Saturday, June 08, 2013

Rozdział 11


Dla każdego, kto wierzy w oczyszczenie duszy. 




Była zdenerwowana, gdy wolno przekręcała klucz w zamku. Gdy drzwi ustąpiły, cicho weszła do mieszkania, ściągając buty, nim dobrze zamknęła je za sobą. Postawiła tenisówki na swoim miejscu, robiąc wolne kroki w stronę swojego pokoju. Słyszała spokojną piosenkę lecącą z sypialni Nialla, ale nie zatrzymała się, by do niego zajrzeć. Bała się spojrzeć mu w oczy. Jej obawa, że może zobaczyć w nich coś niemiłego, bolała ją, do tego stopnia, że właściwie w ogóle by tutaj nie wracała. Nie chciała by chłopak na nią krzyczał. A miała wrażenie, że to się stanie. 


- Eleanor? – usłyszała za sobą zmartwiony głos chłopaka. Nerwowo przełknęła ślinę, powoli odwracając się na pięcie, twarzą do niego. Blondyn ubrany był w dres i luźną koszulkę. Wyglądał jakby wychodził pobiegać. Na jego twarzy prócz delikatnego uśmiechu, nie czaiły się żadne inne, złe, emocje. – Gdzie byłaś? Nie wróciłaś na noc. 


- Ja… Zatrzymałam się w hotelu – skłamała gładko, robiąc kilka kroków w tył. 


- Bez dokumentów? 


- Uhm… - nerwowo przegryzła wargę. Została przyłapana. Nigdy jeszcze nie czuła się tak fatalnie, gdy jakieś jej kłamstwo wyszło na jaw. Nawet wówczas, gdy menadżer znalazł w jej rzeczach narkotyki. Właściwie wówczas podała kolejne kłamstwo i kolejne. Byle by w końcu się odczepił i dał jej żyć. Teraz jednak nie umiała powiedzieć ani jednego słowa. Żaden dźwięk nie wydostał się z jej płuc. – Czy to ważne, gdzie byłam? Wróciłam. 


- Martwiłem się – powiedział szczerze, robiąc kilka kroków w jej kierunku. – Naprawdę się martwiłem – dodał, stojąc naprzeciwko niej. Dzieliło ich raptem kilka centymetrów. Eleanor była w stanie poczuć jego oddech na swojej skórze, ciepło jego ciała, ogrzewało jej zmarznięte. – Źle wyglądasz. 


- Nie przejmuj się tym, Niall – powiedziała szybko, słabo się uśmiechając. – Jest w porządku. Odpuść mi, dobrze? 


- Grunt, że jesteś cała. Cieszę się – całując ją w czoło, uśmiechnął się ciepło. – Muszę wyjść. Będę niedługo. Weź coś na gorączkę i prześpij się. 


- Nie musisz się o mnie martwić, Niall – zaoponowała. – Ja, no wiesz.. Mam dobry układ odpornościowy – skończyła, odwracając spojrzenie od głębokich tęczówek chłopaka. Patrząc w nie, tylko utwierdzała się w przekonaniu jak niewinny był. Pewne dla niej było, że Niall w swoim życiu nie popełnił żadnego większego błędu. Nie imprezował do rana, nie brał nielegalnych używek, nie pieprzył się z nieznajomymi, czy ludźmi z branży, byleby pójść w jakimś pokazie. Możliwe, że spotkało go coś złego, ale on sam nie mógł zgrzeszyć. Nie osoba, o takiej trosce. – Idź już jak masz iść. 


- Do zobaczenia, Eleanor – cmoknął ją na pożegnanie w policzek, poczym odwrócił się, nie zauważając jej delikatnego rumieńca. 


Zamknąwszy za sobą drzwi od pokoju, podeszła do okna. Na zielonym skwerze, gdzie kilka dni temu po raz pierwszy zauważyła Malików, stał kilkuletni chłopiec ściskając w dłoniach niebieskiego balonika. Matt spojrzał w stronę okna, a widząc ją w nim, uśmiechnął się szeroko, machając do niej. Eleanor odpowiedziała na gest, widząc jak do chłopca podchodzi Niall. Starszy blondyn podniósł chłopca, sadowiąc go sobie na barkach i zniknęli jej z pola widzenia. Eleanor jeszcze długo patrzyła się w to samo miejsce, ciepło się uśmiechając. Po raz drugi widziała Matta w towarzystwie Nialla i wciąż nie mogła uwierzyć, jak ta dwójka jest do siebie podobna. Gdyby nie to, że znała prawdę o pochodzeniu Matta, z całą pewnością powiedziałaby, że są biologicznym rodzeństwem. Jednak mimo to, widziała, że umieją się dogadać. 


Ona nie miała rodzeństwa. Była jedynaczką i dopóki nie zobaczyła relacji Matta z Niallem, nie przeszkadzało jej to. Gdy w przedszkolu czy w szkole, inne dzieci opowiadały o swoich braciach i siostrach, ona zawsze siedziała cicho. Nie była o to zazdrosna. Nie każdy musi mieć rodzeństwo. Ale widząc uśmiechy, jakimi obdarowywali się nie spokrewnione ze sobą osoby, chciała mieć obok siebie kogoś, komu bez względu na wszystko mogłaby się wyżalić. Dopóki nie trafiła do ośrodka, takimi osobami byli jej rodzice. Ale gdy znalazła się za jego bramami, osoby którym najbardziej ufała, odwrócili się od niej. A ona nic na to nie umiała poradzić. 


Siadając na łóżku, przypomniała się jej rozmowa z chłopakami. Prośby by się skontaktowała z rodzicami, stawały się coraz głośniejsze, gdy zastanawiała się nad tym, coraz bardziej. Czuła się tak jakby niema rozmowa, którą odtwarzała w głowie, przeniosła się do małego pokoju. Wpatrując się w podłogę, słyszała wszystko od nowa i od nowa. Wyślij list. Zadzwoń. Nie musisz podawać adresu. Napisz, że wszystko u ciebie dobrze. Niech wiedzą, że jesteś już wolna. Czy chciała się z nimi skontaktować? Nie miała pojęcia. Bała się, tego była pewna. Ludzie potrafią się zmienić, w ciągu kilku dni, a co dopiero w przeciągu czternastu miesięcy. Może oni już nie byli tacy, co wcześniej? Może stali się wyobcowanymi osobami, dla których świat zewnętrzny już nie istnieje? 


- Niemożliwe – szepnęła pod nosem, wstając z łóżka. Z szuflady w nocnej szafce, wyciągnęła iPhone’a. Wrzuciła go tam zaraz po tym jak przyjechała do miasta. Nie potrzebowała go. Czuła się lepiej bez telefonu. Ledwo go włączyła, przyszło kilka powiadomień odnośnie nowych wiadomości czy próby skontaktowania się z nią. Przeglądając wszystko bardzo skrupulatnie, nie znalazła jednak niczego od rodziców. – Może zmienili numer? – zadała sobie kolejne pytanie, tym razem na głos. 


Nie wiedziała co robić. Była zagubiona. Poplątane myśli tworzyły labirynt, którego nie umiała przejść. Rozsądek kłócił z sercem. Pierwsze mówiło jej, by nie dzwoniła. W końcu nic im nie jest winna. Dostali od niej zbyt wiele, by teraz miała do nich dzwonić. Po co? Skoro oni nie dzwonią, to czemu ona ma to robić? Z miłości? Gdyby ją kochali, sami by zadzwonili, prawda? Nie miała możliwości by zmienić numer telefonu. Wciąż miała ten sam. Od kilku lat, niezmienny. Drugie namawiało by się skontaktowała, bez względu na wszystko. W końcu to rodzice, osoby, którym nie była obojętna. Była ich córką, jedynym dzieckiem. Każdy popełnia błędy; mniejsze czy to większe. Ona za swoje już zapłaciła. Teraz powinna z nimi porozmawiać. 


Stała po środku burzy własnej osobowości, która rozgrywała się poza jej kontrolą. Nie miała panowania nad własnym myślami. Nie była w stanie powstrzymać wojny między sercem a rozumem. Była bezsilna. Pokonana. 


I w tym momencie wróciło pragnienie.


Uczucie, które jej towarzyszyło jeszcze niespełna dwa lata temu, wróciło. Przywitało się z nią szerokim uśmiechem, niskim skłonem, mocno ściskając jej szczupłą dłoń. Pragnienie nosiło imię Uzależnienie. Narkoman zawsze pozostanie narkomanem, prawda? Cokolwiek by nie zrobił. Jakkolwiek by nie próbował uciekać. Zawsze ta natura w nim pozostanie. To, z czym walczyła, znowu weszło butami w jej życie. Dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa. Silny ból w klatce piersiowej, spowodował, że wątła sylwetka opadła plecami na materac, zwijając się w kulkę. Zatrzęsła się ponownie, mocno zamykając powieki, nie chcąc dopuścić do siebie Uzależnienia. Nie po to siedziała czternaście miesięcy w ośrodku, by niespełna dwa tygodnie po wyjściu z niego, znowu sięgnąć po narkotyki. Umiała walczyć. Była silna. Obiecała, że nie sięgnie znowu po to cholerstwo. Dotrzyma słowa. 


Dlaczego nie chcesz się poddać? – słyszała szept Uzależnienia, mając wrażenie, że przemawia przez nie sam Diabeł. Kręcąc głową na wszystkie strony, starała się wyrzucać z siebie kolejne słowa, nieprzyjemne wizje. 


Uzależnienie za Tobą tęskniło. 


Uzależnienie przychodzi i odchodzi. Można je zdusić w sobie. Wystarczy się postarać. Eleanor zaczęła wspominać dni terapii. Chciała by słowa terapeuty odbijały się echem po jej głowie, zagłuszając nawoływania Diabła. Musiała sobie przypomnieć, co wówczas słyszała.


„Znajdźcie sobie jakieś zajęcie. Nie siedźcie całymi dniami w domu. Róbcie coś, co sprawi wam radość. Poznajcie kogoś nowego i spędzajcie z nim czas. Inaczej to wróci, a chyba nie chcecie by wróciło, prawda?”


Nie chciała, ale wróciło. Była słaba. Żałosna. Sama. Zagubiona. Pokonana. Nowy początek, skończył się szybciej niż się spodziewała. A jeszcze nie tak dawno sama namawiała na niego Nialla. Nie spełniła prośby terapeuty. Czternaście miesięcy to za mało. W końcu brała tak długi czas. Zbyt długo by czternaście miesięcy wystarczyło. Rodzice robili całkiem mądrze, nie odzywając się do niej. Nie powinni do niej dzwonić. W końcu była narkomanką. 


Już na zawsze.


Pokonałem Cię raz, pokonam znowu.


Wcale nie jest mi z tego powodu przykro, Eleanor. 


Powinna zostać zamknięta w szpitalu psychiatrycznym. Nie w ośrodku odwykowym. Powinna zostać ubezwłasnowolniona. Nigdy więcej nie powinna ujrzeć światła dziennego. To dla niej niebezpieczne. Dla niej i ludzi z jej otoczenia. Nie powinna tutaj przyjeżdżać. Nie powinna mieszać się w życie chłopaków. Zayn miał rację. 


O tak, kochanie. Tacy zawsze mają rację.


Co powinna zrobić? Czy już nie cierpiała z powodu odstawienia dragów? Pamiętała noce, w czasie, których rzucała się na łóżku, wyrywała sobie włosy z głowy, przeklinała na cały świat. Pamiętała godziny, gdy wpatrywała się w ścianę, pustym wzrokiem bujając się to w przód, to w tył. Pamiętała, gdy chciała sobie zrobić krzywdę, byleby dostać coś przeciwbólowego. Pamiętała symulowanie. Błagania. Wyzwiska. Pamiętała ból, jaki czuła, gdy była na głodzie. Wspomnienia tamtych dni, spowodowały u niej silną migrenę. Czuła się tak, jakby ktoś z całej siły przywalił jej kijem bejsbolowym. Była zmęczona. Chora na umyśle. Wciąż słyszała namawiania, chociaż nikogo obok niej nie było.


Weź coś przeciwbólowego. Przecież cierpisz. Nie bój się. Poczujesz ulgę. 


Fiksowała. Wariowała. Była wariatką. 



Czy tacy mają szansę na nowy początek?




__________________________________

Nowy 15 czerwca.

4 comments:

  1. O kurwa mać!
    Błagam, powiedz, że ona jednak nie wzięła. Przecież tak dużo wysiłku włożyła w to, by wyjść z tego bagna. Nie może do tego wrócić.
    Jej dialogi z uzależnieniem były takie... sentymentalne. Nie wiem nawet, jak mam je nazwać. Wiedziałaś, co zaraz powie, a jednak kiedy już wymówił te słowa, czułaś zdziwienie, że akurat to, a nie coś innego. Rozumiesz mnie, prawda?
    Nie lubię Uzależnienia. Jest głupi jak... jak cała głupota wszechświata. Powinien zginąć, by nie męczyć znów Els.
    Jak dla mnie za mało Ni, ale mam nadzieję, że będzie go więcej w następnym rozdziale.
    Buziaki,
    Goś! xx

    ReplyDelete
  2. Boże... Co to za rozdział? Chyba zgodzę się z Gosią... Za mało Nialla... Za mało wszystkiego... A ten cały psychiczny monolog, a może dialog... Nie wiem, co powinnam napisać. Mam mieszane uczucia po przeczytaniu rozdziału... Pierwsza moja myśl - ma rację z tym szpitalem psychiatrycznym. Z drugiej strony, prawdę powiedział ten ktoś, kto radził im w ośrodku, by znaleźli sobie zajęcie... Nie trzeba być narkomanem, by "sfiksować" z nadmiaru wolnego czasu... Czegoś mi brakowało w tym rozdziale... Czegoś, co mogłabym skomentować, bo ten jej chory umysł, to raczej nie ja powinnam oceniać... No więc, co ostatecznie? Nie skontaktuje się z rodzicami, bo mieli racje, zostawiając ją? Zwinie się na łóżku i będzie się oddawać chorym rozmyślaniom? Jak dla mnie, to powinien ją ktoś kopnąć w te jej cztery litery i znaleźć jej zajęcie. Ewidentnie ma za dużo czasu... I trochę się boję... Bo w sumie zgadzam się z nią... Nie powinna wchodzić ze swoimi brudami w życie innych osób... Ostatnie czego im potrzeba, to narkomanka użalająca się nad sobą... A jeszcze nie tak dawno Harry tak ją podziwiał, że miała odwagę walczyć... Jest jeszcze inna opcja... Może razem z Niallem pomogą sobie nawzajem? Oby tylko najpierw nie sięgnęli dna...
    Rozdział wyszedł ci z gatunku tych psychologicznych... Nie jestem wielką fanką takiej literatury... Może dlatego mam mieszane uczucia? A może powinnam zostawić pisanie tego komentarza i spróbować za kilka dni? Z ciekawości sprawdzę...
    Z niecierpliwością czekam na kolejny, bo po prostu muszę wiedzieć, co wyjdzie z jej "głębokich" wywodów...
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    @KateStylees

    ReplyDelete
  3. Ten rozdział nie jest o Eleanor. Nie jest o byłej modelce. Jest o ludzkich demonach naszych słabościach i boleściach, strachu i smutku. Pokazuje walką, która toczy się w człowieku. Walkę z wszystkim co próbuje nas zaciągnąć na dno, co nas kusi i sprowadza w głąb ciemności.
    Ciemności w nas. Ten rozdział nie jest o Eleanor Calder narkomance, która znowu chce sobie ulżyć.
    Ten rozdział jest o człowieku, który sobie nie radzi.
    Ten rozdział jest wyjątkowy. Zupełnie inny od pozostałych. Wyróżniający się.
    Lubię takie psychologiczne rozdziały, lubię gdy mogę badać człowieka, zastanawiać się. Analizować to co się w nim dzieje. Może to trochę dziwne, ale jednak prawdziwe. To wszystko jest trochę przerażające, nie powiem że nie. Gdy czytałam o wspomnieniach El z odwyku, zrobiło się nieprzyjemnie. Jak jakieś używki, które wyglądają często tak niepozornie mogą sprawić tyle zła? Złamać człowieka i ściągnąć go na dno, w czeluść smutku. Samo myślenie o tym jest przesiąknięte ponurą aurą. Dziewczyna próbuje ratować wszystkich, ale sama potrzebuje ratunku. Nie jest jeszcze tak stabilna jak jej się wydaje. Może nigdy nie będzie? W końcu narkoman zawsze pozostaje narkomanem prawda? Mam jednak nadzieje, że ona złamie tą regułę, kiedyś otrząśnie się ostatecznie z tego wszystkiego. Odwróci plecami i śmiało pójdzie naprzód. Może jeszcze nie teraz, może kiedyś dojdzie do tego powolnymi kroczaki. Już zaczęła podążać w dobrym kierunku, i jeśli teraz się złamie to wróci na początek drogi. Nie daj się Eleanor. Wierzę w Ciebie.
    Co do jej rodziców. Nie chcę ich pochopnie oceniać. Krytykować czy też bronić. Ale może.. ( tutaj jedna z moich stworzonych w głowie dziwnych historii) oni wstydzą się za to co robili? Jest im głupio za namowy do pokazów, za czerpanie zysku kosztem własnego dziecka, za przyłożenie ręki do zniszczenia jej życia. Nie danie jej możliwości decydowania, swobodnego rozwoju. Może żałują, że jedyne wspomnienia, które ich łączą to są te z rozmów o pokazach i jej karierze, a nie momenty w których wspólnie śmiali się na rodzinnych wakacjach, których przecież nie było? Może nie chodzi tutaj o to by Eleanor im wybaczyła, ale o to by oni sami sobie potrafili przebaczyć? Nie próbuje ich usprawiedliwiać, , ale nie chciałabym też spisywać ich na straty. Rozumiesz mnie? Jeśli nawet teraz nie mają poczucia winy i nadal są nastawieni w stronę pieniędzy, to mam nadzieje że kiedyś nadejdzie moment zastanowienia i zrobienia rachunku sumienia. Powinni to zrobić.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Ściskam Cię mocno, u mnie zaczyna się okropna burza, więc jeżeli nad Wrocławiem też zbierają się złe chmury, to życzę Ci dużo ciepła. Trzymam kciuki za twoje egzaminy.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny! x

    ~Eirene.

    ReplyDelete
  4. dobra, powiem tak. po pierwsze, jestem w takim szoku, że nie jestem w stanie napisać tak mądrego komentarza jak moja poprzedniczka, tak więc wybacz mi, proszę. po drugie, nie spodziewałam się takiego... czegoś. rozdział wywołał we mnie na serio mieszane uczucia, co do bohaterki jak i jej zachowania, charakteru. jest bardzo.. dziwny. taki faktycznie, w innym stylu. ale tak na serio, to podoba mi się ta "nowa odsłona" Begin Again. jest trochę tajemnicza, trochę mroczna, trochę smutna. lubię to. zakończyłaś rozdział w na prawdę miejscu trzymającym w napięciu... nie mogę się doczekać soboty! wybacz, padam na ryj. pod następnym rozdziałem się bardziej rozpiszę. Twoja Pluton <3

    ReplyDelete