Przed Wami rozdział 26, a co za tym idzie do końca "WOH" pozostało w sumie cztery rozdziału + epilog. Tyle ode mnie. Miłego czytania. A! Na samym dole pozostawiam Wam zdjęcie Zuzy, którego zapomniałam wcześniej Wam pokazać. Wyobraźcie sobie tą dziewczynkę z brązowymi oczkami i gotowe :)
Nowy rozdział w piątek. Całuję! xx
***
(Grudzień /Londyn/2012 rok)
Caroline
Było ciemno, kiedy w mieszkaniu rozległ się huk, któremu nawet czołgi mogły pozazdrościć siły. Jedną ręką przetarłam oczy, drugą w tym czasie odszukując telefon, który wieczorem schowałam pod poduszkę. Kiedy urządzenie wylądowało już w moich dłoniach, a wyświetlacz niemiłosiernie zaczął razić mnie w oczy, dostrzegłam, że była dopiero trzecia nad ranem. Niechętnie wygrzebałam się z łóżka, założyłam na siebie ciemny szlafrok, a bose stopy wsadziłam w niebieskie kapcie i wyszłam z pokoju, niepewna tego, co mogę zobaczyć w przedpokoju, czy też w salonie.
Zalany w trzy dupy Louis opierał się o ledwo stojącego Harrego, który z miną męczennika próbował utrzymać go w pionie. Obaj wyglądali na tyle zabawnie, że trudno było mi utrzymać powagę sytuacji. Wystarczył mi moment by wybuchnąć śmiechem, w momencie kiedy głowa Louisa opadła na ramię Harrego, który stęknął. Okej, oni nie byli do końca normalni i wiedziałam, o tym już wcześniej, ale dopiero teraz mogłam naprawdę zobaczyć jak Louis wygląda pod wpływem alkoholu. I był to naprawdę komiczny widok, który zrekompensował mi tak wczesną, brutalną pobudkę.
- Czy mówiłem ci już, Hazz, że mam najdziwniejszą narzeczoną na świecie? – spytał Louis, wciąż trzymając głowę na ramieniu młodszego chłopaka. Alkohol zamroczył go na tyle, że nie był w stanie wymówić poprawnie niektórych słów, ale to akurat działało na jego korzyść. Był uroczy. Niczym małe dziecko, które jeszcze nie nauczyło się poprawnie mówić.
- Twoja narzeczona tutaj stoi, Louie i ma z nas niezły ubaw – zauważył Harry, który był zdecydowanie mniej pijany niż Louis. Chłopak posłał w moim kierunku jeden ze swoich uroczych uśmiechów, za który nie jedna fanka byłaby w stanie dać się pokroić. – Ładna piżamka, Carol.
- Czy ty się dobierasz do mojej dziewczyny, Styles? Nadal ci nie przeszło? Masz Cher, do cholery – wtrącił się Louis, nachylając się do podłogi, by ściągnąć buty. Szło mu to raczej mozolnie, bo ręce nie chciały ze sobą współgrać w efekcie czego sznurówki w dalszym ciągu pozostawały nierozwiązane. Duże dłonie Harrego trzymały go w talii, by przypadkiem nie upadł, co dla postronnego obserwatora mogłoby być przejawem troski.
- Do sypialni – odparłam na nieme pytanie osiemnastolatka, całkowicie ignorując słowa Louisa, który jak gdyby nic usiadł na podłodze wyrywając się z uścisku Harrego, w dalszym ciągu próbując ściągnąć buty. Rozbawiona tym wszystkim postanowiłam mu w końcu pomóc, by jak najszybciej znalazł się w łóżku. Jeszcze gotów będzie położyć się tutaj, bo uzna, że buty i płaszcze są naprawdę wygodne. – Nieźle się narąbałeś, Lou.
- To jego wina! – na oślep próbował wskazać na Harrego, co mu się nie udało, bo zamiast tego pokazał na pustą ścianę. – Obudziliśmy cię, co?
- Nic się nie stało – posłała mu czuły uśmiech, pomagając wstać. – Połóż go.
- Carol, ja ciebie tak mocno, ale to naprawdę mocno kocham i nie chcę byś czuła się źle i żeby czegoś ci brakowało, dlatego ja chcę byś ty przestała pracować i … - jego monolog urwał się, kiedy swoimi ustami, przekryłam jego suche wargi.
Poczułam mocny smak alkoholu, wymieszany z miętową gumą do życia, oraz czymś, co dla mnie było papierosami. W tym momencie jednak nie miałam w planach wytykania mu tego. Był dorosły, wiedział co robi, poza tym od czasu do czasu każdy ma prawo zabalować, zapomnieć się. Niech wykorzysta czas jaki pozostał mu do urodzenia syna.
- Zamknij się już kochanie – poprosiłam łagodnie, kiedy nasze usta odkleiły się od siebie, a ja ostatni raz cmoknęłam go w czoło, poczym Harry zaprowadził go do sypialni.
W tym samym czasie wstawiłam wodę na dwie herbaty, oraz przygotowałam Harremu pokój, w którym dotychczas nocowała moja mama. Miałam cichą nadzieje, że nie będzie narzekał, że nie zmieniłam pościeli, co zwyczajnie zapomniałam zrobić. Chłopak wrócił w momencie, w którym wrzątkiem zalewałam torebki z herbatą. Usiedliśmy przy stole, przez chwilę trwając w milczeniu, które przerwał Harry:
- Przepraszam, że wrócił w takim stanie – jego wzrok utkwiony był w napoju, który leniwie mieszał, chociaż nie wsypał tam ani grama cukru. – Nie powinienem mu na to pozwolić.
- Ale dlaczego nie? – spytałam zdziwiona, wsypując sobie do kubka trzy płaskie łyżeczki cukru i odrobinę mleka. – Jesteście dorośli, potrzebowaliście się odprężyć, nic się nie stało, Harry, więc przestań siebie winić.
- Jesteś za wyrozumiała dla niego – powiedział nagle, wpatrując się we mnie. Zaskoczona jego słowami, podniosłam ku górze jedną z brwi, domagając się rozwinięcia tematu. – Po tym, co przeszłaś, miałem wrażenie, że brzydzisz się alkoholem i ludźmi pijanymi, więc…
- Więc sądziłeś, że po tym jak zobaczę pijanego Louisa, będę gotowa by nawet z nim zerwać? – Harry nieśmiało kiwnął głową, biorąc łyk herbaty. – Nie, Harry. To były moje błędy, z którymi jakoś sobie poradziłam, nie jego. Nie mogę jemu, czy komukolwiek innemu zabronić pić, tylko dlatego, że miałam z tym problem. Poza tym, nie wiem czy pamiętasz, ale na swoje urodziny sama co nieco wypiłam.
- Nie było tego dużo – zaoponował, biorąc łyk herbaty krzywiąc się przy tym nieznacznie. Posłodził ją dwoma czubatymi łyżeczkami, poczym wziął kolejne łyki, nie krzywiąc się już. - Jesteś zbyt wyrozumiała – powtórzył, uśmiechając się lekko. – Ale dobrze, że ciebie poznał. Gdyby nie ty, nie sądzę bym szybko zobaczył jego uśmiech. Może i nie był zakochany w Eleonore, ale widziałem, że ją lubił, może kochał nawet jak siostrę. Co prawda były momenty, kiedy się kłócili o naprawdę błahe rzeczy, ale gdy trzeba było, umieli się dogadać i rozmawiać na poważne tematy. To, że Paul kazał im udawać parę przez dodatkowy okres czasu, było ciężkie dla nich obojga. Przy tobie, znowu jest tym samym Louisem z czasów programu i dziękuję ci za to.
- Harry Styles mi za coś dziękuję! – pisnęłam z entuzjazmem, całkowicie ignorując śpiącego zza ścianą Louisa. – Nie masz za co, Hazz – odpowiedziałam ciszej z nutką powagi, odwzajemniając jego uśmiech.
- A jak się trzyma moje maleństwo w obcym mieście? – zapytał po chwili ciszy z błyszczącymi oczami, lekkim uśmiechem i tymi uroczymi dołeczkami, z którymi wyglądał jak kilkunastoletni chłopiec.
- Wiesz, że ona dopiero wczoraj rano pojechała do Doncaster, no nie? – Harry kiwnął głową, leniwie pijąc herbatę. – Chyba dobrze, to znaczy nie rozmawiałam z nią, ale mama powiedziała mi, że bawi się z dziewczynkami ich chomikiem, rysuje z bliźniaczkami, uczy się pleść włosy w warkocza. Więc jest szczęśliwa.
- To dobrze. Należy się jej.
- Nawet nie wiesz jak bardzo, Harry.
Było dokładnie tak jak być powinno od samego początku. Harry mnie zaakceptował, mało tego – podziękował mi! W to najbardziej nie mogłam uwierzyć. Moje szczęście było naprawdę wielkie, a to wszystko za sprawą tego osiemnastolatka. Teraz będzie tylko lepiej. Wierzę w to. Innego wyjścia nie widzę.
***
Nucąc jedną z piosenek Jessie J, przygotowywałam śniadanie dla największych śpiochów jakich zna Wielka Brytania, a przynajmniej Londyn. Między ósmą, a dziewiątą rano zdążyłam nie tylko wyjść do pobliskiej piekarni po świeże pieczywo, ale także umyć głowę, przygotować pancakesy i porozmawiać z Liamem, na temat wieczornej domówki u Nialla. Na wieść o skacowanych przyjaciołach wybuchł śmiechem, wspominając, że kiedy ci dwaj się spotykają, takie rzeczy są do przewidzenia. Po rozmowie z nim, zadzwoniłam do Cher, by przekazać jej, że Harry o trzeciej w nocy przywlókł na pół przytomnego Louisa. Brytyjka wybuchła śmiechem, zastanawiając się na głos, w jakim stanie zastanie dom, kiedy po przerwie świątecznej wróci do Londynu.
Z kubkiem Earl Grey, z którego wyczuć można było pomarańczową nutę, stanęłam przy oknie, odsuwając firankę. Z uśmiechem zauważyłam, że przez noc warstwa śniegu, wyraźnie wzrosła, tworząc przy tym niesamowicie, bajkowy i świąteczny klimat. Kilkoro dzieci, które wyszli wraz z rodzicami z bloków, puścili się biegiem do przodu, co chwilę schylając się by podnosić co raz to większe garstki puchu, który następnie podrzucali do góry, ciesząc się. Wyobraziłam sobie naszą czwórkę, która za kilkanaście lat, biegała by tak, śmiejąc się to rozpuku z naprawdę błahych rzeczy.
Leniwie się uśmiechając przyłożyłam do ust kubek z herbatą, mocno żałując, że musiałam odłożyć kofeinę na bok. Jedną z naprawdę niewielu rzeczy, których dla dobra dziecka nie powinnam robić, tudzież pić, była niemożliwość spożywania kawy w ilościach, o jakich sama decydowałam. Tęskniłam za aromatem, smakiem, oraz uczuciem, jakie odczuwałam, w czasie picia napoju. To było moim uzależnieniem, które zabrała mi ciąża. Mimo to naprawdę się cieszyłam z drugiego dziecka.
- O mój Boże! – usłyszałam pełen entuzjazmu głos Harrego, który sygnalizował, że osiemnastolatek nie tylko się już obudził, ale był także niebywale głodny, bo ledwo co wszedł do kuchni, niemal natychmiast wchłonął jednego z placków. – To jest pyszne! Umarłem i jestem w raju. Cholera, musisz mnie nauczyć robić tych cudeniek.
- Co tu się dzieje? – spytał zaspany Louis, który dołączył do nas, kilka minut po Harrym.
Jego spojrzenie najpierw padło na pochłaniającego śniadanie Harrego, następnie na mnie, poczym znowu na Harrego; w tym momencie jego policzki przybrały różaną barwę, na co zachichotałam wyciągając z lodówki dwie, mocno schłodzone mrożone kawy, chociaż temperatura zza oknem wymagała by przygotować coś znaczni cieplejszego.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie – powiedziałam z uśmiechem, składając na jego ustach delikatny, lekko nieporadny pocałunek. – Śniadanie na stole, o ile Harry nie zjadł wszystkiego.
- Dziękuję – kucnął przed brzuchem, podniósł koszulkę lekko do góry, dłonią przejeżdżając przez całą jego długość, jak i szerokość, poczym lekko cmoknął mnie w niego, w ten sposób witając się także Larrym. – A ty jadłaś coś?
- Oczywiście. Zrobiłam sobie cynamonowe tosty i gorącą czekoladę z piankami, mmm.. Pycha! – roześmiałam się widząc minę Harrego, który na wzmiankę o piankach przybrał rozmarzony wyraz twarzy. – Macie kawę mrożoną – kiwnęłam w stronę dwóch wysokich szklanek.
- Ale ty miałaś gorącą czekoladę! Z piankami – krzyknął wymachując dłońmi. – Też bym chciał. To znaczy, Ugh.. dawno nie piłem..
- Mam wrażenie, że twoja mama na święta przygotuje ci coś naprawdę specjalnego – puściłam mu oczko, wtulając się w bok Louisa, który niepewnie jadł kolejne kęsy placków. – Louie, wszystko dobrze? Nagle zieleniałeś.
- Chyba mam mdłości – skrzywił się nieznacznie, odsuwając od siebie talerz.
- Trzeba było tyle nie pić – wtrącił się Harry, z pełną buzią, za co dostał od szatyna w ramię. – Ej! A tak w ogóle, mogę to skończyć? Bo skoro ty wyglądasz jak ogórek, to nie sądzę, byś miał siły na…
Nim Harry skończył mówić, Louis zerwał się z miejsca i pognał to toalety. Ucieszony osiemnastolatek pochłonął także i jego porcję, wydając przy tym pełne zachwytu odgłosy. Wiedząc, że przez kolejne kilka minut Harry będzie zajęty jedzeniem, poszłam do sypialni. Louis leżał na łóżku, zwinięty w kłębek, z kołdrą naciągniętą na sam czubek głowy.
- Biedny mały chłopiec – zachichotałam, kładąc się obok niego, palcami przeczesując jego wilgotne włosy. Louis sapnął coś w odpowiedzi, przekręcając się tak, że znalazł się twarzą tuż obok mojego brzucha. – Dobrze się czujesz? Wiesz, że wieczorem mamy jechać do Nialla, prawda?
- Wiem – mruknął, otulając dłońmi brzuch. – Ale poleżmy tak chwilę, dobrze? Zapomnijmy, że Hazza rozrabia w kuchni, że za oknem pada śnieg, że nie możesz pić kawy i jesteś przez to niezadowolona, że od ponad miesiąca rysujesz coś, o czym mi nie chcesz powiedzieć, że rozmawiasz z ludźmi, których nie znam.
- Jesteś zazdrosny? – spytałam ze śmiechem, bawiąc się jego włosami.
- To frustrujące, kiedy twoja narzeczona, nie chce ci powiedzieć, co robi.
- Ale ja przecież nic nie robię. Nie zdradzam cię, nawet by mi to przez myśl nie przeszło, poza tym kto by chciał takiego wieloryba w łóżku? – spytałam retorycznie, pokazując na swój brzuch, o który opierał swój policzek.
- Ja – odpowiedział mimo wszystko, podnosząc się na łokciach, by cmoknąć mnie w policzek. – Więc co wciąż rysujesz?
- Niespodzianka, kochanie, a teraz leż, jak masz leżeć.
- Wredna dziewczyna z ciebie, wiesz?
- A ja sądziłam, że najdziwniejsza – zacytowałam jego słowa, na które nieznacznie się skrzywił.
Kochałam te leniwe minuty, w czasie, których nawet „kocham cię”, było dla nas zbyt wielkim wysiłkiem, by je wymówić, chociaż mimo to, każdy z nas wiedział, co chcemy powiedzieć. Kochałam czas, który dzieliłam z nim, od rana do wieczora z małymi przerwami na spotkania z różnymi osobami. Kochałam momenty, w których ktoś z nas wracał do domu, pewny, że ta druga osoba, będzie na nas czekała z gorącą herbatą. Kochałam upływające w jego towarzystwie minuty. Kochałam go i nie mogłam się doczekać, kiedy zostanę jego żoną.
Chcę być z tobą już na zawsze.
ta mała na zdjęciu to jej dziecko? :) kocham twój styl pisania, prezent dla Lou ciekawe co to będzie... dodaj nowy rozdział już ;p
ReplyDeletełoł , nawet nie wiesz jak uwielbiam twój blog ! mam nadzieję , że po tym napiszesz kolejne świetne opowiadanie ! czekam na następną cześć . klaudia :D
ReplyDeleteCo do pomysłu na shota, to chętnie przeczytałabym coś dobrego o Zouisie :) Marzy mi się taka walka dobra ze złem... Tylko KONIECZNIE z happy endem ;) Ja chwilowo odmawiam czytania wszystkiego, co kończy się tragicznie. Robię sobie taki odwyk ;) W sumie dopiero zaczynam od jutra, bo dzisiaj już się poryczałam jak głupia ;)
ReplyDeleteWOW! Muszę przyznać, że Carol naprawdę jest wyrozumiała. Narzeczony przychodzi narąbany jak stonka, przyprowadza go drugi po procentach, a ona jeszcze buzi buzi... No, ale w sumie miała rację. Każdy potrzebuje od czasu do czasu trochę zaszaleć, a Lou był ostatnio taki idealny, że aż mu się należał dzień wolny ;) Ten jego pijacki bełkot - mistrzostwo świata ;)
Boziu, rozpływam się jak masło na słońcu, gdy czytam fragmenty, w których Lou gładzi ją po brzuchu... Co ty ze mną robisz? Bo mi się zaraz jakiś instynkt macierzyński włączy ;) Ale te ich leniwe "kochanie"... ta końcówka... po prostu magiczna...
O dziwo, ja też nie mogę się doczekać, kiedy zostanie jego żoną. I kiedy synek się urodzi. I tych świąt, które przed nimi... Ogólnie to nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :)
Pozdrawiam, całuję kocham :)
@KateStylees
Masz S. U. P. E. R. Bloga! Na serio. Będę czytać każdy nowy rozdział... Zapraszam do mnie
ReplyDeleterecenzowniamimi.blogspot.com
To opowiadanie napawa mnie tak strasznie pozytywną energią, Carol jest tak mega osobą, a Lou jest tak strasznie kochany, nawet gdy jest pijany, że najchętniej czytałabym to i czytała <3 Matrioszko droga i kochana, proszę cię, nie przestawaj NIGDY pisać, dobrze? dla mnie i innych twoich fanów, tak, FANÓW.
ReplyDeletetyle z mojej strony, rozdział jak zwykle zajebisty.
czekam na kolejny <3
Pluton xx
Louis napity. To jest nowość, ale dość ciekawa i co najważniejsze zabawna sytuacja. Pierwszy raz Harry sam nie był ujebany jak dzika świnia. Chętnie bym poklaskała Carol za jej wyrozumiałość. Chociaż sama się nabijałam z byłego chłopaka, ale byłam taka dobra, że mu pomogłam. Ale za to jakie śniadanie dostał Harry, aż sama bym chętnie takie zjadła. Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam. Zuza pojechała do Jay? To chyba jakiś sukces. Jak zwykle Edka rozpływa się przy romantycznych, czułych scenach. Chyba jestem uzależniona od takich scen. Kiedy on ją głaskał po brzusiu, aż było taki "Aww". Ogłaszam, Louis Tomlinson dorósł! To nie są ćwiczenia ludzie ! xd Ale znając ciebie, sielanka nie potrwa długo. Choć czekam na ślub i narodziny Larry'ego. Ile mam jeszcze czekać? Chcę następny odcinek.
ReplyDeleteJa zawsze dotrzymuję słowa, jakbyś nie zauważyła, więc się nie martw. Teraz idę do Niama. Muszę coś wymyślić dla Ciebie na Zouisa.
Pozdrawiam Cię Staruszku ; **