Tuesday, January 08, 2013

Rozdział dziewiętnasty

Od matrioszki: Ten rozdział mi się podoba. Naprawdę mi się podoba. Mam nadzieje, że Wam także. Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze! Kocham Was, Miśki! xx
Kolejny w czwartek. :)


***


(Październik/Londyn/2012rok) 

Caroline 



Przebywając w domu rodzinnym, wśród ludzi, których znałam, czułam spokój. Wrocław miał to do siebie, że tam każdy mógł odpocząć, nabrać sił, zrelaksować się. Przy okazji można było poznać prawdziwy urok tego miasta, spacerując o zachodzie słońca po kostce brukowej na Placu Solnym, czy Moście Zakochanych. Liczba miejsc, w których można by zaczerpnąć tchu, była niezliczona. Ja najbardziej lubiłam Górkę Partyzantów, nieopodal mojego rodzinnego mieszkania, czy park nad fosą, naprzeciwko starej Szkoły Podstawowej. Lubiłam chodzić do niego szczególnie z Zuzą, która na widok zjeżdżalni czy huśtawki odstawiała prawdziwy taniec radości, biegnąc w ich kierunku, nim ja zdążyłabym cokolwiek zrobić. Widząc jej szeroki, anielski uśmiech, widziałam, że tak na dobrą sprawę, niczego więcej jej do szczęścia nie potrzeba. Znała te tereny; znała dzieci, które tak samo jak ona, przychodziły tam codziennie, chociaż tak na dobrą sprawę, nie znała ich imion. To był jej kawałek Nieba, więc nie powinnam się sobie dziwić, że kiedy wylądowaliśmy już w Londynie, bałam się tego, jak Zuza sobie w nim poradzi. Mimo wszystko nie była otwartą na świat osobę. Bałam się, że nie zaklimatyzuje się w miejscu, gdzie wszyscy się już znali. W końcu był już październik, więc tym bardziej było to dla niej trudne. 

Trzy dni od przylotu do Londynu, przeprowadziłam z córką poważną rozmowę - o ile rozmowę z czterolatką można uznać za poważną – na temat jej nowego przedszkola, które było z dokładnie takim samym programem co w Polsce. Problem polegał jednak na tym, że od tej pory Zuza miała wymigiwać kolejne słowa po angielsku. Dobra, wiem jak to brzmi, ale taka prawda. Przeczuwałam, że to może okazać się dla niej kłopotem. Bałam się tego, jak cholera, jednak nie okazywałam tego, bo Zuza o dziwo cieszyła się na wieść, że może poznać nowe dzieci. Miałam tylko nadzieje, że nie będzie źle, a moja wyobraźnia i czarne scenariusze się nie sprawdzą. 

Tak więc dzień później zaprowadziłam Zuzę do przedszkola, które znajdowało się dokładnie dwadzieścia pięć minut od mojego mieszkania w Camden Town. Miałam szczęście, bo opłata za nie, nie przekraczała dwustu funtów, na co było mnie jeszcze stać. Prawda była jednak taka, że potrzebowałam pracy i to natychmiast. Najpierw jednak, czekało mnie spotkanie z całym One Direction, Perrie, Danielle, Cher i Olivią, której tak przy okazji powinnam porządnie nakopać do dupy. Swoją wizytę w mieszkaniu Harrego i Louisa, jak ustalili chłopcy, a do której ja się dostosowałam (wynikało to także z tego, że nie miałam zielonego pojęcia, jak dojechać do mieszkania pozostałej trójki) odkładałam tak długo, jak się dało, nie tłumacząc się przy tym jakoś specjalnie oryginalnie. Fakt, że musiałam posprzątać u siebie, zrobić jakieś zakupy, bo oczywiście lodówka świeciła pustkami, czy zorganizować kącik tylko i wyłącznie dla mojej córki, był prawdziwy, to jednak była też druga strona medalu – cholernie mocno bałam się tego spotkania. 

Gdy równo o jedenastej piętnaście zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi z tak dobrze znanym mi numerem, czułam jak moje serce przestaje bić, oddech zgubił drogę, a ręce zaczęły się nieprzyjemnie pocić. Nienawidziłam takiego stanu, zaczęłam sobie wyobrażać, co w tym momencie czuje moja córka. Pewnie jest bardziej przerażona, niż ja. 

Nie pewnie, a na pewno. 

Drzwi otworzył mi Harry, który miał na sobie dokładnie taką samą koszulkę, jaką ja posiadałam w swojej kolekcji. Dzisiaj jednak nie ubrałam się jak chłopak, a jak młoda matka, która chociaż ubraniami, chciała podkreślić swój i tak niski wiek. Wąskie, naprawdę wąskie, brązowe jeansy, beżowy sweter bez zbędnego wycięcia z marszczonymi rękawami, w którym widać było ciążowy brzuch, oraz ciężkie brązowe buty za kostkę z miedzianymi ćwiekami. Na wierzch ubrany miałam czarny cienki płaszczyk i szary wełniany szalik, który dostałam na zeszłoroczną Gwiazdkę. Harry zlustrował mnie od stóp do głów, przybierając dziwny wyraz twarzy, jakby widział mnie po raz pierwszy. 

- Caro? – spytał wyraźnie zaskoczony. Przytaknęłam, mijając go by wreszcie wejść do przyjemnie ciepłego wnętrza, chociaż z drugiej strony miałam ochotę uciec stąd, gdzie pieprz rośnie. No może nie aż tak daleko, bo do przedszkola mojej córki. – Dlaczego ubrałaś się, jak… 

- Mamuśka? – zakpiłam, powoli ściągając płaszcz z szalikiem. Przytaknął, odbierając ode mnie odzienie, które powiesił do szafy. – Jestem nią i chyba pora by wam to wyjaśnić. 

- Caroline! – krzyknął Louis, który pojawił się w przedpokoju, w momencie, kiedy schylałam się by ściągnąć buty. – Tęskniłem! – dodał, porywając mnie w swoje ramiona, składając czuły i naprawdę długi pocałunek na czubku mojej głowy. 

- Wariacie, ostatnio widziałeś mnie wczoraj wieczorem – zauważyłam ze śmiechem, całując go w kąciki ust. Louis wyszczerzył się, łącząc nasze wargi w krótkim, subtelnym pocałunku, który został przerwany przez niecierpliwie chrząknięcie Harrego. – Ale możesz mnie już puścić, bo chcę ściągnąć buty. 

Kiedy w końcu obuwie wylądowało gdzieś w kącie przedpokoju, Louis zaprowadził mnie w głąb ich mieszkania. Im głośniejsze słyszałam rozmowy, tym bardziej, chciałam stąd uciec. Szatyn musiał wyczuć, że coś jest nie tak, bo mocniej mnie ścisnął mnie za rękę, dodając mi tym otuchy, której potrzebowałam, jak tlenu do oddychania. 

- Carol! – zawołała donośnie Cher, kiedy tylko zobaczyła. Ignorując Louisa, który w dalszym ciągu trzymał mnie za dłoń, rzuciła mi się na szyję, nie przejmując się brzuchem, czy tym, że z pewnością wyglądam jak trup. – Jak dobrze cię znowu widzieć – dodała, całując mnie w oba policzki, oraz czubek głowy. Odsunęła się ode mnie na odległość ramion, lekko przekrzywiła głowę w prawo, baczniej przyglądając się moim włosom. – Wyglądasz jakoś tak inaczej… Znowu zmieniłaś kolor włosów! Ten zdecydowanie bardziej pasuje ci do jasnych oczu. 

- Dzięki Cher – mruknęłam drżącym głosem. – Ale widać, że nie ja jedna zmieniłam swoją fryzurę. Ty także odwiedziłaś fryzjera – zauważyłam, lekko się uśmiechając, na widok krótszych włosów brunetki, które dodatkowo wyprostowała. – Wyglądasz tak dojrzalej. 

- No wiesz, w końcu mam już dziewiętnaście lat, a nie siedemnaście – wzruszyła ramionami, nie przestając się uśmiechać. 

- Cher, teraz moja kolej – powiedział uśmiechnięty Niall, który w policzkach chował coś, co z pewnością było batonikiem. Zdradzały to kawałki rozpuszczonej czekolady w okolicach kącików jego ust, czy brody. Odwzajemniłam uśmiech, w momencie, kiedy jego ręce opatuliły moją talię, a oddech połaskotał odsłonięty kark. – Cudownie znowu ciebie widzieć, Line. Masz coś dobrego do jedzenia z Polski? 

Nic nie mogłam poradzić na to, że wybuchłam niepohamowanym śmiechem, w momencie kiedy padło to pytanie. Mogłam się tego spodziewać, ale nie miałam pojęcia, że Horan zada mi je tak cicho i subtelnie, jakby bał się reakcji reszty osób. Pokręciłam rozbawiona głową, mrucząc, że później się okaże, czy coś mam. Po Niallu przyszła kolej na Liama, Danielle, Zayna, Perrie i oczywiście Olivię, która miała wielką ochotę zabić mnie spojrzeniem. Nic jednak się takiego nie stało. Mocno mnie tylko przytuliła, twierdząc, że mama musiała mnie naprawdę dobrze karmić, skoro aż tyle przytyłam. 

- Tak więc, mnie także jest niezmiernie miło znowu was widzieć – zaczęłam, kiedy przywitałam się już ze wszystkimi, gotowa to wyjaśnienia im wszystkiego i opowiedzenia jakże ciekawej historii mojego życia. – Może Louis już wam mówił, może zrobiła to Olly, w każdym bądź razie, jak widzicie jestem w ciąży. To chyba czwarty miesiąc, jednak nie wiem dokładnie, który tydzień, bo po pierwszych trzech straciłam rachubę – przyznałam ze śmiechem, chcąc trochę rozładować napięcie, które wyraźnie się pojawiło. – Tak, Hazza, ojcem jest twój przyjaciel – wyjaśniłam, widząc jego nieme pytanie, chociaż pewnie już to wiedział. – Szczerze to nie wiem, czy wiecie, czy nie, ale muszę wam powiedzieć, że to nie będzie moje pierwsze dziecko. 

I tak streściłam im moje życie. Powiedziałam im dokładnie to samo, co Louisowi, kiedy to jego ciekawość wzięła górę i ściągnął z mojego nadgarstka wszystkie kolorowe bransoletki, odsłaniając tym samym, to co próbowałam ukryć. Może w końcu odzyskam spokój, który zgubiłam kiedy po raz pierwszy wciągnęłam kokainę, uderzyłam młodszą ode mnie dziewczynę, ukradłam coś z apteki. Czara goryczy przelała się w momencie, kiedy poszłam do łóżka z facetem, dla którego byłam nikim więcej, niż laską na jedną noc. O tym, także im wspomniałam. Także, o moim wyroku w zawieszeniu, jeździe po pijanemu, chociaż byłam na tyle młoda i niska, że ledwo widziałam coś znad kierownicy. Widziałam u nich szok, jednak nie zatrzymywałam się, by zamydlić im oczy. Nie chciałam tego. Należała im się prawda i ją dostali. Co do słowa. Skończyłam słowami: 

- Zuza jest głucha, ale to najbardziej kochane dziecko, jakie znam. 

Dziewczyny, wraz ze mną, płakały. W oczach chłopaków widziałam smutek, ale także zrozumienie. Niall jako pierwszy podniósł się z miejsca, podszedł do mnie i ze słowami: Jesteś moim bohaterem, mocno mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk, chociaż żadnym bohaterem się nie czułam. Miałam po prostu w życiu pecha, do którego tak naprawdę, sama doprowadziłam. Kiedy Niall się ode mnie odkleił, spojrzałam na twarz Harrego. Wyglądał na naprawdę skupionego. Przez moment naprawdę się bałam tego, co może powiedzieć. 

- Carol, lubię cię, serio. Ale moim zdaniem to za dużo dla Niego – wskazał głową na stojącego nieopodal mnie Louisa. – On po prostu nie nadaje się na ojca. Sama wiesz, jaki on jest. Robi wszystko pochopnie. Nie usiedzi długo w jednym miejscu. Momentami jest arogancki i bezczelny. Sama poradzisz sobie najlepiej i… 

- Hazz, co ty właściwie wygadujesz?! – zdenerwowała się Cher, która była bliska by przywalić chłopakowi w tył głowy. 

- Masz rację, Harry – odezwałam się ze stoickim spokojem. – Mówiłam mu to, ale on nie chce mnie słuchać. Myślisz, że dlaczego wyjechałam stąd bez żadnej informacji? Właśnie po to, żeby mógł żyć jak dotąd. 

Moją wypowiedź przerwał dźwięk mojego telefonu. Widząc numer przedszkola Zuzy, odebrałam niemal natychmiast, przepraszając zgromadzonych. Wyszłam z salonu, nie chcąc by cokolwiek usłyszeli. To co usłyszałam zmroziło mi krew w żyłach. 

- Przepraszam, ale muszę iść – przeprosiłam ich, w międzyczasie szybko ubierając buty, szalik i płaszcz. Louis obserwował mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, pytając co się stało. – Dzwoniła przedszkolanka. Zuza siedzi w łazience i płacze. Nie wiedzą co mają robić, bo nie pozwala im się do siebie zbliżyć. Boże, czułam, że to za szybko. Powinnam zostać z nią w Polsce. Tam znała wszystkich, umiała się dogadać. 

- Hej, spokojnie – wytarł mi pojedyncze łzy, które spadły mi po policzkach, w czasie wyjaśniania. – Pojadę z tobą i wrócimy z nią tutaj, dobrze? Wszystko będzie w porządku, Karolina. Poradzimy sobie. 

Kiedy zobaczyłam moje Słoneczko, całe zapłakane, siedzące w kącie pod umywalkami, poczułam jak serce łamie mi się na pół, wypełniając się bólem i cierpieniem. Podeszłam do niej i na moment, zapominając o tym, że nie powinnam jej dźwigać, wzięłam ją na ręce. Czując ciepło jej ciała, oddech na swojej szyi i te drobne rączki, które zacisnęły się wokół mojej szyi, czułam, że żyję. W drodze do domu Louisa, siedziałam z nią na tylnim siedzeniu, uspokajając, jednocześnie tłumacząc dokąd jedziemy. Zastanawiałam się także, co powinnam teraz zrobić. Nie chciałam ryzykować jej ponownego płaczu. Nie chciałam by poczuła się porzucona, bo mama postanowiła zostawić ją w miejscu, którego nie zna. 

- Już dobrze, Kochanie? – wymigałam, w międzyczasie od nowa zaplatając jej warkoczyki, które chciała bym zrobiła jej rano. Pokiwała główką, obserwując przesuwające się za oknem, budowle. – Podoba ci się? 

- Jest inaczej niż w domu – przyznała, lekko się uśmiechając. 

- Jeśli będziesz chciała tam wrócić, daj mi znać, dobrze? 

Przytaknęła, szerzej się uśmiechając. Odwzajemniłam uśmiech, który w tym momencie był jednym z najszerszych jakie kiedykolwiek widziałam. W jej oczach widziałam olbrzymie zainteresowanie tym, co mijaliśmy. Jednak największy szok miała, kiedy zobaczyła kierownicę po prawej stronie, a nie lewej. Dziecięca ciekawość wylewała się z niej, jak nigdy dotąd. Mimo strachu przed nowymi ludźmi, chciała zobaczyć Londyn i poznać go na swój własny sposób. 

W połowie drogi, usnęła mi na kolanach, zwijając się w kłębek. Wyglądała uroczo i spokojnie. Zupełnie inaczej, niż wtedy, kiedy widziałam w jej oczach łzy. Głaskałam ją po głowie, chcąc by miała pewność, że jestem obok i jej nie zostawię. 

- I co powinnam teraz zrobić, Louis? – spytałam cicho, opierając głowę o zagłówek, przymykając oczy, wsłuchując się w spokojną melodię, która płynęła z radia. – Widziałeś jej łzy. Nie chcę by jutro znowu płakała. 

- Zostaniesz z nią w domu. Nie musi chodzić do przedszkola – odpowiedział pewnie, Pokręciłam głową, dając mu do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. – Hej, mówię poważnie Carol i rób takiej miny. 

- Lou – jęknęłam, otwierając oczy. – Ja nie mogę, siedzieć w domu. Muszę znaleźć pracę. Muszę coś robić i… 

- Będziesz matką mojego dziecka, Caro. Ja zadbam o pieniądze, a ty o dom. 

- A co to za jakieś staroświeckie myślenie, Toms? – spytałam z cwanym uśmiechem, odchylając trochę głowę w lewo, by spojrzeć na jego profil. – Mam robić za kurę domową, kiedy ty będziesz udzielał kolejnych wywiadów? 

- Nie to miałem na myśli – wyjaśnił wjeżdżając na pilnie strzeżone osiedle. 

- Nie? A co dokładniej miałeś na myśli? – wysiadłam z samochodu, biorąc córeczkę na ręce, zakładając przy tym torebkę na ramię, w której chowałam kilka drobiazgów z Polski. Zuza wydała z siebie ciche mruknięcie, spowodowane zapewne zmianą ułożenia. – Bo ja właśnie tak to zrozumiałam. Mam robić za kurę domową w dwudziestym pierwszym wieku. 

- Carol – jęknął, wpuszczając mnie do środka bramy – proszę, nie odwracaj moich słów. Ty.. ja chcę tylko, żebyś nie musiała martwić się tym, czy Zuzanna dobrze czuje się w przedszkolu, czy znowu nie płaczę, czy dogaduje się z dzieciakami. 

- Uroczy jesteś, kiedy próbujesz się tłumaczyć – przyznałam ze śmiechem, zatrzymując się przed drzwiami od mieszkania. – Louis, jesteś pewien, że Harry mnie nie wyrzuci? W końcu dał mi jasno do zrozumienia, że… 

- Kochanie, nie przejmuj się nim. W końcu to tylko osiemnastolatek, nadal buzują mu hormony, nie wie, co mówi. Poza tym, on kocha dzieci. Szaleje za Lux.. – mówiąc to, otworzył drzwi. – Po prostu pozwól mu, poznać urok Zuzy. 

W tym momencie dało się usłyszeć cichy szloch dziewczynki, która wyraźnie się rozbudziła, kiedy doszedł do nas dźwięk włączonego telewizora i wesołych rozmów. Zaczęłam ją kołysać, w tym czasie Louis pomagał mi się rozebrać, doszło nawet do tego, że ściągnął mi buty. Następnie rozebrałam Zuzę. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, próbując uspokoić córkę. 

- Co to za dźwięki? – spytał wyraźnie zainteresowany Niall, pojawiając się w przedpokoju. – O jejku, jaka urocza dziewczynka! – zawołał, podchodząc do nas. 

Zuza przyglądała się mu z wyraźnym zainteresowaniem. Pociągała noskiem, w dalszym ciągu mocno się mnie trzymając, chociaż ciekawość nową osobą, była widoczna gołym okiem. Niall połaskotał ją po brzuchu, uśmiechając się szeroko. Wówczas stało się coś, czego się nie spodziewałam, Zuza wyrwała mi się, wyciągając rączki do blondyna, który wziął ode mnie, posyłając upewniające spojrzenie. 

- Polubiła cię, Nialler – zauważyłam, uśmiechając się do Irlandczyka. – Wykorzystaj to, dopóki jej płacz nie roztrzaska ci bębenków – dodałam, czując jak Louis zakłada mi rękę na ramię. 

- Jest słodka – przyznał, siadając z nią na podłodze. 

- To twoja córka? – spytali chórem wszyscy pozostali, prócz Harrego, który uparcie wpatrywał się ekran telewizora. 

Olivia szturchnęła go w bok, ale nawet na to nie zwrócił uwagi. W czasie kiedy reszta była zauroczona zabawą z dziewczynką, ja zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Nie chciałam, żeby się na mnie gniewał, za to, że jego przyjaciel zostanie ojcem. Za to, że zaszłam z Louisem w ciążę. Zauważając, jak wychodzi na taras, poszłam za nim. 

- Harry? Ja… przepraszam – szepnęłam stojąc w przejściu. Hazza oparł się o barierkę, ciężko wzdychając, nachylając się nad nią, tak jakby chciał dostrzec to, co się dzieje przed budynkiem. – Starałam się, żeby Louis o mnie zapomniał. Zachowałam się jak ostatnia… Sam zresztą wiesz, jaka byłam. Kiedy pojawił się przed moim mieszkaniem, nie dość, że zatrzasnęłam drzwi przed jego nosem, to dodatkowo dałam mu w twarz. Ale on wracał, jak bumerang.. Nic do niego nie docierało… 

- Nie jestem zły, dlatego, że masz dziecko, Caroline – wyjaśnił, odwracając się przodem do mnie. – Nie mogę się za to gniewać, w końcu do tego potrzeba dwójki osób, a z tego co mówiłaś, ojciec Zuzy, był czystym draniem. Cieszę się, że trafiłaś na Louisa. Widać, że już pokochał Zuzę, chociaż nie jest jego biologicznym dzieckiem. Ja tylko… to żałosne. 

- Jesteś zazdrosny? – spytałam prosto z mostu, lekko się do niego uśmiechając. Hazza, zawstydzony odwrócił głowę, ciężko wzdychając. – Nie masz o co, Hazz. On ciebie nigdy nie zostawi. Zawsze będziesz dla niego ważny. 

- Ona ma rację – odezwał się chłopak za mną. Odwróciłam głowę, posyłając Louisowi lekki uśmiech, wymijając go, żeby popchać go w stronę Harrego, który na jego widok nieznacznie się rozpromienił. 

- Porozmawiajcie sobie, chłopcy, a ja idę zobaczyć, czy Zuza nadal jest w jednym kawałku – powiedziałam ze śmiechem, wracając do salonu. 

Tam zastałam naprawdę komiczny widok. Zuza siedziała na kolanach Liama, wymachując rączkami we wszystkich kierunkach, wyrażając tym samym swoje zdenerwowanie na Nialla, który próbował porozumieć się z nią w języku migowym. Na mój widok, blondynka wyraźnie się rozchmurzyła. 

- Mama! Oni, nie znają migowego! Jak ja mam się z nimi bawić? – wymigała szybko, jak ja czterolatkę. Podskakując przy tym na kolanach szatyna, który mocniej ją przytrzymał, by nie spadła. 

- To nie ich wina, kochanie – odpowiedziałam, siadając obok Nialla, który wygiął usta w podkowę. – Niall? Pomóc ci? 

- Pewnie! Bo z nią nigdy się nie dogadam! – przyznał, wyrzucając ręce do góry. Dziewczyny z Zaynem zaśmiali się z jego entuzjazmu. – Nie śmiejcie się, bo sami nie jesteście lepsi. 

- Caroline, a jak się właściwie czujesz? – spytała Danielle z troską. – Byłaś na badaniach? Wszystko dobrze z dzieckiem? Znasz już płeć? 

- Hej, hej, hej.. Spokojnie, Dan – poprosiłam, wyciągając przed siebie dłonie w geście obronnym. – Wszystko jest dobrze. Z dzieckiem w porządku, a płeć… Znam – zakończyłam z cwanym uśmiechem. – Powiem wam, jak kochankowie do nas wrócą. Dobra Niall, a teraz uważaj, bo dwa razy nie będę powtarzać. 

Nie tylko Niall uważał. Pozostali także zwracali uwagę na moje gesty, które wbrew wszystkiemu nie były trudne. Najszybciej załapała Perrie z Cher, oraz Zayn. Olivia z Danielle i Liam potrzebowali, żeby powtórzyć im jeszcze raz, za to Niall.. Niall miał problem już z pierwszym gestem, a właściwie literą. W końcu Zuza wzięła sprawy w swoje małe rączki i powoli, naprawdę powoli, pokazała Niallowi każdy gest z osobna, uśmiechając się szerzej, kiedy powtórzył prawidłowo. 

- Jesteśmy! – zawołał radośnie Louis, biorąc Zuzę na rączki, czochrając ją przy tym po włosach, na co ona zmrużyła oczy, wymigując: Jesteś zakręcony, Lou. – Carol? 

- Jesteś zakręcony, Lou – odezwał się Harry, wyprzedzając mnie w tłumaczeniu. Spojrzałam na niego zaskoczona. – Nie patrz się tak na mnie, Caro, bo pomyślę, że zrobiłem coś złego. Mam coś na twarzy? 

- Skąd znasz migowy? Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek mówił, o tym, że znasz migowy – przyznałam, wstając z kucek. 

- Bo nie mówiłem. Stwierdzam fakt, iż nie każdy musi o wszystkim wiedzieć. 

- Ale jak Directionerka ma nie wiedzieć czegoś, o One Direction? Przecież to nienaturalne! To tak jakby… Historyk nie wiedział czegoś z historii, a muzyk nie znał jakieś nuty, nieprawdopodobne! Więc skąd znasz migowy? 

- Miałem głuchego kuzyna – wyjaśnił, wzruszając ramionami. – Kiedy przesiadujesz z taką osobą, migowy wchodzi ci do głowy mimowolnie. 

- Miałeś? 

- Przeszedł operację. 

- Och – szepnęłam, uśmiechając się smutno do Zuzy, która poprawiała, a właściwie burzyła, fryzurę Louisa. – Szkoda, że u Zuzy nie będzie to możliwe. 

- Nie? – zapytał Liam, chcąc się upewnić, czy dobrze usłyszał. 

- Ma wrodzoną wadę słuchu, naprawdę trudną do zoperowania – przyznałam ze ściśniętym gardłem. Rozmowy na ten temat, od zawsze były dla mnie naprawdę trudne, szczególnie teraz, kiedy niemal wszyscy poznali sekret dotyczący mnie i mojej rodziny. – Ale mniejsza z tym. Ważne, że mimo ułomności, Zuza jest uśmiechnięta. To dla mnie najważniejsze, poważnie. 

Wszyscy zgodzili się z moimi słowami, twierdząc, że pokochali ją od pierwszego uśmiechu i spojrzenia jej dużych brązowych oczu, które już na zawsze będą mi przypominać o Nim. Pokręciłam głową, niemal natychmiast wyrzucając ze swoich myśli ojca Zuzy. 

- Powiedz nam lepiej czy będzie to chłopiec czy dziewczynka – odezwała się wyraźnie zniecierpliwiona Cher, podskakując na kanapie jak mała piłeczka tenisowa. 

- To… chłopiec – wymigałam, jednocześnie mówiąc na głos, by i Zuza zrozumiała, że będzie miała braciszka. Poczułam jak ktoś mocno mnie do siebie przytula, szepcząc jak mocno mnie kocha. – Ach, rozumiem, że nie chcecie poznać mojej propozycji imion dla niego… 

- Mów mi tutaj szybko – popędziła mnie Cher, która już nie siedziała, a stała obok, celując we mnie palcem wskazującym. 

- Hmm.. Wiecie jestem Directionerką, nie? Mając jednocześnie za przyjaciółkę shipperkę jednego z bromanców.. więc pomyślałam, że można by nazwać syna Larry Niam. 

- Serio? – spytał rozbawiony Harry, wybuchając niepohamowanym śmiechem, opierając się o ramię Louisa, od którego tak na wszelki wypadek przyjęłam Zuzę, której przekazałam propozycję imiona dla brata. – Jesteś szalona. Nie, moment, jesteś jeszcze bardziej szalona niż Louis i nieobliczalna. Larry Niam? Boże.. 

- Hej, Harold, co masz do Niama? – spytała poważnie Olivia. – Dla mnie on jest dużo lepszy niż Larry – broniła ich, jak to prawdziwa shipperka. – I to dzięki Niallowi – dodała, uśmiechając się do swojego chłopaka, który przyciągnął ją do swojego boku. 

- Co sądzisz? – spytałam, spoglądając na wciąż przepychających się przyjaciół. – Larry Stylinsonie! – krzyknęłam, ze śmiechem. To podziałało na nich jak kubeł zimnej wody, bo niemal natychmiast odczepili się od siebie, patrząc na mnie, jakbym co najmniej była przybyszem z innej planety. – Pytałam się, o coś. 

- Jeśli ciebie to uszczęśliwi to mnie odpowiada, chociaż będę czuł się dziwnie, zwracając się do niego Larry – przyznał Louis. – Weź się uspokój Hazza – jęknął, kiedy kędzierzawy wskoczył mu na plecy, przez co on runął jak długi na ziemię. 



Dziecięcy śmiech. Dziecięca beztroska


5 comments:

  1. Więc taak.. jak ja długo wyczekiwałam na akceptację od strony Harregoo *-* i się doczekałam :)
    Tym imieniem to rozbroiłaś pewnie nie tylko mnie, ale ich innych. Miłe zaskoczenie :)
    kolejny świetny rozdział :)
    Czekam na następny :)

    Dominika Xx

    ReplyDelete
  2. Ale i innych też* :)

    ReplyDelete
  3. Haha, chciałam być pierwsza, ale ktoś mnie uprzedził. Będę płakać. Przytulisz mnie? (;
    Czy ty wiesz, że ja na te imię to prawie zawału dostałam? Ono jest takie awww, bo tam NIAM jest! :D
    Ja chcę, żeby oni byli forever together, no! Jak któreś z nich coś odwali, to po prostu żywcem pozabijam! :D
    Wybacz, że to takie jest bez sensu, ale chemia wyprała mój mózg z jakiegokolwiek myślenia. Tak, tak... Też cię kocham, haha!
    Weny, czasu (chociaż to już skończone jest, ale co tam :pp) i więcej NIAMA! :*
    Gosia xx


    http://pamietaj--mnie.blogspot.com/

    ReplyDelete
  4. Ten rozdział jest taki uroczy ? Tak , właśnie ! Przepełniony ciepłem, dobrocią ludzkich serc jakie posiadają wszyscy znajomi Caroline. Gdy Niall podszedł do Zuzy a ona wyciągnęła w jego stronę roczki w głowie zabrzmiało ciche "Ojjj". Muszę też nadmienić, że trochę zazdroszczę jej tego Horan hug. :D
    Larry Niam? Właściwie nie zastanawiałam sie nigdy jak będzie miało na imię dziecko Louisa i Carol, teraz dopiero zdaję sobie sprawy, że tak byłam zaabsorbowana sytuacją w ich związku, że nawet nie rozmyślałam czy do będzie dziewczynka czy chłopiec, ale powiem Ci że mały Tommo, na pewno będzie świetnym dzieckiem, wesołym, uśmiechniętym, pełnym energii jak tatuś. Ochh gdy wyobrażam sobie Louisa, grającego z nim w piłkę, którą przecież kocha, uśmiech sam rwie się na usta.
    Teraz się będę tłumaczyć. Przepraszam, że nie zawsze zostawiam komentarz pod każdym rozdziałem, staram się jak mogę, ale niestety czas nie jest moim sprzymierzeńcem i nie zawsze daje mi możliwość na jakieś przyjemności w ciągu dnia, tak jak np. czytanie twojego opowiadania. :) Mimo to w wolnych chwilach, tak jak teraz, czytam i komentuję !

    Ściskam Cię mocno ! ~Eirene

    -you-and-i-and-onedirection.blogspot.com

    ReplyDelete
  5. Są w Londynie, wszyscy razem, jest z nimi Zuza..w zasadzie wszystko zaczynają od początku. Jak to się dalej potoczy? Jak poradzi sobie Zuzia?Jak Lou się nimi zaopiekuje,jak ułoży ich życie? Dziewczyno,ale mi dałaś do myślenia! :) Tyyyyle mam pytań w głowie, i z niecierpliwością czekam zawsze na nowy rozdział bo zawsze małymi kroczkami zostaję "zaspokojona" :)
    Bardzo się cieszę ze są już w Londynie,tu chyba razem czują się bardziej "swojo" i swobodnie:) a Zuza?Myślę,że ma w około siebie tylu oddanych i wspaniałych ludzi,że ta mała kruszynka zdecydowanie sobie poradzi pomimo nie łatwej sytuacji :)
    Już chyba ostatnio wspominałam,że rozumiem Harrego..jest to dla niego dosyć nie typowa sytuacja i jego wątpliwości to rzecz oczywista. Najważniejsze,że porozmawiał i z Caro i z Lou,w takim wypadku tylko szczera rozmowa zawsze może coś zdziałać :) A jestem pewna, że ta mała całkowicie skradnie serducho Harrego w błyskawicznym tempie i za jakiś czas nie będzie śladu po jakichkolwiek wątpliwościach :)

    "Niall jako pierwszy podniósł się z miejsca, podszedł do mnie i ze słowami: Jesteś moim bohaterem, mocno mnie przytulił." - Kochana,tu mnie masz..po prostu ten fragment..woow..piękne!

    Pozdrawiam i przesyłam całusy! ♥
    @Paulkaaa_

    Aa, zapomniałam jeszcze o jednym - te imiona - GENIALNE! :))

    ReplyDelete