknął lekko zdenerwowany, jednak jego oczy zdradzały prawdziwe uczucia. Radosne iskierki tańczyły w zielonych tęczówkach, rozświetlając nie tylko ich barwę, ale także całą duszę Harrego. Kobieta uśmiechając się do niego ciepło, przejechała palcem po jego policzku, cmokając go w czubek głowy.

- Dla mnie zawsze nim będziesz, Harry – powiedziawszy to, pożegnała się z nimi i wyszła, zamykając drzwi na klucz. 

- Czasami mam jej naprawdę dość – mruknął wstawiając wodę w elektronicznym czajniku. – Chcesz kawy czy herbaty? – zwrócił się do Eleanor, która spokojnie siedziała obok Louisa, ze wzrokiem wbitym w lodówkę, na której dostrzegła kolorowe rysunki, pocztówkę z małej nadmorskiej miejscowości i laurkę, którą Harry musiał wykonać jak był młodszy. 

- Herbaty poproszę – odparła grzecznie, dusząc w sobie ochotę na kofeinę. Herbata była zdecydowanie lepsza, no i zdrowsza. – Twoja mama cię kocha. Dla niej okazywanie w ten sposób miłości, jest całkiem normalną czynnością. Powinieneś bardziej się z tego cieszyć. Nie każdy ma taką matkę – powiedziała, nawiązując do jego wypowiedzi. 

- Co z twoimi rodzicami, Eleanor? – spytał Louis, zwracając twarz w jej kierunku. Dziewczyna spięła się, chowając dłonie pod stół, którymi zaczęła się nerwowo bawić. Louis przyglądał się jej, wyraźnie chcąc usłyszeć odpowiedzieć, całkowicie nie zauważając zmiany w jej zachowaniu. 

- Gdy ostatnio z nimi rozmawiałam, było w porządku. Myślę, że niewiele się zmieniło od tamtego czasu – odparła słabo. 

- Nie miałaś z nimi kontaktu od wyjścia z ośrodka? – zapytał ostrożnie Harry, stawiając przed nią kubek z herbatą i talerz z tostami. 

- Nie było powodu, dla którego miałabym to robić. Nie prosili bym zadzwoniła, gdy wyjdę, więc czemu miałabym to robić? Nie chcę się im narzucać. 

- Ale to twoi rodzice! – zagrzmiał Louis, odsuwając się trochę od stołu, by Harry mógł usiąść na jego kolanach. – Na pewno się o ciebie martwią. 

- Nie sądzę, Louis. Nie osądzam ich, ale gdyby się martwili już dawno próbowaliby się ze sobą skontaktować, nie uważasz? Poza tym przez te czternaście miesięcy, odwiedzili mnie tylko dwa razy; w święta i dwa miesiące temu. Tak jest dobrze; oni żyją swoim życiem, ja swoim. Nie wchodzimy sobie w drogę – nie była pewna, czy ostatnimi słowami próbowała przekonać Louisa czy bardziej siebie do sposobu postrzegania państwa Calder. 

- Moim zdaniem powinnaś chociażby wysłać im list – nie ustępował. – Nic się przecież nie stanie, jak do nich napiszesz, prawda? Nie musisz podawać swojego adresu. Gdybym był twoim ojcem, chciałbym wiedzieć czy z tobą wszystko w porządku.

- Jesteś mądrym facetem, Louis – posłała mu słaby uśmiech, pociągając kilka łyków herbaty, która rozgrzała ją od środka. – Martwisz się, chociaż mnie nie znasz. Chcesz naprawić moje kontakty z rodzicami, chociaż nie wiesz, co się między nami wydarzyło. Doceniam to. 

- Pomagam ci, bo ty pomogłaś nam. I to bezinteresownie. Gdyby nie ty, pewnie wciąż byśmy się do siebie nie odzywali – mówiąc to pocałował swojego chłopaka w policzek, na co Harry wyraźnie się zawstydził. – Lubię gdy się rumienisz. Wyglądasz wówczas jak dzieciak. 

- Sam jesteś dzieciak Tomlinson – westchnął młodszy z nich, trzepiąc Louisa w tył głowy. – Powiesz nam co robiłaś w okolicach mojego domu? 

- Ja… - przerwała, wybijając sobie palce. – Wmieszałam się w coś, w co wyraźnie nie powinnam. Znowu. Chyba mam jakiegoś pecha do takich rzeczy. 

- Chcesz dobrze dla wszystkich – uspokoił ją Louis, podkradając tosta z talerza. Odłamał kawałek i wsadził sobie do ust, wzdychając cicho. – Chodzi o Nialla?

- Spotkałam przed domem Liama. Pomógł mi wnieść do mieszkania te dwie paczki. Zaprosiłam go na herbatę. Niall przyszedł jakiś czas później. Zaczęli rozmawiać spokojnie, ale skąd mam wiedzieć jak to się potoczyło? – spytała retorycznie, wpatrując się w herbatę. 

- Nie widziałem krwi na podłodze, więc pewnie nikt nie został zamordowany - rzucił wesoło, nieudolnie próbując rozładować napięcie. – Hej, El, nie przejmuj się tak. Nialla i Liama łączyło kiedyś coś naprawdę silnego i nawet jeśli nie odzywali się do siebie przez długi czas, nie oznacza to, że jeden z nich jest w stanie zabić drugiego. 

- On ma rację – potwierdził Harry, odrywając od kawałek tosta Louisa. – Mówię to rzadko, ale muszę się z nim zgodzić. Nikt nie ucierpiał. Możliwe, że Niall w pewnym momencie wybuchnął, ale poza tym nie narobił żadnych szkód. Poza tym zrobiłaś coś, na co żaden z nas nie miał odwagi. 

- A mianowicie? – spytała wyraźnie zaciekawiona.

- Dzięki tobie, obaj znowu się spotkali.


___________________________

Dzień dobry, misie! 
Może mi nie uwierzycie, ale ten rozdział pisałam w sumie dwa razy. 
Miałam z nim problem, bo kiedy jedna część była okej, kolejne w ogóle ze sobą nie współgrały. 
Na szczęście napisałam go i jestem nawet z niego zadowolona. A Wy, co sądzicie? :)

Ten rozdział jest ze specjalną dedykacją dla osoby, która od przeszło 5 dni próbowała ode mnie wyciągnąć, co się wydarzy. Podchodziła mnie na różne sposoby, ale nie dałam się. Mam nadzieje, że nie jest na mnie z tego powodu zła. Tak, mój uroczy Elfie, ten rozdział jest dla Ciebie ♥

Bohaterowie dziękują za każde pytanie i czekają na kolejne! :)

Nowy rozdział naprawdę postaram się dodać 8 czerwca. Trzymajcie kciuki, bym znalazła czas i chęci na napisanie go. 

A z okazji Dnia Dziecka życzę Wam, duuuuużo słoneczka, miłości, szczęścia. Każdy z nas jest dzieckiem, nieważne ile ma lat i czy wciąż mieszka z rodzicami czy już nie ;)

Kocham Was! :*

Ps. zapraszam na bloga Gosi. 



6 comments:

  1. Ashskskjkhsjjk! Czekałam na ten rozdział! :)
    I oczywiście jak zwykle nie zawiodłam się! Zakochałam się w tym opowiadaniu, wiesz? Nie mogę żyć bez niego i czytam każdy rozdział po kilka razy!
    Chap wyszedł ci dobrze. I to twoje pisanie po raz drugi...:) Hahah.
    No nie wiem, co ci napisać. Jakoś mi się dzisiaj zdania nie składają w ogóle.
    Ale podobało mi się. I Hazza jest taki słodki. I jestem ciekawa co się tam wyadrzyło pomiędzy Liasiem i Niallerem. :)
    No nic, czekam na rozdział i trzymaj mi się tam ciepło! :*

    PS. Wszystkiego najcudowniejszego z okazji dnia dziecka! <3
    PS2. To takie słodkie jak nazywasz Gosię elfem! Jesteście taaaaaaaaaaaaaaakie słodkie! :)

    Buziaki,
    Ann!

    ReplyDelete
  2. Zabiję Cię, zabiję Cię i jeszcze raz... ZABIJĘ CIĘ! I ty dobrze wiesz, za co.
    Oh, dziękuję. Jesteś słodka, aniołku.
    Els przypomina mi jedną osobę, jedną z moich przyjaciółek, a mianowicie P. Chociaż nie są takie same, to jednak podobne. To mnie cieszy. Co do Els... cóż, dobrze zrobiła, choć to nie było celowe. Pozwoliła im spotkać się, czystym przypadkiem, i porozmawiać. Wyjaśnić wszystko.
    Larry u ciebie jest taki, jaki powinien być. Nie za słodki, ale jednocześnie uroczy.
    Jezu, mam nadzieję, że teraz między Ni a Li będzie już wszystko dobrze :)
    Hahaha, pisanie rozdziału dwa razy! Only you! :D
    Weny, powodzenia na egzaminach i ogólnie szczęścia!
    Gosiak. xx
    PS. Nawet nie przyjdę na pogrzeb :D

    Buu, a chciałam być pierwsza ;(

    ReplyDelete
  3. czytałam sobie ten rozdział siedząc w krakowskiej plazie i oglądając dzieciaki pomalowane na twarzach i włosach ;o kocham dzień dziecka! dziękuję za piękne życzenia i tobie też życzę wytrwałości, pewności siebie i spełnienia marzeń, dzieciaku :D ahh no i na jedną noc mogę ci wyjątkowo pożyczyć Harrego na noc... tylko nie psoćcie za bardzo beze mnie! <3
    co do rozdziału, szczerze powiem, że jestem dumna z Eleanor. ja nie potrafiłabym tak po prostu wyjść z mieszkania, zostawić Nialla i Liama samych. moja ciekaowść mnie przerasta, a ona... tak normalnie wyszła. niesamowite. na serio ją podziwiam. a tak btw jestem strasznie ciekawa, jak się potoczyła rozmowa tych dwóch gości. bo coś mam mieszane uczucia...
    Harry i Louis są strasznie uroczy! uwielbiam ich razem, cieszę się, że sobie już wszystko wyjaśnili. mama Styles'a też wydaje się być bardzo sympatyczna, ciepła z niej kobitka.
    doskonale zgadzam się z Lou. Eleanor chce dla wszystkich dobrze i to jest dobre przyzwyczajenie, ale jednocześnie może sobie narobić dużo kłopotów przez poszkodowanych. proszę, niech ona na siebie uważa... ok?
    według mnie, rozdział fantastyczny. dziękuję ci za niego :) Twoja Pluton <3

    AHH NO I CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA KOLEJNY!

    ReplyDelete
  4. El i to jej zawzięcie.. Skąd ja to znam? Można walić grochem o ścianę, a i tak zero reakcji xD Może pomysł ze skontaktowaniem się z rodzicami nie jest taki zły? Fajnie by było gdyby wkradł się jakiś nowy wątek w opowiadaniu. :)
    Liam i Niall.. Szkoda, że tak krótko opisałaś scenę ich rozmowy, ale dobre i to :) Jestem ciekawa co się tam wydarzyło podczas pogawędki, no ale mam nadzieję, że wszystkiego dowiem się w następnym rozdziale.. Albo to tylko moje wymysły, albo w przeszłości byli dla siebie kimś bliższym niż tylko przyjaciółmi.. Ale chyba na tym zakończę moje główkowanie.. :)

    P.S. Dziękuję za życzenia i Tobie również życzę wszystkiego dobrego :) W końcu to jest 'nasz dzień'.. :D

    Pozdrawiam gorąco :) x
    @Scream_PL

    ReplyDelete
  5. Jak zwykle spóźniona, ale przynajmniej tym razem zdążyłam nim dodałaś kolejny rozdział :) Taki mój mały sukces ;)
    Przeczytałam ten rozdział dokładnie pięć razy i wciąż czegoś nie rozumiem... Albo po prostu nie dopuszczam tego do siebie ;) To bardziej prawdopodobne. Jeśli nie zapomnę, to wrócę do tego później. A może powinnam teraz? Zawsze wszystko zapominam... Lepiej później... Boże, co ja piszę? Najlepiej w ogóle zacznę od początku...
    Albo masz i się pośmiej z mojej inteligencji ;) Naprawdę nie wiem od czego zacząć... Larry! Tak! Jejku, wiedziałam, że Louis to naprawi. Czytałam na asku "jego" odpowiedzi i kurcze... Szkoda, że twoje opowiadanie to nie film... Obejrzałabym z miłą chęcią ten namiętny pocałunek. Pewnie byłby godny Oskara. No i te ich momenty... Ja normalnie chyba powinnam się urodzić gejem ;) To jak się dopełniają. Jak jeden bez zastanowienia usadawia się tak, by drugi mógł zająć miejsce na jego kolanach... Ja wiem, że to nie jest opowiadanie o nich, ale uwielbiam te ich małe momenty. No i Matt. To moja trójka, który natychmiast wywołuje uśmiech na mojej twarzy. A przy okazji... Tęsknię za tym maluchem...
    Spotkanie Nialla i Liama... Słowa blondyna dały mi do myślenia. Dzięki, że troszczysz się o moje szare komórki ;) Wcześniej myślałam, że była jakaś kłótnia, albo, że ktoś umarł i oni obaj się oddalili, a teraz wiem, że nic nie wiem... Liam próbował popełnić samobójstwo, a Niall nie wie dlaczego? I mimo to siedział przy nim cały czas... W końcu odpuścił, gdy Liam nie wykazywał żadnych chęci by pielęgnować przyjaźń... I byli przyjaciółmi. Boże, niby zdradzasz wiele, a ja wciąż nic nie rozumiem. Jednak coś jest nie tak z tymi moimi komórkami ;) Trochę rozumiem Liama, że po tym co zrobił, wstydził się spojrzeć przyjacielowi w oczy. Nie wiem oczywiście, co go popchnęło, ale sam fakt, ze usiłował się zabić... Musiało się stać coś strasznego... Cieszę się, że doszło do tego spotkania. Nie cieszę się, że "wyszliśmy" z Eleanor na spacer ;) Wolałabym zostać i podsłuchiwać ;) Ale naprawdę dojrzale się zachował.
    Szkoda, że ta jej dojrzałość skończyła się już za drzwiami ;) Kto, mieszkając w Anglii, wychodzi z domu ubrany jakby mieszkał na Hawajach? To będzie cud, jeśli się nie rozchoruje... Czy ona spędziła noc w tym niewielkim lasku? Bo to właśnie z tymi przedziałami czasowymi miałam taki problem w tym rozdziale... Nie potrafię tego rozgryźć. (kurka, szef przyjechał)
    Co ja tam pisałam... Myślę, że powinna rozważyć pomysł chłopaków i napisać do rodziców. Choćby po to, by wiedzieli, co się z nią dzieje... Ewidentnie nie są jej obojętni, skoro o nich rozmyśla... Z drugiej strony... Nie szukali jej... Nie próbowali skontaktować. Nawet to, że wyjechała w "nieznane"... Gdyby chcieli, to przecież jej były agent przekazałby wiadomość... Trochę ciężko mi pisać o niej i jej rodzicach. Staram się stawiać w jej sytuacji i myśleć tak, jak ona, ale czasami nic z tego nie wychodzi... Bo ja bym pewnie nauczyła się żyć bez nich, nie rozmyślając o przeszłości... Ewidentnie powinnaś jej znaleźć pracę. Żadnych obowiązków? Ja rozumiem, że jakimś cudem nie przepuściła majątku na prochy i alkohol i może żyć z procentów rosnących w banku... Ale co to za życie? Bardziej egzystencja...
    Rozdział jak zwykle świetny... Zresztą niczego innego się nie spodziewałam. Z niecierpliwością czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego...

    @KateStylees

    ReplyDelete
  6. Zaczęłam wczoraj czytać twojego bloga nie patrząc na godzinę. Nagle zorientowałam się że muszę już wychodzić na grilla, o którym Ci wspominałam. Z bólem serca zamknęłam przeglądarkę i wróciłam do rzeczywistości karcąc siebie w duchu za to, że nie wygospodarowałam sobie więcej czasu wcześniej na czytanie. Tak to jest. Czasami ciężko mi się do czegoś zebrać, lenistwo rozkłada mnie na łopatki, ale gdy się już do czegoś dorwę to z bólem potem muszę odejść. No i siedzę na tym grillu i po 30 minutach nagle zaczyna padać deszcz? Taki sam rzęsisty deszcz jak podczas spaceru Eleanor w lesie. W tym momencie moje ramiona opadły i zaczęłam się zastanawiać co też wydarzy się dalej u Ciebie. Jak Louis się pogodzi z Harrym, co wiedziałam, że nastąpi. Co będzie z Liamem i Niallem...No i teraz już wiem!
    Nie właściwie nic nie wiem...
    Mam tylko zaledwie garstkę informacji. To wszystko jest naprawdę zakręcone.
    Gdy napisałaś, że w ustach Nialla słowo 'przyjaciel' zabrzmiało obco, i po przeczytaniu całości pomyślałam sobie, że może to Niall był powodem dla którego Liam chciał się zabić? To szalone wiem. Chodzi mi o to, że łączyła ich bardzo silna relacja, mocna więź emocjonalna, może zbyt mocna? Może dla Payna Blondyn stał się kimś więcej niż przyjacielem, może chłopak oczekiwał czegoś innego, ale myślał że nie ma na to nadziei. Twierdził że Niall nie darzy go takimi uczuciami jak on jego. Strach żeby mu wyznać to co leży w jego sercu, był tak silny że paraliżował go, a on sam nie potrafił sobie poradzić z tym wszystkim. Może obawy przed stratą chłopaka, gdy jego uczucia wyszłyby na jaw była nie do pomyślenia? Może właśnie dlatego, nie potrafił mu powiedzieć dlaczego chciał się zabić. Bo jak możesz powiedzieć osobie, którą kochasz całym sobą, że to ona była powodem próby odebrania sobie życia? To szalone prawda? Może jednak jestem wariatką.
    Po tym smutnym wywodzie pozwolisz, że powzdycham sobie trochę nad Larrym. Są tacy kochani i cudowni. Gdy wyobrażam sobie jak obdarzają siebie miłosnymi gestami robi mi się od razu cieplej, a ten koc na ramionach wydaje się być niepotrzebny. Upijam kolejny łyk herbaty i przechodzę dalej.
    Ściskam! x

    ~Eirene

    ReplyDelete