Friday, January 25, 2013

Rozdział dwudziesty piąty

Od matrioszki: piątek=nowy rozdział. mam nadzieje, że się spodoba. wzbogaciłam go o jakąś tam wzmiankę odnośnie ich mieszkania. stwierdziłam, że nie ma potrzeby by go dokładnie opisywać. nawet nie umiem tego robić, więc sobie to darowałam. co prawda nie ma Waszej ulubionej bohaterki, ale Caroline i Louis i Olivia i Cher i Harry i wszyscy inni. zapraszam do czytania! :)
nowy rozdział we wtorek. tak sądzę. całuję, matrioszka! xx
ps. zapraszam na mojego drugiego bloga -> klik :)


***




(Grudzień/Londyn/2012 rok) 

Louis 



Ze wszystkich stron otaczały nas fanki, które zamiast autografów czy zdjęć, zarzucali nas pytaniami odnośnie Carol i mojego potomka. Chłopaki mieli ze mnie niezły ubaw, kiedy próbowałem z tego wybrnąć. Niestety żadna z dziewczyn, nie chciała pozwolić mi na zmianę tematu, bo natychmiast któraś z nich zaczynała go od początku. Czułem się osaczony, chociaż dziewczyn było tylko sześć, na dodatek to licealistki, więc na dobrą sprawę nic mi nie groziło. Jednak te wszystkie pytania wywiercały mi dziurę w głowie.

- Louis! – usłyszałem najpiękniejszą melodię na świecie, w postaci głosu Caroline, która wraz z Olly weszły do MilkShake City w naprawdę dobrych humorach. – Olly, chyba przyszłyśmy w nie porę – dodała widząc, jak głowy dziewczyn odwróciły się w ich kierunku.

- To Caroline i Olivia! – zawołała jedna z nich. – O mój Boże! Kochamy was!

- Miło mi – Polka uśmiechnęła się do rudowłosej, która ewidentnie była najodważniejsza z nich wszystkich, bo jako pierwsza podeszła do nowoprzybyłych. – Jak się nazywasz? – spytała, wyciągając przed siebie rękę.

- Louise – odparła pewnie, ściskając kruchą dłoń mojej narzeczonej. – Chłopiec czy dziewczynka? – spytała kiwając głową na brzuch Carol.

- Chłopiec – posłała mi roześmiane spojrzenie, którym pewnie informowała mnie, że za chwilę zamierza zdradzić nie tylko jej, ale także pozostałym fanką coś jeszcze. – Sądzicie, że nazwanie go Larry Niam będzie wielką przesadą? Może powinnam zmienić je na coś bardziej… przyziemnego? Jak na przykład…

- NIE! – krzyknęły wszystkie na raz, podchodząc bliżej Carol.

- Nie? Tak myślałam! W końcu kto bardziej zrozumie Directionerkę, jak nie inne Directionerki! – zaśmiała się, przybijając piątkę każdej z nich. – Podacie mi wasze namiary na twitterze? Wydajecie się jednymi z tych całkiem wyluzowanych fanek, które od niekontrolowanego ataku płaczu wolą spokojną rozmowę.

- Lata praktyki – odparła Louise, podając jej nazwy wszystkich dziewczyn, które Caroline zapisała w swoim telefonie, który w końcu we wszystkich szczegółach spełniał jej wymagania, uśmiechając się przy tym szeroko.

- Och, tego nawet ja nie wiem. Mówię poważnie! – dodała. – Pytajcie pana Tomlinsona, albo nie, Payne’a. Obaj chcą mieć ślub w jednym dniu, więc same rozumiecie.

- Dalsze plany? – rudowłosa pytała dalej.

- Lou, mogę tak mówić? Podoba mi się twoje imię. Jak następna będzie dziewczynka, właśnie tak ją nazwę i ten staruszek nie będzie miał nic do gadania. Zresztą i tak się ze mną zgodzi – puściła mi oczko, poprawiając długie pasma blond włosów, które opadły jej na ramiona – moimi dalszymi planami na pewno jest praca w przedszkolu. Nie zamierzam z tego zrezygnować, bo to jest coś co pokochałam. Skończyłam edukacje muzyczną, więc może dodatkowo zacznę coś kiedyś tworzyć?

- Z One Direction?

- Nie sądzę. Nie chcę łączyć pracy zawodowej z życiem prywatnym. Może z kimś innym, ale równie znanym? – odpowiedziała zagadkowo, szerzej się uśmiechając. – Mam nadzieje, że rozumiecie, że nie wszystko mogę wam na razie zdradzić. Obiecuję jednak, że z czasem udostępnię wam więcej informacji.

- Będziemy na nie czekać.

- A ja na waszą reakcję – przyznała. – Czy te dzieciaki i staruszek zaproponowali wam coś do picia? Przyłączenie się do stolika? – wszystkie lekko zawstydzone pokręciły przecząco głowami, przez co Carol obdarowała naszą piątkę ostrym spojrzeniem. – Więc trzeba to nadrobić, prawda chłopcy?

Kolejne kilka godzin spędziliśmy w towarzystwie sześciu Directionerek, które z czasem zachowywały się przy nas swobodniej i pewniej zadawały pytania, na które my z wielką przyjemnością odpowiadałyśmy. Miałem świadomość, że to wszystko dzięki Carol, która swoim podejściem do życia, sprawiała, że inni czuli się przy niej dobrze. Polka sama śmiało zadawała nam pytania, pokazując pozostałym dziewczynom, że my wcale nie gryziemy. Dzisiejsze spotkanie uświadomiło mi, że Directionerek nie należy się bać; wręcz przeciwnie, one są po to by nas wspierać w każdym aspekcie życia. Cieszyłem się, że zaakceptowały Caroline, ulżyło mi, kiedy na pożegnanie każda z nich mocno uściskała zarówno ją, jak i Olivię, która w żadnym stopniu nie była pominięta.

Z MilkShake City wyszliśmy w dobrych humorach. Dopiero na dworze zwróciłem większą uwagę na to, co Caroline miała na sobie. Czarny płaszczyk, gruby wełniany szal w neonowym żółtym kolorze, martensy w tym samej jaskrawej barwie, wełnianą czarną czapkę i żółte rękawiczki. Wyglądała optymistycznie i żywo, jak zawsze. Mocniej ścisnęła moją dłoń, kiedy na horyzoncie zauważyła kilku paparazzie, który nie darowali sobie zrobienia nam zdjęcia. Caroline uśmiechnęła się lekko, chociaż po jej minie widziałem, że coś ją gnębiło. Zdałem sobie sprawę, że nie bez powodu zajrzała do baru, chociaż wcześniej wspominała, że razem z Zuzą i naszymi mamami będzie piekła świąteczna ciasto.

- Stało się coś? – zapytałem cicho, chociaż reszta szła przed nami, wesoło rozmawiając i co chwilę wybuchając śmiechem. – Carol?

- Wszystko w porządku, Louie – odparła, patrząc na mnie z tym swoim słodkim uśmiechem, przez który byłem gotów porzucić dalsze pytania. Jednak w jej oczach dostrzegłem coś, co zabraniało mi się poddać.

- Kłamiesz – rzuciłem poważnie, na co dziewczyna odwróciła wzrok w drugą stronę. – Caroline, wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko – skinęła głową, prawie niezauważalnie poluźniając nasz uchwyt. – Tak więc?

- Dowiedziałam się, dlaczego tata nie przyleciał – powiedziała cicho, wlepiając wzrok w chodnik, na którym zalegał śnieg.

- Dlaczego?

- Pamiętasz, jak mówiłam ci, że przez moje rockandrollowe życie miał zawał? – skinąłem głową, dokładnie pamiętając dzień, w którym dowiedziałem się, o niej wszystkiego. Naprawdę wszystkiego; z najdrobniejszymi szczegółami. – Pogorszyło mu się, gdy się dowiedział, że jego matka zmarła. Powinnam siedzieć tam razem z nim, chociaż babcia już dawno mnie skreśliła i skazała na śmierć. On jednak zabronił mi przylatywać, zamiast tego wysłał matkę tutaj, żeby z nami siedziała. Louis, mój ojciec siedzi w szpitalu sam, jeśli nie liczyć jego siostrzyczki, która także się na mnie wypięła. Nawet nie wiem, gdzie podziewa się mój brat.

Bez słowa wyciągnąłem swój telefon z kieszeni kurtki i podałem jej go. Caroline wpatrywała się w niego z mieszanym wyrazem twarzy, niepewna czy powinna robić to, co jej niemo każe. W końcu odebrała ode mnie urządzenie, z wyraźnie drżącymi palcami wybijając kolejne cyfry. Spojrzała na mnie, nim zrealizowała połączenie. Jej rozmowa trwała krótko, ale widząc jak lekki uśmiech wkrada się jej na usta, musiała przebiec jak najbardziej pomyślnie. W czasie jej trwania, nie zauważyłem nawet kiedy doszliśmy na osiedle, na którym od niedawna wraz z Caroline i Zuzą mieszkamy.

- Więc wszystko dobrze?

- Jak najbardziej – uśmiechnęła się do mnie szerzej, pokazując rząd białych zębów. – Tata Gwiazdkę spędzi ze swoją drugą, młodszą siostrą, jej synkiem i mężem. Powiedział, że potrzebuje takich spokojnych świąt, bo ostatnim czasem miał zbyt wiele stresu, który niekoniecznie był związany ze mną. Dziękuję, kochanie – szepnęła ciszej, całując mnie w policzek.

- Jeśli chcecie się całować, wystarczy powiedzieć – powiedział wesoło Harry, sugestywnie poruszając brwiami, zatrzymując się pod naszym blokiem. – Dobrze gołąbeczki my was tutaj zostawiamy. Widzimy się jutro wieczorem u Nialla – dodał nim się rozstaliśmy.

Wedle wcześniejszych ustaleń jutrzejszy dzień mieliśmy spędzić w swoim gronie. Zuza razem z panią Nowak i moją mamą jadą do Doncaster, by poznać bliżej moją rodzinę, jednocześnie odpocząć od Londynu, którego moja matka nie darzy specjalną sympatią. Dwudziestego piątego grudnia każdy z nas jechał w inną stronę Anglii, by ten magiczny czas spędzić ze swoimi bliskimi. Jedynie ja z Carol zmierzaliśmy w tym samym kierunku by Boże Narodzenie świętować z naszą jedną wielką rodziną. Żałowałem, że nie będzie taty Carol, jednak wiedziałem, że przyjdzie jeszcze czas by bliżej się poznać.

Nasze nowe wspólne mieszkanie znajdowało się w spokojnej części dzielnicy Lambeth, niedaleko północnego brzegu Tamizy. Z naszego okna rozpościerał się widok na centrum miasta, oraz na sam London Eye. Wprowadziliśmy się tutaj dwa tygodnie po naszych zaręczynach. Musiałem przyznać, że przekonanie Caroline do zmiany miejsca zamieszkania było jedną z najtrudniejszych rzeczy jakie kiedykolwiek próbowałem zrobić. Dziewczyna nie widziała potrzeby w przeprowadzaniu się dokądkolwiek. Bała się, że Zuzanna się nie zaklimatyzuje, przez co rozegra się dramat, na który ona nie ma ochoty. Jednakże w końcu, po namowach nie tylko moich, ale także Andiego czy Beatrice, zgodziła się. Swoje stare mieszkanie sprzedała swojemu kuzynowi, który tylko ostrzył na nie pazurki. Wszyscy byli zadowoleni, chociaż moja narzeczona uważała, że jak na naszą przyszłą czwórkę, zdecydowaliśmy się na przesadnie duże mieszkanie.

- Co mi kupiłaś? – zapytałem, gdy wolny czas spędzaliśmy w salonie na kanapie, oglądając jeden z tych filmów, które można by oglądać kilkanaście razy, a i tak się nam nie znudzi. Głowa Carol spoczywała na moich kolanach, a na jej brzuchu torebka orzechów w czekoladzie, które mama przywiozła jej z Polski. Przez ten czas zdążyłem się przekonać, że uwielbia je do tego stopnia, że jest w stanie zjeść trzy paczki pod rząd i wciąż nie mieć ich dość. Wiążąc jej włosy w niedbałego warkocza, kontynuowałem: - mam nadzieje, że to nie skarpetki. Wiesz, że ja nich nienawidzę.

- Ale jest zima, Louis – zauważyła ze śmiechem, wsadzając mi do ust kilka orzechów, co pewnie było aluzją, bym się zamknął – chyba nie chcesz zachorować? Z kim Zuza będzie się bawić w chowanego? Ja się nawet do szafy nie zmieszczę.

- Gdybyśmy wyciągnęli kilka rzeczy, dałabyś radę – przyznałem. – Więc…?

- Zgadłeś, będą to skarpetki. Takie fajne w kolorowe paski, z paluszkami. Mam nadzieje, że ci się spodobają, nałaziłam się za nimi. Sobie kupiłam takie same – dodała wyciągając stopę do góry by pokazać mi swoje skarpetki w biało-czerwone paski z wyodrębnionym miejscem na palce.

- Carol – ciężko westchnąłem – chyba sobie ze mnie żartujesz.

- No pewnie, że tak. Ty masz w biało-czerwono-granatowe paseczki. W końcu jesteś Brytyjczykiem, a ja Polką, więc sam rozumiesz. Nie mogłam ci kupić biało-czerwonych, bo to by się wykluczało.

Kończąc swoją wypowiedź wybuchła niepohamowanym śmiechem, zwijając się na kanapie. Gdybym w porę jej nie przytrzymał z pewnością wylądowałaby na ziemi. Mogłem się jednak spodziewać, że gdyby do tego doszło nie przestałaby się śmiać. Caroline posłała mi radosne spojrzenie, mozolnie dźgając się na rękach by następnie mnie pocałować, akurat w momencie, kiedy drzwi do naszego mieszkania otworzyły się hukiem. Polka jęknęła z frustracji prosto w moje usta, niechętnie się ode mnie odklejając.

- Kiedyś was okradną – powiedziała wesoło Cher, która okazała się być nie tylko sprawcą hałasu, ale także powodem, dla którego niechętnie przerwaliśmy dość interesującą i miłą czynność. – Jaki słodki obrazek – skomentowała, czochrając moje włosy, siadając między nami. – Ale poważnie, moglibyście bardziej dbać o swoje bezpieczeństwo. Szczególnie ty Louis, w końcu twoja narzeczona za trzy miesiące ma urodzić ci syna. To niedorzeczne byście żyli przy otwartych drzwiach.

- Cześć Cher – blondynka przywitała się z brunetką cmoknięciem w policzek, całkowicie ignorując jej monolog odnoście zamka w drzwiach. – Miło ciebie znowu widzieć, w naszym mieszkaniu. Może powinnam wygospodarować dla ciebie jakiś kącik, bo mam wrażenie, że wolisz przesiadywać u nas niż w swojej willi – powiedziała żartobliwie.

- Lubię wasze nowe gniazdko. Jest urocze. No gdybyście jeszcze należycie o nie dbali, byłoby idealnie. Wiecie mogę wam polecić dobrą pomoc domową. Kobieta jest niezawodna, sprząta po mistrzowsku. W przeciągu kilku godzin wasze mieszkanie będzie ślinić czystością. Czytałam gdzieś, że przy dziecku to wskazane. No chyba, ze chcecie by Zuzanna wraz z Niarrym, zachorowała na coś bliżej nieokreślonego, przez kurz, który widać gołym okiem.

- Cher, kochanie – zacząłem, pocierając ramiona brunetki – nie przesadzaj, co? Nasze mieszkanie nie jest w takim złym stanie. Poza tym sami umiemy zadbać o jego porządek.

- Jakoś tego nie widać – sarknęła, pokazując mi język niczym kilkunastoletnie dziecko; takie jak na przykład Zuza. Mimowolnie się do siebie uśmiechnąłem. – Louis, dobrze się czujesz? Dlaczego szczerzysz się jak nienormalny?

- Ponieważ w tym momencie przypominasz mi Zuzę. Taką naburmuszoną, obrażoną na cały świat, kilkunastoletnią dziewczynkę – Cher, o ile to możliwe, zdenerwowała się jeszcze bardziej; za to Caroline uśmiechnęła się do mnie z czułością. Zauważyłem, że każda moja wzmianka odnośnie jej córeczki, wywołuje w niej właśnie takie emocje. – Co ciebie właściwie do nas sprowadza, Cher Bear?

- Harold wpadł na pomysł, żeby Tomlinson do niego przyjechał. Chce urządzić jakąś tam noc, czegoś tam. Podobno strasznie za tobą tęskni i w ogóle – wzruszyła niedbale ramionami, puszczając mi oczko. – Zadzwoń do niego, sam się przekonasz.

Ciężko wzdychając wstałem z kanapy, przelotnie muskając policzek Carol, która korzystając z tego, że podniosłem swoje cztery litery zamówiła filiżankę zielonej herbaty. Wiedziałem, że z największą przyjemnością zamieniłaby ją na kawę. Mocną kawę. Małą czarną. Z mlekiem i cukrem. Niestety musiała się zadowolić samą herbatą. Wszedłszy do kuchni, wstawiłem wodę na herbatę poczym oparłem się o ladę kuchenną wyciągając telefon. Szybko wybrałem numer do Harrego, wystukując bliżej nieokreślony rytm o ladę, oczekiwałem na zrealizowanie połączenia.

- Co ty znowu wymyśliłeś Styles? – spytałem zamiast standardowego „cześć”, kiedy chłopak w końcu odebrał telefon. – Ściąganie mnie do siebie w godzinach szczytu, jest jak na razie twoimi najgłupszym pomysłem. Przecież za nim ja się do ciebie dostanę minie wieczność.

- Louie, błagam cię – jęknął po drugiej stronie telefonu – potrzebuję spędzić z tobą trochę czasu. Sam na sam. Tylko i ja, no może jeszcze ewentualnie piwo, chipsy, oraz dobry film. Żadnych dziewczyn czy pozostałych chłopaków. Tak, wiem-to egoistyczne, ale cholera..

- Rozumiem, Harry – przerwałem mu monolog, w momencie kiedy czajnik elektryczny dał znać, że woda już się zagotowała. Do ulubionego kubka Caroline, wrzuciłem torebkę zielonej herbaty słodząc ją dwoma płaskimi łyżeczkami cukru, poczym zalałem ją wodą. – Będę najszybciej jak się da. Czy już wspominałem ci, że jesteś słodki jak się denerwujesz?

- Taaa.. kilka razy – mruknął nerwowo i mógłby przysiąc, że właśnie w tym momencie zaczesywał swoje loki do tyłu. Zawsze robił. – Więc przyjedziesz, tak?

- Tak, przyjadę. Ale nie wiem za ile. No wiesz, korki – z telefonem przy uchu zaniosłem herbatę Caroline, która wraz z Cher oglądała powtórkę wywiadu, jaki wraz z chłopakami udzieliliśmy w Australii. – Nasze dziewczyny właśnie oglądają nas w telewizji. Czy powinienem się czuć zaniepokojony tym faktem? – zapytałem Harrego.

- A jak się zachowują?

- Raczej normalnie.

- Więc nie ma powodu do niepokoju. Zbieraj swoją seksowną dupę, bo już czuję się samotny. Cher wyjeżdża dzisiaj do rodziny w Malvern. Pośpiesz się!

- Jasne. Do zobaczenia, Harreh – cmoknąłem do słuchawki i nim się rozłączyłem powiedziałem do niego „kocham cię”. – Wychodzi na to, że wieczór spędzisz sama. Chociaż jak powiesz, że czujesz się fatalnie i wolisz bym przy tobie został, odwołam. Styles zrozumie.

- Ale ja nie chcę byś zostawał. Poradzę sobie, Lou, naprawdę. Radziłam sobie przez ostatnie dwa lata, więc dam radę przez jeden wieczór i noc. Jedź do niego – uśmiechnęła się, zanurzając wargi w herbacie. – Obiecaj, że będziesz się dobrze bawił.

- Obiecuję – nachyliłem się nad nią, cmokając w usta. – Miłego wieczoru, kochanie. A tobie Cher życzę bezpiecznej podróży do domu. Pozdrów ich.

- Nie ma problemu, Tommo – zasalutowała niczym żołnierz na apelu. – Tylko nie roznieść mi domu, co? – zaśmiała się, kiedy zakładałem kurtkę, oraz buty.

- Masz to jak w banku, Cher Bear. Do zobaczenia.



Tęsknota wspomaga uzależnienie.

5 comments:

  1. Aww, to słodkie! :D Na serio, oni są tacy słodcy, że zaraz będę tęczą pluła :D
    Czemu zostało tak mało do końca? Nie możesz pisać dalej, no? Proszę! *składa ręce jak do modlitwy*
    Rozdział jak najbardziej mi się podobał, ale ja już chcę urodzinki Lou! :D:D
    Ściskam,
    Gosia! xx

    ReplyDelete
  2. Nie mogłam się powstrzymać, by nie napisać od razu komentarza... Robię wszystko, by tylko nie myśleć o tym, że zaraz wyczytają moje nazwisko i okaże się, że nie znam odpowiedzi na żadne pytanie... Próbowałam coś tam jeszcze powtarzać, ale zdecydowanie wolę twój rozdział od podręcznika ;)
    Uwielbiam Carol! Czy już ci o tym mówiłam? Pewnie tak, ale co mi szkodzi powtórzyć ;) (Boziu, dopiero Fletchet wywołali! Ja tu będę siedzieć do nocy! Dlaczego moje nazwisko nie jest na literę "A"?) Spotkaniem z fankami sprawiłaś, ze pokochałam ją jeszcze bardziej. I muszę ci powiedzieć, że w jednym moim opowiadaniu miałam w zaplanowaną taką scenkę, ale teraz ją zmienię. Z mistrzem nie konkuruję :D
    Jak ja uwielbiam o nich czytać... Razem są tacy uroczy, że serce się raduje. No szkoda, ze nie było Zuzy, ale wzmianka Louisa o niej mi to wynagrodziła. Ta mała całkowicie skradła jego serce...
    Już się nie mogę doczekać, co też takiego Harry wykombinował... Naprawdę się stęsknił? Mam nadzieję, że nic się nie stanie pod nieobecność Lou i niech Carol koniecznie zamknie drzwi po wyjściu Cher. Chyba przez ten egzamin przychodzą mi do głowy straszne scenariusze, ale ty mi tego nie zrobisz, prawda? Chybabym umarła... Wszystko będzie dobrze, Kaśka. Ogarnij się... Wiem, jestem głupia. Może powinnam zmienić nazwisko i mieć już z głowy ten egzamin? Ta podłoga robi się coraz twardsza...
    Cudowny rozdział. Jak zawsze... Z niecierpliwością czekam na kolejny i na te ich wspólne rodzinne święta...
    Całuję i życzę wszystkiego dobrego ;)

    @KateStylees

    ReplyDelete
  3. Ooo mamo.. w tym momencie mam moją wyobraźnię #ONLINE .. Dlaczego Ty mi to robisz? A właściwie Cher.. ? :D Spać nie będę mogła po nocach, dopóki nie przeczytam następnego rozdziału... Nie wytrzymam do wtorku.. jak słowo daję.. :)
    Mimo najdziwniejszych myśli w głowie rozdział bez dwóch zdań zaliczam do TOP 10 :)

    Pozdrawiam XX
    Dominika Xx
    @Scream_PL

    ReplyDelete
  4. co tu duzo pisac. cudowny rozdzial, jak zawsze z reszta <3 czekam z niecierpliwoscia na nastepny... chociaz wiesz, no.. troche mi smutno, ze juz niedlugo ten blog sie skonczy. ale coz, taka kolej rzeczy. biore sie za czytanie twojego nowego opowiadania, ktore na pewno bedzie rownie cudowne <3 Pluton
    http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/

    ReplyDelete
  5. hm ogólnie rzecz biorąc podoba mi się całość rozdziału :)
    nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział :)
    ______________________________
    w wolnej chwili wpadnij i skomentuj u nas
    http://turn-back-time-with-one-direction.blogspot.com

    ReplyDelete