Monday, August 12, 2013

Rozdział 20


Każdemu, kto jednocześnie kocha i nienawidzi.


Eleanor siedziała plecami do drzwi, gdy trzy dni później, dwie godziny po jej obudzeniu się, do pokoju ktoś wszedł. Jej palce mimowolnie zacisnęły się na cienkim materiale pościeli, gdy nieznajomy zatrzymał się kilka kroków od łóżka. Wciąż podłączona do jej lewej dłoni specjalistyczna aparatura nie zarejestrowała nawet minimalnej zmiany w jej stanie. Była całkowicie spokojna, chociaż nie widziała twarzy gościa. Mimo to jej podświadomość podsuwała różne obrazy, dotyczące gościa. Znała tylko jedną osobę, która chodziła w tak specjalny sposób. Pewnie, aczkolwiek cicho. Prawie niesłyszalnie. Wraz z jego przybyciem w sali nastąpiła zmiana zapachu powietrza. Drażniący odór leków, został zastąpiony rozluźniającą miętą, oraz pomarańczą. Samotność zmieniona w towarzystwo. 

Poczuła jego oddech, gdy siadał plecami do niej. Jego dłoń powędrowała do jej, ściskając lekko. Wydawać by się mogło, że to nierzeczywista sytuacja; że nie powinna mieć miejsca; że jego nie powinno tutaj być. Ale był. Siedział tyłem do niej, ściskając jej dłoń, oddychając tym samym powietrzem, milcząc.

Powinna czuć ból, żal. Powinna kazać mu odejść. Ale nie umiała. Nie potrafiła powiedzieć mu, żeby spadał. Niechciała by ją zostawiał. Czy to znaczyło, że była chora psychicznie? Całą sobą, każdą swoją komórką, mięśniem, organem łaknęła jego obecności. Pragnęła go czuć, jego ciało. Czuć jego zapach. Słuchać głosu. Pragnęła patrzeć mu w oczy. Pragnęła go. A jednocześnie się go bała. Bała się, że znowu zrobi jej krzywdę. Bała się, że ponownie jej zaszkodzi. Jednak miłość powodowała, że mu ufała. Wierzyła, że się zmienił. Że nic jej nie zrobi. Bynajmniej teraz. 

- Jak się miewasz, Eleanor? – spytał, przerywając ciszę. 

Jak bardzo nieodpowiednie to pytanie było? Dziewczyna mimowolnie mocniej zacisnęła palce wokół jego, cicho wzdychając. Jej wzrok powędrował do urządzenia, na którym pojawiała się linia, pokazująca bicie jej serce. Niezmieniony rytm. Niezmieniony puls. Ciśnienie wciąż takie same. Tom nie wpływał na nią w żaden możliwy biologiczny sposób. Nieczuła jak serce jej przyspiesza. Nie miała motylków w brzuchu. Nie uśmiechała się mimowolnie na jego widok. Jednak potrzebowała jego obecności, bo ją dopełniał. 

- W porządku – odparła krótko, przesuwając wzrok na okno. Od poranka, który był słoneczny i bezchmurny, pogoda znacznie się pogorszyła. Zaczął padać deszcz, a niebo przykryła kołdra szarych chmur. Było dokładnie tak jak lubiła najbardziej. Typowa angielska pogoda, do której się przyzwyczaiła i wolała bardziej niż upały, które kojarzyły się jej z jednym wydarzeniem. Wzdrygając się na samą myśl o nim, wyrwała dłoń z uścisku, powoli podnosząc się z łóżka. – Co tutaj robisz, Tom? – spytała powoli, odwracając się przodem do chłopaka, który nadal trwał w tej samej pozycji.

- Chciałem cię zobaczyć – przyznał spokojnie, także wstając, pozwalając by ich spojrzenia się spotkały. Dziewczyna westchnęła cicho, kręcąc przy tym głową na wszystkie strony. – Coś nie tak?

- Dlaczego zachowujesz się tak, jakby nic się nie stało?

- A coś się stało? Nic nowego, co nie miałoby miejsca wcześniej. 

- Nigdy wcześniej nie przyjmowałam złotego strzału, Tom – odpowiedziała cierpliwie. 

- Bo nie musiałaś – zauważył, a w jego oczach pojawił się znany błysk. Błysk, który świadczył o złej stronie chłopaka. – Teraz dostałaś tylko to, na co zasłużyłaś.

- Coż za hojność z twojej strony – sarknęła. – Znowu chcesz mi coś zrobić? 

- Chciałabym się upewnić, że nic nikomu nie powiesz – powiedział cicho, robiąc kilka kroków w jej stronę. – Jednak nawet gdybym chciał, nie umiem ci nic zrobić, Eleanor.

- Już zrobiłeś wystarczająco dużo – przypomniała mu, patrząc prosto w jego oczy. Tom przybrał minę niewiniątka, jakby nie miał zielonego pojęcia, o czym dziewczyna mówi. Jakby jej słowa jego nie dotyczyły. – Nie udawaj, Tom. Jestem już naprawdę zmęczona twoimi zagrywkami. Zmęczona myśleniem o tobie. Zmęczona wspomnieniami. Zmęczona tobą. Więc zrób mi tą przyjemność i zniknij. Nie wracaj do mnie. Nie pojawiaj się więcej w moim życiu. Nie nawiedzaj mnie w snach. 

- Nawiedzam cię w snach? – spytał z niezwykłym entuzjazmem, pochylając się nad nią, by z bliska się jej przyjrzeć. Eleanor nerwowo przełknęła ślinę, patrząc ponad jego ramieniem z bezbronnością. Teraz była ta chwila, w której powinna głośno krzyknąć, by ktokolwiek przyszedł jej z pomocą. Zamiast tego sapnęła cicho, spuszczając wzrok na swoje bose stopy. – Jesteś taka niewinna – zagruchał, przejeżdżając palcem po jej porcelanowym policzku. – Pełna wdzięku. Subtelności. Uroku. Wrodzonego ciepła. Jesteś dobra. Zawsze byłaś. Dlaczego nie mogę mieć twojej dobroci, panno Calder?

- Ponieważ w twoim ciele już zawsze będzie zło – powiedział inny głos. Oboje spojrzeli w jego kierunku. Właściciel ciemnych loków i ponurego zielonego spojrzenia, stał oparty o framugę drzwi, przyglądając się im z cieniem. Był wzburzony; chociaż nie dawał tego po sobie poznać, to oczy go zdradziły. – Tom, zaczynam mieć ciebie dość. Czy ty kiedykolwiek znikniesz?

- Chcesz bym umarł, Harry? – spytał prosto, odwracając się plecami od Eleanor, która zrobiła w tył kilka kroków, omal nie wpadając na ścianę. Gdy Harry długo nie odpowiadał, Tom prychnął pod nosem, zatrzymując się w pół kroku. – Ty? Taki miły i ułożony chłopiec, chce czyjeś śmierci? Co się z tobą stało, kochany kuzynie? – głowa starszego Stylesa, przekręciła się w bok. 

- Ty się stałeś, Tom. Wszystko co złe, jest twoją winą. Chcę byś zniknął. Nigdy nie życzyłem ci śmierci, tak w roli wyjaśnienia. Chcę byś dał mi spokój, a to dwie różne rzeczy. Mimo wszystko jesteś moim kuzynem, rodziną. 

- Jakie to miłe z twojej strony – powiedział ironicznie Tom, zerkając na Eleanor ponad ramieniem. – Ona jest taka krucha. Jednak z moją pomocą może stać się mocniejsza.

Tęczówki Harrego spojrzały na przerażoną brunetkę. Zarejestrowały jej zgarbione plecy, mocno zaciśnięte w pięści dłoni, przegryzioną wargę, oczy spuszczone na podłogę. Była przerażona, ale mimo wszystko w jej postawie było coś, co wyraźnie mówiło, że nie chce, by Tom sobie poszedł. 

Potrzebowała jego obecności, chociaż się go bała. Gdzie tu logika? 

- Nikt z twoją pomocą nie staje się mocniejszy, Tom. Każdy zamienia się w zranioną istotę, dla której najlepszym rozwiązaniem zostaje śmierć. Kochasz ranić ludzi. Kochasz ich upokarzać. Stawiać na skraju drogi. Kochasz ich zamienić w słabych i bezwartościowych. 

- Czy ty, drogi kuzynie, właśnie powiedziałeś, że Eleanor jest bezwartościowa? 

Harry spiął się, gdy Tom pchał w niego, jego własnym słowami. Zdanie zabrzmiało ostro, niczym sztylet wbity prosto w serce. Perfekcyjnie ukazywały to co, działo się w głowie Eleanor. Słowa Harrego były prawdą i właściwie nie powinna przez to czuć żadnego żalu. Dlaczego więc w sercu czuła ból, na to co usłyszała? Dlaczego poczuła się zraniona i obrażona, przez jedną z osób, którą uważała za przyjaciela. Wszystko wyjaśniło się wraz, z ostatnim pomyślanym przez nią słowem. Harry Styles, stał się dla niej przyjacielem. Podświadomie wierzyła, że przyjaciel nie powie jej nic złego. Nie zrani jej. A tutaj okazało się, co innego.

- Przepraszam, Eleanor – szepnął, zawstydzony spuszczając wzrok. 

- Harry, czemu przyszedłeś? – spytała, zbywając zarówno jego przeprosiny, jak i obecność Toma. Zignorowała także duszne powietrze, które im ciążyło, oraz ciarki, które przeszły jej po ciele, gdy Harry znowu podniósł wzrok. – Nie powinieneś być, gdziekolwiek indziej, niż w szpitalu?

- Chciałem sprawdzić, jak się miewasz – mruknął, wsadzając dłonie w głąb kieszeni wąskich spodni. – Ale skoro masz doborowe towarzystwo nie będę przeszkadzał. W końcu, w najgorszym wypadku, znowu ci poda złoty strzał, prawda?

- O mnie przynajmniej wszyscy znają prawdę – powiedziała mimowolnie – nie udawałam nikogo. Byłam autentyczna, a nie to co ty. Facet, który nic nie wspomniał swojemu chłopakowi, o przeszłości. Nie zwracaj mi więc uwagi, bo jesteś ostatnią osobą, która ma do tego jakiekolwiek prawo. 

- Proszę, proszę – Tom zagwizdał z aprobatą na osobowość Eleanor, która była jej prawdziwą częścią. Otwarta, szczera, bezkompromisowa. Dziewczyna, która umiała tupnąć i powiedzieć wprost, o co jej chodzi. Właśnie taką Eleanor, jeszcze przed trafieniem do Bolton, polubił, a następnie pokochał Tom. – Nie rozkręcaj się tak, panno Calder, bo jeszcze rzucisz się na niego z pazurami.

- Nie mieszaj się teraz, Tom – zagrzmiała, nie spuszczając wzroku z Harrego. – Naprawdę nie obchodzi mnie, co stało się w twojej przeszłości. Skoro już tutaj jesteś, to coś ci powiem; nikt nie lubi kłamców. Nie wnikam, czemu nie powiedziałeś Louisowi o braniu. Ale on zasługuje na prawdę. Zasługuję, by wiedzieć, o tym, z czym walczyłeś. O twojej ciemnej stronie. Kocha cię. Daj mu szansę, by to sobie udowodnić. 

- Posłuchaj jej, Harry. Dziewczyna ze słabym pulsem, dobrze gada – Tom uśmiechnął się kpiąco, powodując, że Eleanor zmroziła go wzrokiem. – Tego właśnie od niej chciałeś, Harry? Rady? Przyjacielskiego wsparcia? 

- To nie twój interes – warknął Harry. – Nie powinieneś tutaj być. Policja kręci się w pobliżu i tylko czeka, by spisać zeznania Eleanor. Lekarze już im powiedzieli, że ona sama sobie tego nie zrobiła – mówiąc to wskazał brodą na widniejący na zgięciu lewego łokcia, ślad. Eleanor spojrzała na niego, krzywiąc się nieznacznie.

- Jak myślisz, jakie będą jej zeznania? – spytał z cwanym uśmiechem. 

- Mam nadzieje, że słuszne – wzdychając, przeczesał palcami bujne loki. – Tom, idź sobie i zajmij się zatruwaniem życia, komuś innemu. 

Starszy Styles, zakręcił się na palcach o sto osiemdziesiąt stopni, z powrotem stając naprzeciwko Eleanor. Na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech, tak do niego niepasujący. Eleanor to, także zignorowała. 

- Czy wspomniałem może, że osobami, które pomogły Harremu się otrząsnąć z narkotyków, byli nie kto inny, jak państwo Malik? – na jego słowa głowa Eleanor, mimowolnie powędrowała ku górze. Źrenice poszerzyły się, a usta zacisnęły w wąską linię. Tom przybrał minę zwycięscy. Znowu udało mu się ją zszokować. – Och, nie wiedziałaś? Przykre. Szczególnie Perrie mu pomogła, wiesz? Wspominał ci, o ich nocy? Pełnej żaru, namiętności, miłości? Wspominał, że wówczas oboje byli naćpani, tak bardzo, jak tylko można? Wspominał ci, że to Zayn, chociaż go nie trawi, wysłał go na odwyk?

- Dość, Tom – warknął Harry, zaciskając dłonie w pięści. – Zamknij się już, dobrze? 

- Nie, Harry – kręcąc głową, podszedł do swojego kuzyna i przykładając dłoń do jego policzka, powiedział – ja się dopiero rozkręcam. 

Atmosfera stała się jeszcze bardziej cięższa. Klatki piersiowe obu mężczyzn, ocierały się o siebie; oddechy mieszały, a spojrzenia toczyły niemą wojnę. Obaj wyglądali jakby za moment mieli wybuchnąć. Rzucić się na siebie, niczym wygłodniała zwierzyna na ofiarę. Z ich oczu trzaskały iskry, gotowe do porażenia przeciwnika. Każdy mógł wygrać. Obaj byli silni, mieli mocne charaktery i niełatwo się poddawali. Umieli stawić na swoim, więc pojedynek byłby zacięty. Żaden z nich nie zauważył, gdy bezsilna Eleanor, osunęła się na podłogę, mocno trzymając się za głowę. Z jej oczu, mimowolnie spływały łzy; ciało drżało. 

- Eleanor? – zawołał przerażony Harry, odwracając spojrzenie od Toma. – Co z tobą? Słyszysz mnie? Eleanor! – krzyknął głośniej, kucając przed nią. Lekko nią potrząsnął, ale ona nie reagowała. Wyglądała jakby wpadła w histerię. – Albo zostajesz i mi pomagasz, albo spadaj – warknął w stronę swojego kuzyna, który nie poruszył się ani o milimetr, wpatrzony w słabe ciało brunetki. 

- Zawołam pielęgniarkę – powiedział w końcu, oprzytomniając. 

Kilka minut później do sali wpadły dwie pielęgniarki, wraz z lekarzem prowadzącym dziewczyny. Ułożyli ją z powrotem na łóżku, podając środki uspakajające, które sprawiły, że Eleanor niemalże natychmiast zasnęła. Gdy obie kobiety wyszły, lekarz spojrzał na obu chłopaków, marszcząc brwi w wyraźnym niezadowoleniu. 

- Nie powinna się denerwować – rzucił w końcu, zerkając na sprzęt monitorujący jej czynności życiowe. – Każdy pojedynczy szok, może spowodować u niej, niepowołany skok ciśnienia. Nie możemy jej podawać żadnych środków na nadciśnienie, bo nie wiemy, jakie to może być w skutkach. Właściwie, nie powinna przyjmować niczego. Sami rozumiecie. 

- Kiedy się obudzi? – spytał cicho Tom, patrząc prosto na spokojną twarz brunetki. 

- Za godzinę, maks dwie – odparł, zapisując coś na jej karcie wiszącej na poręczy w nogach łóżka. – Nie budźcie jej – dodał, nim opuścił salę. 

- Nie rozumiem tego, co właśnie miało miejsce – szepnął Harry, siadając na skraju łóżka. – Byłeś taki… czuły – ostatnie słowo wypowiedział o wiele ciszej, niż pozostałe. Usłyszał jak Tom, siada po drugiej stronie łóżka, głośno wciągając powietrze. – Jaki sens w traktowaniu jej jak gówno, a jednoczesnym kochaniu, tak mocno, że jest się dla niej gotowym do zabrania przez policję? 

- Nigdy nie chciałem jej zrobić krzywdy, Harry – powiedział poważnie, przenosząc wzrok na kuzyna. – Nigdy nie chciałem jej pobić, nakrzyczeć na nią, zabić. Nigdy nie planowałem zaburzenia jej osobowości. Nigdy… - urwał w pół słowa, zgorszony tym, co kiedykolwiek jej zrobił. Harry mógł dostrzec, jak po jego policzku spływa jedna samotna łza, której chłopak nie starł. Nie powstrzymał jej także, przed wypłynięciem z oka. Teraz nie ukrywał swoich emocji i Harry mógł zobaczyć chłopaka, który musiał zauroczyć Eleanor. Tą jego wrażliwość, czułość. – To wszystko, co kiedykolwiek jej zrobiłem, było spowodowane ćpaniem, Harry. Chcę się zmienić, naprawdę. Jednakże… brakuję mi siły, jaką posiada Eleanor. Nie umiem zrezygnować z brania. Podałem jej heroinę, bo jej zazdroszczę. Tak cholernie mocno, jej zazdroszczę. 

- Nie masz czego, Tom – usłyszeli słaby głos dziewczyny, która z trudem otwierała powieki. – Nie masz czego… - powtórzyła, zduszonym głosem. 

- Nie powinnaś się tak szybko obudzić – mruknął Harry. – Dobrze się czujesz?

- Taka dawna środków uspokajających, nie przetrzyma mnie dłużej niż dziesięć minut, Harry. Powinni to wiedzieć. W końcu jestem ćpunką – westchnęła, patrząc w sufit. – Ciekawe, że jeszcze chwilę wcześniej, oboje byliście gotowi by wskoczyć sobie do gardeł, a teraz siedzicie tak spokojnie. Gdybym tego nie zobaczyła, z pewnością bym nie uwierzyła. 

- Miałaś atak histerii, Eleanor. Dlaczego? – odezwał się Harry, całkowicie ignorując jej komentarz. 

- Cóż… nie wiem. Chyba przez nadmiar informacji. Zayn i Perrie Malik ci pomogli? Poważnie? Zayn? Przecież wy się nienawidzicie. 

- To długa historia – wymamrotał, nerwowo bawiąc się palcami.

- Mam czas. Jakbyś nie zauważył, jestem przypięta do łóżka, na czas nieokreślony.




___________________________________________________________

Jak mogliście się już zorientować, wróciłam znad morza. A wraz ze mną, nowy rozdział. 
Przyznam się Wam bez bicia, że początek jakoś bardziej mi się podoba, niż końcówka. Z pewnością ją zawaliłam, ale to już Wam pozostawiam do oceny. 

Przypominam, że jeszcze wszystko się rozwiąże, także spokojnie. Dajcie czas każdemu bohaterowi, dobrze? Nie zapomniałam, o nikim. Ani o Perrie, Liamie, Niallu, Macie. Kłótni Louisa i Harrego. Nie zapomniałam także o pracy Eleanor w kwiaciarni. Dajcie mi i historii czas, dobrze? Tylko o to Was proszę. Poza tym, po tym rozdziale jestem gotowa na wszelką krytykę. 

Jeśli jakieś zdania są dla Was nie jasne, nie przejmujcie się tym - specjalnie napisałam je w taki sposób. Ale jeśli wystąpiły jakieś literówki, to już niestety moja wina i niedopatrzenie. 

To jest prawdopodobnie moja najdłuższa notka ode mnie dla Was. Jejku, pewnie większość z Was, ją ominie, ale cóż, musiałam to wszystko tutaj napisać. 

Dobra, już kończę to przynudzanie :) Nowy rozdział, postaram się dodać 17 sierpnia (sobotę). 

Dziękuję za każdy komentarz, wiarę we mnie i w to opowiadanie, oraz pytanie co dalej z bohaterami. Kocham Was. Jesteście najwspanialsi i cholera mnie bierze, że nie mogę Was wszystkich uściskać. Jesteście dla mnie cudowni. To nie koniec bloga, a ja znowu ryczę pisząc te słowa dla Was. 

Koooooooooocham Was, moje dzieciaki! 


11 comments:

  1. Więc...bardziej zmieszana chyba już być nie mogę. Za dużo tego wszystkiego. Za dużo informacji, za dużo niedopowiedzeń, za dużo pytań, za dużo niejasności.
    A mi właśnie bardziej podobała się końcówka niż początek. Zdecydowanie. Nie potrafię ci napisać nic więcej, nic nie przychodzi mi do głowy. Jeden, wielki mętlik.
    Nigdy w życiu nie spotkałam tak poplątanego opowiadania. Ale to czyni je ciekawym i wyjątkowym. Dlatego właśnie mam niedosyt i chcę już kolejny chap.
    Pozdrawiam,
    Ann.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kocham zamieszania! Kocham plątać i wprawiać Cię w osłupienie i stwarzać coraz bardziej poplątane mętliki w Twojej główce. Końcówka bardziej Ci się podobała? W takim razie się cieszę :)
      Wkrótce coś zacznie się wyjaśniać - spokojnie. To znaczy mam taką nadzieję, hihihi ^^

      Dziękuję za komentarz, Ann. Pozdrawiam Cię cieplutko :*

      matrioszkaa! X

      Delete
    2. Tak, zauważyłam, że lubisz wprawiać mnie w osłupienie. Nie ma za co. Ja również cię pozdrawiam, mycho! :*

      Delete
  2. Jestem pod wielkim wrażeniem. Pozytywnym, oczywiście jeśli taki w ogóle istnieje, Ugh. Nie ważne.
    Spajałam każde słowo napisane przez ciebie i w napięciu czekałam na resztę. Musze przyznac, iż potrafisz budować napięcie i ukazywać zamiany jakie zachodza u bohaterów w cudownym świetle. Nie wiem,czy to zdanie miało sens, więc nie bij (:
    Tom kocha Eleanor? Jakoś mi to tutaj trochę nie pasuje. Wiem, że najlepiej by był, gdyby zniknął, przepadł i został znaleziony przez policję itp, ale on jako wrażliwa osoba mi tutaj nie pasuje. Chyba tylko mi ;__; Akcja z kłótnią Harry'ego i Tom'a; tak, to nie była chyba kłótnia a drobna wymiana zdań, sprawiła, że zaczęłam coraz bardziej lubić charakter Styles'a. Niby taki silny, a jednak nie potrafił przyznać się przed swoją miłością, Lou, że miał problemy z ćpaniem. To takie.. hm, niedojrzałe? Jednak w pewnym stopniu zrozumiałe, bo kto chciałby się chwalić swojemu chłopakowi, że kiedyś brał? Chyba nikt..
    Eleanor jest silna. Widać to. Jednak mimo tej siły - nadal ma w sobie odrobinę niepewności , co do tego, co przyniesie jutro. Stara się utrzymać równowagę w życiu, ale zawsze coś staje jej na drodze do dobrego zakończenia. To troszkę smutne.
    Bardzo interesuje mnie historia Harry'ego i powiązania z Perrie i Zayn'em. Nie mogę się tego doczekać.
    Udanego tygodnia.
    ily xxx

    ReplyDelete
    Replies
    1. Może na razie Toma zostawmy w spokoju i zobaczmy jak to się wszystko rozwinie? Czyż dla miłości nie można chcieć się zmienić? Chyba istnieją takie przypadki, co? Kiedyś coś o tym czytałam :)
      Starałam się ukazać w ich, w jak najprawdziwszym świetle. By byli namacalni tak bardzo, jak tylko się da. Dziękuję, że to dostrzegłaś.
      Co dalej z Harrym i Louisem? Hmm.. może kiedyś rozwiążę ten problem?

      Dziękuję za komentarza! Ściskam, matrioszkaa! X

      Delete
  3. Czuję się jak po praniu mózgu... Naprawdę. Miałam nawet zostawić pisanie komentarza na kiedy indziej, ale postanowiłam pracować nad sobą w tym tygodniu i nie zostawiać wszystkiego na później. Chyba od trzech godzin próbuję coś napisać, a jedynie gapię się w biały prostokąt. Przeczytałam nawet rozdział kolejne dwa razy i dalej nie wiem, co napisać... Nie wiem, czy mi się podoba, ale nie mogę powiedzieć, że nie. Na dobrą sprawę, to chyba nie ogarniam tej całej akcji z Tomem... Z jednej strony wydawało mi się zawsze, że jestem dobra w te emocjonalne klocki, ale z drugiej, kompletnie nie potrafię znaleźć choćby szczypty logiki w zachowaniu jego, czy Eleanor... A nawet Harry'ego... Chyba po prostu muszę przestać wszystko analizować, bo naprawdę może od tego rozboleć głowa.
    Nie wiem, jak to jest z działaniem leków uspokajających, ale wierzę ci na słowo... Choć chyba lekarz powinien wiedzieć, że nie zadziałają tak jak powinny. Przecież ona ma na ciele ślady, świadczące o jej niechlubnej przeszłości, a lekarze powinni zwracać na to uwagę, zwłaszcza, gdy ktoś trafia do szpitala naćpany... No, ale przyjmijmy, że czepiam się szczegółów... Już tak mam. Wybacz...
    Tak samo ten jej atak paniki po informacji o Zaynie i Perrie, no i Stylesie... Dlaczego niby do tego doszło? Przecież to nie ma z nią nic wspólnego, więc skąd panika? Chyba po prostu nie ogarniam jej umysłu... No, ale kazałaś się nie martwic, jakby coś było niezrozumiale ;)
    Myślę, że spokojnie poczekam na kolejne rozdziały, licząc na to, że rozjaśnią mi trochę w głowie... A może zajrzę tu za dzień lub dwa i zobaczę, czy już lepiej z moim rozumieniem i łączeniem faktów... Najwyżej jeszcze coś dopiszę, bo dziś naprawdę czuję się, jakby to ja siedziała na tym szpitalnym łóżku otępiała...
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego :) Weny, kochana...
    ❤ ❤ ❤

    @KateStylees

    ReplyDelete
    Replies
    1. A wydawać by się mogło, że napisanie komentarza jest takie proste. Ot kilka słów, może jakiś przecinek, czy dwa. Kropki i koniec. A tutaj się okazuje, że trzeba nieźle się nagimnastykować, by cokolwiek napisać i by miało to jeszcze jakiś sens.
      Cóż, umysł Toma, to niezbadana przestrzeń, której nikt nie ogarnie. Co dalej z nim będzie? Sama nie wiem. Może trafi na oddział zamknięty w jakimś przytulnym szpitalu psychiatrycznym i zostanie poddanym specjalnym badaniom? W końcu to nie pojęte, by w jednym momencie kogoś karać, a w następnym mówić, że tą osobę się kocha, prawda? On zdecydowanie jest nienormalny.
      To co przytrafiło się Harremu, powinno się rozwiązać w nowym rozdziale, ale niczego nie obiecuję. A nóż, coś im przeszkodzi w rozmowie ;)

      Czy wspomniałam już, że wręcz kocham mieszać Ci w głowie?

      Całuję Cię, matrioszkaa! X

      Delete
    2. Wspomniałaś i to chyba nawet nie raz ;) I świetnie ci się to udaje...

      Umysł Toma to coś, czego nawet nie czuję potrzeby zbadania... Za to chciałabym któregoś dnia móc powiedzieć, ze naprawdę rozumiem Eleanor. Ale jak na razie, to daleka droga do celu... Może twoja nie-tak-całkiem-wesoła gromadka w końcu sobie wszystko powyjaśnia i jakoś odbuduje to, co mogło się zepsuć poprzez to wydarzenie (zepsuło się?).

      Wiesz, że kocham Larry'ego, więc będę trzymać kciuki, by między nimi wszystko było dobrze... Jak oni nie będą razem i to w dodatku szczęśliwi, to strzelę takiego "focha" jakiego jeszcze świat nie widział! Ale to wcale nie jest groźba, ani szantaż :D

      Tak więc cóż mi pozostało? Tylko czekać na nowy rozdział...

      Całuję xx

      Delete
  4. Chciałam skomentować ten rozdział od razu po przeczytaniu, ale po prostu nie mogłam. Zrobiłaś mi nim wielkie pranie mózgu i kompletnie nie wiedziałam co ja mam napisać, nie wiedziałam co mam o tym wszystkim sądzić i w sumie to nadal nie wiem, po przeczytaniu go kolejny raz...
    Tom, Tom... To jest jakiś psychol, zdecydowanie. I jeszcze nie potrafię ogarnąć tej postaci. On kocha Eleanor, a ona jego? Wydaje mi się to dziwne, ale przeszłość potrafi skrywać różne tajemnice. Bardzo intrygują mnie Malikowie. Cóż za dziwni i tajemniczy ludzie... Może z nimi wiążą się jeszcze większy sekrety z przeszłości? Tak samo przeszłość Harry'ego i jego ćpanie. To także nie do końca potrafię ogarnąć... Cholera, widzisz co sprawiłaś ze mną tym rozdziałem? Nie wiem kompletnie nic i nawet nie potrafię napisać jednego konkretnego zdania, przepraszam Cię za to. Ten komentarz jest całkowicie bez ładu i składu, ale tak to czasami ze mną bywa :) A co do Larry'ego... Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, bo kocham ich razem i nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Lou rzeczywiście nie zasłużył sobie na to i wierzę, że Harry dołoży wszelkich starań, by go odzyskać, a Louis da mu szansę.
    Całuję! ♥
    @unrealdreamm

    http://sensitive-loving-nasty.blogspot.com
    http://addiction-hatred-and-passion.blogspot.com

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dlaczego Wy tak nie lubicie Toma? Przecież on jest cudny! Osobiście go uwielbiam i mam do niego, nie małą słabość. Może to przez Jego charakter? Kto wie. No nic, zostawmy go w spokoju, gdziekolwiek teraz przebywa, co?
      Przepraszam, że zrobiłam Ci to pranie mózgu. Naprawdę nie chciałam. To ile mam zapłacić za wizytę u psychologa/psychiatry? Wyślij mi rachunek, a jakoś to załatwimy! x
      O przeszłości bohaterów wolę się na razie nie wypowiadać. Przemilczmy to, okej?

      Dziękuję, że mimo wszystko zdołałaś naskrobać komentarz. Doceniam to.
      Ściskam i pozdrawiam, matrioszkaa! x (:

      Delete
  5. Ale mi namieszałaś w głowie :( teraz to już mam tak mieszane uczucia co do Toma... z jednej strony nie jestem w stanie mu wybaczyć jego zachowania w klubowej łazience. z drugiej jednak pokazał swoją drugą stronę w tym rozdziale, pokazał, że ma w sobie chociaż namiastkę wrażliwości i człowieczeństwa.. może faktycznie to wszystko przez zazdrość i narkotyki. nie wiem, nigdy nie byłam uzależniona więc nie jestem do końca pewna czy tak może być, ale wydaje mi się to prawdopodobne.. tym bardziej, że naoglądałam się już tylu strasznych rzeczy związanych z używkami :( Tom Tom Tom. chyba się do niego przekonuję... o ile to faktycznie jego prawdziwa twarz, ta wrażliwa i (pozornie bądź nie) szczera. jeśli okaże się, że jest tym wrednym sukinsynem z klubu to normalnie mu zrobię coś z twarzą.
    czyli on jednak kocha Eleanor, tak? kurde ale on jest dziwny. ma tak zróżnicowany charakter.. tym bardziej, że przecież kiedy Els była przytomna to zaczął wyjawiać wszystkie sekrety Harrego, całkowicie świadomie, a później, kiedy ona zareagowała niezbyt ciekawie na nadmiar nowych informacji i atmosferę panującą w pomieszczeniu, nagle stał się potulny jak baranek i szczery, mówiąc, że zazdrości Eleanor siły. nie ogarniam. może jestem zbyt tępa na to opowiadanie...

    ReplyDelete