Friday, January 04, 2013

Rozdział siedemnasty


Od matrioszki: Dziękuję za pozytywne komentarze i mobilizujące słowa. I chociaż nadal mam problem ze swoją samooceną, jest znacznie lepiej :) Rozdział na wszystkich komentujących i dla tych, którzy we mnie wierzą i nie mogą doczekać się kolejnych rozdziałów (powtórzyłam się, wiem. przepraszam). Nowy rozdział może w.. niedzielę? Chcecie? :) 
Ps. Do końca sezonu II zostało 6 rozdziałów! ^^



(Wrzesień/Wrocław/2012rok) 

Caroline 



Moi rodzice przywitali Louisa niesamowicie ciepło. Mama zaprosiła go nawet na typową polską kolację, której nie był w stanie odmówić, bo zapachy jakie dochodziły z kuchni, działały na jego zmysły potrójnie. Widać było, że mimo swojego radosnego i otwartego usposobienia, przy moich rodzicach czuł się dość skrępowany. Dopiero kiedy tata próbował powiedzieć coś po angielsku, wyraźnie się rozluźnił, ze śmiechem poprawiając go. Wiedziałam jednak, że Louis nie pasuje do mojej rodziny. Tutaj panowały zupełnie inne zwyczaje, niż u niego. Moi rodzice nie zawsze rzucali żartami na prawo i lewo, udając szczęśliwych. Mama nie co dzień gotowała serowy makaron. Jedynie Zuza zachowywała się jak zwykle.

Siedząc na moich kolanach, rozrzucała długie nitki we wszystkich kierunkach, dodając każdemu dodatkowej porcji, tym samym oskubując mnie z jedzenia. Do tej dość ciekawej zabawy dołączył się Louis, który z dziewczynką szybko załapał kontakt. Widać było, że kochał dzieci i umiał się nimi zajmować; w końcu pięć młodszych sióstr, którymi nie raz, czy nie dwa, musiał się opiekować robi swoje. Widząc jego promienny uśmiech, cieszyłam się, że tutaj jest. Że dla nas, postanowił rzucić wszystko w Londynie i przylecieć do obcego miasta, by mnie odzyskać.

Byłam egoistką, uciekając od niego. Żałowałam tego.
- Karolina, sądzę, że powinnaś pokazać Louisowi miasto. W końcu nie posiedzi tutaj długo, prawda? – odezwała się moja matka, kiedy skończyliśmy jeść i Zuza spokojnie drzemała na moich kolanach, słodko przy tym pochrapując.

Chłopak spojrzał na mnie zaintrygowany słowami mamy. Szybko mu przetłumaczyłam, podnosząc się z miejsca, by zanieść córeczkę do jej pokoju. Czując na sobie jego spojrzenie, przebrałam Zuzę w piżamę z logiem Batmana. Louis widząc to zaśmiał się pod nosem, dodatkowo robiąc jej zdjęcie.

- Co ty odwalasz? – spytałam, przykrywając ją kołdrą i nastawiając melodyjkę, która leciała z zabawki powieszonej nad łóżeczkiem, chociaż nie mogła jej usłyszeć, to sam fakt, że się kręciła, uspokajał ją. – Naprawdę nie masz już komu robić zdjęć, tylko mojej córce?

- To dla Liama. Jako Directionerka powinnaś wiedzieć, że on ma manię na punkcie człowieka nietoperza – wyjaśnił z łobuzerskim uśmiechem.

- Mój brat to kupił. Zuza jest naszym super bohaterem, bo każdego dnia, daje nam radość, chociaż sama nigdy do końca się nie zaśmieje. Przynosi ukojenie, samą swoją obecnością. Wystarczy na nią spojrzeć, a wszystko, co złe przestaje mieć znaczenie.

- Ona sprawia, że twój i tak jasny uśmiech, jest jeszcze jaśniejszy. Jesteś do niej mocno przywiązana i nie ma w tym nic złego. To nawet urocze. Wiem, że wiele młodych matek, czuje wstręt do swoich dzieci, ale nie ty. Dla ciebie, Zuza stała się najważniejszą osobą na świecie – powiedział pewnie, troskliwie patrząc na dziewczynkę.

- Przestań – poprosiłam szeptem, odchodząc do łóżeczka Zuzy. – Nie pasuje do ciebie taka powaga. Poczekasz chwilę? Przebiorę się i będziemy mogli wyjść, no chyba, że wolisz wrócić do hotelu.

- Z chęcią, obejrzę twoje miasto – uśmiechnął się lekko, siadając w fotelu, w którym zawsze ja siadam, dopóki Zuza spokojnie nie zaśnie.

- W porządku, więc siedź tutaj, bo mam wrażenie, że tata może zacząć ponownie mówić do ciebie po angielsku.

Zostałam odprowadzona jego szczerym, naturalnym śmiechem. Wybierając ubrania, nie przestawałam się uśmiechać. Tęskniłam za nim. Mocno i nieodwracalnie. Będąc obok niego, zapominałam o wszystkim. Najważniejsze było to, że znowu mogłam czuć jego ciepło, zapach, widzieć uśmiech. Byłam głupia, zostawiając go, bez słowa wyjaśnienia. Byłam egoistyczna i samolubna. Wybaczył mi. To było najważniejsze. Nie zamierzałam już niczego przed nim ukrywać.

- Wow – wydusił, kiedy stanęłam przed nim, gotowa do wyjścia.

Przebrałam się w granatowe szorty, w które jeszcze na szczęście się mieściłam. Pod nie, założyłam czarne rajstopy. Na górę ubrałam długi podkoszulek, oraz grubą żółtą bluzę z czarną uśmiechniętą emotikonką. Włosy związałam w luźnego warkocza, który spadał mi na lewe ramię. Uśmiechnęłam się szerzej, chwytając w dłonie gitarę, która stała oparta o jedną z kolorowych ścian w pokoju córki. Schowałam ją do pokrowca, który znalazłam pod oknem w swojej sypialni. Do przedniej, mniejszej kieszeni schowałam dokumenty, klucze od mieszkania i telefon.

- Wychodzimy! – poinformowałam rodziców, którzy oglądali maraton komedii romantycznych. Mama machnęła mi dłonią, a tata posłał Louisowi jedno ze swoich ostrzegawczych spojrzeń, na co chłopak automatycznie się spiął. – Wyluzuj, Tommo – mruknęłam do niego, kiedy ubierałam znoszone czarne trampki.

Wieczór, a właściwie noc, bo zbliżała się już dwudziesta druga, jak na jesień była naprawdę ciepła. W drodze do centrum, Louis przejął ode mnie futerał z gitarą, który założył sobie na plecy. Szliśmy w milczeniu, rozkoszując się przyjemną porą dnia, oraz tym, że żadne fanki One Direction, nie zaczepiały nas. W pewnym momencie poczułam jego palce, wplątujące się w moje. Uśmiechnęłam się na ten gest.

- Dokąd idziemy? – spytał, kiedy przechodziliśmy przez ulicę.

- Przed siebie – minęliśmy pizzerię, w której dorabiałam w weekendy. Po drugiej stronie czteropasmowej ulicy, stało moje stare gimnazjum. – To moje gimnazjum – wskazałam na budynek, który o tej porze, wyglądał raczej upiornie. Louis spojrzał na mnie zagubionym spojrzeniem, nie rozumiejąc tego, co powiedziałam. – Och, no tak – zreflektowałam się, przechodząc do wytłumaczenia mu – widzisz w Polsce obowiązuje trochę inny system oświaty niż w Wielkiej Brytanii. Mamy sześć klas szkoły podstawowej, trzy klasy gimnazjum, po której można wybrać czy chce się iść do liceum, technikum, czy szkoły zawodowej. Liceum trwa trzy lata, technikum cztery, a szkoła zawodowa dwa.

- A ty skończyłaś?

- Nie skończyłam, ale byłam w liceum plastycznym – westchnęłam. – Przez gówno w jakie wpadłam, było mi naprawdę trudno skupić się na nauce. Wolałam imprezy, niż książki. Olałam ostatnią klasę. Obudziłam się dopiero na wakacje; poinformowałam moich rodziców, że chcę zacząć od nowa, w miejscu gdzie nikt mnie nie zna. Wybrałam Londyn, głównie dlatego, że jako tako umiałam posługiwać się angielskim.

- Jestem z ciebie dumny, że ci się udało – powiedział poważnie, zaciskając mocniej palce na moich własnych. – Tak mocno dumny, że aż brak mi słów.

- Louis naprawdę powinieneś przestać mówić tak poważne rzeczy. Zamieniasz się w dorosłego – zauważyłam ze śmiechem, dając mu kuśtańca w bok. – W Polskich miastach, jest coś takiego jak Rynek. Właśnie na niego wychodzimy – wyjaśniłam, kiedy mijaliśmy restaurację KFC. – Mam nadzieje, że jesteś gotowy na ewentualny atak swoich fanek.

- Och, a Polki nie śpią o tej godzinie? – spytał z udawanym przerażeniem.

- A widzisz, żebym ja spała? No chodź, może będziesz miał szczęście i nikt cię nie zaatakuje? Mam nadzieje, że jesteś ubezpieczony.

- Sądzisz, że może być, aż tak źle?

- No wiesz polskie Directionerki, od ponad dwóch lat próbują zorganizować wasz koncert w tym kraju. Ale jak widać z marnym skutkiem. Po prostu mogą być w wielkim szoku, kiedy się okaże, że jesteś w takim mieście, jak Wrocław.

- Jestem tutaj, bo pewna urocza Polka mnie do niego zwabiła – wyjaśnił, łobuzersko się uśmiechając. – Swoją drogą, po co ci gitara? Jest dziesiąta w nocy, kto będzie cię słuchał?

- No żebyś się nie zdziwił.

Usiedliśmy na ławce, między restauracją Dwór Polski, a placem, na którym stała dobrze znana wszystkim Wrocławianom fontanna. Ludzi na Rynku, mimo później godziny było stosunkowo dużo. Z pewnym uśmiechem wyciągnęłam gitarę z futerału, położyłam ją sobie na kolanach i patrząc prosto w oczy Louisa, powiedziałam do niego całkiem poważnie:

- Mam nadzieje, że nie uciekniesz z krzykiem, kiedy mnie usłyszysz.

- Zaśpiewasz? Po polsku?

- A chcesz by to była polska piosenka?

- Oczywiście! – klasnął z entuzjazmem w dłonie, szczerząc się jak nienormalny.

- Dobra, ale jak mnie nagrasz i wstawisz to na YouTube to wiedz, że zrobię coś znacznie gorszego niż wylot do domu – pogroziłam mu, jednocześnie wprawiając struny w ruch. – Mówię serio – dodałam, widząc jak z kieszeni wyciąga swojego iPhona.

Posłusznie go schował, przybierając minę niewiniątka. Pokręciłam głową, na jego dziecinne zachowanie, zaczynając grać jedną z niewielu polskich piosenek, które mogłam słuchać. Daleko było mi do ostrego rockowego wokalu młodej wokalistki, Ewy Farnej, jednak nie było moją winą, że piosenki jej wykonania, uzależniały mnie, prawie tak mocno, jak obecność pewnego Brytyjczyka, siedzącego obok mnie. Nie musiał znać słów, które wydobywały się ze mnie. Dla mnie to nie było ważnie. Ważniejsze było to, że na środku wrocławskiego Rynku mogłam podzielić się z nim, swoją pasją.

Kiedy ostatnie nuty dobiegły końca, Louis mocno mnie przytulił, chowając twarz w mój warkocz. Na odkrytej skórze czułam jego oddech, wymieszany ze łzami. Po raz pierwszy widziałam, żeby ten wiecznie uśmiechnięty facet, płakał jak małe dziecko. Żadne łzy nie ciekły po jego policzkach, kiedy zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem, czy dałam twarz. Nie płakał, kiedy mówiłam te wszystkie obraźliwie słowa. Po prostu słuchał, godząc się na wszystko. Był wyrozumiały, bo sądził, że mam do tego prawo. Nie miałam. Zachowywałam się tak, bo chciałam go do siebie zniechęcić. Chciałam by dał sobie ze mną spokój, by zapomniał. Ale on uparcie wracał, niczym mój własny bumerang. Chciał być obok mnie. Zawsze, bez względu na wszystko. Kochał mnie, a ja go zraniłam.

Ignorując gitarę, leżącą na moich kolanach, oplotłam swoimi rękami jego talię. Przesuwając się tym samym bliżej siebie. Jedną z rąk powędrowałam do jego misternie ułożonej fryzury, roztrzepując ją jeszcze bardziej. Nie reagował. Cicho westchnęłam, kierując swoje usta bliżej jego ucha, do którego wyszeptałam:

- Przepraszam, Louie. Tak bardzo cię przepraszam. Zraniłam cię, porzuciłam, upokarzałam, nie odzywałam się… Jestem egoistką.

Louis westchnął, odsuwając się ode mnie na odległość ramion. Uśmiechał się, chociaż w jego oczach nadal można było dostrzec smutek. Nie pasowało to do niego. Podobnie, jak dziecko, Louis powinien się non stop uśmiechać. Robić kolegom żarty, śmiać się do rozpuku.

- To moja wina. Jest mi strasznie głupio i…

Przerwał mi, całując mnie. Subtelnie, delikatnie z gromadą prawdziwych, pozytywnych emocji. Czułam jego słone łzy, które wolno spływały po jego policzkach, mieszając się z moimi własnymi, które nagle zaczęły wypływać spod moich powiek. Pocałunki były nieporadne, zupełnie jakbyśmy byli dwójką małolatów, którzy dopiero co uczą się całować. Ani trochę mi to nie przeszkadzało. Było idealnie. Przerwał na moment, patrząc mi prosto w oczy. Nie wiem, co widział w moich; ale ja w jego widziałam miłość. Wielką, prawdziwą, oddaną miłość, której nic nie było w stanie pokonać. Prócz tego, resztki łez i smutku, który dopiero teraz wyszedł na wierzch. Kciukiem starłam zeschnięte ślady substancji, na jego zaróżowionych policzkach, niewinnie się uśmiechając. On zrobił dokładnie to samo, ukazując przy tym dołeczki w kącikach ust.

- Przestań – powiedział rozbawiony.

- Zauważyłeś, że przez ostatnie kilka godzin, oboje nadużywany tego słowa?

- Masz rację, ale co innego mam powiedzieć, żebyś się więcej nie obwiniała?

- Nie płacz – poprosiłam, widząc, jak kolejna dawka łez z niego ulatuje. – Zarówno dziecku, jak i tobie nie pasują łzy. Uśmiechnij się, a… - wzięłam głęboki wdech - … a obiecuję, że więcej nie wywinę ci takiego numeru.

- To dobry układ – zauważył, trącając mnie swoim nosem w mój. Eskimoski pocałunek w jego wykonaniu był naprawdę uroczy. – Wrócisz do Londynu?

- Możliwe, ale… nie zostawię tutaj Zuzy. Chcę odciążyć moich rodziców. Zasługują na spokój po rewelacjach jakie im zaserwowałam.

W drodze powrotnej do domu, Louis opowiadał o tym, co mnie ominęło. O ich trasie po Europie, występie na gali MTV, przygotowaniu do wydania nowego singla. Wspominał o randkach Olly i Nialla, którzy od zatłoczonych restauracji, woleli spokojne popołudniowe seanse w kinie, czy spacery o zachodzie słońca wzdłuż południowego brzegu Tamizy. O Cher, która promieniała radością, ilekroć Harry zapraszał ją na obiad, czy przejażdżkę rowerową. O Danielle i Liamie, którzy nareszcie się zaręczyli i to gdzie; w Los Angeles! Na brzegu plaży w Malibu o wschodzie słońce. Było to naprawdę romantyczne oraz urocze. O Zaynie i Perrie, którzy wykorzystując wolne dni, wyjechali do rodzinnego miasta dziewczyny. Wspominał o Little Mix, które przygotowują się do wydania debiutanckiego albumu.

- Wszystkim się powodzi – zauważyłam, zatrzymując się pod swoim blokiem.

- Zdecydowanie tak – zgodził się ze mną, bawiąc się naszymi palcami. – Zamieszkaj ze mną, Caroline – powiedział poważnie.

- Ze mną? Czy ze mną, Harrym i Cher?

- Ze mną. Kupię dla nas mieszkanie, w którym pomieścimy pianino, perkusję, wielką kuchnię, pokój dla Zuzy. Zależy mi na was.

- Mi też na tobie zależy, ale ja mam mieszkanie.

- Za małe – przyznał, przytulając mnie do siebie, składając pocałunek na czubku mojej głowy. – Ale mamy na to czas. Musisz to przemyśleć, w końcu dla Małej, będzie to szok kulturowy, kiedy zmieni kraj, prawda?

- O nią nie musisz się martwić – uśmiechnęłam się w jego ramię. – Mimo wszystko, sobie poradzi. Nie jest, aż tak bezbronną dziewczynką, jak ci się wydaje.

- To widać. Jest naprawdę urocza i widać, że wszystkimi chce mieć dobry kontakt, chociaż zdaje sobie sprawę, że nie wszyscy mogą ją zrozumieć. Chyba będę musiał wziąć jakieś lekcje migowego.

- Zdecydowanie ci się to przyda. Muszę iść – złożyłam na jego ustach szybki pocałunek, odwracając się na pięcie, nim mógłby mnie zatrzymać. Stanęłam jednak w połowie drogi, patrząc na niego z uśmiechem. – Przyjdź jutro o dziesiątej, a coś ci pokażę.

- Będę! – obiecał, wyciągając w górę rękę. – Kocham cię, Carol!

- Ja ciebie też, wariacie! – odkrzyknęłam, chociaż od dobrej godziny obowiązywała już cisza nocna.



Jednym zapewnieniem, przechytrzyłeś mój egoizm. Wiesz, o tym?

6 comments:

  1. Uwielbiam Twoje opowiadanie! Dziewczyno jesteś niesamowita! Bardzo się cieszę, że na niego trafiłam! Pisz tak dalej, bo masz talent! @1DUpdatesPolish

    ReplyDelete
  2. bardzo chcemy :D

    ReplyDelete
  3. Trochę się zbierałam do napisania tego rozdziału... Przepraszam. Ale doceń, że znów naginam zasady dla mojego ulubionego bloga (w pracy jestem) :D

    Jej! Rozdział dla mnie (między innymi)! I kolejny w niedzielę! Chyba nie musisz pytać, czy chcemy...
    Rozczula mnie to jak Louis szybko złapał kontakt z Zuzą. I cieszę się z tego, że Carol też to widzi :) I że żałuje... Boziu, jak się ciesze, że to do niej dotarło. Zrozumiała, że jest egoistką (w moim mniemaniu WIELKĄ egoistką). Gdy przeczytałam to zdanie prawie bałam się oddychać. Zrozumiała... Zawiało nadzieją, że będzie szczęśliwe zakończenie dla Louisa... dla nich...
    Chyba nie da się lepiej ubrać w słowa wpływu Zuzy na innych... Ona jest małym superbohaterem :)
    Nieprzerwanie mnie wzrusza zachowanie Louisa. Uczucia, których się nie wstydzi... Duma z osiągnięć ukochanej czyni go tym bardziej wyjątkowym w moich oczach.
    Powiedziała to! Przyznała, że to nie był najlepszy pomysł i powiedziała to! Przepraszam... Kocham i przepraszam... I, co ważniejsze, OBIECAŁA mu, że więcej nie wywinie takiej akcji! Bosko! Trochę martwi mnie (ja zawsze się martwię) to jej "możliwe", gdy zapytał o powrót do Londynu... Pomyliłaś się pisząc, bo powinno być TAK ;D
    Co mu pokaże? Co takiego? Kurcze, niech już będzie ta niedziela...
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.
    Całusy xx

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    ReplyDelete
  4. Boże, ale oni są słodcy <3 cudowni, uroczy <3 przepraszam, kocham słowo "urocze" więc będę go często używać ;>
    no więc, uroczy Louis przyjechał do Polski i odzyskał uroczą Carol, która podjęła właściwą decyzję. założę się, że na jej miejscu postąpiłabym tak samo. wróciłabym do niego, bo widać tą bijącą miłość od Tomlinsona. urocza Zuza zamieszka z mamą i sławną, Brytyjską gwiazdą. uroczo, nie? hahaha aż za bardzo :D koniec z uroczymi stwierdzeniami i nadużywaniem słowa "urocze". skończę już z tym, muszę. chyba.

    no więc, co chcę powiedzieć, ekhem. uwielbiam Cię i ten rozdział. mmmm makaron z serem, aż mi zaburczało w brzuchu, nie wiem czemu (?). jadłam spaghetti... głupia Pluton. no dobra, nie zmieniaj tematu, kobieto! zmierzam do tego, że uwielbiam to jak piszesz. nawet gdyby fabuła nie była taka ciekawa, jak jest, to założę się, że i tak czytałabym twojego bloga, ponieważ niesamowicie opisujesz wszystkie fakty występujące w opowiadaniu i piszesz z świetną lekkością. zazdroszczę ci talentu, a gdy czytam twoje opowiadanie, albo Desire (http://scars-future.blogspot.com/) mam ochotę się schować, serio -.- obie mnie przytłaczacie i wpadam przez was w kompleksy i depresję! czy to nie powinno być karalne? ;o

    skomentowałam ci też poprzedni rozdział, przepraszam, że dopiero teraz... wybacz ;c

    Twoja Pluton :)
    http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/

    ReplyDelete
  5. Jejkuu, nie wiem co napisać! Po prostu świetny! Karolina, Lou.. Dopasowują się jak puzzle! Coś wspaniałego! ^^ Pewnie nie jedna z nas chciałaby przeżyć taką miłość, jak oni.. Co ja piszę.. NA PEWNO!!! Brak mi słów..
    I jeszcze się pytasz, czy chcemy.. OCZYWIŚCIE, ŻE TAK.. Może wytrzymam do jutra.. :)

    Pozdrawiam
    Dominika Xx

    ReplyDelete
  6. Jejku, czytałam cały ten rozdział siedząc przed monitorem bardzo wzruszona.. Żebyś Ty wiedziała,jak mnie rozczuliłaś jednym fragmnetem, a dokładnie tym:
    "- Mój brat to kupił. Zuza jest naszym super bohaterem, bo każdego dnia, daje nam radość, chociaż sama nigdy do końca się nie zaśmieje. Przynosi ukojenie, samą swoją obecnością. Wystarczy na nią spojrzeć, a wszystko, co złe przestaje mieć znaczenie." . Czytając to momentalnie do oczu napłynęły mi łzy, i tak zostało do końca.. To uczucie, które pomiędzy nimi się narodziło, pomiędzy osobami o tak różnych charakterach jest piękne!
    "Byłam egoistką, uciekając od niego. Żałowałam tego." - taaaaaaka byłam zadowolona po przeczytaniu tego zdania, że Carol uświadomiła sobie to co zrobiła, przecież jej całe serducho przepełnione jest miłością do niego! Wiesz za co ją podziwiam? Że po mimo wszystko, po tylu przejściach mogła poczuć miłość i zaufać Louisowi :) Mam nadzieję, że to uczucie będzie ją podbudowywać i będzie dodawać jej siły ;)
    Zuza- o niej nie będę dużo pisać bo ona skradła moje serce od samego początku i jak widać nie tylko moje ;)

    Pamiętaj pamiętaj pamiętaj,że masz niesamowity talent! I to opowiadanie jest tego doskonałym dowodem! ;) Z pewnością jesteś osobą o niesamowitej osobowości i nie chcę więcej słyszeć tzn. w zasadzie czytać, że w siebie nie wierzysz! ;*

    Rozdział przeczytałam od razu jak się pojawił ale komentuję dzisiaj bo mam czas,żeby na spokojnie wszystko napisać ;) teraz dopiero mogę zabrać się za czytanie tego nowego ;))

    Pozdrawiam, buuziaki! ♥
    @Paulkaaa_

    PS Aa, zapomniałam o jednym..ta rodzinna kolacja, wyobraziłam sobie tam naszego Lou i faktycznie mógł czuć się troszkę niezręcznie..ale z tym można sobie poradzić :) natomiast zmierzam do czegoś innego..wiesz, że uwielbiam makaron z sosem serowym? Dlatego jak przeczytałam o tym to momentalnie zaburczało mi w brzuchu i w tym tygodniu dzięki Tobie zafunduję sobie właśnie taki obiad :D

    ReplyDelete