Saturday, October 05, 2013

Rozdział 28


Dla każdego, kto wierzy w drugie szansy.


Wiatr wprawił w ruch kolejne gałązki drzew, które otaczały niewielki cmentarz ulokowany na obrzeżach miasteczka. Słońce nieśmiało wychylało się ponad szarymi miękkimi obłoczkami, zezwalając ponurej aurze na dominację, w tym jednym dniu. Po zarumienionych policzkach Nialla i jego rodziców spadały kolejne błyszczące łzy, które odbijając od siebie blask gwiazdy, spadały z niemym echem na trawę. Chociaż nie był to pogrzeb, a kolejna wizyta u Danielle, każdy z nich zachowywał się i czuł tak, jakby dopiero co ją pochowano. Jakby pożegnano się z nią dosłownie przed kilkoma godzinami, a nie latami. Prócz państwa Horan, na cmentarzu znalazło się też małżeństwo Malik, oraz Liam z Louisem i Harrym, którzy wraz z Malikami trzymali się z boku. Jednak wszyscy wyglądali na przygnębionych, poruszonych, pogrążonych w głębokiej zadumie i nawet Zayn, który na co dzień przybiera maskę twardziela, uronił kilka łez, mocniej przyciskając swoją żonę do boku. 

Stojąca kilka metrów dalej Eleanor, pilnowała Matta, który mimo młodego wieku, rozumiał, co się dzieje. Tak więc zachowując powagę, której śmiało mógłby mu pozazdrościć nie jeden dorosły, siedział po turecku tuż obok nóg Eleanor i w ciszy patrzył na grupkę osób, którzy rozmawiali cicho między sobą, zapewne wspominając zmarłą dziewczynę. 

- El? A ty wiesz kim była Danielle? – zapytał, przerywając panującą między nimi ciszę. Brunetka posłała zgromadzonym ostatnie spojrzenie, nim nie usiadła obok chłopca, uśmiechając się przy tym smutno. – To chyba był ktoś ważny dla mamy, prawda?

- Danielle była bliską kuzynką Nialla. Twoja mama traktowała ją jak własną córkę. A Liam, Zayn, Perrie, Harry i Louis byli jej przyjaciółmi. 

- Tak jak ty i ja? 

- Tak jak ty i ja – przytaknęła, przenosząc wzrok na Liama i Nialla, którzy stali obok siebie. Ich dłonie co jakiś czas ocierały się o siebie, jednak żaden z nich, nie wykonał nawet minimalnego ruchu, by złapać drugiego i mocno spleść ich palce. – Niall po jej śmierci, bardzo się zmienił, wiesz? Wcześniej był wesołym chłopcem z mnóstwem psotnych pomysłów. Po stracie Danielle, stał się smutniejszy. Stracił uśmiech, zaczął chorować. Liam natomiast stracił sens życia. Każdego z jej przyjaciół ogarnęła… - zawiesiła głos, nie wiedząc jak skończyć myśl. 

- Melancholia? – podsunął nieśmiało, na co Eleanor spojrzała na niego zaskoczona faktem, że ośmiolatek zna takie słowo. – Mama często powtarza to słowo, kiedy tata jest przygnębiony. 

- Och, to wszystko wyjaśnia. Tak, każdego z nich ogarnęła melancholia. Właściwie minęła ona głównie dzięki tobie, wiesz? Stałeś się ich promyczkiem, Matt. Rozweseliłeś smutnych ludzi, z powrotem wprowadzając na ich usta, uśmiech. 

- Więc im pomogłem? 

- Tak, zdecydowanie – skinąwszy głową, uśmiechnęła się lekko. Rozglądając się dookoła siebie, natrafiła na kilkanaście rodzajów drobnych kwiatków, które rosły nieopodal nich; w tym stokrotki i niezapominajki, które rozpoznałaby nawet w ciemnościach. Zerwawszy po kilka z każdego rodzaju, związała je jednym z rzemyków, które miała na nadgarstku i podała chłopcowi, który od dobrej chwili przyglądał się jej w milczeniu. – Może położysz je na pomniku Danielle i powiesz kilka słów od siebie, co? W końcu, jakby na to, nie patrzeć, jest twoją kuzynką. 

- Dziękuję, Eleanor – pisnął ucieszony, podnosząc się z kucek. Musnął przelotnie jej policzek, poczym pobiegł w kierunku zgromadzonych. Brunetka wstała chwilę później, otrzepując się i poprawiając grzywkę, która w całości zasłoniła jej widok.

Nie słyszała co mówił, ale zauważyła zmianę w postawie każdej osoby, która do tego momentu, była przygnębiająca. Malec uśmiechał się, gestykulując energicznie. Wyglądało to tak, jakby dzielił się z Danielle swoimi najzabawniejszymi wspomnieniami, bo nawet Zayn zmusił swoje kąciki ust by lekko uniosły się ku górze, jednocześnie patrząc na nią. Nim dziewczyna zdążyła chociażby policzyć do dziesięciu, mulat stanął obok niej, ciężko wzdychając, jakby trzymał w sobie jakiś ciężar. 

- Nie wiem jak ty to robisz, Eleanor, ale dzieciak cię uwielbia – zagadał, przenosząc na nią swoje spojrzenie, w którym nie było żadnej wrogości czy chłodu, a samo ciepło. Eleanor po raz pierwszy widziała ten rodzaj spojrzenia, jakie Zayn jej ofiarował. – Właściwie nie tylko on; jego rodzice także. 

- A czy ty się do mnie przekonałeś? – spytała cicho, nie spuszczając z niego wzroku. 

- Byłem do ciebie uprzedzony – zaczął, kopiąc kilka drobnych kamyków, czubkiem buta – to nie ulega żadnej wątpliwości. Byłem zniesmaczony faktem, że Louis i Niall przyjęli pod dach osobę, która wyszła z środka odwykowego. Widzisz, ja nie wierzę w drugie szansy. Albo jesteś człowiekiem, który wpada w nałóg, albo nie.

- Harremu dałeś.

- Yeah – przyznał niechętnie, nie patrząc na nią. – Chciałem się nim nie martwić. Chciałem go zostawić samemu sobie i mieć go gdzieś. Ale nie umiałem się nim nie przejmować. W nocy budziłem się z krzykiem, zalany zimnym potem i zbyt wysokim ciśnieniem. Miałem mętlik w głowie, którego nie umiał rozwiązał papieros, czy nawet cała ich paczka. 

- W końcu mu pomogłeś. 

- Nie wiem kim byłbym dzisiaj, gdybym jednak tego nie zrobił – odparł ponuro. – Dlatego czułem się źle, że chociaż umiałem dać Harremu drugą szansę, do ciebie miałem jakieś obiekcje. Dopiero z czasem się do ciebie przekonywałem. Przepraszam, że tyle to trwało. 

- Nie musisz tego robić Zayn – powiedziała poważnie – nie przepraszaj, za coś, czego nie zrobiłeś. Nikt nie byłby w stanie zaufać ćpunowi. Do tego potrzeba czasu. Potrzebowałeś tego. Właściwie, wcale nie musiałeś się do mnie przekonywać – uśmiechając się do niego przyjacielsko, poklepała go po ramieniu, cofając się w stronę wyjścia z cmentarza. Czuła, że jeśli będzie na nim przebywać za długo, może tego nie znieść i zwyczajnie się rozklei. Nie sądziła, że Zayn pójdzie za nią. Obstawiała raczej, że zostanie z pozostałymi przy grobie Danielle i będzie ją wspominać. – Dlaczego za mną idziesz, Zayn? – spytała, zakładając ręce na piersi. 

- Nie lubię cmentarzy. Są dołujące – przyznał, otwierając drzwi samochodu, które kupiła im Eleanor. Srebrne, rodzinne Audi A3 błyszczało w słabych promieniach słońca, oślepiając stojącą nieopodal dziewczynę. Zayn zatrzaskując drzwi, podszedł do niej, w między czasie odpalając papierosa, którego wyciągnął z samochodu. – Naprawdę ci dziękuję, Eleanor. Mimo całej mojej niechęci do ciebie, ty dałaś nam coś tak niesamowicie drogiego. 

- Przestaniesz mi w końcu dziękować, Zayn? – spytała mrużąc na niego oczy. – To moje pieniądze i będę z nimi robiła, co mi się podoba, więc daj już sobie spokój z tymi podziękowaniami, co?

- Jak sobie życzysz, panno Calder – skinąwszy głową, palił spokojnie papierosa, co jakiś czas zerkając na brunetkę, jakby chcąc się upewnić, że nadal tam stoi i dotrzymuje mu towarzystwa. Stała, lekko się uśmiechając, chociaż żadne z nich nie odzywało się do siebie. Między ciemnymi włosami, zaplątały się jasne refleksy, które rozjaśniały jej fryzurę. Nie pomalowana, ale ubrana w delikatny beżowy sweter, wąskie szare rurki i swoje ulubione sandałki na koturnie, prezentowała się świetnie. Włosy związała w koka, zostawiając przy tym kilka kosmyków, wraz z grzywką, które luźno okalały jej twarz. – Dopiero teraz mogę zauważyć, że masz bardzo delikatną urodę – odezwał się nagle Zayn, wyrzucając przed siebie papierosa, którego następnie przydeptał. Eleanor posłała mu zaskoczone spojrzenie, niepewna czy oby na pewno dobrze usłyszała.

- Słucham? 

- Masz bardzo delikatną urodę – powtórzył wolniej i wyraźniej. – Bez makijażu, wyglądasz jak nastolatka. 

- Ale bez trądziku, co? – rzuciła zaczepnie. – Dzięki. Właściwie niewiele osób mówiło mi, że mam delikatną urodę. Zawsze zakrywali ją toną kosmetyków, więc zobaczenie mnie w naturalnym wydaniu graniczyło z cudem. 

- Dobrze, że teraz się nie malujesz – w odpowiedzi pokiwała głową, przenosząc wzrok na bramę cmentarza, zza którą spostrzegła wszystkich z wyjątkiem państwa Horan. Matt siedział na barkach Harrego, ciągnąc go za włosy, uśmiechając się przy tym rozkosznie. Louis szedł kilka kroków zza nim, na wszelki wypadek asekurując go. Perrie szła po drugiej stronie Harrego, zwracając się do malucha, który lekko zawstydzony kiwał głową. Liam z Niallem podążali za nimi. Z ich min nie szło niczego wyczytać. Obaj patrzyli sobie w oczy, a ich usta rozciągały się w nieśmiałym uśmiechu. Wyglądali tak, jakby przed momentem odbyli jedną z poważniejszych rozmów. – Czy mi się wydaje, czy ty wiesz coś, czego nie wiem ja? – zapytał Zayn, kiedy nakrył ją na wpatrywaniu się w szatyna i blondyna. Eleanor w odpowiedzi wzruszyła ramionami. 

- Będą razem – rzuciła w jego kierunku, nim przyjaciele do nich dołączyli. 

***

W przeciągu kilku godzin, pogoda ze znośnej zamieniła się w nieznośną. Niebo ściemniało, wiatr przybrał na sile, a słońce całkowicie schowało się zza ciężkie chmury, dając wolną rękę deszczowi. Eleanor z dziecięcą ciekawością obserwowała wędrówkę kropel, które kolejno spadały w dół szyby w oknie w gabinecie Scootera Brauna. Terapeuta przyglądał się jej z uśmiechem, jednocześnie notując coś w swoim notatniku. 

- Widzę, że nadal lubisz deszcz – przerwał panującą wokół nich ciszę, zamykając zeszyt, który następnie odłożył na blat biurka. Brunetka odwróciwszy spojrzenie od okna, przeniosła je na spokojną twarz mężczyzny, kiwając potakująco głową. – Bynajmniej jedna rzecz pozostała bez zmian. 

- Ludzie mówią, że deszcz to najstarsza kołysanka. Wiesz, że dopiero w ośrodku to zrozumiałam? Kiedy kolejne krople uderzały o blaszany parapet mojego pokoju, a ja leżałam na plecach na wąskim łóżku, wpatrując się w sufit, mogłam usłyszeć każdy dźwięk. Każdą najmniejszą kroplę, która lekko spadała na blachę. Przed trafieniem na odwyk, nie zwracałam na to uwagi. Wciąż za czymś pędziłam, poszukiwałam ulotnego szczęścia. Sądziłam, że mam wszystko, a tak naprawdę nie miałam nic. W ośrodku byłam nikim. Tam nikogo nie obchodziło, że pochodzę ze świata mody, moje nazwisko jest znane, a stan konta wysoki. W Bolton byłam… zwyczajna. Zaczęłam dostrzegać wiele szczegółów; w tym deszcz. Pokochałam go. Poza tym, dzięki niemu umiałam szybciej zasnąć.

- Daje ci ukojenie tak jak kołysanka? 

- Och, zdecydowanie – kiwnąwszy głową, zerknęła na okno, za którym świat ani trochę się nie poprawił. – Deszcz jest piękny, Scooter. Żałuję, że niektórzy nie umieją tego dostrzec. Wciąż gdzieś pędzimy. Nie rozglądając się na boki, tracimy poczucie świadomości. Naszymi jedynymi priorytetami jest praca i pieniądze. Małe rzeczy już dawno przestały mieć znaczenie. 

- Cieszysz się, że na nowo je odkryłaś? 

- Wciąż je odkrywam, Scooter. Każdego dnia. Drobne szczegóły, które sprawiają, że nasze życie jest takie, a nie inne. Lubię obserwować jak promiennie poranka, wpadają przez nie do końca zasłoniętą zasłonkę, rozświetlając podłogowe panele. Lubię obserwować jak Niall przygotowuje sobie kawę, chodząc w samych bokserkach i luźnej koszulce, która skrupulatnie zasłania jego ciało. Lubię jego poczochrane blond włosy, mówiące, że miał naprawdę dobry sen. Lubię patrzeć w te błękitne ślepka, które mimo wczesnej godziny, są wesołe i pełne optymizmu. Lubię jego senny głos. Lubię sposób w jaki Louis, mamrocze „zróbcie mi wiadro kawy”, a następnie ledwo zdąża wypić małą filiżankę, bo znów za późno wstał, a musi zrobić mnóstwo rzeczy. Lubię, gdy co chwilę poprawia swoje niesforne jasnobrązowe włosy, mając nadzieje, że w końcu ułoży z nich coś przyzwoitego. Lubię sposób, w jaki obaj się ze mną żegnają, mówiąc przy tym, że z pewnością wrócą na obiad. Lubię dla nich gotować. Lubię nie słyszeć jak Niall wymiotuje. Lubię, gdy odwiedza nas Harry. Lubię fakt, że dzisiaj szczerze porozmawiałam z Zaynem. Lubię świadomość, że tutaj znalazłam prawdziwych przyjaciół. A wiesz, jaką małą rzecz lubię najbardziej, Scooter? – mężczyzna pokręcił przecząco głową, uważnie ją obserwując. – Lubię to miasto i nie chcę go opuszczać. Nie wiem, jakbym to zniosła. 

- Nikt ci nie karze stąd wyjeżdżać – szepnął, urywając nagle głos, tak jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak w porę ugryzł się w język. Eleanor, mimo że zwracała uwagę na szczegóły, nie dostrzegła tego. Jej brązowe tęczówki ponownie utkwione były w widoku zza oknem. – Co z rodzicami? – odważył się zapytać.

- Żyją. Chyba. To znaczy… Nie wiem, co z nimi. 

- Nie zadzwonisz do nich? 

- A po co?

- By powiedzieć im, że zaczynasz od nowa. 

***

Eleanor pamiętała słowa, którymi obdarowała ją mama w dniu jej któryś z rzędu urodzin. Nie życzyła jej dobrych ocen, miłego chłopaka, czy spełnienia marzeń. Pani Calder powiedziała jej, żeby nigdy nie rezygnowała z siebie i swojej osobowości. By na zawsze została sobą i nie pozwoliła innym się zmienić. Do dnia dzisiejszego Eleanor przeszła zbyt wiele metamorfoz; począwszy od pewnej siebie dziewczyny, która bez problemu wychodziła na ulicę w kusych spódniczkach, do niepewnej pacjentki ośrodka odwykowego, która wolała chować się w dużych swetrach. Po opuszczeniu murów ośrodka, nie wiedziała kim powinna być teraz. 

Zapominając kim była, zgubiła kawałek swojego prawdziwego ja.

Mozolnie otworzyła drzwi od mieszkania, niepewna tego, co może zastać. W korytarzu spotkała się z kilkoma parami butów, rzuconymi w kąt kurtkami i torbami. Niepewnie odstawiła swoje trampki, obok pokaźnej kolekcji obuwia. Chciała niezauważona przejść do swojego pokoju, gdy z sypialni Nialla wyszedł Liam, zatrzymując ją w miejscu.

- Znowu chciałaś udać, że wcale nie wróciłaś już do domu i zaszyć się w swoim pokoju? – spytał spokojnie, opierając się biodrem o futrynę. Zza jego pleców, dziewczyna mogła dosłyszeć śmiech Perrie wymieszany z Nialla, oraz mocny akcent Harrego, który zwracał się do swojego chłopaka. Eleanor wzruszyła niedbale ramionami, kiwając się na piętach. – Wszystko w porządku? – zapytał ostrożnie, przekrzywiając głowę, przypatrując się jej zaróżowiej twarzy z nieukrywaną troską. – Płakałaś?

- Ja… możliwe – jęknęła, robiąc krok w stronę swojej sypialni. Jednak znowu została zatrzymana; tym razem przez Nialla, który słysząc jak Liam z kimś rozmawia, postanowił to sprawdzić. 

- Eleanor. Dołączysz do nas?

- Przepraszam, Niall, ale wolałabym być teraz sama. Muszę coś przemyśleć.

- Stało się coś? – spytał tym samym tonem, co wcześniej Liam, także przekrzywiając głowę. Patrząc na nich ze swojego punktu, śmiało mogła powiedzieć, że obaj byli niesamowicie do siebie podobni. Podobnie się zachowywali, uśmiechali się w niemalże ten sam sposób, w ich oczach można było dostrzec te same emocje. Byli jednością.

- Powinnam… zastanowić się nad jedną czy dwiema sprawami, ale poza tym, wszystko jest w porządku. Nie musicie się martwić… Niam – dodałam mimochodem, posyłając im uroczy uśmiech, poczym zatrzasnęła się w swojej sypialni, nie dając im możliwości, do powiedzenia czegokolwiek. 

- Niam? – powtórzył pytająco Niall, spoglądając na przyjaciela. 

- Zapytamy ją, o to jutro – obiecał, wracając do pokoju.






________________________________________________

Witam. Jak się macie? Mam nadzieje, że dobrze :) Muszę się Wam przyznać, że pisanie "Begin Again" idzie mi wyjątkowo dobrze wcale nie przy wolnych piosenkach, a przy utworach Eminema! Koleś ma niesamowity wpływ na moją wenę. Podziękujcie mu, bo to dzięki Niemu, napisałam ten rozdział i dodaje go o przyzwoitej godzinie, hehe :) 

Mam nadzieje, że tym rozdziałem naprawiłam to, co zrobiłam w poprzednim. W końcu Eleanor porozmawiała z Zaynem i po raz pierwszy - a z pewnością - nie ostatni, zwróciła się do Nialla i Liama, na per Niam. 

Jedna prośba: nie doszukujcie się na siłę akcji w kolejnych rozdziałach, bo jej nie znajdziecie. Historia powoli zbliża się ku końcowi, więc więcej będzie opisów i innych nudnych rzeczy niż jakiejkolwiek akcji. 

Jeśli dotarliście do końca mojego monologu, chcę Wam napisać jedno: dziękuję. Jesteście cudowni. 

Pozdrawiam, matrioszkaa! x

3 comments:

  1. Och, tyle się tu teraz dzieje dobrych rzeczy! :)
    Matt jest cudownym chłopcem. Taki bardziej skarb, niż prawdziwe dziecko. Przeuroczy, uwielbiam go, chyba zdobył moje serce :)
    Podoba mi się, że El w końcu doszła do porozumienia z Zaynem, a nawet chyba czegoś więcej niż "tylko" porozumienia.
    I Niam nam się coraz bardziej rozkręca... Mimo, że wolę ich jako bromance niż romance, to mi to nie przeszkadza (oczywiście jako fan fiction!). Chyba mnie do nich (i Larry'ego) przyzwyczaiłaś przez ostatnie 28 rozdziałów... ;) Och, naprawdę nie mogę się ich doczekać razem! Aaa, nie wierzę, że to napisałam...

    Czekam na kolejny rozdział i informuję Cię, że dotarłam do końca monologu. Ale jakoś się nie czuję, jakby miało to uczynić cudowną ;P

    Pozdrawiam,
    @katie093

    ReplyDelete
  2. Obiecałam, że skomentuje i dotrzymuję słowa! Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że Eleanor szczerze porozmawiała z panem Malikiem. Z początku nie czułam do niego wielkiej sympatii, ale dzięki temu rozdziałowi, tej sytuacji naprawdę go polubiłam. Cieszę się, że zanosi się na to, że Liam i Niall będą razem. Tak naprawdę nie bucham wielką miłością do takiego typu "parowania" w fanfictioniach, ale z twoim opowiadaniem jest inaczej. W sposób jaki opisujesz ich relację i ich zachowanie względem siebie nawzajem jest magiczny. Co do Eleanor ... Trochę mi smutno, że nie ma osoby, która by ją po prostu kochała czystym, nieskazitelnym uczuciem. Jak na razie ma przyjaciół, którzy ją wspierają i kochają ją bezgranicznie, choć nie ukrywam, że mam malutką nadzieję na zalążek nowego uczucia. Przepraszam za jakość tego komentarza, ale piszę go na szybko i tak naprawdę sama nie wiem, czy to wszystko trzyma się jakiejkolwiek kupy. Czekam na kolejny rozdział i życzę wielkiej weny :)

    [ refractory-fanfiction.blogspot.com ]

    Pozdrawiam,
    @groiselle

    ReplyDelete
  3. Zdecydowanie nigdy nie doszukiwałam się jakiejś zawrotnej akcji w tym opowiadaniu. A wręcz myślę, że nie była tu ona potrzebna. Dla mnie to opowiadanie przemyśleń i to nie tylko w wykonaniu bohaterów. Swoim pisaniem i mnie zmuszasz często (czasami myślę, że zbyt często) do zastanowienia się nad sobą i nad rzeczami, które są ważne w życiu... Dla mnie ta historia to swego rodzaju psychologiczny przekładaniec, w którym na szczęście nie brakuje miłości, czy przyjaźni... Po ostatnich rozdziałach myślę, że to swego rodzaju manifest przyjaźni... W końcu, czy jest od niej coś ważniejszego? Miłość nie może bez niej istnieć...
    Wszystko zaczyna się układać... Mam nadzieję, że to nie jakaś cisza przed burzą... Cieszę się na samą myśl o Niamie, Larrym od samego początku się zachwycałam, do Zayna i Perrie już się przekonałam i tylko Eleanor została sama jak palec i niezmiennie sprawiająca, ze zaczynam się zastanawiać... Taka już jej rola w twoim opowiadaniu - zmusza mnie do myślenia ;)
    Wspaniały rozdział :) Zastanawiam się, co też El postanowi w związku z rodzicami...
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego :)

    @KateStylees

    ReplyDelete