Tuesday, January 22, 2013

Rozdział dwudziesty czwarty

Od matrioszki: moim zdaniem szału nie ma. obiektywną ocenę pozostawiam Wam. dziękuję, że jesteście i mimo moich pesymistycznych opinii bloga, czytacie go. jestem Wam za to naprawdę wdzięczna. jeśli ktoś nie doczytał - Louis i Caroline mieszkają razem w nowym mieszkaniu. tą kwestię rozszerzę w rozdziale dwudziestym piątym :) na razie życzę Wam miłej lektury. 
nowy rozdział w.. hmm.. piątek(?)
sweterek Cher ^^ mnie się podoba, a Wam?



***





(Grudzień/Londyn/2012 rok) 

Caroline 



Przejechałam palcami po jego brązowej grzywce, odgarniając ją z wysokiego czoła, zmarszczonego w zabawny sposób. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy chłopak nieznacznie się poruszył, odwracając głowę w stronę szerokiego okna. Słabe promienie grudniowego słońca bezskutecznie próbowały przebić się przez szkoło, oraz cienkie błękitne zasłonki, które osobiście wybierałam. Sypialnia nadal spowita była w półmroku. Nie przeszkadzało mi to jednak. Było miło. Spokojnie. Swoje palce przesunęłam na jego lekko zaróżowiony policzek, następnie na uchylone usta, szyję. Moje oczy spoczęły na prawym przedramieniu, na którym wyraźnie było widać kilka drobnych tatuaży. Przejechałam po nich palcem, dłużej zatrzymując się na ramieniu, gdzie spoczywał napis „Far away.” Jedyny tatuaż, który według fanów, miał jakikolwiek sens.

- Nie umiesz być subtelna – usłyszałam lekko zachrypnięty głos, który ani na moment nie przestawał być seksowny. Kolejna cecha, którą w nim kochałam.

Nadal zamknięte powieki zdradzały mi jak bardzo był zmęczony. Nie byłam tym zdziwiona, zespół w nocy wrócił z Australii, gdzie przez inną strefę czasową, trudno było im na powrót przestawić się na tą europejską. Louis przez dobrych kilka godzin, krzątał się po domu, szukając czegoś do roboty, bo mimo że była trzecia nad ranem, nie mógł spać. Rozumiałam to, dlatego cierpliwie siedziałam przy nim, gdy grał na PSP3, na pianinie, oraz robił tosty, na które i mi przyszła ochota; jednak ja mogłam to zrzucić na szósty miesiąc ciąży. On prócz zmiany strefy, nie miał porządnego alibi na nocne obżeranie się. Oczami wyobraźni widziałam, jak za jakiś czas żali mi się na wałeczki tłuszczu, które prędzej czy później się okażą.

- Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że po miesiącu nieobecności znowu jesteś obok mnie – odpowiedziałam cicho, całując go w policzek. – Gdyby nie praca, pewnie bym oszalała – dodałam, przenosząc się z ustami na płatek jego ucha, które lekko przygryzłam. – Hormony kazały mi wsiadać w samolot i lecieć do ciebie, Tomlinson.

- Wkrótce to ja będę zwracać się do ciebie Tomlinson – odparł, odwracając głowę w moim kierunku. Jego niebieskie tęczówki spotkały się w z moimi zielonymi, obdarzając mnie blaskiem, który przez ostatni miesiąc mogłam oglądać tylko przez ekran komputera. – I ja również tęskniłem. Nawet nie wiesz jak bardzo – dodał zmysłowo, nachylając się nade mną, by pocałować mnie na dobry początek dnia. – Jednakże teraz możesz mi dać jeszcze pospać? Przez Styles’a i Payne’a nie miałem ani minuty snu.

- Lot z Sydney do Londynu trwa jakieś… - urwałam, nie wiedząc co powiedzieć. Nigdy nie byłam w Australii, nie miałam pojęcia, ile można tam lecieć, jednak z pewnością nie mniej niż dziesięć godzin. Tyle One Direction leciało do USA. – Co oni mogli robić przez jakieś czternaście godzin? – zapytałam w końcu, powoli podnosząc się z łóżka, czując wokół swojej wielkiej talii, ręce Louisa.

- Grali w gry video, krzyczeli, śpiewali, opowiadali kawały… Nie idź nigdzie. Jest tak wcześnie, łóżko takie ciepłe, a ja taki śpiący – mówił sennie, a jego uścisk z minuty na minutę zelżał.

- Trzeba było nie grać na PSP, nie robić tostów, które tak przy okazji były naprawdę smaczne, tylko iść spać, Tommo – skarciłam go, jakby był małym dzieckiem, a ja jego matką. – Jaki ty dajesz przykład własnemu dziecku, Louis?

- Przynajmniej wiem, czego mam nie robić po powrocie do Europy – mruknął.

- A mianowicie? – zapytałam, patrząc na niego, stojąc obok łóżka z rękami luźno opuszczonymi wzdłuż ciała.

- Mam więcej nie robić tostów. Tobie zajmuje to piętnaście minut, a mi trzy razy dłużej. Gdybyś to ty je zrobiła, miałbym czas na skończenie poziomu w Mario.

Zaśmiałam się donośnie. Byłam niemal pewna, że słyszeli mnie w drugim pokoju. Louis obdarował mnie niesamowicie mroźnym spojrzeniem, od którego włos powinien mi się zjeżyć na głowie; zamiast tego mój śmiech przybrał na sile, a zdenerwowany Louis nieudolnie wycelował we mnie jaśkiem.

- Dobranoc, kochanie! – zawołałam promiennie, nim opuściłam naszą sypialnię.

Z kuchni dochodziły przyciszone rozmowy. Wśród kilku głosów poznałam ten należący do mojej mamy; wyróżniał ją inny akcent, a także lekkie zacinanie się przy kolejnych słowach. Kiedy weszłam do kuchni zobaczyłam swoją córeczkę całą ubrudzoną czekoladą, siedzącą na stole. Mój uśmiech mimowolnie się powiększył. Obok niej kręciły się dwie najwspanialsze kobiety, jakie człowiek może posiadać; mamy. Pani Tomlinson jako pierwsza mnie zauważyła. Pierw puściła do mnie oczko, a następnie pocałowała mnie w policzek, chociaż jej własny cały był w mące. Moja mama wcale nie wyglądała lepiej; we włosach pochowały się jej skorupki po jajach, kawałki drożdży, oraz mąka.

- Co tutaj się dzieje? – spytałam ze śmiechem, siadając przy stole, na którym Zuza bawiła się brązowym proszkiem, co rusz wyrzucając w powietrze, kolejne garstki. – Oho, ktoś tu będzie miał dużo sprzątania – powiedziałam na głos, jednocześnie wymigując, by i Zuza mogła zrozumieć. – Dzień dobry, Słoneczko – dodałam tylko w migowym, składając na jej kakaowych włosach całusa.

- Cześć mamo! – migała, a czekoladowy pyłek podążał według ruchów jej dłoni. – Lou nadal śpi? Mogę go obudzić? Proszę – pokazując to przybrała najsłodszą minę, na jaką tylko było stać czterolatkę.

- Poczekaj jeszcze trochę, Zuza. Góra dwie godziny, dobrze? Potem możesz tam wbiec i rzucić się na niego. W tym czasie może coś dla niego narysujesz?

- Lwa! Nie, słonia! Albo… psa! – machała, nie przestając wyrzucać w powietrze kakao, które nagle zapragnęłam i to nawet w podwójnej, jak nie potrójnej dawce.

- Dobrze, już dobrze. Może być nawet małpka, ale najpierw umyj rączki – poprosiłam, ściągając ją ze stołu, co spotkało się z krytycznym spojrzeniem obu pań. Przeczuwałam, że gadka pod tytułem: „Noszenie własnego dziecka w szóstym miesiącu ciąży jest surowo zakazane” mnie nie ominie, choćby niewiadomo jak mocno się starała. – Zuza idź do łazienki, tylko błagam, zachowuj się cichutko – pokazałam jej, czochrając przy tym niedbałego kucyka, nim nie wybiegła z pomieszczenia.

- Karolina, nie powinnaś dźwigać Zuzy, bo coś ci się może stać… - zaczęła moja matka, mówiąc po polsku. Po minie pani Tomlinson wyczytałam, że mniej więcej rozumiała, co mówiła moja matka, chociaż wątpiłam czy znała polski. – To już szósty miesiąc. To nie przelewki. Możesz… poronić, albo nawet zacząć rodzić. Uważaj.

- Tak, mamo. Wiem i będę uważała – cmoknęłam ją w policzek, sięgając po jednego z tostów, które leżały na talerzyku obok opiekacza. – Pójdę zobaczyć, czy Zuza rzeczywiście coś rysuje, czy może już obudziła Louisa.

- Poczekaj! – zawołała za mną pani Tomlinson. – Możemy chwilę pogadać?

Posłusznie wróciłam na miejsce przy stole. Nie czekałam długo, kiedy mama postawiła przede mną talerz z tostami i kubek zielonej herbaty, którą od jakiegoś czasu polubiłam pić, szczególnie o poranku. Mama Louisa usiadła naprzeciwko mnie, a moja mama obok. Obie wymieniły między sobą szybkie spojrzenia, po czym Jay zaczęła swoją przemowę:

- Gratuluję zaręczyn! – zawołała radośnie, ani trochę nie przejmując się tym, że mogła obudzić swojego syna. – Modliłam się, by Boo Bear dorósł przynajmniej przed trzydziestką, ale to, że postanowił ustatkować się w tym wieku, jest dla mnie jeszcze lepszą nowiną! No i będę babcią, liczyłam na wnuka, naprawdę. Jednak ilekroć mówiłam o tym Louisowi, on zbywał mnie słowami, że jeszcze jest za wcześnie. Istne dziecko.

- Ale się w końcu ogarnął – zauważyłam, biorąc łyk ciepłego napoju. – Zostanie ojcem. Chociaż czasami mam wrażenie, że urodzę mu brata, a nie syna – mówiąc co zmarszczyłam czoło w głębokiej zadumie, by po chwili zwyczajnie wzruszyć ramionami.

- Pasujecie do siebie – podjęła przerwany temat, mama Louisa. – Oboje jesteście tak samo beztroscy, szybko porzucacie poważne myślenie, macie podobne gusta i tak samo dużo gadacie. Ale jesteście także najsłodszą parą, jaką kiedykolwiek widziałam.

Na jej słowa zarumieniłam się, co nie uszło uwadze obu paniom, które widząc to uśmiechnęły się ciepło, ponaglając mnie bym poszła do córki. One w tym czasie zajmą się kuchnią, a właściwie tym, co z niej zostało, przez kakaowy atak Zuzy.

Mieliśmy dwudziesty drugi grudzień. Od przeszło dwóch miesięcy byłam narzeczoną Louisa Tomlinsona. Nie uszło to uwadze żadnemu magazynowi w Wielkiej Brytanii, jak i na świecie. W każdym kolejnym wywiadzie, jaki One Direction miało przeprowadzany, padały pytania odnośnie mojej osoby, dziecka, czy wspólnej przyszłości. Każdy chciał znać szczegóły, ale prócz Nicka Grimshawa, nikt ich nie znał. Fani non stop pisali do One Direction, Little Mix, Olly, Cher, Danielle, Eleonore, Andiego, rodzeństwa chłopaków, ich rodziców, a nawet do innych gwiazd z pytaniem, czy powiedzą im coś więcej. Niestety zarówno chłopcy jak i cała reszta milczeli jak zaklęci, jednocześnie dając mi zakaz bym osobiście czegoś im nie napisała, chociaż fani do mnie w ogóle nie pisali. Omijali moje konto na twitterze, jakby było fałszywe. Nie rozumiałam tego, ale jednocześnie nie komentowałam. Żyłam tak, jakby fakt, że mam zostać żoną Louisa nie był dla mnie czymś nadzwyczajnym. Chodziłam do pracy, w której miałam zostać do ósmego miesiąca, chociaż Louis już teraz najchętniej zamknąłby mnie w domu. Sądzi, że poród może zacząć się w każdym momencie, a on wówczas chce być przy mnie. Jeśli chodzi o narodziny swojego pierwszego dziecka i to syna, Tomlinson jest najbardziej opiekuńczym facetem, jakiego znam. Jest gorszy niż Andy, czy moja mama razem wzięci. Ale mimo to nadal jest uroczym i pełnym beztroskości facetem, który uwielbia grać w Super Mario, oglądać kreskówki, jeździć na deskorolce, oraz robić tosty w środku nocy.



Mając przed oczami twój dziecięcy uśmiech, sama uśmiechałam się jak głupia. 



Zuza siedziała na podłodze w salonie, rysując ołówkiem po dużej kartce A3, coś co miało przypominać chyba lwa, nie byłam jednak tego w sto procentach pewna. Usiadłam obok niej, sięgając po drugi ołówek, bez słowa pomagając jej narysować obrazek. Jej uśmiech utwierdził mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam. Kiedy kontur zwierzęcia, którym okazała się małpa na drzewie, był już gotowy Zuza zobowiązała się, że sama skończy rysunek. Nie mając nic innego do roboty, zaczęłam skakać z kanału na kanał, szukając w telewizji czegoś ciekawego. To jakże pasjonujące zajęcie, przerwał mi dzwonek do drzwi. Nim zdążyłam chociażby wstać z sofy, w środku rozbrzmiał wesoły głos Cher. Przywitała się z obiema mamami, by w końcu zajść do salonu.

- Cześć, najseksowniejszy słoniu w całej Wielkiej Brytanii! – zawołała promiennie, klepiąc mnie po brzuchu. – Ale możesz się posunąć, no chyba, że mam usiąść ci na tych patykach, które zwiesz nogami – dodała, z łobuzerskim uśmiechem, czochrając blond włosy Zuzy, która w tym samym momencie odwróciła się twarzą do nas, posyłając Cher szeroki, szczerbaty uśmiech.

- Hej, Cher! – wymigała, co Brytyjka zrozumiała. Przez ten okres czasu, wszyscy nauczyli się kilku prostych zwrotów, dzięki czemu łatwiej było im spędzać czas z Zuzą. – Ładny sweterek – dodała, dodatkowo wskazując na ubranie dziewczyny.

Dziewiętnastolatka ubrała się w granatowy sweterek z napisem „Marry me Harry” na widok, którego nie mogłam powstrzymać wybuchu śmiechu. Cher szybko się do mnie dołączyła, jednocześnie ściągając go, odsłaniając tym samym koszulkę z kolejnym śmiesznym tekstem „Zostanę ciotką najsłodszego dzieciaka na świecie, baby!”

- Śmiej się, śmiej – pokazała mi język. – Sama masz nie lepsze.

- Oj daj ty mi spokój – pokazałam jej język, podnosząc się do pozycji siedzącej. – Dobra, wybiła dwunasta. Koniec tego spania – mówiąc to usiadłam na kanapie, przekazując córce, że może iść obudzić Louisa. – Chcesz zobaczyć show lepsze niż koncert One Direction dla milionowej publiczności?

Cher ochoczo przytaknęła, podążając w stronę naszej sypialni. Zuza stała pod zamkniętymi drzwiami, przegryzając dolną wargę. Wyglądała na zdenerwowaną, chociaż już nie raz budziła Louisa, to teraz wyglądała inaczej. Położyłam dłoń na jej ramieniu, dodając tym samym otuchy, której wyraźnie potrzebowała, bo natychmiast się rozpogodziła, powoli otwierając drzwi. Wolno podeszła do łóżka, na którym Louis, schowany pod kołdrą, spał w najlepsze, nie spodziewając się tego, co za chwilę się zdarzy. Zuza weszła na łóżko, przez moment wpatrując się chłopaka, któremu nawet włosów, nie było widać. Nie czekając ani minuty dłużej, odsunęła z niego kołdrę, zaczynając go łaskotać. W pokoju rozległ się śmiech Louisa, który wiercąc się i próbując się wyrwać spod rączek Zuzy, spadł z łóżka z głośnym hukiem. Dziewczynka widząc go na podłodze, zaczęła się śmiać, turlając się po łóżku, z rękami ciasto opatulonymi wokół brzucha. Widząc zagubiony wzrok Louisa, który wyjrzał ponad posłaniem, zaśmiałam się gardłowo, nie hamując przy tym łez, które leciały ciurkiem po moich policzkach.

- Chciałam tylko powiedzieć, że śniadanie na stole – rzekłam, kiedy w końcu się uspokoiłam, a Louis pozbierawszy się z podłogi, wziął Zuzę na barana, całkowicie ignorując to, że wyrywała mu włosy z głowy, czy machała nogami we wszystkie strony, dając mu tym do zrozumienia, że chce zejść, mimo wszystko uśmiechała się i to naprawdę szeroko.

- Są na to subtelniejsze sposoby – zauważył, czochrając mi włosy. – Cześć, Cher. Przynajmniej ty dałaś pospać swojemu facetowi – pocałował ją w policzek, uśmiechając się szeroko, kiedy Zuza, zaprzestała w końcu swojego ataku na niego, przyciskając policzek do jego rozczochranej fryzury.

- Nie umiem być subtelna – pokazałam mu język, na co on zaśmiał się w ten swój charakterystyczny sposób. – Poza tym i tak musiałbyś w końcu wstać, nie wypada spać, kiedy mama przemierzyła tyle kilometrów by ciebie odwiedzić.

- Kiedy ona przyjechała?! – krzyknął będąc w niemałym szoku.

- Wczoraj po południu – odparłam, jednak Louis już biegł w stronę kuchni, wcześniej ściągając ze swoich ramion Zuzę, która złapawszy mnie za rękę, prowadziła w stronę pomieszczenia, z którego słychać było słowa pełne tęsknoty, miłości i wielkiego szczęścia, jakie ogarnęły panią Tomlinson. – Czy ja tobie też powinnam rzucić się w ramiona? – spytałam po polsku moją rodzicielkę, która właśnie wylewała czekoladową masę na blachę wyłożoną pergaminem.

- To byłoby zdecydowanie lepsze od szybkiego całusa w policzek, którym mnie uraczyłaś. Nie wspomnę, że cała byłaś w farbie – odparła ze śmiechem.

Zarówno Tomlinsonowie jak i Cher nie zwrócili najmniejszej uwagi na wymianę naszych zdań. Louis w dalszym ciągu tkwił w ramionach swojej rodzicielki, która mówiła, jak dawno go nie widziała, jak mocno za nim tęskniła i, że ma nadzieje, że prezent urodzinowo-gwiazdkowy jaki dla niego kupiła, spodoba mu się. Cher zniknęła gdzieś z Zuzą, mogłam się tylko domyślać, że wspólnie kończą rysunek dla Tommo.

- Carol, a mówiłaś już Lou, że Cher zaproponowała ci współpracę przy nowym albumie? – odezwała się Jay, kiedy uwolniła swojego syna z niedźwiedziego uścisku.

- Jakoś nie było kiedy – mruknęłam cicho, robiąc kilka kroków w tył, kiedy niebieskie tęczówki chłopaka, zaczęły się z mocą we mnie wpatrywać. – Cher! Chyba potrzebuję pomocy! – krzyknęłam, odwracając się na pięcie, kiedy Louis zrobił kilka kroków w moim kierunku.

- Nowak! Jak to nie było kiedy?! Cholera, całą noc na to miałaś! A ty – wskazał na Brytyjkę, która raptownie wstała z miejsca, kiedy jak burza wpadliśmy do salonu – sama miałaś okazję by mi, o tym powiedzieć! Czuję się… smutny! I to wasza wina.

Zatrzymałam się koło Cher, która z nieodgadnionym wyrazem twarzy obserwowała siedzącego nieopodal wejścia do pokoju chłopaka. Tommo założył ręce na piersi, wyciągając przed siebie brodę, dając nam do zrozumienia, jak bardzo jest na nas obrażony. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, chociaż byłam pewna, że oberwie mi się za to podwójnie. W tak zwanym między czasie, wyjaśniłam spokojnie Zuzie, o co chodzi. Blondynka skinęła tylko głową, wracając do rysowania.

Zostawiła mnie samą! Własną matkę! Doigra się kiedyś, oj doigra…

- Dobrze, to co teraz? – szepnęłam Cher na ucho, zastanawiając się, jak to rozegrać.

- Powiedz prawdę, chociaż… nie wiem. Nawet Harry nie wie nic o naszej współpracy. Że też musieliśmy powiedzieć to mamie Louisa. Pewnym było, że wkrótce coś mu powie…

- Ja wszystko słyszę, dzieci! – usłyszałyśmy wesoły głos pani Tomlinson, wydobywający się z kuchni. – Wyrzućcie to z siebie, zrobi się wam lżej na wątrobie.

- Moja jest w ciężkim stanie, Line – powiedziała Cher. – Powiemy?

- Powiemy.

Usiadłyśmy przed nim, milcząc przez dobrych pięć minut. Do salonu zajrzały nawet nasze mamy, które z pewnością chciały się upewnić, że wszystko gra i nadal jesteśmy w jednym kawałku.

- Cher zaproponowała mi współpracę, kilka dni po tym, jak czystym przypadkiem znalazła w Internecie zagraną przeze mną „Want U Back” w całkowicie nowej aranżacji. Poważnie nie wiem, o czym ona myślała, proponując mi to, ale… przez Andiego, Beatrice, Olly, Danielle, Little Mix, a nawet Eleonore-zgodziłam się. I nie, nie wezwę za to żadnych pieniędzy, a komponować, jeśli już, mam zamiar pod pseudonimem. Może jako Line? Właściwie poza wami nikt tak do mnie nie mówi. Bardzo jesteś zły, że nic nie powiedziałam?

- Ale skąd, kochanie! – zawołał, rzucając mi się na szyję, w efekcie czego wylądowałam plecami na podłodze. – Jestem tak cholernie dumny, że to się w głowie nie mieści. Sami byśmy ci zaproponowali coś takiego…

- Nie mam zamiaru spotykać się z tobą w pracy, Tomlinson – przerwałam mu, dotykając palcem jego ust, na co on uśmiechnął się szeroko.

- Naprawdę wielka szkoda, Tomlinson – odparł z łobuzerskim uśmiechem.



W dźwiękach można się zakochać równie szybko, co w Twoich niebieskich tęczówkach.

4 comments:

  1. Ochh wszystko tak pięknie powoli się toczy. Aż miło czytać o tym jak na razie beztrosko im się wiedzie, jak czekają na siebie z utęsknieniem i spędzają razem czas niby na prozaicznym robieniu tostów, w których jest tyle miłości. Wydawać by się mogło, że to zwykła codzienność. Jednak jaka ona jest piękna? Mała dziewczynka budzi dorosłego faceta ze snu, śmiejąc się przy tym rozkosznie a ten bierze ją na swoje barki. W głowie kreuje mi się obraz uśmiechniętego Louisa, idącego z malutkim wesołym szkrabem, który ciągnie mu włosy. Właśnie w tym rozdziale nie wiedząc dlaczego, poczułam że oni wszyscy powoli stają się rodziną, o ile już nią nie są. Czekać tylko aż dołączy do nich mały Larry ? Swoją drogą wiedziałaś, że logo twittera, którym jest niebieski ptak nazywa się Larry? ^^ Ostatnio przeczytałam to na wiedzy bezużytecznej i byłam zaskoczona. Wiadomo z czym od razu skojarzyło mi się imię Larry, chyba każdej dziewczynie 'żyjącej w świecie' One Direction kojarzy się to z połączeniem pewnych panów. :)
    A czytając twoje opowiadania, tego niebieskiego ptaszka skojarzyłam sobie z synem Louisa i Carol. Nie mogę się doczekać, aż przyjdzie on na świat. Jestem ciekawa co planujesz dalej !

    Pozdrawiam Cię ciepło!x

    ~Eirene


    you-and-i-and-onedirection.blogspot.com

    ReplyDelete
  2. Hey.
    W końcu doczekałam się odpowiedzi na moje pytania. Ucieszyłam się,że Zuza i Lou mają tak dobry kontakt.Marzy mi się rozdział,w którym Zuza mówi do Louis'a "tato".Pomarzę sobie.Fajnie,że zamieszkali razem.W końcu mogą być ze sobą cały czas,nie licząc tras,wywiadów itp. Louis'a. Rozdział jest fantastyczny. Czekam na kolejny.

    Pozdrawiam
    Kasia :)

    ReplyDelete
  3. Szału nie ma? Oj moja droga,nie chcę więcej razy widzieć takich pesymistycznych notek! Uśmieeeech! ;) Jesteś świadoma tego co tworzysz? Bo mi się wydaje,że nie bardzo.. Więc wiedz, że tworzysz coś pięknego, emocjonującego,chwytającego za serducho, świat,w który wkraczam za każdym razem kiedy czytam Twoje rozdziały, i nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę,że mogłam trafić na Twojego bloga i poznać Carol,całą resztę no i Ciebie! ;))
    Szał jest i to nie do opisania :))

    Rozdział cudowny,przepełniony miłością i cudowną rodzinną atmosferą :) Bardzo podoba mi się to w jaki sposób rozpoczęłaś ten sezon ;) A pomysł z tym,że Carol będzie współpracować z Cher- genialny! Kurczę,strasznie jestem ciekawa co tam dalej wymyśliłaś w związku z tym i jak to się dalej potoczy! :)
    Zuza- uwielbiam tą małą perełkę, zawsze kiedy o niej czytam mam przed oczami takie uśmiechnięte słoneczko ;)

    Po prostu rozpływam się kiedy czytam te końcowe sentencje.. Cudowne!

    Pozdrawiam, buziaki! ♥
    @Paulkaaa_

    ReplyDelete
  4. Hmm.. tym razem walnę prosto z mostu!.. Genialny, genialny i.. jeszcze raz genialny!! Z niecierpliwością czekam na następny!

    Całuję x
    Dominika Xx

    ReplyDelete