Ten kto chce być informowany o nowych rozdziałach niech wpisze się w zakładce "informowani", co? :)
Chcę Wam jeszcze życzyć: dobrego, pogodnego i spokojnego Nowego Roku 2013. Żeby był dla Was czymś wyjątkowym, żebyście w nim spełnili swoje marzenia, pokonali niemożliwe i uwierzyli w siebie. Tak przy okazji, ja bym chciała uwierzyć w siebie.. Ech.. No nic, nie przedłużając - zapraszam do czytania i, może skomentowania?
Miłego dnia, Miśki! xx
***
(Wrzesień/Wrocław/2012rok)
Caroline
- Czego chcesz? – spytałam spokojnie, patrząc na punkt za nim, nie chcąc się rozpraszać widokiem jego magnetycznego spojrzenia, od którego przechodził mnie dreszcz, a serce biło znacznie mocniej niż powinno. – Chyba dałam ci jasno do zrozumienia, że masz spadać, bo…
- Kocham cię, do cholery – przerwał mi, wymachując dłonią. – Nie pozwolę ci znowu odejść, rozumiesz? Przez ostatnie trzy miesiące, myślałem tylko o tym, co robisz. Jak się czujesz. Czy niczego ci nie potrzeba. A przede wszystkim, dlaczego odeszłaś. Przez trzy miesiące Olivia milczała jak zaklęta, niczego mi nie mówiąc. Wyleciała nawet do Irlandii, na dwa tygodnie. Na początku sądziłem, że właśnie tam siedzisz, ale Niall rozwiał moje wątpliwości, mówiąc, że odwiedzała rodzinę.
- Przestań.
- Nie przestanę, póki nie przetrwamy. Ja w nas wierzę, dlaczego ty nie możesz? Dlaczego nie dasz mi szansy, na bycie ojcem? – spytał z błaganiem i smutkiem w głosie.
Spojrzałam na niego przerażona.
- Wiem, o wszystkim. Jesteś w trzecim miesiącu ciąży. To moje dziecko? – jedyne, co byłam w stanie zrobić to kiwnąć głową. Zuza, przeskakiwała wzrokiem ze mnie, na Louisa i z powrotem, zapewne zastanawiając się, o co chodzi. Uśmiechnęłam się do niej łagodnie, tym samym dając jej do zrozumienia, że wszystko jest w porządku.
- Niczego od ciebie nie chcę, Louis – mruknęłam, mając nadzieje, że mnie nie usłyszy.
Zrobił kilka kroków do przodu, podając Zuzie pluszaka, którego odebrała niemal natychmiast, uśmiechając do niego promiennie. Postawiłam ją na ziemi, bo zaczęła mi się wyrywać. Podała mi na chwilę misia, wymigując do Louisa „dziękuję.” Chłopak spojrzał na mnie, zagubionym wzrokiem.
- Podziękowała ci w języku migowym – wyjaśniłam. – A to znaczy: Nie ma za co.
Pokazałam mu gesty, których łatwo się nauczył, pokazując je dziewczynce, na co ona, rzuciła się mu na szyję. No i niech mi ktoś teraz powie, że ona jest chora, a roześmieje się mu w twarz. Wywróciłam teatralnie oczami, obserwując jak Louis podnosi dziewczynkę z ziemi. Zuza wpatrywała się w niego, jak w obrazek, rączkami badając strukturę jego twarzy. Brwi, powieki, policzki, nos, usta. Wszystko dotykała bardzo dokładnie, jakby chciała się go nauczyć na pamięć. Oderwała na chwilę od niego ręce, wymigując mu:
- Ładny jesteś.
- Nie przetłumaczę ci tego. Domyśl się – odpowiedziałam na jego nieme pytanie.
- Jak mam się domyślić? To czterolatka, na Boga! – krzyknął, chociaż nie było to konieczne. – One mają inny sposób komunikacji i przekazywania swoich myśli.
- Szczególnie głucha czterolatka – rzuciłam cierpko, zakładając ręce na piersi. – Louis, zostaw mnie i moją rodzinę w spokoju. Ładnie cię, o to proszę. Nie potrzebuję twoich pieniędzy, twojej obecności. Mogę sama wychować dziecko, w końcu mam już w tym wprawę.
- Spędź ze mną ten dzień – poprosił łagodnie, całkowicie ignorując moje słowa. – O nic więcej cię nie proszę. Jeśli pod koniec nadal będziesz chciała, bym zniknął; zrobię to, na zawsze. Nigdy nie zadzwonię, nie napiszę. Postaram się zapomnieć. Ale mam jednak nadzieje, że zmienisz zdanie i pozwolisz mi zostać w swoim sercu, bo wierzę, że mimo wszystko nadal tam jestem.
- Myślę, że to uczciwe – mruknęłam, niechętnie kierując swoje kroki w stronę najbliższego placu zabaw.
Zuza wyrwała się z jego objęć, biegnąc w stronę atrakcji, oraz małej rudej dziewczynki, która stała przy krawędzi zjeżdżalni. Obserwowałam jak moja córka, coś jej pokazuje, uśmiechając się przy tym. Miała w sobie tyle ciepła i poczucia pewności siebie, że nawet głuchota jej w tym nie przeszkadzała. Rudowłosa kiwnęła głową, odważając się zjechać z zjeżdżalni. Blondynka spojrzała na mnie z triumfem wymalowanym na twarzy. Odpowiedziałam tym samym, wyciągając dodatkowo kciuk do góry.
Usiedliśmy na jednej z ławek, chociaż ja wolałam uciec stąd najdalej, jak się dało. Przytłaczała mnie jego obecność. Jego zapach. Uśmiech. Spojrzenie. To jak Zuza się przy nim zachowywała. To jak on na nią reagował.
- Gratuluję zgarnięcia trzech statuetek na VMA – rzuciłam niby od niechcenia, nie chcąc siedzieć w kompletnej ciszy. Louis spojrzał na mnie, uśmiechając się szerzej. – Głosowałam na was – dodałam niepotrzebnie, czując się jak idiotka.
- Mogłem się tego spodziewać, w końcu jesteś Directionerką – odpowiedział pewnie. – I dzięki. To naprawdę wiele dla nas znaczy.
- Słyszałam waszą mowę. Nie powiem, żeby była oryginalna.
- Powiedziałabyś coś znaczenie lepszego?
- Och, no oczywiście. Powiedziałabym, że dziękuję za znoszenie mojej dziecinady.
- Tak, to z pewnością byłoby oryginalne. Cher o ciebie pytała i Danielle.
- Piszę z nimi na twitterze, oraz e-maile. Chciały być miłe, w stosunku do ciebie.
- Dlaczego wszystko odbierasz tak chłodno. Cierpko, gorzko. Wydaje mi się, że tylko Zuza jest w stanie wykrzesać z ciebie uśmiech.
- Nic ci do tego, Louis – mruknęłam.
Chciałam spokoju. Wrócić do domu, podać Zuzie obiad, pobawić się z nią, do powrotu mamy, a następnie iść spać, by następnego dnia robić dokładnie to samo, co dzisiaj. On jednak miał inne plany. Misia, którego uparcie trzymałam w dłoniach, dał na przechowanie starszej parze, która o dziwo, go zrozumiała, chociaż nie odezwał się do nich ani słowem, poczym pociągnął mnie w stronę wolnej huśtawki. Siłą zmusił mnie, bym na niej usiadła i nim zdążyłam z nim zeskoczyć, popchnął ją mocno.
- Louis! – pisnęłam, kiedy huśtawka nabrała rozpędu. – Przestań!
- Przecież to ulubiona forma rozrywki dzieci – zauważył i mogłabym przysiąc, że się uśmiechnął. – A dla mnie, właśnie nim jesteś.
- Nie jestem – zaprzeczyłam, kiedy nogi ponownie zawisły mi nad ziemią. – Nie jestem – powtórzyłam, kiedy moje oczy spotkały się z jego.
- Jesteś pewna? Dla mnie, to wygląda inaczej.
- Niby jak? – zainteresowałam, nie piszcząc już, czy nie prosząc by przestał. Podobało mi się. Było miło, chociaż zupełnie nie tak jak powinno być. Miałam się na niego dąsać, nie dać się ponieść emocjom, a zamiast tego, robiłam wszystko na opak.
- Jesteś najbardziej upartą osobą, jaką znam.
- Upartość to cecha wrodzona. Ty też taki jesteś. Kto ci każe tutaj siedzieć?
- Moje serce – odpowiedział, jednocześnie zatrzymując huśtawkę. – Kocham cię, Karolina i nie zmienisz tego, nawet dając mi w twarz.
Zerknęłam na jego policzek, na którym wyraźnie widać było odcisk mojej dłoni. Nerwowo przegryzłam dolną wargę, czerwieniąc się kiedy doszło do mnie co zrobiłam. Doszczętnie go zraniłam; nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Louis zamiast ciskać we mnie piorunami, uśmiechnął się szerzej, przejeżdżając palcami po moich włosach. Podobało mi się. Naprawdę mi się to podobało.
- Ładny kolor włosów i te pasemka – powiedział, zaplątując sobie końcówki wokół swoich długich palców, stworzonych do grania na pianinie. – Urosły ci.
- Miały na to trzy miesiące. To mój naturalny kolor włosów, Louie – szepnęłam, obserwując jak się nimi bawi. – Miałam do nich nie wracać, ale po czarnej farbie, jaką im zaserwowałam i wcześniejszej czerwonej, zdałam sobie sprawę, że nie mogę ich tak dłużej obciążać. Fryzjerka pomogła mi wybrać lżejszą farbę i… Czy ja naprawdę opowiadam ci, o swoich włosach, kiedy moje dziecko robi dziwne akrobacje na drabinkach? Jestem popieprzona.
- Słodko popieprzona – zgodził się ze mną, uśmiechając się czarująco.
Resztę dnia spędziliśmy na placu zabaw, robiąc sobie małą przerwę na obiad, który Louis wspaniałomyślnie nam postawił. Okazało się, że ma razem z Zuzą podobne gusta kulinarne. Oboje lubią frytki z dużą ilością ketchupu. Po obiedzie wybraliśmy się na spacer, w czasie którego Louis gonił Zuzę, uważając przy tym by dziewczynka nie wybiegła na ulicę. Wraz ze zbliżającym się zachodem słońca, po około trzydziestu telefonach od mojej mamy i dwóch połączeniach do Louisa, wracaliśmy do domu.
Zuza szła przed nami, podrzucając do góry misia, co jakiś czas pokazując mu coś w języku migowym, na jednej dłoni. Uśmiechałam się na ten widok. Nagle poczułam, jak coś, łączy się z moimi palcami. Spojrzałam w dół, widząc tak dobrze znane mi dłonie. Ścisnął mnie mocniej, jakby tym gestem obiecywał mi szczęście, bezpieczeństwo. Miłość. Kochałam go, byłam tego pewna, ale nie byłam pewna jutra. Tego, jak zareagują ludzie, kiedy dowiedzą się, kto jest ojcem mojego dziecka. Co powiedzą media, jego fanki, zespół, zarząd…
- Nie mogę, Louis – szepnęłam, wyplątując swoje palce z jego uścisku. – Nie mogę ci tego zrobić. Ty musisz żyć jak dotąd. Beze mnie.
- Nie rozumiem. Byłaś szczęśliwa, uśmiechałaś się.
- To pozory, Louis. Cholerne pozory. Niczego nie zmienisz czułymi słówkami, gestami, prezentami. Będziemy mieli dziecko, ale tylko jedno z nas przyjmie za nie odpowiedzialność i to nie będziesz ty. Nie możesz zostawić zespołu. Nie zawiedziesz fanów, czy swoich szefów, bo ja jestem w ciąży. Nie zrobię ci tego.
Płakałam. Już nie hamowałam łez, których z każdą kolejną chwilą przebywało. Miałam już dość udawania silnej. Wcale taka nie byłam i te czerwone blizny na nadgarstkach były tego dowodem. Louis zmusił mnie, bym stanęła. Ukradkiem spojrzałam na Zuzę, która przyglądała się nam z pewnej odległości, uśmiechając się na swój dziecinny sposób.
- Zarząd. Fani. Media… Oni są ważni, ale ty jesteś ważniejsza, Karolina. To ciebie kocham, z tobą chcę żyć. Przy tobie codziennie się budzić, z tobą kłaść się spać. Jeść wspólnie posiłki, śpiewać, pisać kolejne piosenki. Chcę patrzeć jak rośnie ci brzuch, spełniać twoje ciążowe zachcianki. Chcę być obok ciebie, nawet jeśli zdecydujesz się zostać tutaj, w swoim kraju. Jestem w stanie poświęcić dla ciebie Wielką Brytanię, bo jesteś dla mnie najważniejsza. Ty, nasze dziecko i ta słodka osóbka – kiwnął w stronę Zuzy, która wyciągnęła przed siebie kciuka, podniesionego do góry. – A chłopaki zrozumieją.
- Kocham cię, Louie – szepnęłam pokonana miłością do niego.
- Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na te słowa, Karo – odpowiedział, całując mnie, lekko, ale z miłością.
Zachód słońca i czteroletnia dziewczynka zostali świadkami, naszej miłości.
Kochana,prawie cały ten rozdział czytałam ze łzami w oczach, jejku, jak on ją musi kochać,jak się do niej zwraca,jak bardzo mu na niej zależy..nasz Lou.Wiedziałam,że się nie podda i nawet nie wiesz jaka byłam wzruszona tą końcówką:
ReplyDelete" - Kocham cię, Louie – szepnęłam pokonana miłością do niego.
- Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na te słowa, Karo – odpowiedział, całując mnie, lekko, ale z miłością. "
Uwielbiam takie momenty kiedy czytając opowiadanie serducho zaczyna mi szybciej bić i emocje biorą górę.. Piękne!
Carol, darzę tą postać przeogromną sympatią i strasznie podoba mi się jej charakter,który do łatwych nie należy,jest niesamowicie twarda i ma swoje zdanie(cały czas mam w głowie to spotkanie kiedy Lou przyszedł do niej do mieszkania). Na początku tego rozdziału byłam nieco zaniepokojona jak to się dalej potoczy natomiast koniec.. w sumie nie wiem jak to nazwać,żeby było adekwatne do tego co czułam :)
Zuza-w momencie kiedy opisywałaś jej zachowania przy Lou,reakcje na niego,siedziałam przed tym monitorem z ogromnym uśmiechem.A tym misiem to już totalnie mnie rozczuliłaś :)
Pozdrawiam i czeeeekam na następny! Buziaki! ♥
@Paulkaaa_
Boze!! Jaki ten rozdzial jest cudowny!! Lou i Karolina... My chcemy wiecej takich momentow !! Boze jak on ja kocha.. A ona go tez tyljo jest tak uparta, ze masakra. Ale ta ceche u niej cenie, bo nadaje charekteru calemu opowiadaniu ;)
ReplyDeletezuza. Co za cudowne dziecko... Lou ma takie serduch, ze juz ja zdazyl pokochac , a ona jego. Wzmianki o Zuzie wywoluja u mnie usmiech, bo sama znam taka osobe i dobrze mi sie kojarzy :)
prooosze niech oni wroca do Uk i bbld szczesliwi ;) ehhh te wypowiedzi louiego sa takie piekne. Juz uwazam Cie za ekspertke opisywania uczucc. Wszystkie refleksje, ktore tutaj czytalam, wywoluja u mnie usmiech....
Coz moge Ci jeszcze powiedziec, kochana?
Dziekuj, ze dodalas mnie do listy na Tt.
Przepraszam za jakiekolwiek bledy, ale jak mowilam jestem na telwfonie. Komentarz mial sie zjawic pozniej, ale balam sie ze sie obrazisz ;)
Ula
http://1dopowiadania123456.blogspot.com/
mam nadzieje ze wejdziesz i wyrazisz swoja iopinie, ktora bardzo chcialabym poznac ;3
Czekam na nn;)
Kolejny rozdział mogę 'odfajkować' :)) Cudowny.. Pełen emocji, strachu, miłości.. Nie wiem co napisać. Zawarłaś w nim wszystko, co tylko można było.
ReplyDeleteŚwietny!
Dominika xx <3
Czuję zazdrość. Zazdroszczę Karolinie Louisa, takiego chłopaka, który kocha ją zawsze, mimo burzy, deszczu, mimo wszystkim i wszystkiemu. Potrafi być silnym, walczyć o to co wymaga walki, i zatrzymać się, dać komuś złapać oddech gdy tego potrzebuje. Trzy miesiące myślał o niej, trzy miesiące nieustannego szarpania się wewnętrznie, zastanawiania, i jedna nagroda za to - miłość.Jakże się cieszę że ich to spotkało. Mam nadzieje że mimo tych problemów, które na pewno staną na drodze Louisowi i Carol poradzą sobie. Są razem, więc muszą sobie poradzić. Wierzę w ich i w ich miłość. I wiesz co ? Wierzę w jeszcze jedną osobę, wierzę w Ciebie. I nie tylko ja, popatrz na osoby, które komentują twoje opowiadanie, wszyscy w nie w jakiś sposób wierzymy, być może to nie jest ten rodzaj wiary, o który Ci chodzi, ale mimo wszystko ona jest. Życzę Ci żebyś sama odnalazła wiarę, nie tylko w swoje umiejętności, opowiadanie, ale i we wszystko co czynisz :)
ReplyDeleteMoc uścisków ! Eirene.
-you-and-i-and-onedirection.blogspot.com
Jak pierwszy raz czytałam to tak się rzuciłam na rozdział, że nie poświęciłam nawet sekundy na notkę od ciebie... Teraz to nadrobiłam i... normalnie nie mogę uwierzyć. Uwaga, bo będę się powtarzać... Nie mogę uwierzyć w to, że nie wierzysz w siebie... Ale nie chodzi o pisanie, prawda? W tym jesteś przecież mistrzem! Tu nie możesz mieć wątpliwości... Tam na marginesie, to nie pozwalam... Mogę ci to powtarzać codziennie. Aż uwierzysz...
ReplyDeleteOd pierwszego zdania, które przeczytałam, jestem wręcz pewna, że ona go kocha. Zresztą wiem, to od dawna. I przecież on kocha ją, do cholery! To niech ona przestanie się wygłupiać! Poniosło mnie, sorry... Miałam inaczej zacząć :)
Tak sobie myślę, że to czytanie w pracy to jednak nie taki zły pomysł... Wprawdzie popłaczę sobie w kiblu, a potem muszę znosić dziwne spojrzenia posyłane w moim kierunku przez współpracowników, ale po przyjściu do domu mogę sobie bezkarnie przeczytać rozdział jeszcze raz... No bo przecież jak mam napisać komentarz ;) Tak to sobie tłumaczę. Jeszcze nie wiem jakie znaleźć usprawiedliwienie, gdy czytam sobie rozdziały dawno skomentowane, ale do tego też w końcu dojdę...
Wiesz, w którym momencie się ostatnio poryczałam? Kurcze, znów to robię... "Dlaczego nie dasz mi szansy na bycie ojcem?" On ją wręcz o to błagał. Ale delikatnie wkurzył mnie tym pytaniem, czy to jego dziecko...
Spodobał mi się fakt, że Zuza go polubiła. Coś mi się zdaje (mam przeogromną nadzieję), że ktoś się zacznie uczyć migać...
I potem znów mnie przeraziłaś. I kolejny mini zawał serca. Bo jak on mógł? No jak? Ja rozumiem spędzić ten dzień razem. Dać sobie ten czas, by wyjaśnić ile się da... Ale to co jej potem obiecał... Nie zgadzam się! Ona musi powiedzieć TAK! On nie może bez niej wyjechać. Bez nich. I jakie "spróbuje zapomnieć"? Co on pier... do cholery! Nie może jej tego obiecać! Nie pozwalam!
Ten ich wspólny dzień był taki... Nawet nie wiem co napisać, bo jedyne co mam w głowie, to oczekiwanie na decyzję... Kocha go! Kocha ją! Kocha je! Dlaczego ta cała miłość mnie przeraża? Powinno być łatwo podjąć decyzję...
Przepraszam za ten zagmatwany komentarz... Jak tak go przejrzałam, to doszłam do wniosku, że nadaje się jedynie do usunięcia. No ale ty już i tak wiesz, że nie wszystko ze mną w porządku, więc może coś odszyfrujesz z tego wypracowania ;)
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
JA PO PROSTU NIE MOGĘ, NO NIE MOGĘ, NO NIE WIERZĘ, NAWET NIE WIESZ, JAKA JESTEM SZCZĘŚLIWA <3 PRZYJECHAŁ DO NIEJ I SPĘDZIŁ Z NIĄ CAŁY DZIEŃ, BOŻE, PRZYJECHAŁ, DO POLSKI, ILE JA BYM DAŁA ZA TAKIEGO CHŁOPAKA-LOUISA <3 jest przecudowny. ten rozdział również. niesamowicie uroczy i w ogóle i w szczególe, cudowny, IDEALNY. przepraszam za taki orgazm, ale... no czy ty to rozumiesz?! Carol wreszcie się przełamała! nareszcie! przecież to jasne, że Louis ją kocha. bardzo. musi jej pomóc przy wychowaniu maluszka w brzuszku Polki i, co najważniejsze, nie może pozwolić jej odejść. i bardzo dobrze zrobił, że ją namówił do tego wspólnego spędzania czasu. PRZEŁAMAŁA SIĘ. tylko teraz pozostaje pytanie: jaką decyzję podejmie Caroline? Wielka Brytania vs. Polska? Louis vs. samotność? Udawać twardą, czy ulec...
ReplyDeleteMatrioszkaaaaaaaaaaaaaaaaaaa mój mistrzu. Jesteś geniuszem, dosłownie, moim osobistym geniuszem (taratatata Personal taratata Jesus taratatata hahaha). nie rozumiem, serio, dlaczego jesteś "niepewna siebie" (?). nie powinnaś! masz talent, wyobraźnię, UMIESZ PISAĆ, kobieto, i założę się, że jesteś też piękną osobą (pod względem charakteru i wyglądu), mimo, że cię nigdy nie widziałam. jestem w stanie się o to założyć, bo to widać po twoim charakterze pisania tego opowiadania.. więc w 2013 nabierz tej cholernej pewności siebie! i nie przestawaj pisać :)
bez sensu, wiem, wiem, wiem. sorka. ale... jakoś tak... przeszły przeze mnie dziwne emocje podczas czytania i pisania tego komentarza ;/
całuję mega mocno, Pluton
http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/