Sunday, September 29, 2013

Rozdział 27


Dla każdego, kto poznał prawdziwych przyjaciół.



- To nienajlepszy pomysł, Eleanor – marudził Niall, kiedy kilka dni później dziewczyna poinformowała go o odwiedzinach swojego terapeuty z Bolton. – Nie sądzę, bym potrzebował terapii. Od kiedy słyszałaś jak wymiotowałem i po tej pogadance na zajęciach Zayna, nie robię tego. Bynajmniej nie tak często – dodał ciszej, mając cichą nadzieje, że brunetka tego nie usłyszy. Ona jednak go zrozumiała i to bardzo wyraźnie.

- Bynajmniej nie tak często? – powtórzyła, próbując być spokojną. – Czyli to nie ustąpiło. Nadal chorujesz i nic nam, o tym nie powiedziałeś. Dlaczego? – nie była zła. Tak naprawdę w jej głosie czaił się smutek i zmartwienie, oraz żal do samej siebie, że niczego nie zauważyła. – Niall, ty wiesz, że każdy z nas chce dla ciebie jak najlepiej. Dlaczego więc zamykasz się na nas? – spytała powoli, próbując spojrzeć mu w oczy, co było jednak trudne, ze względu na to, że chłopak uciekał od niej. 

- To nie dotyczy nikogo z was, więc po co, o tym mówić? Ty wszystkim na około opowiadałaś, że ćpasz? – sarknął, denerwując się coraz mocniej. Nie lubił takich rozmów. Właściwie wolałby wrócić do pracy, którą Eleanor mu przerwała, wpadając do sklepu, by pewna siebie obwieścić mu o spotkaniu z psychiatrą, który od zeszłego wieczoru siedzi w miasteczku. Brunetka jak w trasie pokręciła przecząco głową, zawstydzona spuszczając wzrok. – Nie wymagaj tego samego ode mnie. 

- Nie karzę ci mówić wszystkim dookoła, że cierpisz na bulimię, Niall – zaczęła bronić swojego zdania, które uważała za słuszne. – Chcę tylko, a właściwie proszę cię, byś poszedł ze mną do Brauna i… Właściwie nawet nie musisz z nim rozmawiać. Wystarczy, że będziesz słuchał. Martwię się, Niall. Miałam nadzieje, że wszystko już dobrze, ale jak widać się pomyliłam.

- Było dobrze, Eleanor, ale coś się popsuło, a ja nawet nie jestem pewny co i kiedy.

- Dlatego nalegam cię, byś poszedł ze mną. Może on ci pomoże zrozumieć, co się stało i kiedy? Ale jeśli nie chcesz, to w porządku. W końcu jesteś wolnym człowiekiem i możesz robić dosłownie wszystko. Tylko, żebyś później nie żałował niektórych tych rzeczy. 

Odwróciwszy się na pięcie, powoli skierowała się w stronę rozsuwanych drzwi, za którymi zamierzała zniknąć. Zatrzymał ją jednak lekki chwyt dłoni blondyna, który zdążył ją złapać za nadgarstek, nim uciekła. 

- Dlaczego tak ci na tym zależy, Eleanor? Dlaczego mieszasz się w sprawy innych, a swoich unikasz jak ognia? Nie oceniam cię, chcę zrozumieć. 

- Nigdy nie miałam przyjaciół, Niall. Gdy jeszcze chodziłam do szkoły, byłam samotniczką. Trzymałam się zawsze na uboczu. Nie interesowało mnie to, co inni o mnie sądzą. Nie ingerowałam w życie innych osób. Później kiedy moja kariera modelki nabrała tempa, sądziłam, że poznałam przyjaciół; oni jednak nie byli prawdziwymi. Fałszywi, zadufani, snobistyczni. Myśleli tylko, o jednym. O pieniądzach, imprezach, narkotykach. Kochali to, a ja tylko chciałam mieć przyjaciół, Niall. Nic wielkiego. Tylko ich. Czy to tak wiele? Nie wiedziałam nawet jak wygląda prawdziwa miłość. Nie oglądałam telewizji, czy filmów, ponieważ nie miałam czasu. Uczyłam się. Niemalże całe dnie. Nie chciałam rozczarować rodziców – uśmiechnęła się smutno, wpatrując się w błękitne ślepa Nialla. – Kiedy was poznałam… Nim się obejrzałam, staliście się dla mnie, kimś. Nie wiedziałam do końca kim, bo nie znałam tego uczucia, tej więzi. Słowa takie jak: „przyjaciel”, „miłość” nie figurowały w moim słowniku. Wszystko to, co z wami robię, robię intuicyjnie. Nie wiem, czy przyjaźń polega na robieniu babeczek, obiadów, wtrącaniu się w nie swoje sprawy, mówieniu sobie o wszystkim, bo nigdy tego nie robiłam i jeśli coś, wykonuje źle, to przepraszam. Ja się dopiero tego uczę i może dlatego czasami zachowuje się tak skrajnie różnie. Ale wiem jedno, zależy mi na was, Niall. 

- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi, Eleanor – szepnął, wychodząc zza lady, by móc ją mocno do siebie przytulić. – Już zawsze nimi będziemy. Pamiętaj, o tym. 

- Chyba nie mam innego wyboru – przytaknęła, odsuwając się od niego. – Przynajmniej pomyśl nad tym, dobrze?

- Chyba podjąłem decyzję. Skoro ty mogłaś zrobić coś dla swojego dobra, ja też powinienem – uśmiechając się do niej promiennie, poczochrał ją po związanych w koka, włosach. Eleanor fuknęła pod nosem, marszcząc brwi w niezadowoleniu. – Powinniśmy ci kogoś znaleźć. Nie powinnaś być sama. 

- Mam was. Nie potrzebuję nikogo więcej. 

- Miałem na myśli, kogoś, kogo mogłabyś pokochać. Kogoś, z kim mogłabyś się całować, przytulać się do niego, dzielić smutki, radości. Z kim mogłabyś być beztroska, mówić „kocham cię”, bez strachu, że zostaniesz wyśmiana. Kogoś, dla kogo twój uśmiech, byłby cenniejszy, niż cokolwiek innego. Kogoś, kto znosiłby twoje humorki. Kogoś, dla kogo warto żyć, budzić się codziennie rano i iść spać, by następnego dnia ponownie ją ujrzeć. Kogoś, dla kogo byłabyś całym światem.

- A ty masz kogoś takiego?

- Chciałbym mieć, ale ta osoba, nie widzi we mnie, kogoś więcej niż przyjaciela.

- Skąd ta pewność?

- Bo chyba woli ciebie – skończył smutniej, wracając na swoje poprzednie miejsce. 

- Dlaczego mam wrażenie, że mówisz o Liamie?

- Dobre masz wrażenie, Eleanor. Ale nie przejmuj się mną. Bądź szczęśliwa.

- Nie, Niall – zaprzeczyła, kręcąc głową. Patrząc mu prosto w oczy, nachyliła się nad ladą, by szepnąć mu do ucha: - Liam Payne, lubi mnie tylko jako przyjaciółkę. Jego serduszko bije mocniej dla pewnego Irlandzkiego niebieskookiego blondyna. Więc rozchmurz się, słońce i przejdź do ataku – odsunąwszy się od niego, uśmiechnęła się szeroko i dodając innym tonem: - Widzimy się o trzeciej pod naszej blokiem – opuściła sklep. 


***

Eleanor od zawsze zwracała uwagę na szczegóły. Jednym z jej ulubionych, była barwa wieczornego nieba. W chwili, kiedy słońce powoli chowało się zza linią horyzontu, muskało ciemną poszewkę, swoimi długimi przyciemnionymi ramionami. Lubiła obserwować jak otaczający je granat zmienia swój kolor na pomarańczowy, z nutą różu i brunatną żółcią. Ten moment, w przeciągu całej doby, podobał się jej najbardziej. 

Rozmowy toczące się przy stole, nie były ani trochę ciężkie. Każdy z nich śmiał się, będąc przy tym jak bardziej beztroskim. Żadne słowo nie było wymuszone i nawet uśmiech, jaki Zayn kierował w stronę Eleanor, był przyjazny. Do takich dni, Eleanor mogłaby się przyzwyczaić; pełnych luzu, normalności, przyjaciół, ciepła. W ich gronie czuła się wyjątkowo dobrze. A fakt, że Zayn nie torturował jej mrocznym spojrzeniem, tylko dodawała plusom całej kolacji. 

- Słyszałem, że oboje byliście dzisiaj na terapii – zaczął mulat, bez cienia kpiny czy ironii. – Wszystko dobrze? – pytanie zwrócił bezpośrednio do Nialla, który po jego pierwszych słowach, wyraźnie posmutniał. 

- Doktor Braun namówił mnie na terapię. Uważa, że to, że tyle nie wymiotuje, nie oznacza, że całkowicie wyzdrowiałem – mruknął, nerwowo miętosząc krawędź swojej koszulki. Liam chcąc dodać mu otuchy, splótł swoje palce z jego, uwalniając materiał od jego uścisku. Eleanor widząc jego mały gest, uśmiechnęła się z zadowoleniem, spotykając się z pytającym spojrzeniem Harrego, na które kąciki jej ust podniosły się jeszcze wyżej. – Więc zaczynam terapię. 

- A co z tobą, Eleanor? – spytał, przenosząc wzrok na brunetkę. 

- Podobnie, co Niall. Wracam na terapię, ale… zostaje w mieście – dodała ciszej. 

- To wspaniale! – odezwała się z entuzjazmem Perrie. – Może, w końcu wybierzemy się razem na zakupy. Dawno na żadnych…

- Perrie – Zayn wszedł w jej słowo, ściągając ją na ziemię – chyba zapomniałaś, o naszych… - urwał, zażenowany pocierając kark. Był zdenerwowany ilekroć przeglądał rachunki, a kwota na ich wspólnym koncie ledwo wystarczyła by zapłacić za nie wszystkie. Był zły na siebie, ilekroć odmawiał Perrie pójścia, nawet na drobne zakupy, bo w przeciwnym razie nie mieliby co do garnka włożyć. Był wściekły na siebie, że jego żona, przez małżeństwo z nim, musiała pożegnać się z życiem na wysokim poziomie. Ona nie zasługiwała na taki los; według niego, powinna żyć w luksusie, obracać się w przepychu i mieć wszystko to, co na co zasługuje. – Cieszę się, że zostajesz w mieście. Dzięki tobie, Perrie poznała jakąś dziewczynę i nie musi się obracać w towarzystwie samych facetów – skończył, wybrnąwszy z kłopotliwej sytuacji. Jednak jego zdenerwowanie nie uszło uwadze Eleanor, która mogła dostrzec jak jego dłonie drżały, a oddech stał się przyspieszony. 

- I ja się cieszę, że ją poznałam – powiedziała szczerze. – Co byście powiedzieli, gdyby się okazało, że dostaliście małe prezenty ode mnie, w ramach podziękowań, za wszystko, co dla mnie zrobiliście? 

- Małe prezenty? – powtórzył Harry, wlepiając w nią zielone tęczówki, w które naprawdę nie chciała patrzeć. Za bardzo przypominały jej Toma; Toma, o którym pragnęła zapomnieć, nie myśleć już, nie żyć przeszłością. A widząc oczy Harrego te obrazy wracały. Niestety. – Jak bardzo małe? 

Eleanor wstała od stołu, przeszła do swojej sypialni, by wrócić po chwili z kilkoma teczkami w dłoni. Jedną dała Harremu i Louisowi, drugą Liamowi i Niallowi, a trzecią państwu Malik. Obserwując jak każde z nich ostrożnie otwiera teczkę, uśmiechnęła się szeroko, sącząc czerwone wino, które kupiła do kolacji. 

- Mieszkanie, samochód i kurs na prawo jazdy? – spytał równo Harry z Louisem.

- Samochody i uregulowanie długów za mieszkanie? Skąd wiedziałaś, że mam jakiekolwiek długi, Eleanor? – odezwał się Liam, patrząc na nią spod przymrużonych powiek.

- Mam swoje źródła, panie Payne – odpowiedziała z uśmiechem.

- Rodzinny samochód, spłacenie należności i karta stałego klienta do najlepszego butiku w Londynie? Skąd…?

- Dobra, posłuchajcie mnie – poprosiła łagodnie, lekko podnosząc wzrok. – Chciałam wam podziękować. Gdyby nie wy, z całą pewnością bym zwariowała i musiałabym wrócić do ośrodka. Albo bym ponownie sięgnęła po dragi i zaćpałabym się na śmierć. Więc dziękuję. Jeśli chodzi, o poszczególne rzeczy, to wymyślenie tego, co mogłabym wam dać, nie było trudne. Louis z Harrym, wy macie życie w Chester. Przez pracę i studia musicie wcześnie wstawać, by zdążyć na jedyny poranny pociąg stąd. Dzięki samochodowi zaoszczędzicie na biletach, a kurs na prawko jest dla Harrego, by mu stale tyłka nie musieć wozić. – skończyła, puszczając do młodszego chłopaka oczko. – Samochody dla Liama i Nialla, są z tego samego powodu co wóz dla Harrego i Louisa. By było wam wygodniej; byście nie musieli zrywać się dużo wcześniej z łóżka. Jeśli chodzi o długi w sprawie mieszkania, poprosiłam o pomoc swojego prawnika. To on sprawdził czy macie jakieś problemy finansowe albo kredyty u ciemnych typów. Wszystko jest spłacone i możecie spać spokojnie, to samo tyczy się ciebie Zayn. Wiem, że chcesz zapewnić Perrie życie na wysokim poziomie, ale musisz wiedzieć, że ona innego nie potrzebuje. 

- To prawda, kochanie – potwierdzając słowa brunetki, pocałowała swojego męża w kącik ust, patrząc na niego z miłością. – Nie chcę drogich sukienek, diamentów, czy butów z wysokich półek. Ty jesteś moim największym skarbem, Zayn. 

- Tak mocno cię kocham, Perrie – szepnął mulat, przytulając ją do siebie. – Jednak, Eleanor, nie musiałaś tego wszystkiego robić. Poradzilibyśmy sobie.

- Nie chcę cię urazić, Zayn, ale nie dałbyś rady. Wasze zadłużenie było za wysokie, jak na pensje przedszkolanki czy nauczyciela angielskiego. Mieliście kredyt na trzydzieści tysięcy funtów. To dla was za dużo. O wiele za dużo – przyznała z kwaśną miną. 

- Jak my mamy ci to oddać? 

- Nie chcę zwrotu pieniędzy. Dostałam już coś znacznie bardziej wartościowego niż one. Waszą przyjaźń. Nigdy nie poznałam czegoś tak wyjątkowo. Jej i – mówiąc to, spojrzała na Liama, który na jej słowa uśmiechnął się szeroko – braterskiej miłości – jej spojrzenie przesunęło się na Harrego, któremu w policzkach powstały dwa dołeczki – najlepszych współlokatorów – wymieniając kolejną rzecz, popatrzyła zarówno na Nialla, jak i Louisa, czując w kącikach oczu, coraz więcej łez, zamrugała nerwowo, patrząc na ostatnią parę – oraz tak skrajnie różne osoby, które tworzą wyjątkową parę. Kogoś, na kogo ma się ochotę patrzeć. Bez zbędnej słodkości czy kiczu. Jesteście wspaniali i cieszę się, że wpuściliście mnie do swojego grona. 

- Danielle by cię pokochała równie mocno – szepnęła Perrie, nie umiejąc zapanować nad łzami. – Jesteś wartościowa, Eleanor i nigdy w siebie nie wątp. 

- Z wami mi to chyba nie grozi.



______________________________________

Ten rozdział dodaje, jak do tej pory o najpóźniejszej godzinie. 
Zapewne jest z nim źle i fatalnie, za co przepraszam. 
Nie wiem, kiedy kolejny. Chciałabym go dodać za tydzień, ale szczerze? Kiepsko to widzę. 
Jedynie o czym myślę to biologia. 

Pozdrawiam, matrioszkaa :) x


5 comments:

  1. Ty nie zawwlilas - ja zawalilam, bo dluuuugo nie komentowalam, za bardzo, ale to bardzo cię przepraszam. Nie będę zwalala wszystkiego na szkole, bo to tylko część z powodów, dla których mnie tutaj nie bylo . Jeszcze raz przepraszam.
    Wracając jeszcze do poprzedniego rozdziału, cieszę się, ze Eleanor złożyła te zeznania przeciwko Tomowi. W końcu odważyła sie to zrobić, choć i tak uważam ja za osobę silną. Liam ja wspierał i to było piękne. Miała przyjaciela przy sobie, któremu zależało na dobru dziewczyny.
    Eleanor namówiła, albo bardziej przekonała Nialla na to spotkanie z terapeutą. Kolejny dobry uczynek. Pomoc jaką zaoferowała swoim przyjaciołom jest naprawdę cudowna. Nie każdy byłby w stanie to zrobic. Jej się udało. Udało pomóc w ciężkiej sytuacji finansowej, jak i można powiedzieć duchowej, bo dzięki niej Harry i Louis byli żniw razem, a Liam i Niall powoli się do siebie zbliżali. Jestem przekonana, ze Perrie u El będą wspaniałymi koleżankami.
    Zazwyczaj nie potrafię zwracać uwagi na szczegóły, ale dzięki twojemu opowiadaniu zaczęłam doceniać detale.
    W ogóle, historia Eleanor odbiega od innych ff. Nie ma w niej bóg wie jakiej miłości i tego typu problemów. Jest po prostu ona i jej przeżycia. Można Toma zaliczyć do pewnego rodzaju miłości jednak jednostronnej, nieodwzajemnionej. On ja tylko wykorzystywał, bił i sprawiał ból psychiczny. To dobrze, ze miała już teraz oparcie w swoich przyjaciołach. Oni dodają jej siły - to widać.
    Ten komentarz noże nie mięc sensu. Dopiero co się obudziłam i jestem na dodatek chora. Wybacz mi jeszcze raz te nieobecność. Nie powtórzy się.
    W sumie to czuje, ze miałam coś jeszcze dopisać, ale nie pamiętam co .
    Życzę ci pomysłów na nowe rozdziały i powiedzenia w nauce. ;-) xx

    ReplyDelete
  2. Jak już obiecałam tak trzeba obietnic dotrzymywać. Na początku muszę Cię przeprosić za jakość tego komentarza, ale musisz zrozumieć, że jestem przeziębiona, a masa słów kłębi się w mojej głowie i zamienia się w jedną, wielką papkę nic nieznaczących wyrazów. Ten rozdział jest takim światełkiem, promyczkiem wśród innych. Widzisz po tej całej historii, tych wszystkich tarapatach i dramatach nadszedł nareszcie ten wielki moment, w którym każdy z bohaterów jest szczęśliwy. Może jeszcze nie żyją pełnią szczęścia, ale zmierzają ku nim wielkimi krokami. Cieszę się, że Niall za prośbą Eleanor zgodził się zacząć terapię, ponieważ po prostu jest mu potrzebna, by później jego bulimia nie miała jeszcze bardziej dramatycznych skutków. Moment, gdy nasza kochana Ellie obdarowywała swoich przyjaciół był co najmniej słodki i po prostu wzruszający. Cieszę się, że zakopała topór wojenny z Zaynem, choć jak dla mnie ów chłopak był dla niej oschły, ponieważ po części się o nią martwił. Wracając do rozdziału ... Świetnie piszesz i po raz kolejny nie zawiodłam się na twoich zdolnościach ukazywania świata przedstawionego bądź uczuć bohaterów. Smutnie mi jedynie z tego powodu, że już niedługo ta historia się zakończy, a ja będę musiała się po niej jakoś pozbierać. No cóż, takie jest już życie. Coś przychodzi, a coś odchodzi. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć się przypływu wielkiej weny i powodzenia w nauce. :) xx

    [ refractory-fanfiction.blogspot.com ]

    ReplyDelete
  3. Nie potrafię pisać długich i ładnych komentarzy jak moje poprzedniczki :<
    Bardzo mi się podobał koniec rozdziału. Czułam się tak jakbym to ja była El. (Wiem głupie)
    Jesteś niesamowita. Genialnie piszesz i za każdym razem czekam jak głupia na kolejne twoje słowa.
    Pozdrawiam :*

    ReplyDelete
  4. Jaki ten rozdział... Pozytywny.
    Niall się zgodził na terapię - o tak! El wraca na terapię, aby poradzić sobie z własnymi demonami - o tak! Rośnie miłość Niall-Liam - o tak! I ta kolacja na koniec... Myślałam, że się wzruszę, kiedy El dawała im te prezenty...
    Wszystko zaczyna się tak dobrze układać. Czyżby czytelnicy mogli liczyć na happy end? ;)

    Pozdrawiam,
    @katie093

    ReplyDelete
  5. To się nazywa spóźnienie... Przepraszam, ale dni dosłownie przeciekają mi przez palce... Na nic już nie mam czasu, ani - co gorsze - siły...
    Strasznie się cieszę, że Niall zgodził się na terapię. Może z pomocą specjalistów i Liama uda mu się pokonać swoje problemy? Za to bardzo mocno trzymam kciuki.
    Decyzja Eleanor donośnie spotkania z terapeutą i pozostania z przyjaciółmi jest chyba jedyną, której w najmniejszym stopniu nie przyszłoby mi do głowy krytykować.... Cieszę się, że nie zgrywa bohatera, ani nie ignoruje problemów, a odważnie wychodzi im naprzeciw... Oby jej się udało pokonać demony przeszłości z Tomem na czele...
    Jej przemowa odnośnie miłości i przyjaźni wprawdzie wywarła na Nialla dobry skutek, ale jakoś... sama nie wiem... chyba właśnie o tym pisałam ci w poprzednich komentarzach, gdy 'marudziłam', że ona nie wie, czym jest miłość, czy przyjaźń...
    A te jej prezenty... Cudowny gest, nie da się ukryć... Trochę nie potrafię sobie tego wyobrazić, ale może to dlatego, że nigdy nie byłam tak bogata, by rozdawać samochody ;) I właściwie to nie o ten jej gest chodzi, ale o to, że oni tak po prostu przyjęli takie drogie prezenty... Sama nie wiem... Może jestem zazdrosna?
    Rozdział jak zawsze wspaniały :) Przepraszam za zwłokę i to że piszę z anonima, ale klikam z komórki...
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego :)

    @KateStylees

    ReplyDelete