Saturday, October 12, 2013

Rozdział 29


Dla każdego, kto jest nierozumiany przez rodzinę. 


Eleanor wpatrywała się w wielką posiadłość. Gdyby nie znała prawdy, mogłaby śmiało powiedzieć, że mieszka tutaj kilkunastoosobowa rodzina z różnymi zwierzętami i pomocą domową. Jednak znała i widok willi umiejscowionej na obrzeżach jej rodzinnego miasta, wywoływał u niej ból serca. Świadomość, że w domu mieszkają raptem dwie osoby, napawała ją dziwnym smutkiem. W końcu sama kupiła im ten dom, więc dlaczego była zdołowana? Czyż nie powinna się cieszyć, że rodzicom się w nim podoba i teraz, po kilku latach mieszkania w niej, nie widzą dla siebie innego miejsca? 

Ale się nie cieszyła. 

Uważała, że rodzice nie powinni przyjmować od niej tego domu. Uważała, może zbyt późno zdała sobie z tego, że powinni zostać w starej nieruchomości, w której czuło się rodzinną atmosferę, za którą Eleanor tęskniła. 

- Gotowa? – z rozmyślań wyrwał ją Scooter, który stał tuż obok niej, przyglądając się z boku, jak para jej czekoladowych tęczówek bada strukturę budowli. Eleanor powoli spojrzała na niego, nieśmiało potakując. – Więc chodź. 

Zrobili raptem kilka kroków, nim nie zatrzymali się przed wysoką bramą. Scooter nacisnął guzik domofonu i informując o tym, kto przyszedł zrobił krok do tyłu, czekając na otwarcie bramy. Eleanor szła tuż za nim. Specjalnie na ten dzień, z dna swojej niemarkowej szafy, wygrzebała jedyne dwie rzeczy od projektantów, które zatrzymała. Nie chciała rozpoczynać niepotrzebnej awantury, gdyby mama zobaczyła ją w parze zwykłych jeansów czy koszulce z sieciówki. Dlatego też do granatowej sukienki Marc’a Jacobs’a ubrała złote szpilki z mnóstwem pasków autorstwa Jimmy’ego Choo. Brązowe włosy miała rozpuszczone i lekko zakręcone, a na twarzy cienką warstwę makijażu. Wszystko dla mamy, z którą nie chciała się kłócić o brak stylu. Wszystko dla spokoju, na który liczyła podczas rozmowy. 

Przechodząc równą alejką, która prowadziła do drzwi frontowych posiadłości, nie słyszała nikogo. Wokół panowała niczym nie zmącona cisza. Nie widziała żadnego psa, dziecka biegającego po zadbanym trawniku. Nie słyszała nawet żadnej muzyki. Było cicho i spokojnie. Za spokojnie. W takim domu powinien panować gwar. Eleanor miała świadomość, że po części to jej wina. W końcu była jedynym dzieckiem państwa Calder. Jedyną latoroślą, która mimo swoich dwudziestu dwóch lat, nadal nie dała im wnuka, który mógłby rozweselić szarość otoczenia. Jednak miała jeszcze czas na dzieci. Na początek chciała oczyścić swój umysł; skoro zeznawała już przeciwko Tomowi, wróciła na terapię, na którą namówiła także Nialla, podziękowała nowopoznanym przyjaciołom, to nie pozostało jej nic innego, jak spotkać się z rodzicami. 

- Pan Braun – usłyszała spokojny, zachrypnięty głos ojca. Obaj panowie uścisnęli sobie dłonie, poczym terapeuta wszedł do domu. Eleanor, czując na sobie spojrzenie rodzica, podniosła powoli głowę, spotykając się sarnimi tęczówkami. – Dzień dobry, Eleanor. Zapraszam. 

- Witaj, ojcze – powiedziała cicho, wchodząc do środka domu, który kilka lat temu sama im wybierała. Minimalistyczne wnętrze, pozbawione jakichkolwiek kolorów, przypominało korytarz szpitala. Żadnych zdjęć, żadnych niepotrzebnych babilotów. Ponownie na myśl przyszło jej jedno słowo: smutek. Odgłos uderzanych o posadzkę szpilek, przerywał panującą dookoła ciszę; echo roznosiło się po całym wnętrzu, chociaż na ułamek sekundy, będąc jedynymi dźwiękami domu. W dużym salonie, na białej kanapie, siedziała jej matka. Pani Calder ubrana była w elegancką garsonkę ze sznurem pereł na szyi i paznokciami pomalowanymi na krwistą czerwień. Jej włosy związane były w schudłego koka, na czubku głowy, a żaden kosmyk nawet nie śmiał się z niego uwolnić. Jak zawsze perfekcyjnie uczesana. – Dzień dobry, mamo. 

- No proszę – odezwała się pani Calder patrząc na nowoprzybyłych ponad swoim ramieniem. – Córka marnotrawna, po dwóch miesiącach od wyjścia z ośrodka, w końcu odnalazła drogę do domu. Kto by się spodziewał, że zajmie ci to tyle czasu. 

- Nie przyszłam tutaj, by się z tobą kłócić, mamo – zaczęła dziewczyna, nie pozwalając głosowi by zadrżał. – Przyszłam by z wami na spokojnie porozmawiać, ale jeśli chcesz mnie osądzać, to może od razu stąd wyjdę? 

- Cokolwiek uważasz za słuszne – westchnęła kobieta, odwracając spojrzenie. Pochwyciła filiżankę, z której upiła kilka łyków, nim ponownie nie spojrzała w ich kierunku. Przez chwilę wpatrywała się w swojego męża, który ze stoickim spokojem usiadł na sofie, tuż obok niej. Następnie jej wzrok przesunął się na Scootera, który stał zza Eleanor. – Może zostawić nas pan samych, panie Braun? Myślę, że jeśli Eleanor będzie pana potrzebować, krzyknie, bądź wyśle wiadomość. 

- Będę czekał na ciebie w Starbucks – powiedział spokojnie, nim nie opuścił domu. 

Do salonu weszła młoda dziewczyna, która bez słowa postawiła na stoliku tacę z dzbankiem i dwiema filiżankami, oraz talerzykiem z ciasteczkami. W drodze powrotnej skinęła na Eleanor i opuściła pokój tak szybko, jak się w nim pojawiła. Brunetka przez chwilę stała w miejscu, oszołomiona sytuacją, jakiej była świadkiem. Jej rodzice naprawdę zatrudnili nastolatkę, jako gosposię? Jak nisko upadli?

- Usiądź – pani Calder kiwnęła na ustawiony po lewej stronie sofy, fotel. Eleanor pokręciła głową, otrząsając się, by po chwili zająć wyznaczone miejsce. – Napij się, herbaty. Dorotha robiła.

- Dorotha? Ta dziewczyna, która ją przyniosła? – spytała, starając się nie brzmieć na wzburzoną zachowaniem matki. Gdy pani Calder przytaknęła, Eleanor wypuściła ciężko powietrze, mrużąc na nią oczy. – Dlaczego zatrudniłaś gosposię? Naprawdę jesteś tak leniwa, że nie możesz sama zająć się domem? 

- Nie tym tonem, młoda damo – ostrzegła ją matka, odstawiając filiżankę na stolik. Ojciec dziewczyny spoglądał na nią ciepło, uśmiechając się troskliwie, jak to zawsze miał w zwyczaju, gdy ciemna strona osobowości jego żony, ujawniała się. – Mimo wszystko nie porzuciłaś swojego eleganckiego stylu – zauważyła lustrując ubranie córki. Eleanor pragnęła wywrócić oczami, ale powstrzymując się, powiedziała:

- Nigdy nie miałam eleganckiego stylu, mamo. To był twój styl. To ty wymuszałaś na mnie chodzenie w sukienkach i wysokich obcasach. Zdecydowanie preferuje jeansy i tenisówki.

- Kto to widział by czołowa modelka chodziła w jeansach i trampkach. To obraza dla dobrych marek – pani Calder pokręciła głową, patrząc na nią sceptycznie.

- Nie jestem już czołową modelką. Dla twojego przypomnienia wylądowałam na odwyku, po którym nie zamierzam kontynuować swojej kariery.

- To nonsens! Dlaczego miałabyś porzucać coś tak dobrze płatnego, jak modeling?! I co zamierzasz teraz robić, Eleanor? Być kelnerką? – skończyła, omal nie wypluwając ostatnich słów, które napawały ją obrzydzeniem.

Brunetka nie chciała kontynuować tej absurdalnej rozmowy. Mogła się domyślić, że czternaście miesięcy to zdecydowanie za mało, by jej matka z zimnej i wyrachowanej kobiety, zmieniła się w troskliwego i ciepłego rodzica. Porywając ze stolika jedno z ciastek, pożegnała się z ojcem długim uściskiem, całując go w policzki, z mamą wymieniła krótkie kiwnięcia głową, opuściła ich posiadłość, zdając sobie sprawę, że szybko tutaj nie wróci. 

W niewygodnych szpilkach dotarła do kawiarni, z której wyszła chwilę później z kubkiem karmelowego latte i terapeutą, który przyglądał się z jej z wieloma pytaniami w oczach. Chciał poznać przebieg rozmowy, ale jednocześnie wiedział, że dopóki brunetka sama nie zacznie tej rozmowy, nie ma co liczyć na poznanie odpowiedzi na niezadane pytania. 

- Dzięki, że podwiozłeś mnie do Manchesteru, Scooter – powiedziała spokojnie, z lekkim uśmiechem, kiedy mężczyzna zatrzymał się pod jej blokiem. – Do zobaczenia na poniedziałkowej sesji – dodała, całując go na pożegnanie w policzek i wysiadła z samochodu, nie dając terapeucie możliwości na zadanie pytań. 

- No nareszcie! – zawołał pogodnie Niall, gdy Eleanor ledwo przekroczyła próg mieszkania. Przez chwilę lustrował ją uważnym spojrzeniem, jakby nie do końca pewny, czy stojąca przed nim dziewczyna, to na pewno jego współlokatorka, czy może nieznajoma z ulicy, która wygląda dokładnie tak samo jak ona. – Co ty masz na sobie?

- Sukienka Marc Jacobs, buty Jimmy Choo – odpowiedziała takim tonem, jakby mówiła co najmniej o kolejnej koszulce i parze tenisówek z centrum handlowego. Widząc jego pytającą minę, westchnęła zrzucając ze stóp wysokie obcasy. – Odwiedziłam rodziców. Moja mama nienawidzi jeansów i sportowego obuwia, więc wcisnęłam się w ostatnie markowe i drogie rzeczy, które miałam w swojej szafie. Żeby przynajmniej, o to się mnie nie czepiała – dodała ponurym tonem, mijając chłopaka, by dostać się do swojej sypialni. 

- Naprawdę byłaś u rodziców? – spytał niezwykle podekscytowany. 

- I co z tego? Było dokładnie tak, jak przywidziałam. Matka chce bym wróciła do modelingu; nie chce przy tym słuchać, że miałabym robić w życiu coś zupełnie innego. Ona jest taka przewidywalna. 

- Odwiedzisz ich jeszcze? – blondyn oparłszy się biodrem o framugę drzwi, obserwował jak brunetka, bez skrępowania ściąga przez głowę sukienkę, zostając w samej koronkowej bieliźnie. Kręcąc przy tym przecząco głową, co było jednoznaczną odpowiedzią na jego pytanie. Niall nie kontynuując tematu, przeszedł do innego: - Odpowiesz mi na jedno pytanie, Eleanor?

- A mianowicie? – założywszy spodnie dresowe i luźny podkoszulek, związała włosy w koński ogon, poczym przeszła do łazienki, by zmazać makijaż.

- Co właściwie miałaś na myśli zwracając się do mnie i Liama „Niam”? 

- Powinniście iść na randkę – powiedziała prosto, wyrzucając do zlewu zużyty wacik, sięgając po następny. Widząc zagubioną minę przyjaciela, dodała – tak, Niall. Taką poważną. 

- Ty naprawdę tak uważasz? – spytał niepewnie, stępując z nogi na nogę.

- Pewnie! Jesteście razem uroczy. Wasze spojrzenia są słodkie i tak cholernie niepewne, że to, aż boli. Horan, jeśli nic z tym nie zrobisz, skopię ci dupę.

- Nie zapomnij wyrzucić tego czegoś – wskazując na zaśmiecony zlew odwrócił się na pięcie, opuszczając łazienkę, na co dziewczyna wywróciła oczami. 

- Zadzwoń do niego! – zawołała; blondyn w odpowiedzi pokazał jej środkowego palca, kręcąc głową na wszystkie strony. – Albo naprawdę ci go odbiję… - dodała pod nosem, uśmiechając się lekko do swojego odbicia.





______________________________________

7 października minął rok od dnia, w którym wstawiłam pierwszy rozdział, pierwszego opowiadania., "Whipser of hope". Szybko, o wiele za szybko, ten czas minął. 

Przed nami jeszcze rozdział 30, epilog i "Begin Again" będzie kolejną historią, której powiemy "do widzenia". Czy to dobrze czy źle, to mam różne zdanie na ten temat. 

Miłego tygodnia, cześć. 

matrioszkaa. 

3 comments:

  1. Ten rozdział wydaje mi się za krótki. Ale i tak jest dobry. Oschłość mamy Eleanor mnie przeraża. Najgorsze jest to, że takie matki naprawdę istnieją...Aż zaczynam bardziej doceniać swoją.
    A może El powinna się spotkać tylko z ojcem? On wydaje się być bardziej wyrozumiałym, a kontakt z rodzicem często może być pokrzepiający...
    Niall, Niam. Och. Kocham. I nasz blondynek jest tu tak słodko uparty. Ach, ten środkowy palec. Chyba chciał być groźny i złośliwy, a wyszedł słodki, jak zwykle. I jak go nie kochać? Nie da się...

    Buziaki,
    @katie093

    ReplyDelete
  2. Aż nie chce mi się wierzyć, że tak niewiele zostało do końca... Mam wrażenie, że jeszcze tylu rzeczy nie wiem, a chciałabym się dowiedzieć, że mogłoby to zająć co najmniej dziesięć kolejnych rozdziałów...
    Po tym obrazie rodziców Eleanor, jaki przedstawiłaś w tym rozdziale, kompletnie nie mogę sobie ich wyobrazić w małym domu, pełnym rodzinnego ciepła... A już w zupełności matka nie pasuje mi do tego obrazka. Kobieta jest wyniosła niczym księżna.Choć muszę przyznać, że komentarz El o lenistwie matki trochę nie był na miejscu, skoro nie przyszła się tam kłócić ;) Mam wrażenie, że ona już na wstępie była na 'nie' jeżeli idzie o tą wizytę i bardziej odbębniła ją pod wpływem terapeuty. Wiele ostatnio zmieniła w swoim życiu, podjęła kilka ważnych decyzji, ale akurat do tej jednej nie wydawała się przekonana. Ewidentnie nie brakowało jej rodziców, skoro sama nie wpadła na pomysł odwiedzenia ich, czy choćby skontaktowania się z nimi... Może powinna spróbować utrzymać kontakt z ojcem? Wydaje się nie podzielać zdania żony, choć co to za ojciec, który pozwala tak traktować swoje dziecko? I co to za matka? A swoją drogą, ciekawe skąd biorą pieniądze na utrzymanie tego wystawnego domu i opłacenie służby... Czyżby wciąż siedzieli w kieszeni u Eleanor?
    Niall... Zawsze myślałam, że słowo 'słodki' w odniesieniu do faceta nie jest jakimś wielkim komplementem, ale jego można opisywać w samych superlatywach, a 'słodki' i 'uroczy' mogłabym odmieniać przez wszystkie przypadki ;) Mam nadzieję, że skorzysta z rady Eleanor, bo już nie mogę się doczekać prawdziwego Niama ;)
    I wciąż pozostaje pytanie: Co z Eleanor? Wszyscy odnaleźli swoje drugie połówki, a ona wciąż jest sama... Taki miałaś plan? Nie będzie happy endu dla tej dziewczyny? A może sam fakt, że żyje i ma cudownych przyjaciół (zamiast rodziny) ma być dla niej szczęśliwym zakończeniem? Cóż... Zobaczymy...
    Nie mogę wręcz wręcz doczekać kolejnego rozdziału...
    Pozdrawiam i życzę udanego tygodnia :)

    @KateStylees

    ReplyDelete
  3. Mam mały niedosyt co do długości rozdziału ale i tak jest zajebisty. Dziwne, ale nigdy się nie spotkałam z wrednymi i oschłymi mamami
    Rozmowa eleanor i nialla była dla mnie taka słodka aż powiedziałam na Głos "awwwwww"
    Moim ulubionym paringiem u ciebie to właśnie Niam (((((((((((((ale gdzie jest Larry?!?!))))))))))))
    Niech pan Irlandczyk umówi z Panem Brytyjczykiem!!!!! Już nawet krzyknęłam na plakaty!
    Z niecierpliwością czekam nn xx
    @Magie_Love_ xx

    ReplyDelete