Monday, December 24, 2012

Rozdział czternasty

Od matrioszki: A więc (tak wiem, nie powinno się tak zaczynać zdania. bla, bla, bla..) mamy 24 grudnia - Wigilię, oraz 21-ste pierwsze urodziny Louisa T. Z tej okazji (a może i nie z tej) dodaję rozdział numer 14 który napisany został oczami jubilata/solenizanta (obie nazwy mi się mylą, więc wybaczcie), w którym możliwe, że co nieco zrozumiecie. 
Mam nadzieje, że się nie przejedliście, że jesteście zadowoleni z prezentów, że miło spędziliście czas z rodzinom/bliskimi, że.. Och, no że po prostu Wasze marzenia się spełniły :) 
Miłego czytania i do napisania. 
Ps. Jeśli chcecie zostać poinformowani o rozdziałach, wpisujcie się do zakładki "Informowani", a jeśli ktoś pragnie mi posmapować, zapraszam do tej z napisem "SPAM". 
Dobranoc, Elfy! xx 


***

(Wrzesień/Londyn/2012rok) 

Louis 



Odpisała.. Co prawda nie mi, a Niallowi, jednak miałem pewność, że żyję i ma się dobrze. Możliwe, że nie wszystko stracone i ją znajdę. Musiałem ją znaleźć, bo bez niej moje życie nie jest już takie same. Jest smutne, beznadziejne, puste.. monotonne. Ona sprawiała, że monotonia z rutyną, przestała mieć znaczenie. Że każdy kolejny, nawet szary dzień, był pełen słońca i uśmiechu. Kiedy się pojawiała, mimowolnie się uśmiechałem, chociaż miałem zjebany humor. Chciałem by znowu była moim słońcem, by znowu była obok mnie, chodząc w mojej bluzce, z tym uroczym uśmiechem. Chciałem znowu siedzieć w jej sypialni, na tuzinie ołówków, luźnych kartek papierów, słuchając muzyki i po prostu rozmawiając na naprawdę błahe tematy, jedząc ciasto marchewkowe. Mocno i nieodwracalnie za nią tęskniłem.

Był jeden z tych naprawdę ciepłych dni, które w Londynie zdarzają się stosunkowo rzadko. Liam, chcąc poprawić mi humor wymyślił, że wykorzystamy miejskie rowery i pojedziemy na wycieczkę rowerową. Nie chciałem się z nim kłócić, ale nie ukrywałem, że wolałbym spędzić kolejny dzień w domu z laptopem przed nosem, po raz kolejny słuchając kompozycji, wykonanej przez Caroline, którą ktoś wspaniałomyślnie dodał na główną stronę jej uczelni. Grała naprawdę pięknie, aż wdech zapierało.

- No chodź, bo nigdy nie wyjdziemy! – Payne pociągnął mnie za bluzkę, zmuszając tym samym, bym w końcu się ruszył.

- Ale kiedy ja nie chcę iść – mruknąłem, wolno zakładając tenisówki.

Wróciło kolejne wspomnienie; jej urodziny, na które ubrała takie same buty, jak ja. Niby nic wielkiego, ale dla nas, a przynajmniej dla mnie uroczego. Pasowaliśmy do siebie, pod każdym możliwym względem. Ubieraliśmy się podobnie, woleliśmy lżejsze ubrania, niż eleganckie. Nienawidziliśmy wystawnych przyjęć i tłumów ludzi. Wolałem iść z nią na rowery, niż z Liamem. Wolałem - kogo ja właściwie próbuję oszukać? Wolałem, żeby siedziała tutaj, w Londynie, niż tam gdziekolwiek teraz była.

- Rozchmurz się, Lou, bo inaczej pomyślę sobie, że słońce nie robi na tobie żadnego wrażenia – Liam założył mi rękę na ramieniu, prowadząc w stronę punktu z rowerami.

Nie chciałem udawać, że wszystko jest okej, ale widząc tłum dziennikarzy, którzy dokładnie zaczęli się nam przeglądać, doszedłem do wniosku, że tak naprawdę odrobina uśmiechu, mi nie zaszkodzi. Nie musiałem robić tego dla siebie, ale dla Niej, żeby wiedziała, że mimo rozrywającego się na pół serca, umiałem poradzić sobie z jej nagłym odejściem. Miałem tylko nadzieje, że nie zorientuje się, jak mocno musiałem się wysilić, żeby ukryć swoje prawdziwe emocje. Była dobrym obserwatorem, więc ukrycie przed nią czegokolwiek graniczyło z cudem.

Liam zdecydował, że pojedziemy wzdłuż południowego brzegu Tamizy, następnie wjedziemy do Regent’s Park, gdzie zrobimy sobie rundkę, po której pojedziemy na obiad do japońskiej restauracji. Za nim jednak dojedziemy do Tamizy, musieliśmy przejechać obok Royal College of Music, która aż za bardzo kojarzyła mi się Nią. Nie wstydziła się, przed tłumem fanów, wskoczyć mi w ramiona; poprosić mnie bym tutaj przyjechał, chociaż było zimno, ciemno i deszczowo. Pokazała mi jej wnętrze, uchyliła kawałek swojej duszy, by następnie tak po prostu zniknąć. Gdyby wszystko dobrze się skończyło, zapewne teraz przyjechałbym po nią, bo skończyła wykłady.

Z budynku wyszła właśnie grupa studentek, ubrana w ten sam szkolny strój, w jakim niejednokrotnie widziałem Carol, wśród których dostrzegłem Olivię. Włosy przez te kilka miesięcy znacznie jej urosły, a także rozjaśniły się, przez promienie słońca, które zamieszkały w nich, na stałe. Zobaczywszy nas, lekko się uśmiechnęła, nieśmiało ruszając w naszą stronę, zupełnie tak jakby się bała, że za chwilę odjedziemy.

- Cześć, chłopaki – mruknęła, spuszczając wzrok, jakby czegoś się wstydziła.

- Hej, Olly – rzucił wesoło Liam. – Masz coś nowego?

Rozejrzała się nerwowo. Była naprawdę zdenerwowana. Jej wzrok uważanie zlustrował okolicę, nie pomijając przy tym ludzi po drugiej stronie ulicy. Kiedy jej oczy ponownie na nas spojrzały, mogłem zauważyć już nie tylko strach, ale także troskę. Zrobiła kolejnych kilka kroków, w efekcie czego stała przy nas jeszcze bliżej, wyciągając z torebki wielką szarą kopertę.

- Mam dość waszego stanu; zarówno twojego, jak i jej – zaczęła – to jest nieznośne. Od kiedy odpisała na e-maila Nialla, mojego jak i twojego tweeta, więcej się nie odezwała. Chcę, żeby wróciła, bo tak na dobrą sprawę, nie stało się nic poważnego. Ubzdurała sobie, że tak będzie lepiej i… W kopercie masz wszystko, naprawdę wszystko, Louis. Wszystkie odpowiedzi, a także jej nowy numer telefonu i adres, pod którym obecnie przebywa.

- Skąd… - chciałem zadać pytanie, jednak głos uwiązł mi w gardle.

- Dzwoniłam do jej starszego brata, co tak przy okazji, było trudne, bo nie przebywa tam gdzie ona, ale dowiedział się tego i owego, od rodziców. Na szczęście nie jest tak uparty, jak Caroline i bez problemów powiedział mi, gdzie przebywa. Ja nie dam rady. Mam pracę, oraz zajęcia, ale może tobie się uda, Louis? – spytała z nadzieją, stąpając z nogi na nogę, w przegryzając dolną wargę. – Ona strasznie się bała twojej reakcji, więc dlatego wyjechała. Wierzę jednak, że nie okażesz się być skurwielem, który po poznawaniu prawdy, zostawi ją, chociaż wcześniej tak bardzo się starał, by ją znaleźć.

- Nic nie rozumiem – przyznałem szczerze, mocno ściskając kopertę, w której ukrywały się odpowiedzi na pytania, które chciałem poznać.

Olivia uśmiechnęła się i nim zdążyłem, chociażby mrugnąć, uciekła. Podobnie jak Caroline, kiedy chciała doprowadzić mnie do szału.



Liam zrozumiał, że od wycieczki rowerowej po mieście, wolałem poznać odpowiedzi. Nie naciskał na mnie, zamiast tego pojechaliśmy do jego mieszkania, do którego mieliśmy najbliżej. Naszym towarzyszkami miały być Danielle i Eleonore, które chcąc wykorzystać nieobecność chłopaka, urządziły sobie babskie popołudnie. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, kiedy zobaczyłem kuferek z kosmetykami, tonę zużytych wacików, włączoną komedię romantyczną, dwie lampki wina i miskę popcornu, który właśnie El wsadzała sobie do ust. Widząc moją niewyraźną minę, mocno mnie do siebie przytuliła. Nie czułem jej bliskości, od kiedy ostatni raz spacerowaliśmy po parku, karmiąc kaczki. Schowałem twarz w jej brązowe, gęste loki, ciesząc się znajomym zapachem jej szamponu. Chciałem jej podziękować, za rzeczy, których mimo wszystko nie zmieniła.

- Sorki, że tak wpadliśmy, kiedy mieliście plany, ale… - zacząłem się tłumaczyć, kiedy Els odkleiła się ode mnie, pewnie prowadząc w głąb salonu.

- Nie przepraszaj, Louis – odezwała się Danielle, zgarniając wszystkie duperele, które zalegały na stoliku. – Mogę się tylko domyślać, jak ci ciężko. Siadaj i.. O, co za koperta?

- Olivia mu ją dała – wyjaśnił Liam, stawiając na stole kubki z mocną kawą.

Kiedy on ją zdążył zrobić?!
- Olly? – zapytała Dan, zabierając kubek Liamowi, za co została obdarowana mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Peazer uśmiechnęła się do niego słodko, zarzucając włosami, na prawe ramię. – Dobra z niej przyjaciółka. Widać, że dla waszej dwójki chce naprawdę dobrze. No, Louis, na co czekasz? Otwieraj tą kopertę, bo zrobię to za ciebie!

Wziąłem szybki łyk czarnej, mocnej kawy. Czułem przyjemne ciepło, które rozchodziło się po całym moim wnętrzu, dodając mi dziwnej otuchy. Chciałem jak najszybciej poznać odpowiedzi na pytania. Drżącymi rękami otworzyłem kopertę, wysypując jej zawartość na pusty już stolik. Tam było naprawdę wszystko.

Numer telefonu. Adres zamieszkania, który wskazywał na to, że Carol obecnie przybywała w swoim rodzinnym mieście, a to oznaczało, że żeby się z nią spotkać musiałbym lecieć do Polski. Czy byłem na to gotowy? Oczywiście, że tak. Dla niej mógłbym lecieć nawet do Australii, czy do Argentyny, byleby się z nią spotkać. Byleby znowu powiedzieć jej, jak mocno ją kocham i, że tęsknie.

- Louis… - usłyszałem wyraźnie przerażony głos jednej z dziewczyn. Spojrzałem na Danielle, która w dłoniach trzymała jakąś kartkę, jej wzrok utkwiony był w jednym punkcie. Widziałem jak jej wątła ręka, drży, zapewne lekko wstrząśnięta tym, co przeczytała - … właśnie poznałam powód jej wylotu.

Podała mi kartę. Wpatrywałem się w nagłówek, który głosił: Wyniki badań ginekologicznych. Musiałem przyznać, że nie rozumiałem ani słowa, dopóki wzrokiem nie zjechałem w dół. W oczy rzucił mi się tekst: Początek pierwszego trymestru.

Kartka opuściła moje dłonie szybciej, niż zdążyłbym chociażby mrugnąć. Bezszelestnie opadła na podłogę, przykrywając moje bose stopy. Oddech mi przyspieszył, serce zaczęło pracować ze zdwojoną mocą. Poczułem jak ręce mi się pocą, jednocześnie oblewając się zimnym potem. To nie mogła być prawda… Ona…

- Jest w ciąży – powiedziałem cicho, patrząc na swoje ręce, które drżały, równie mocno, co Dan. – Ona ma w sobie moje dziecko. Pierwszy trymestr…

- Ale to było w czerwcu, spójrz na datę – Dan, ponownie weszła w posiadanie kopii badań. – Ósmy czerwiec, dzisiaj mamy dwunasty wrzesień. Jest w trzecim miesiącu. Musisz, Louis, do niej jechać. Musisz z nią pogadać i ani mi się waż, wracać dopóki tego nie zrobisz, rozumiesz? Nie obchodzi mnie, czy zabłądzisz czy nie. Mam w nosie, czy swoją osobą, zrobisz sensację czy nie. Ty masz ją znaleźć.

Na moment zapanowała cisza. Słychać było tylko tykanie zegara, czy gwar za oknem.

- Będziesz ojcem, Louis. Masz teraz powód by dorosnąć – powiedziała spokojnie Danielle, przerywając ciszę wolno sącząc kawę Liama, który w tym czasie zrobił sobie nową. – Ona zapewne wyleciała, bo nie chciała stawać ci na drodze. Chciała, żebyś robił, to co robisz i nie przejmował się nią, ani obowiązkami, jakie na ciebie spadną.

- Nie możesz jednak uciekać od odpowiedzialności, Lou – włączyła się Els, ciepło się uśmiechając. – Ona nie zasługuje na to, żeby być sama. Musisz ją wspierać, bo widzę, że łączy was coś niesamowitego, magicznego. Więc rusz swoją seksowną dupę i leć do niej!

Wydarła się na mnie. Ta drobna, wiecznie uśmiechnięta, pomocna, wspaniałomyślna Eleonore, krzyknęła na mnie. Nie spodziewałem się tego po niej. Sądziłem raczej, że nie polubi Caroline, chociaż z drugiej strony nie miała ku temu żadnych powodów. Sama była w związku z nową osobą i z tego, co widziałem z jej wpisów na twitterze, była naprawdę szczęśliwa. Dla mnie chciała tego samego. Byłem jej wdzięczny, że pomimo bólu, jaki jej sprawiłem, nie odwróciła się ode mnie tylko została, jako moja przyjaciółka. Każdego dnia dziękowałem za to.

*** 

- Więc lecisz do Polski – rzucił Harry, siedząc na moim łóżku, tuż obok wielkiej czarnej walizki, do której wrzucałem kolejne ubrania. – Do kraju, w którym nigdy nie byłeś; którego nie znasz; w którym na sto procent się zgubisz.

- Tak, Harry, lecę – odpowiedziałem, kładąc na szafce nocnej paszport z innym dokumentami. – Muszę z nią porozmawiać, rozumiesz?

- Jak mógłbym nie rozumieć? Cher non stop, pyta się mnie, czy już coś postanowiłeś poza ciągłym wytykaniem sobie błędów i winy. Nie zapomnij tylko mapy miasta, może ci się przydać.

- Kupię na miejscu.

- O ile się z kimś dogadasz – mruknął, zaglądając do walizki. – Nie powiesz mi, czego się dowiedziałeś, prawda?

- Wybacz, Harry, ale nie mogę tego zrobić, dopóki z nią nie porozmawiam.

- No przecież rozumiem. Miałem jednak nadzieje, że dwuletnia przyjaźń coś dla ciebie znaczy i powiesz mi prawdę – chciał mnie wziąć na litość, jednak tym razem nie mogłem się mu oprzeć. Musiał zrozumieć, że są tematy, które nie są przeznaczone dla jego uszu; przynajmniej do czasu, kiedy nie spotkam się z Caroline, matką mojego dziecka. – Mam nadzieje, że z nią wrócisz, Louie. Cher chce zabrać ją na zakupy, kawę, spacer.

- Wróci, zrobię wszystko by tak się stało – obiecałem mu, czochrając jego gęste loki.

- No ja mam nadzieje, bo mimo wszystko nie lubię zakupów. Poprosiłbym Zayna, by jej towarzyszył, ale on spędza czas z Perrie, w jej rodzinnym mieście. Całe szczęście, że Cher tak wspaniałomyślnie pozwala mi czekać na siebie w kawiarni.

- Mimo wszystko, Carol się nie myliła, że między wami może coś być – zauważyłem, przeszukując komputer w celu znalezienia najlepszego lotu do Wrocławia. – Mam lot dzisiaj o jedenastej w nocy, albo jutro o siódmej rano.

- Leć o siódmej rano. W Polsce jest godzina do przodu, więc będziesz tam około dziewiątej trzydzieści. Ogarniesz się i na spokojnie pojedziesz do niej. Jestem pewien, że o dwunastej w nocy będzie już spała. Zresztą, kto normalny by nie spał? Tylko my musimy harować jak woły, by wstawać wczesnym rankiem. Swoją drogą poinformowałeś zarząd o swoich planach?

- Nie ma potrzeby. Skoro Zayn mógł wylecieć do South Shields, ja mogę do Wrocławia i Paulowi nic do tego, że to inny kraj.

- Chciałbym mieć twoją determinację, Louie – powiedział nagle.

- Przecież ją masz, Harry. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że twoja jest znacznie większa niż moja. Walczysz nie tylko o swoje cele, czy marzenia, ale także o nas. Swoich przyjaciół. Nie pozwalasz się nam załamać, czy poddać – cmoknąłem go w policzek, specjalnie mocno go śliniąc, by się rozpogodził. – Ale teraz spadaj do siebie, bo chcę iść spać. Rano czeka mnie naprawdę ciężki dzień.

- Nie zapomnij zarezerwować sobie biletu, Loueth – przypomniał mi, z łobuzerskim uśmiechem, nim zniknął za drzwiami mojej sypialni.

Przed pójściem spać zarezerwowałem bilet i ustawiłem sobie budzik. Zagapiłem się na zdjęcie, które miałem ustawione na wyświetlaczu. Była to jedna z niewielu fotek, które mieliśmy zrobione wspólnie. Miała na nich już ciemne włosy, z jasnymi końcówkami. Wpatrując się w nie, zastanawiałem się czy Carol znowu przeszła zmianę, czy postawiła na czerń, w której było jej naprawdę dobrze.

Śnij mój Aniele. Już niedługo nasze dusze znowu połączą się w jedność.

6 comments:

  1. Genialy rozdział, mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnią i Lou zaciągnie ją z powrotem do Londynu ;3

    ReplyDelete
  2. Haha, a ty wiesz, co ja sądzę. No, ale napiszę to jeszcze raz, chociaż literki mi się mylą. Uwielbiam twój styl pisania, kotku! Wesołych Świąt ho, ho, ho! Ps. To akurat wina przyjaciółki :D

    ReplyDelete
  3. Dobra. Już postanowione. Po świętach zapisuję się do jakiegoś psychologa, bo ze mną naprawdę coś jest nie tak. Może to jakaś depresja? Albo nadmiar wody w organizmie?
    Cudowny rozdział... Właśnie na to czekałam. Wręcz przestałam oddychać, gdy Olly dała mu tą kopertę. Miałam ochotę kazać się wszystkim zamknąć i dać mu ją w końcu otworzyć. Dowiedział się! Wszystkiego! I leci do Polski! Dlaczego Harry'emu nic nie powiedział? Zresztą nieważne. Leci do niej! Boże, on musi zabrać je obie... nie ich troje... znaczy ją i dzieci... w sensie Zuzę i ciążę... O matko! No wiesz o co mi chodzi :) Proszę, proszę... Niech je zabierze do Anglii i nie słucha żadnych jej głupot, że to dla jego dobra...
    Cudowny rozdział. Nie wiem czy to jednak jakaś magia świąt w ciebie wstąpiła, ale dziękuję ci za to. Po tamtym shocie, teraz taki boski rozdział... Ale nie byłabym sobą (a może właśnie nie jestem - okaże się po konsultacji), gdybym się nie rozryczała jak idiotka. I sama jestem tym zaskoczona. Wszystko super! Tak jak sobie wymarzyłam! Wspaniale! A potem przeczytałam ostatnią linijkę i... Niagara dosłownie ;) Leżałam w łóżku i wyłam w poduszkę jak jakaś nienormalna... Ostatnio zaczęłam się bać, że po tych głupich komentarzach, to mi jakiś zakaz komentowania się tu pokaże.. No, ale póki nie, to musisz mnie znosić z tymi moimi dziwactwami ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Trzymam kciuki, by znów wyć ze szczęścia (proszę...). Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.
    Wesołych Świąt xx

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    PS
    KOCHAM CIĘ :D

    ReplyDelete
  4. Na wstępie powiem ci, że powinnam dostać od Ciebie w łeb za to, że dopiero teraz komentuję twojego bloga.. Tak jak pisałam 2 posty wcześniej (chyba, o ile się nie mylę) przeczytałam od A do Z i po prostu.. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem. Dziewczyno, masz tak ogromny talent.. Niejednokrotnie wzruszałam się czytając któryś z rozdziałów. Dostarczyłaś mi tak wielu emocji..
    Nie ukrywam, że zaskoczyłaś mnie ciążą Caroline. Ten moment, gdy Lou dostał tą kopertę.. Leżałam i czytałam to mówiąc do siebie 'No otwórz to! Przeczytaj! No dalej! Proszę!'
    A gdy zdecydował się, że do niej jedzie.. Moja nieopisana radość :) Wspaniale pokazałaś tutaj kochanego Lou i jestem pod ogromnym wrażeniem..
    Miałam w tym komentarzu napisać mnóstwo rzeczy, ale najpierw muszę dojść do siebie po takich emocjach..
    Jedyne co mogę powiedzieć to chyba to, że cię kocham :D Ciesze się, że trafiłam na tego bloga i jesteś tutaj z nami i piszesz :)
    Czekam na kolejny! Buziaki! xx

    http://sensitive-loving-nasty.blogspot.com/

    ReplyDelete
  5. Olivia bardzo dobrze zrobiła. Bardzo! Louis poleci do Wrocławia, porozmawia z Caroline... Co też jej do łba strzeliło, żeby uciekać!
    Strasznie podoba mi się opis uczuć pana Tomlinsona. widać jak bardzo kocha naszą Polkę, jak bardzo się o nią stara. Caroline w ciąży... mam nadzieję, że zdecydują sie razem wychować malca i poukładają sobie na spokojnie zycie. muszą, bo zwariuję na miejscu! Kochana, życzę Ci weny, szczęśliwego nowego roku i wszystkiego czego sobie zapragniesz <3 Twoja Pluton

    + już jutro rozdział 20! :) http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/

    ReplyDelete
  6. Nie wyobrażasz sobie mojej radości kiedy czytałam o tym ja Olivia przekazała tą kopertę, w której znalazły się odpowiedzi na wszystkie pytania ;) Muszę się przyznać,że nie spodziewałam się tego,że Olivia jednak da mu tą kopertę ;) Kiedy wszyscy znaleźli się w mieszkaniu wszystkie emocje,które towarzyszyły bohaterom dały się we znaki także u mnie :) Miałam przed oczami Lou,do którego dochodziła myśl,że zostanie ojcem,że jego kochana Carol nosi w sobie jego dziecko..
    I ta podróż do Polski.. jestem ciekawa jak to będzie wyglądać, jak Lou się w tym wszystkim odnajdzie, no i przede wszystkim jak zareaguje Carol ;)
    Nie rozpisuje się bardziej tylko pędzę czytać kolejny rozdział ;)
    Pozdrawiam ;)
    @Paulkaaa_

    ReplyDelete