***
(Wrzesień/Wrocław/2012rok)
Caroline
„One Direction dało naprawdę dobre show na tegorocznej gali MTV VMA.”
„One Direction pokonało Justina Biebera. Zespół okazał się być bezkonkurencyjny!”
„One Direction na after party bez Louisa Tomlinsona.”
„One Direction już niedługo wydadzą nowy singiel.”
Wyłączyłam jedną ze stron na temat brytyjskiego zespołu, znacznie pogłaśniając radio, chociaż nie interesowałam się utworami, jakie grali. Chciałam tylko zagłuszyć myśli, odnośnie Louisa. Miałam nadzieje, że słowa beznadziejnie polskiej piosenki mi w tym pomogą, niestety prócz ciągłego odbijania się jego imienia w mojej głowie, niczym echo, nie słyszałam niczego więcej. Stawało się to coraz bardziej uciążliwe.
Jak miałam zapomnieć, kiedy On wciąż powracał?
Te jego nienaturalne zielononiebieskie oczy.
Ten jego szeroki uśmiech.
To jego wesołe usposobienie?
On cały…
Jak miałam żyć, kiedy w moim łonie rozwijało się Jego dziecko?
Ciężko westchnęłam, odchylając się na obrotowym krześle, przymykając powieki. W całym mieszkaniu prócz grającego radia, panował spokój. Zuza przebywała w przedszkolu, gdzie zostanie do godziny piętnastej. Rodzice wyszli do pracy, a brat nie mieszka tutaj od przeszło czterech lat. Byłam sama w czteropokojowym mieszkaniu, z pełną lodówką i pianinem w salonie. Zamiast grać na nim wolałam siedzieć przy komputerze, czytając kolejne newsy na temat mojego byłego… chłopaka.
Słysząc kolejne słowa piosenki Juli, definitywnie wyłączyłam radio online i wyszłam ze swojego pokoju, po drodze zarzucając na siebie bluzę z kapturem. Na boso przeszłam do kuchni, w której zdążyłam nastawić wody do elektronicznego czajnika, nim nie usłyszałam dzwonka do drzwi. Niechętnie przeszłam korytarzem do nich, zatrzymując się przed nimi, jakbym mogła przez nie zobaczyć, kto stoi po drugiej stronie. Niestety osoba stojąca na klatce, ani myślała przerwać dzwonienie. Przekręciłam zamek, poczym wolno otworzyłam drzwi.
Po drugiej stronie stał On. Uśmiechał się lekko, chociaż w jego niebieskich oczach dostrzec można było zagubienie. Nic dziwnego, przyleciał do miasta, którego tak na dobrą sprawę nie znał. Nim zdążyłam pomyśleć, o tym co robię, zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem, w momencie, kiedy zrobił krok do przodu.
Proszę uznaj mnie za niepoczytalną i odejdź – pomyślałam, opierając się plecami o odgradzającą nas ścianę.
- Nie odejdę stąd, dopóki nie porozmawiamy, Carol – usłyszałam jego miękki głos.
- Nic z tego nie będzie, Tomlinson – odpowiedziałam, chociaż moje gardło było suche na wiór. Oddychałam płytko, nienaturalnie. Miałam wrażenie, że zaraz się uduszę. – Idź sobie, do cholery! – krzyknęłam, mając nadzieje, że mnie posłucha.
Nie usłyszałam jego kroków. Chciałam jakoś go ocucić, by przejrzał na oczy i zostawił mnie w spokoju, nawet jeśli miałaby mnie później uznać za idiotkę. Niechętnie, ponownie otworzyłam drzwi. Wzięłam głęboki wdech i zwyczajnie mu przełożyłam. Uważnie obserwowałam jego minę, on jednak nadal się uśmiechał, wpatrując się w moje oczy. Czułam tak dobrze znany mi dreszcz, który pojawiał się ilekroć, spojrzał na mnie. Motylki w brzuchu, zatrzepotały skrzydłami, kiedy zjechał wzrokiem na mój brzuch.
On już wie…
- Znowu przefarbowałaś włosy – zauważył z łobuzerskim uśmiechem, wchodząc do mieszkania, chociaż go nie zaprosiłam. Kiedy ja nadal stałam w progu, on w tym czasie ściągnął buty, oraz bluzę, którą powiesił na hak. – Chyba woda ci się gotuje.
To mnie ocuciło. Niechętnie zamknęłam drzwi, minąwszy go, weszłam do małego pomieszczenia. Nie chciałam mu niczego podawać, ale mama by mnie zabiła, gdybym nie poczęstowała go chociażby herbatą. Usiedliśmy w salonie, po którym walały się zabawki Zuzy, jej kredki czy różne kolorowanki.
Milczałam, uparcie wpatrując się z bursztynowy napój, w którym widziałam swoje odbicie. Wychodziłam z założenia, że skoro pofatygował się, aż do Polski, miał ku temu wyraźny powód. Nie będę tą, która zacznie pierwsza. Nie miałam mu nic do powiedzenia.
- Olivia…
- Nie powinna się w to mieszać – przerwałam mu, chociaż chciałam by mówił dalej, więcej. Przez te trzy miesiące, kiedy nie mogłam go słyszeć na żywo, bez przerwy puszczałam ich piosenki, oczywiście robiłam to tylko wtedy, kiedy nie było moich rodziców, bądź już spali. Przy nich grałam twardą, na łzy pozwalałam sobie w nocy. – Tak właściwie, to dlaczego tutaj przyleciałeś? Dlaczego nadal tutaj jesteś, skoro zatrzasnęłam ci drzwi przed nosem i dałam w twarz? Dlaczego chcesz cokolwiek wyjaśniać?
- Kto powiedział, że chcę cokolwiek wyjaśniać? – spytał wyraźnie zainteresowany.
- Och, proszę cię, kto normalny, tak nagle przylatuje do innego kraju bez wyraźnego powodu? Zawsze jakiś jest.
- Przynajmniej się do mnie odzywasz – zauważył sucho, na co moje serce wydało z siebie dziwne drganie.
Nigdy nie słyszałam w jego ustach takiego tonu. Zawsze radosny, pełny życia.
Boże, co ja z nim zrobiłam?!
- Dlaczego bez słowa wyjechałaś? Dlaczego nie zostawiłaś mi żadnej informacji? Dlaczego mnie ignorowałaś? Dlaczego… Pamiętasz, jak pewnego wieczoru kazałaś mi zadawać pytania, które spędzały mi sen z powiek? Pamiętasz, jak sama nalegałaś, bym pytał o twoje życie, by lepiej cię poznać?
Wbrew sobie, kiwnęłam głową, odstawiając na stolik kubek z herbatą. W końcu musiało do tego dojść. Powtórka z rozrywki, dała o sobie znać. Louis także odstawił swoje naczynie, stawiając je na drugim końcu stołu. Złapał moje dłonie, palcami muskając bransoletki, które widniały na nadgarstkach. Wiedziałam, że tym gestem, sprawdzał, czy przypadkiem nie przybyło mi ran. Nie, nie cięłam się. Było to moje ciche postanowienie, dla rodziców, Zuzy, brata, ale przede wszystkim dla tej kruszynki, która rozwijała się we mnie.
- Chcesz prawdy? – spytałam drżącym głosem, wciąż czując na swoich rękach, jego uścisk. Odważyłam się podnieść wzrok. Wpatrywał się we mnie, a z jego oczu bił spokój, oraz… miłość. Uczucie w tak silnej postaci, że mógłby góry nią przenosić. Poczułam się okropnie. Po tym wszystkim, co mu zrobiłam, on nadal coś do mnie czuł. – To posłuchaj mnie bardzo uważnie, bo dwa razy nie będę powtarzać – ostrzegłam, przybierając nie tylko poważny ton głosu, ale także poważny wyraz twarzy. Musiałam złamać mu serce, żeby się wreszcie obudził. Żeby dał mi święty spokój. Żeby… zapomniał. – Nienawidzę cię, do diabła! Byłeś skokiem w bok. Oderwaniem się od rzeczywistości. Przelotnym romansem. Nigdy cię nawet naprawdę nie kochałam.
- Przestań – poprosił słabo.
Wyszarpnęłam dłonie z jego uścisku, wstając z miejsca.
- Nie przestanę, bo wszystko się skończyło, Louis. Śmiech, łzy, marzenia, pocałunki.. One nie mają żadnego znaczenie. Nie kocham cię – powtórzyłam, zadając nam obu kolejne dźgnięcie pełne bólu. – Wyjdź stąd.
Nie zarejestrowałam momentu, kiedy opuścił moje mieszkanie. Jego brak zauważyłam dopiero w momencie, kiedy usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Wytarłam oczy, chociaż mój rozmówca i tak nie mógł zobaczyć mojej twarzy, poczym wydobyłam telefon z kieszeni swoich luźnych dresów. Po numerze poznałam, że dzwonili z przedszkola, Zuzy.
- Słucham? – powiedziałam spokojnie, siląc się na wesoły ton, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. Wręcz przeciwnie, miałam ochotę płakać tak długo dopóki starczy mi sił, by po krótkiej przerwie, zacząć płakać od nowa. Bolała mnie głowa, wszystkie mięśnie, ale najbardziej cierpiało serce, które w tym momencie było roztrzaskane o podłogę na kilkanaście drobnych kawałków.
- Karolina? – usłyszałam po drugiej stronie zmartwiony głos przedszkolanki.
- Tak, to ja. Stało się coś? Coś z Zuzą? – wyrzucałam z siebie pytania, odsuwając na bok Louisa i jego wyraźnie smutne oczy. Córka była dla mnie znacznie ważniejsza.
- Źle się czuje. Ma podwyższoną temperaturę, czy możesz po nią przyjechać? Nie chcę by się męczyła w przedszkolu.
- Oczywiście – odkaszlnęłam, czując suchość w gardle, na rewelacje zaserwowane przez wychowawczynię mojej córeczki. – Będę do trzydziestu minut.
- W porządku. Siedzi z pielęgniarką. Jak przyjdziesz, powiadom mnie tylko, że ją zabierasz, dobrze? Ja muszę siedzieć z pozostałą grupą.
- Jasne, nie ma problemu. Do zobaczenia.
Rozłączyłam się, z powrotem chowając telefon do dresów. Zgarnęłam kubki z wciąż ciepłą herbatą, odstawiłam je do zlewu, poczym poszłam do pokoju, by przebrać się w coś bardziej… wyjściowego. Luźną koszulkę Huberta, zamieniłam na żółty top, na który ubrałam szeroką bluzę z kapturem, wszyscy na osiedlu i tak wiedzieli, o mojej ciąży, więc nie musiałam jej ukrywać; z drugiej strony wszyscy, którzy mnie znali, znali także moje zamiłowanie do takich ubrań. Spodnie dresowe zamieniłam na luźne bojówki; na stopy ubrałam czarne skarpetki, które raczej nie należały do najczystszych. Telefon wsadziłam do przedniej kieszeni spodni, dokumenty do tylniej, klucze od mieszkania w ręce. Gotowa wyszłam z mieszkania, dokładnie zamykając drzwi na klucz. Nie widziałam nigdzie Louisa, miałam więc nadzieje, że pojechał do hotelu i jeszcze dzisiaj, wróci do Londynu. Po tym co mu powiedziałam, nie miał powodu by zostać w tym mieście dłużej niż to konieczne.
Przechodząc ulicą, którą w czasach szkolnych szłam niemal codziennie, rozglądałam się na boki, zupełnie tak jakby zza rogu miał zaraz ktoś wyskoczyć. Przez pierwszy tydzień mojego pobytu tutaj, na każdym kroku spotykałam albo fanów Louisa, albo paparazzich, którzy przylecieli za mną. Naprawdę nie rozumiałam, dlaczego. Nie byłam ani trochę znana, a to, że miałam mały romans z Tomlinsonem, o niczym nie świadczył.
Skręciłam w prawo, skąd miałam już niedaleko do beżowo-niebieskiego budynku przedszkola, do którego i ja chodziłam. Przeszłam przez czerwoną furtkę, by następnie wejść do środka. Wszędzie panował gwar, śmiech i lekki odór potu z czymś, co dla mnie było wymiocinami. Kręcąc głową, wdrapałam się na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się grupa druga, do której chodziła Zuza. Jej opiekunką była niewiele starsza ode mnie dziewczyna, Luiza, która była na ostatnim roku pedagogiki dziecięcej. Widząc ją całą w zielonej farbie uśmiechnęłam się szerzej, chociaż serce nadal mnie bolało. Poinformowałam ją o swoim przyjściu i ruszyłam do gabinetu pielęgniarki. Zuza leżała na kozetce, z główką zwróconą do drzwi, także jak od razu weszłam, uśmiechnęła się do mnie blado. Blond włosy, które rano zawiązałam jej w dwa warkoczyki, były rozpuszczone, przyklejone do czoła przez pot. Kucnęłam przed nią, łapiąc w dłonie, jej drobne rączki, jednocześnie gładząc ją po głowie. Była taka krucha, bezbronna. To ona w tej rodzinie cierpiała najmocniej. Pożegnałam się z pielęgniarką i z Zuzą na rękach wyszłam z pomieszczenia. Zabrałam jeszcze wszystkie jej rzeczy, poczym opuściłam teren przedszkola.
Zuza usnęła mi na rękach, nim zdążałam chociażby wejść na swoją ulicę. Jej miarowy oddech działał na mnie kojąco, uspokajając rozszalałe serce, które biło zdecydowanie mocniej, ilekroć umysł podsuwał mu obraz Louisa i jego niebieskich tęczówek. Przebudziła się, kiedy stanęłam w miejscu, widząc go przed swoim blokiem. Zuza, mocniej owinęła dłonie wokół mojej szyi, chowając twarz w rozpuszczone włosy. Louis miał rację, znowu zmieniłam fryzurę. Powróciłam do swojego naturalnego koloru, jakim był jasny blond, dodając pasemka w jasnych prawie neonowych kolorach; zielonym i różowym. Zuza ciekawym, dziecięcym spojrzeniem zerkała na chłopaka, który trzymał w dłoniach czekoladowego misia, z wielkim serduszkiem i napisem po polsku „Przytul mnie.” Wiedziałam, że raczej na pewno nie zna jego znaczenia.
Czemu ona na niego nakrzyczała, czego go wyrzuciła z domu ? :C Oni mają być razem, muszą bo nie przeżyję, on wcale nie był jakimś przelotnym romansem i ona go kocha, zawsze kochała. Trochę nie rozumiem tego zdania ''Zuza ciekawym, dziecięcym spojrzeniem zerkała na chłopaka, który trzymał w dłoniach czekoladowego misia, z wielkim serduszkiem i napisem po polsku „Przytul mnie.” Wiedziałam, że raczej na pewno nie zna jego znaczenia'' To Louis trzymał to wszystko, ale jak Zuza ciekawym spojrzeniem zerkała jak pisałaś, że zasnęła? Pewnie ja po prostu jestem tak nie ogarnięta i nie zrozumiałam, no cóż, Rozdział jest świetny, nie przejmuj się. Czekam na kolejny @Agata10028 ♥
ReplyDeleteReakcja Caroline była niestety do przewidzenia, to twarda dziewczyna, i za bardzo jej na nim zależy żeby go 'obarczyć' i zablokować karierę dzieckiem, które jestem pewna że Louis kocha tak mocno jak ją. Krzycząc te wszystkie słowa "Nienawidzę Cię, Nie Kocham" chyba złapała się ostatniej deski ratunku, zadając sobie przy tym kolejne ciosy. Sobie i jemu. Ale on nie odpuści, widać że mu na niej bardzo zależy, i zawsze wraca, tak jak teraz z misiem.
ReplyDeleteJestem bardzo ciekawa kolejnego rozdziału, rozmowy Louisa i Carol, która chyba nastąpi.
Nie wiem czy czytałaś mój wcześniejszy komentarz pod rozdziałem 13, ale jeżeli tak to wiedz, że przez Ciebie wypiłam zimne kakao.
~Eirene
Dobrze wiesz jak bardzo ucieszyłam się,gdy dodałaś rozdział, na który tak bardzo czekałam :) Spodziewałam się po części tego, że reakcja Caroline na pewno nie będzie taka, że rzuci się Lou w ramiona, gdyż to nie byłoby.. zaskakujące. Czytałam ten rozdział z oczami na wierzchu, a w dodatku czułam jak moje serce z sekundy na sekundę biło coraz szybciej.. Gdy wypowiedziała te słowa: "Nienawidzę cię, do diabła! Byłeś skokiem w bok. Oderwaniem się od rzeczywistości. Przelotnym romansem. Nigdy cię nawet naprawdę nie kochałam." czułam jakby mnie samej pękało serce.. Nie sądziłam, że powie do Lou coś takiego.. Co ja wtedy czułam? Złość, smutek? Byłam zła na Carol, że jest taka uparta.. Bo kochają się wzajemnie i darzą takim uczuciem, a ona zrobiła mu na przekór.. Jednak ja wierzę w nich i wiem, że dadzą radę, a Lou nie zrezygnuje z niej, nie zrezygnuje z nich... Jednak na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech, kiedy na koniec rozdziału przeczytałam, że znowu się pojawił i nie zrezygnował :) Dziewczyno, doprowadzasz mnie to tak dużych emocji, że... echh :) Po prostu jesteś niesamowita i doskonała w tym co robisz :) A ja czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, który mam nadzieję pojawi się niebawem :)
ReplyDeleteŻyczę ci weny i przesyłam buziaki! ♥
http://sensitive-loving-nasty.blogspot.com/
Hej, hej!
ReplyDeletePewnie jeszcze mnie nie kojarzysz, bo jestem tutaj po raz pierwszy. przeglądałam sobie komentarze na blogu @KateStylees i coś nie pozwoliło mi nie wejść na Twojego bloga. i Uwierz nie żałuję, że tutaj wpadłam. hmmm od czego mam zacząć? wiesz co? myślałam, że to jest jakieś banalne opowiadanie, ale ono jest takie realistyczne, dojrzałe i Ty to tak świetnie opisujesz... a wiem, że Kate czyta również Twojego bloga, więc on nie mógł by być zły. :)
Teraz trochę do rozdziałów, dobrze?
Boże, ja już "sikałam" z ciekawości, kiedy przeczytałam, że Lou leci do Caroliny do Polski. Kurczę, myślałam, że dziewczyna rzuci mu się na szyję i powie, jak bardzo za nim tęskinła.. boże jak ja chciałam, żeby tak było... no powoiedz mi dlaczego ona była taka?? przecież ona go kocha. to prawdziwa miłość, a nie żaden kurczę romans. trzy razy nieeee. ona musi być z Lou, wcześniej czy później, ale obiecaj mi, że oni będą razem, proszę! skłaniam Ci pokłony, błagm na kolanach! A Lou będzie miał powód, żeby dorosnąć, bo będzie tatusiem. jak go nie widzę w tej roli, ale napewno tak to świetnie napiszesz, że mnie przekonasz, po pierwszym słowie, które napiszesz. to dziwne, ale przez ten czas, kedy zaczęłam czytać Twojego bloga, przywiązałam się do bohaterów, barzdiej niż do iinych bohaterów, innebgo opowiadania., które czytam np. z 4 miesiące. nie wiem, ja Ty to zrobiłaś, ale kurczę! Opanowałaś mój umysł tym opowiadaniem. Nie wiem jak Ty to zrobiłaś, ale lekarstwem będzie chyba to, ze przeczytam następny rozdział. I błagaaam niech ona weźmie tego misia i rzuci się na tą jego ojcowską szyję!! no bo jak, przepraszam barzdo, można nie kochać Louisa? Dobrze, że Lou myśli trochę i nie powiedział Stylesowi i ciąży, bo to by było ttrochę takie... no dziwne. a niech styles dupy nie obraża, bo się dowie, prawda? mam nadziję, ze dowie się, gdy Caroline przyjedzie z nim do ANgli... :) ufff ale się rozpisałam... ale cóż każdy, który ma bloga, którego czytam to nie zaprzeczy,ze mam zdolność do rozpisywania się. ale widzę że dziewczyny powyzej też nie pisały krótkkich komentarzy, więc równeiż napisałam, nie obrazisz się? wybacz., ale taka już jestem. moim zdaniem Twój blog jets taki bardzo realisttyczny i uwzględnia też takie sprawy na które możemy się natknąc w życiu.. no hmm . Dobra Ula!! kończ! kończę kończę, bo pewnie juz powoli zasypiasz, ale nie mogłam się powstrzymać, botak bardzo cjciałam żebyś poznałą moją opinię. dobbbra! kończę już.aa i jeszcze dodałam do obserwowanych, bo uznałam Twojego bloga za wyjątkowego, który już ma honorowe miejsce w zakładkach :)
Całuski i do następnego i weny Ci życzę, żeby astępny był również wspaniałay jak ten :)
(to dziwne,że już teraz Ci to mówię, ale opętałąś mnie- kocham Cię(jako blogerkę))
dobra ja już naprawdę kończę iiiii? do zobaczenia :)
http://1dopowiadania123456.blogspot.com/
Peanuts :) (69Ula69)
Ppapaptki :*
mam nadzieję,że się nie obarzisz, że tak się rozpisałam... :)
Normalnie jestem w szoku! Nie popłakałam się! Terapia działa ;) Albo sama już nie wiem jakie może być wytłumaczenie.
ReplyDeleteWprost nie mogę uwierzyć, że ona przepełniona ta miłością do niego i otulona z każdej strony tęsknotą... Że ona była w stanie powiedzieć te wszystkie kłamstwa... Przez moment zamarłam. Nie mogłam zrozumieć jakim cudem on tak szybko się poddał i wyszedł, ale już po chwili uśmiechałam się... Louis, którego zdołałam poznać dzięki twojemu opowiadaniu, on nie poddałby się tak łatwo :) A swoją drogą powinien sobie zainstalować tłumacz polskiego w iPhonie ;) Może się przyda? A może już ma i wybór misia jest nieprzypadkowy ;D
Naprawdę się nie popłakałam, ale... mam ochotę wyć, że tak mało! Przeczytałam tak szybko, że musiałam jeszcze raz, bo nie mogłam się rozstać... Z niecierpliwością czekam na kolejny.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.
Happy New Year !!!
Całuję xx
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
Siedzę i zastanawiam się co sensownego napisać.. Po przeczytaniu tego co wydarzyło się w tym rozdziale wprost odjęło mi mowę.Nie tak to sobie wyobrażałam, wiedziałam że Carol ma charakter, ma swoje zdanie natomiast nie przypuszczałam,że powie do Lou coś takiego.Kiedy czytałam ich rozmowę po prosu nie wierzyłam.. Przecież ona go tak kocha, urodzi jego dziecko, była z nim szczęśliwa.A tu nagle skok w bok?Nie kocham Cię? Nie chcę myśleć przez jakie katusze przechodziła Carol wypowiadając te słowa,i ciągle się zastanawiam jak jej to w ogóle przeszło przez gardło.Naprawdę ogromnie mnie zaskoczyłaś ;)
ReplyDeleteJestem też bardzo ciekawa co działo się w głowie Lou po tym co usłyszał,co było jego pierwszą myślą, jakie emocje wywołały słowa Carol.. W mojej głowie w tym momencie pojawiło się tysiące pytań..
Po tym spojrzałam na postać widniejącą po prawej stronie i jak tylko zobczyłam Lou pomyślałam on się nie podda, nie ma takiej opcji, nie odpuści ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały Twojego opowiadania :)
Pozdrawiam, buziaki ;)
@Paulkaaa_
PS Mam pytanie.Czy istnieje taka możliwość żebyś informowała mnie na tt o nowych rozdziałach? ;>
I co ja Ci mogę napisać? Na pewno takiej części się nie spodziewałam. Ale też tego ,że rzucą się w swoje ramiona. Moim zdaniem Louis , po jej "wyznaniu" powinien powiedzieć jej ,żeby nie pierdoliła głupot i powiedziała prawdę ,bo on sam ją zna. Chce po prostu usłyszeć to z jej ust. Wszystko komplikuje ta cała upartość Carol. Ona chce dla wszystkich dobrze ,a wychodzi jeszcze gorzej dla siebie , cierpi. Jeszcze dreszczyku dodaje kiedy musi iść po Zuzę do przedszkola. Nie wiadomo , czy Louis wróci , czy może da sobie spokój. Cały czas w uszach brzęczą mi jej słowa. Ciarki były nie do zniesienia. Co do misia z napisem , pewnie wie co to znaczy. Każda rzecz ma tutaj duże znaczenie. Ciekawi mnie co zrobi Carol , znów go wyrzuci? Mam nadzieję ,że zmieni zdanie i wróci do Londynu razem z zuzą. Czekam na dalczy ciąg.
ReplyDeletePozdrawiam ; ]