Sunday, January 13, 2013

Rozdział dwudziesty pierwszy

Od matrioszki: wiem, że rozdział miał być... wczoraj(?) ale w moim życiu nastąpił pewien przełom. w pewnym sensie wiem czego chcę i mam zamiar do tego dążyć. czy mi się to uda czy nie, tego nie wiem, ale wiecie co? będę próbować. właśnie na tym, moim zdaniem, polega życie - na próbowaniu nowych rzeczy. dążeniu do celu, zdobywaniu doświadczenia w różnych aspektach życia. spełnianiu marzeń. co jest moim marzeniem? jednym z nich jest nauczenie się chodzić w obcasach, haha! innym pogłębienie swojej wiedzy z języka angielskiego. co dalej? to się okaże :) na razie zapraszam na rozdział dwudziesty pierwszy! 
Kolejny może w środę/czwartek! kocham was, Miśki! xx Proszę, nie zapomnijcie, o tym, dobrze? (;


***



(Październik/Londyn/2012rok) 

Louis 



- Nie sądzę, Harry, by kupowanie ubranek było najlepszym pomysłem – powiedziałem spokojnie, kiedy osiemnastolatek, ściągnął z wieszaka malutką koszulkę z logiem Supermena. Na moje słowa, zmarszczył brwi, odkładając ubranko na miejsce. – Nie rób takiej miny. Carol jest dopiero w czwartym miesiącu. To za szybko. 

- A skąd ty możesz to wiedzieć, hm? Nie masz dziecka. Ty, patrz! – zawołał jak mała dziewczynka na widok jakieś rzeczy. – Ta koszulka będzie doskonale pasować do jej śpioszek z Batmanem. 

Pokazał mi naprawdę małą, żółtą koszulkę z czarnym logo Batmana. Jego uśmiech w tym momencie był uroczy, a oczy świeciły się zdrowym blaskiem. Nie miałem zielonego pojęcia, że zakupy dla dziecka, tak na niego podziałają. Od ponad dwóch godzin chodziliśmy po sklepach z dziecięcymi ubraniami, rozglądając się za czymś dla Zuzy. To Harry wpadł na ten, jakże genialny pomysł, sądząc, że bez jej matki, jest w stanie kupić coś, co rzeczywiście będzie na nią pasować. Szczerze mówiąc miałem co do tego pewne wątpliwości. Harry nie znał dokładnego rozmiaru ubrań Zuzy, a tekst: Ma cztery lata, poszukajmy czegoś dla czterolatki, był dla niego jedyną wskazówką, na to, gdzie właściwie powinien szukać ubrań. 

- A co robi Caroline? – zapytał, przeglądając dział ze skarpetkami. – Jejku, jakie małe! Myślisz, że stópki Zuzy się w nie zmieszczą? – pokazał mi małe granatowe skarpetki z gwiazdkami. Na myśl mi przeszły święta, które wypadają dopiero za dwa miesiące. Pokręciłem przecząco głową, sięgając po różowe skarpetki z kwiatuszkami. – Louis, znasz się na tym! 

- Nie sądzę. Zajmowałem się młodszymi siostrami, to wszystko – wzruszyłem ramionami, przeglądając kolejne pary, zastawiając się jaki rozmiar powinienem wziąć. – Carol, złożyła CV do przedszkola, do którego chodzi Zuza. A prócz tego, chce podjąć się studiów zaocznych na kierunku, na jaki planowała iść w czasie lata. 

- Ambitna dziewczyna – zauważył, w między czasie przechodząc do kolejnego działu. – Słuchaj, Louis, przepraszam, że tam na nią najechałem. Zachowałem się jak idiota i bezwstydny zazdrośnik. Nie miałem prawa, ale cholera.. naprawdę sądziłem, że cię stracę. Nie wierzyłem, że Carol naprawdę jest taka, jak mówiłeś. 

- Jej to powiedz, a nie mi, Hazza. Ta bluza jest fajna – pokazałem mu szarą, rozpinaną ocieplaną bluzę z małą flagą Wielkiej Brytanii po prawej stronie. 

- Sądzę, że jej mama wolałaby coś z flagą Polski. 

- Ale tutaj nie ma nic z flagą Polski – jęknąłem, przeglądając kolejne bluzy. 

Czując na sobie spojrzenie kilku dziewczyn, które z wielkim zainteresowaniem, obserwowały nasze zakupy, popadłem w zakłopotanie. Nigdy jakoś nie lubiłem, być pod ostrzałem spojrzeń, kiedy cokolwiek kupowałem, a szczególnie jeśli tym czymkolwiek były ubrania dla dziecka. Miałem wrażenie, że owe dziewczyny za chwilę zrobią nam zdjęcie i wstawią na jakiś portal, podpisując je bardzo niemiło. Harrego całkowicie pochłonęły zakupy, także się nimi w ogóle nie przejmował. 

- Hazz, mam niemiłe wrażenie, że wszyscy nas obserwują – szepnąłem mu na ucho, w momencie, kiedy sięgnął po jasne body. – Zuza jest na nie za duża – odezwałem się, nim cokolwiek zdążył powiedzieć. 

- Po prostu ignoruj je, tak jak zawsze – powiedział spokojnie. – Myślisz, że nie nadają się na chłopca? Za jasne? 

- Harry, on się jeszcze nie narodził – zauważyłem, mając dość tych zakupów, tego centrum i dnia. Chciałem już wrócić do domu, odpocząć i zjeść coś. Boże, ale byłem głodny. 

- Louis! Harry! – usłyszeliśmy wesoły głos Cher, która szła do nas z wielkim uśmiechem na buzi, z milionem toreb w dłoniach, próbując przepchać się przez fanki. – Uff, no nareszcie. Kto by pomyślał, że w środku tygodnia może być tu tyle ludzi? Co wy tutaj w ogóle robicie? Harold! – krzyknęła mu prosto do ucha i dopiero wówczas chłopak ocknął się, patrząc na swoją dziewczynę. 

- O hej, kochanie – powiedział wesoło, schylając się, by cmoknąć ją w usta. – Robimy zakupy dla Zuzy i Larrego, ugh, jak to brzmi – skrzywił się, pokazując jej jasne body, które nadal trzymał w dłoniach. – Co sądzisz? 

- Fason nie mój i kolor trochę za jasny. Nie masz czegoś z dłuższymi rękawami? – spytała ze śmiechem, zarzucając włosy na plecy. 

- Och, to nie dla ciebie, Cher. Myślałem, że można by je kupić dla Larrego. 

- Ale on się jeszcze nie urodził – zauważyła, patrząc na mnie, niemal błagając mnie, bym jej wyjaśnił, o co mu chodzi. 

- Harry chyba za bardzo wcielił się w rolę ojca chrzestnego – powiedziałem. 

- Czy to, że chcę dla niego wszystko, co najlepsze jest grzechem? – zapytał retorycznie. – Zresztą, to ode mnie. Jak wy jesteście tacy mądrzy, kupcie coś lepszego. Nie obchodzi mnie to. 

- Carol cię chyba zabije śmiechem, jak to zobaczy – zauważyła Cher, na co Harry wyraźnie posmutniał. – Ale nie przejmuj się kochanie, ja będę obok, jakby miało do tego dojść. A teraz, czy możemy stąd iść? Bolą mnie nogi, nie czuję rąk i mam wielką ochotę na kawę. Mrożoną kawę – dodała, obracając się na pięcie. 

- No ale co z tym body? Chcę je kupić – jęknął, niczym małe dziecko, które nie dostało lizaka. Mimowolnie zaśmiałem się z jego miny, która w tym momencie wyrażała czysty smutek, oraz rezygnację. – No to chociaż tą bluzę? – wskazał na brązową bluzę, która do kaptura doszyte miała uszy. – Słodka? 

- Harry, ja cię lojalnie uprzedzam, nie mam zamiaru zachodzić z tobą w ciążę, bo widząc jak się zachowujesz w stosunku do nich, boli mnie głowa. 

- Ty przynajmniej nie musiałaś znosić jego marudzenia na temat kolorów śpioszków, kolorowych apaszek, butów, kapci czy koszulek. Serio, nie miałem pojęcia, że on zna nazwy tych wszystkich barw. 

- Nie żeby coś, ale ja nadal tutaj jestem – zwrócił na nas swoją uwagę, w dłoniach ściskając niebieskie śpioszki w małym rozmiarze. – Możemy iść. 



*** 



- Kochanie! – zawołałem, kiedy przekroczyliśmy próg mieszkania Caroline. 

Z salonu wybiegła pierw Zuza, cała pobrudzona farbami, mimo to na jej usta igrał cudowny uroczy uśmiech, który był do tego stopnia zaraźliwy, że zapomniałem o feralnych zakupach, o których przypominały mi torby, które wcześniej zostały rzucone pod jedną ze ścian. Zuza wskoczyła w ramiona Harrego, małe rączki zanurzając w jego gęstych lokach. Następnie przeszła w ramiona Cher, całując ją szybko w policzek, bawiąc się jej włosami. 

- Nie, Andy, nie jedź tam. Ani mi się waż! – usłyszeliśmy podniesiony głos Caroline, która dopiero teraz wyłoniła się ze swojej sypialni, trzymając telefon przy uchu, marszcząc przy tym brwi w zabawny sposób. – Och, zapomnij. Poradzę sobie bez niej. Nie, naprawdę nie trzeba. Do cholery jasnej, ile mam ci powtarzać jedno zdanie? Idiota – mruknęła, rozłączając się. – O, cześć wam. 

- Stało się coś? – spytałem, kiedy przywitała się z nami, mnie dodatkowo ofiarując jeden szybki pocałunek. – Czym cię Andy zdenerwował? 

- Prosiłam go, żeby załatwił mi jeden kolor farby plakatowej. Wymyślił, że pojedzie do mojej uczelni i zabierze jedną sztukę z klasy od sztuki. Co ta bezmyślny facet – wyjaśniła, wywracając oczami. – A jak u was? Zakupy się udały? Cher, z dzieckiem ci do twarzy; nie myśleliście o jakimś bobasku? – spytała z uśmiechem, przekrzywiając głowę lekko w prawo. 

- Nie! – krzyknęła, także nawet Zuza podskoczyła w miejscu, przyglądając się nastolatce z zainteresowaniem. 

- Nie? Przecież one są pocieszne – zauważyła, odwracając się na pięcie by wejść do kuchni. – Umm, będzie tam tak stać? Wejdźcie do środka, mam co prawda mały bałagan, bo porządkowałam swoje rzeczy i robiłam miejsce dla Zuzanny. Napijecie się czegoś? 

- Po dzisiejszym dniu i po tym, jak zachowywał się Harry w sklepie z ubraniami dla dzieci, nie chcę mieć z nim żadnych dzieci – wyjaśniła, niosąc Zuzę w stronę kanapy. – A tak poza tym masz naprawdę ładne mieszkanie. Przytulne. 

- Miało takie być. Mam colę, chcecie? – zapytała kierując się do kuchni, by po chwili wrócić z tacą, na której ustawione miała wysokie szklanki z napojem, oraz talerzyk z ciasteczkami. 

- Pewnie! – zawołał radośnie Harry, w żaden sposób nie przejmując się tym, że jego dziewczyna lekko go zjechała. – Mam coś dla ciebie, a właściwie dla Zuzy i Larrego. 

- Larrego? – spytała, upewniając się. – Przecież on ma dopiero cztery miesiące, dodam, że nawet się nie urodził. 

- Dla niego nie ma to żadnego znaczenia – wtrąciłem, porywając jedno z ciastek, które na wierzchu posypane było cukrem. – Mmm, dobre. Sama piekłaś? 

- Zuza, mi pomagała. Co Harry kupiłeś? Mam się bać? 

- Od razu bać! Ja tylko zaopatrzyłem twoje dzieci w coś fajnego, a ty od razu chcesz się bać. Ładnie to tak? – był oburzony, ale mimo to podał jej dwie torebki, w których czaiły się ubrania dla naszych pociech. 

Naszych. 

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak naturalnie przychodzi mi nazywanie Zuzy moim dzieckiem, chociaż czysto teoretycznie jestem dla niej nikim. Ot, znajomym jej mamy. Ona jednak stała się dla mnie kimś ważnym; nie odłącznym elementem mojego życia. Gdyby nie one, pewnie wróciłbym do starego Louisa, który był samotny, nudny i beznadziejny, chociaż żył życiem idola nastolatek. One jednak zmieniły mnie; na lepsze, oczywiście. 

- No i to się nazywa reakcja! – usłyszałem podniesiony, pełen entuzjazmu głos Harrego, który skutecznie ściągnął mnie na ziemię. – Podobają ci się? 

- Oczywiście, Harry. Są urocze, ale będą dobre dopiero za jakieś… trzy lata – Carol uśmiechnęła się, uważniej przyglądając się niebieskim body. - Ale za to, ta koszulka jak i bluza będą dobre. Tak sądzę. Zuza jest drobna, więc powinny pasować. 

Carol lekko szturchnęła dziewczynkę, w migowym, prosząc by przybrała się w ubrania, które kupił jej wujek Harry, który w tym samym czasie przetłumaczył nam jej słowa, na angielski. Ledwo dziewczynka wyszła z salonu, a telefon Carol znowu dał, o sobie znać. Dziewczyna niechętnie go odebrała, kierując się w stronę pokoju, w którym zniknęła Zuza. Wróciła chwilę później, razem z dziewczynką, która w koszulce z Batmanem wyglądała naprawdę dobrze, a nawet poważnie jak na swój młody wiek, oraz uroczo. Koszulka kończyła się kilka centymetrów za pupą. Pasowała jej. Na wierzch miała zarzucą bluzę, którą na prośbę Harrego, zapięła, zakładając na głowę uszaty kaptur. Przybrała pozę profesjonalnej modelki, uśmiechając się z dziecięcym wdziękiem. 

- Więc jednak kupiłem coś dobrego – powiedział sam do siebie, Harry, sięgając po ciastko. – Dobry ze mnie, wujek, co? – poruszył sugestywnie brwiami. 

- Skoro taki z ciebie dobry wujek, to mógłbyś mi pomóc w jednej rzeczy, Harry? Muszę przenieść z sypialni pianino, a sama tego nie zrobię; to znaczy mogłabym zrobić, gdyby Louis nie był tak nadopiekuńczym facetem. 

- Hej! Jesteś w ciąży, nie powinnaś dźwigać ciężkich przedmiotów – na moje słowa Carol wywróciła oczami, posyłając swojej córeczce buziaka w powietrzu. 

- No to pomożesz mi, czy mam prosić, o to Andiego, który swoją drogą ma wpaść za jakieś pół godziny z farbami dla mnie. 

- To on przed chwilą dzwonił? – zapytała Cher, z uśmiechem obserwując jak Zuza, przegląda zawartość jej toreb. 

- Nie, to z przedszkola Zuzanny. Tak jakby mam u nich pracę. W poniedziałek zaczynam, a do końca tygodnia moje Słoneczko ma wolne – wyjaśniła, migając jednocześnie, by i dziewczyna mogła zrozumieć. Uśmiech jaki pojawił się w tym momencie na jej ustach, był niesamowicie szeroki. – Tak więc, mam jeszcze trochę czasu, by ogarnąć to miejsce. Tak, Louis, nie zamierzam siedzieć na dupie, więc nawet nie próbuj mnie zmuszać do zrezygnowania z tej pracy. 

- Ja tylko nie chcę byś… 

- Do ósmego miesiąca zamierzam pracować – ucięła. – A teraz kochanie, rozchmurz się, bo inaczej pomyślę… Nie, niczego nie pomyślę – machnęła ręką, kierując się w stronę swojej sypialni, ciągnąc za sobą Harrego. 

Andy rzeczywiście przyjechał pół godziny później z kartonem, jak mniemałem wypchanym różnokolorowymi farbami, za które pewnie się mu dostanie. Nim zdążyłem mu cokolwiek zaproponować, obsłużył się sam, podkradając dodatkową porcję ciastek, które zamiast wylądować na talerzu, znalazły się w jego buzi, krusząc się przy tym na podłogę. Zuza zaśmiała się po swojemu, w tym samym czasie owijając szyję wełnianym szalem Cher. 

Z pokoju obok dochodziły głośnie krzyki Karoliny, która jak sądziłem, przeklinała w swoim ojczystym języku, Andy nawet wspaniałomyślne przetłumaczył nam jej słowa, na co rozszerzyłem szeroko oczy ze zdziwienia, że ona zna takie wyrażenia. Andy miał ze mnie nie lada ubaw, do momentu, kiedy zza winkla od sypialni dziewczyny, nie wyłoniło się pianino pchane przez Harrego. Loczek niesamowicie się przy tym męczył; widać było to po jego czerwonej twarzy, uchylonych ustach, przez które łapczywie chwytał powietrze. 

- Harry, przydałoby ci się odwiedzić siłownię, wiesz? – Karolina roześmiała, obserwując jak kędzierzawy przesuwa instrument pod jedną z wolnych ścian. – Może wybierzesz się tam dzisiaj z chłopakami? Wszystkimi – wyraźnie podkreśliła ostatnie słowo. 

- Och, no ja nie wiem. Chciałem iść do salonu tatuażu – mruknął, opierając się o instrument, który znalazł się pod ścianą. Karolina spojrzała na niego maślanym wzrokiem, lekko przegryzając dolną wargę; robiła tak zawsze, ilekroć czegoś chciała. – Dobra, tylko nie rób już tej miny. 

- Dzięki, Harold! – pisnęła jak mała dziewczynka, rzucając się mu na szyję, by pocałować go w policzek. – No, to teraz wypad z mojego mieszkania. Andy, zabierasz się z nimi i bez gadania, bo naskarżę Beatrice! 

- Cholera, jak ona ma powiedzieć coś Beatrice, to rzeczywiście powinienem iść z wami – powiedział, niechętnie dźgając się z miejsca. Poczochrał włosy Zuzy, na co ona zmarszczyła brwi. 



Caroline 



Kiedy chłopcy już wyszli, Cher zadzwoniła do reszty dziewczyn, zapraszając je na dziewczęce popołudnie w moim mieszkaniu. Podała im dokładny adres, prosząc je by po drodze kupiły jakieś procenty, coś do jedzenia, zabrały filmy romantyczne, a przede wszystkim nie zapomniały o lodach w różnych smakach. Byłam szczęśliwa, że mogłam na nie liczyć, kiedy potrzebowałam damskiego towarzystwa. Że bez względu na porę dnia, czy nocy, gotowe były by do mnie przyjechać. Były najlepsze. 

Godzinę później Olivia, Danielle, całe Little Mix, oraz ja z Cher siedziałyśmy na podłodze w salonie, oglądając jedną z komedii romantycznych, którą dziewczyny przyniosły ze sobą. Jesy zaplatała Zuzie warkoczyki, jednocześnie kolorując z nią jedną z kolorowanek, którą jej podarowała. 

- Wiemy już, że Danielle zostanie panią Payne, ale czy ty, zostaniesz panią Tomlinson? – zapytała wesoło Perrie, pociągając łyk czerwonego wina. 

- A czy ty zostaniesz panią Malik? – odgryzłam się, pokazując jej język. 

- Pierwsza zapytałam! – zawołała, pokazując na mnie palcem. – Więc…? Czy dziecko zespołu, ma już jakieś plany co do ciebie? W końcu nosisz w sobie jego dziecko i to synka. A właśnie, dziewczyny wiecie jak ta wariatka chce nazwać syna? 

- Domyślam się, że jako Directionerka musiała wpaść na coś naprawdę szalonego – odezwała się Jade, sięgając po precelki. – Mamy zgadywać czy sama nam powiesz? 

- Perrie, czemu w ogóle zaczęłaś ten temat? – zapytałam ze śmiechem, kręcąc przy tym głową. – To żadne dziwne imię. Larry Niam – odparła z szerokim uśmiechem. 

- O Boże! Nie wierzę! – Jade, Jesy i Leigh-Anne wybuchły niekontrolowanym śmiechem; nim się obejrzałam we trzy leżały na podłodze, turlając się na plecach, łapiąc się przy tym za brzuch, łapczywie chwytając powietrze. 

- Ty tak na serio? – zapytała niedowierzająco Jesy. – Ten chłopak będzie miał naprawdę szalone życie. Zresztą czego ja się mogłam po was spodziewać? Oboje jesteście nieprzewidywalni. A tak na poważnie, czy Louis planuje w końcu się ustatkować, skoro z Eleonore mu nie wyszło? 

- Mnie się, o to pytasz? Ja nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Wiem, czego ja chcę; chcę, żeby Louis nie był do niczego zmuszany. Żeby ta decyzja była tylko i wyłącznie jego. Chcę być z nim, kocham go, ale jeśli ma mi się oświadczyć tylko dlatego, że jestem z nim w ciąży, to ja dziękuje. 

- Ale jestem z ciebie dumna, kochanie! – zawołała Olly, rzucając mi się na szyję. – Zasługujesz na szczęście, a jestem pewna, że przy Tommo, zaznasz je. 

- Już je mam. 



Nie wierzyłam w szczęście, dopóki Ty nie stanąłeś na mojej drodze. 

7 comments:

  1. Zacznę nietypowo- bardzo podoba mi się nowy wygląd bloga:) Fajnie się czyta :)

    Pierwsza część rozdziału utwierdziła mnie w tym co pisałam w poprzednich komentarzach:) Teraz w mojej głowie mam wspaniały obraz Harolda:) Kiedy opisywałaś te zakupy śmiałam się na głos,bo wiem jak zabawnie musiało to wyglądać i jak nasz Loczek się wczuwał:)

    Carol- praca w przedszkolu Zuzy? ;> Kurczę,świetny pomysł!Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale to wszystko bardzo mi pasuje i układa się w jedną całość.Zuza będzie z nimi wszystkimi taka szczęśliwa :)

    Lou-uwielbiam czytać jego perspektywy, wspaniale było poznać jego myśli i uczucia.. Ten moment kiedy myślał i dzieciach..Chwyta za serducho.. ;)

    Bardzo lubię jak w rozdziałach pojawia się Andy,w szczególności w rozmowach z Carol,kiedy ta pokazuje swój genialny charakter :)

    Wiesz co najbardziej mi się podoba u Ciebie?Te ostatnie zdania i refleksje,które zawsze zamieszczasz na końcu rozdziałów.Króciutkie i z pozoru zwykłe,a jednak tyle znaczą.. Cudowne ;)

    Pozdrawiam i przesyłam buziaki! ♥
    @Paulkaaa_

    PS Bardzo lubię czytać te Twoje początkowe notki- ta jest niezwykle motywująca i bardzo pozytywna:) My też Cię kochamy i nigdy nie zapomnimy!Dziękujemy za to,że jesteś i dzielisz się z nami Twoją cudowną twórczością! ;))

    ReplyDelete
  2. Harry na zakupach <-- cały czas uśmiechałam się do monitora, czytając tą część rozdziału :) Świetnie opisałaś to, jak loczek się w to wczuł :D Kochany Harold :) Tak jak wspominałam wcześniej, uwielbiam momenty kiedy w rozdziale opisujesz zielonookiego i Zuzię :)
    Carol jak zawsze szalona i zakręcona :D Uwielbiam tą postać i podoba mi się to, co powiedziała pod koniec rozdziału do Lou. Między nimi jest piękne uczucie.. A te pojedyncze zdania co dodajesz na końcu.. Piękne i cudowne..
    Życzę weny i czekam na kolejny rozdział :)

    http://sensitive-loving-nasty.blogspot.com/

    ReplyDelete
  3. Hej, hej, hej!
    Zgldnie z moja tradycja, od razu przeprosze Cie za bledy. Jeszcze nie wrocilam do domu i jak wies , jestem na telefonie.

    Co do tej poczatkowej notki, to my tez Cb kochamy i to moooocno!
    Hahaha ja tez mam postanowirniea, ale Twoje jest naprawde ambitne. Nauczyc sie chodzic na obcasach? Trudny orzech do zgryzienia ;3

    Widze ze Hazze wciagnela ta "moc bycia chcrzestnym". Ojo widze ze dziecko (jezeli wgl ono bedzie) harrego i cher, bedzie mialo wieksza szafe od nich sanych ;)

    Hmmm damski wieczor?? Boze tylko mi robisz na to ochote. Harry i studio tatuazu? Znowu?
    Hahaha uwielbiam jego bazgroly ;)

    Coz tu jeszcze powiedziec?
    Hmm chyba nic ;)

    Ula
    zapraszam do mnie w eolnej chwili, bo bardzo zalezy mi na poznanku Twojej opinii :)

    ReplyDelete
  4. Hey.
    Dawno nie komentowałam,ale to nie oznacza że nie czytałam.Jestem na bieżąco.Zgadzam się z osobą powyżej,że te króciutkie zdania pod rozdziałem są bardzo fajną sprawą i są bardzo ciekawe.

    Harry i te jego zakupy. Cudownie opisana perspektywa.Nieźle się ubawiłam czytając ten fragment.

    Lou i jego przemyślenia. Cudo! Cieszę się,że Zuza stała się dla niego ważna. Podoba mi się fakt,że nie bał się podjąć tak odpowiedzialnej roli,aby opiekować się Zuzą.

    Carol będzie pracować w przedszkolu Zuzy? Nie powiem zaskoczyłaś mnie tym,ale bardzo pozytywnie.Może wtedy Zuzie będzie lepiej.Mam taką cichą nadzieję.Podobają mi się fragmenty gdzie Carol rozmawia z Andy'm.

    Spodobał mi się nowy wygląd bloga,choć poprzedni też mi się podobał. Czekam na kolejny rozdział :)

    Pozdrawiam
    Kasia :)

    ReplyDelete
  5. cuuuuudowny rozdział. Larry Niam <3 Boze ile ja bym dala za takiego wujka Harrego i tatae Lou. Mamo, podkochiwalabym sie w wlasnym wujku ;o patologia.
    ogolem nie wiem sama co napisac. czasem kazdy tak ma ze nie wie co powiedziec, po przeczytaniu czegos, albo obejrzeniu... rozdzial jak zwykle miazdzacy. nabralas mi cohoty na ciasteczka z cukrem :D
    strasznie odpowiada mi charakter Carol. jest taka... fajna. hahahaha dziwne slowo :D ale nie, serio, lubie ja.
    caluje mega mocno i zycze weny, kochanie <3
    Pluton
    http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/

    + spelnianie marzen to najwazniejszy cel zycia. sama tez do niego zmierzam :)

    ReplyDelete
  6. Cudowny rozdział! Kocham Twojego bloga! Tak bardzo się cieszę, że wszystko jest już ok i że są szczęśliwi! :) Mam nadzieję, że Louis się jej oświadczy! Dziękuję Ci, że to piszesz! @1DUpdatesPolish :)

    ReplyDelete
  7. Mam wrażenie, że za każdym razem, gdy wchodzę na twojego bloga wygląda on inaczej. Już sama nie wiem, który szablon najbardziej mi się podobał, ale połączenie niebieskiego i białego wygląda rewelacyjnie...
    Wycieczka chłopaków po sklepach z dziecięcymi ubrankami trochę mnie zaskoczyła. Sama do końca nie wiem dlaczego... Chyba po prostu wydawało mi się, że Louis też wpadnie w zakupowy szał i coś dla Zuzy kupi ;) No, ale na szczęście jest wujek Harry. A tak swoją drogą, to nigdy bym z nim nie poszła na zakupy ;) Wymęczyłby mnie i pewnie dla świętego spokoju pozwalałabym kupić co tylko by chciał...
    Wciąż się uśmiecham, gdy pojawia się imię "Larry"... To był świetny pomysł. Wyobrażasz sobie, że za jakiś czas połowa dzieci directionerek będzie miała tak na imię? A druga połowa to pewnie dziewczynki ;)
    "Naszych..." Louis powala mnie na łopatki swoim postępowaniem. Zuza tak naturalnie wpasowała się w jego świat... A może powinnam powiedzieć: dopełniła...
    Zastanawiam się dlaczego tylko Harry przestawiał pianino. Lou też jest w ciąży? A Andy co ma na swoje usprawiedliwienie?
    Babski wieczór... Oj, marzy mi się, marzy... Chyba będzie trzeba coś zorganizować w najbliższym czasie :)
    Chciałabym by Louis się jej oświadczył... By dał Zuzie nazwisko i by zamieszkali razem... w małym domku z ogródkiem i białym płotkiem... Jak w bajce ;) No ewentualnie może być to willa z basenem i płotem chroniącym przed paparazzi. I potem już tylko: Żyli długo i szczęśliwie...
    Ostatnie zdanie... Masz niebywałą umiejętność tworzenia z niepozornych słów niezwykłych sentencji... Kolejna z nich trafiła na moją ścianę, by przypominać mi, że szczęście można znaleźć również w kimś...
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego :)

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    ReplyDelete