Saturday, February 09, 2013

Rozdział dwudziesty dziewiąty

Od matrioszki: mimo momentami nie jasnych zdań i złej kolejności słów, rozdział mi się podoba. szczególnie ostatnie sceny między Caroline a Harrym. naprawdę rzadko podoba mi się coś, co sama napisałam. hmm.. co by tutaj jeszcze dodać? miłej soboty Wam życzę! ^^ jeżeli nowy rozdział dodam we wtorek, to już w przyszłym tygodniu zakończmy przygodę z "WOH" :) cieszycie się? a może wręcz przeciwnie? :D na razie zostawiam Was z rozdziałem 29 (:

pytania?


***


(Luty/Londyn/2013 rok) 

Caroline 



Wpatrywałam się w dwumiesięcznego synka, który uśmiechał się do mnie promiennie, kiedy nieskutecznie próbowałam nakarmić go mlekiem z butelki. Żałowałam, że mój organizm nie był w stanie wytworzyć pokarmu, bym mogła karmić go osobiście, jednak sam fakt, że mogę trzymać go w swoich ramionach i wpatrywać się w jego duże błękitne oczy, było dla mnie błogosławieństwem. Po tygodniach niepewności, w końcu nadszedł czas, w którym mogliśmy odetchnąć pełnią piersią i stu procentowo cieszyć się tym, co dał nam los. Naszym synkiem niejadkiem.

- Jakiś problem, kochanie? – zapytał wesoło Louis, który wyjrzał z kuchni, całkowicie brudny, z potarganymi włosami, ale z tym swoim znanym wszystkim wesołym, zawadiackim uśmiechem. – Czyżby Larry nie był głodny?

- Jest głodny, inaczej by wcześniej nie płakał – zauważyłam bezradnie, odrywając od małych, lekko zaczerwienionych warg chłopczyka, butelkę z mlekiem. – Na pewno ma to po tobie, Louis – westchnęłam, wstając z beżowej sofy, mocniej przyciskając do siebie synka, który nie przestawał wymachiwać rączkami we wszystkich możliwych kierunkach, śmiejąc się przy tym. – Nakarm go mądralo, a ja skończę z Zuzą piec ciasto dla Harrego.

- Dlaczego, kiedy pojawia się jakiś problem, zwalasz go na mnie? Ja jeszcze…

- No to pora to nadrobić, mała muszko – cmoknęłam go w usta, podając mu syna – miłego lunchu – dodałam, nim nie zniknęłam w kuchni, która wyglądała jak po przejściu tornada. – Co tu się stało?! – wymigałam do siedzącej na blacie ciągu kuchennych szafek, blondynki, trzymającej między nogami wielką miskę z czekoladową masą, będąc przy tym tak uroczą, jak tylko można być. Nie mogąc się powstrzymać zrobiłam jej kilka zdjęć, niemal natychmiast dodając jedno z nich na twittera.

- Pomagałam piec ciasto, bo Lou nie umiał sobie sam poradzić – wyjaśniła, posyłając mi szczerbaty uśmiech, machając przy tym nogami.

- Jego nie powinno się wpuszczać do kuchni, nie uważasz? – spytałam, jednocześnie zabierając się za ogarnięcie kuchni, ściągając córeczkę z szafki.

Blondynka odłożyła na bok miskę z masą, nie mogąc jednak sobie darować, by nie nałożyć trochę na palec, jak to ja robiłam nie raz w dzieciństwie, by następnie go oblizać, rozkosznie wzdychając. Cmoknęłam ją w główkę, kiedy stanęła przede mną, gotowa do pracy, niczym zawodowy cukiernik. Zamiast jednak pieczenia, zaproponowałam jej narysowanie laurki dla Harrego, która byłaby jednocześnie od niej, jak i Larrego. Zgodziła się na to bez większego problemu, dzięki czemu ja, mogłam zabrać się za pieczenie czekoladowo-kokosowego tortu, który byłby jednocześnie moim małym, niemal naukowym, doświadczeniem. W czasie pieczenia biszkoptu, Louis, dołączył do nas, informując przy okazji, że Larry zasnął w swoim łóżeczku, między pluszakami dostanymi od całego One Direction, a szczególnie od Harrego. Nie krył uśmiechu, jak widniał mu na twarzy, kiedy o tym opowiadał. Przeczuwałam, że będzie dobrym ojcem. Nadawał się do tego i nie tylko dlatego, że wcześniej opiekował się siostrami, miał instynkt ojcowski. Umiał się z dziećmi dogadać, a one go kochały. Wystarczyło spojrzeć na momenty, które spędzał wraz z Zuzą; tak jak teraz, on sam z własnej woli, dosiadł się do niej i teraz razem tworzyli coś dla Harrego, co prawdopodobnie nie będzie miało żadnego sensu. Dla niej będzie się liczyło tylko to, że na kartce będzie kolorowo, a dla niego to, że ona się uśmiecha.

Aparat ponownie poszedł w ruch i tym sposobem na twitterze pojawiło się kolejne urocze zdjęcie, bez konkretnego podpisu. W tym czasie zauważyłam, że kilka Directionerek zapytało się mnie, kiedy Tomlinson planuje ślub, oraz czy to prawda, że One Direction na jakiś czas zawiesza swoją działalność, bo Louis chce nacieszyć się synem. Zadałam narzeczonemu te pytania, na co on tylko odpowiedział, że wieczorem, na urodzinowej domówce Harrego cała piątka zrobi twitcama, w czasie, którego odpowiedzą na większość pytań.

Szczerze? Jako Directionerka sama nie mogłam się tego doczekać. Byłam ciekawa, co powiedzą. Jak wytłumaczą się z absurdalnych, moim zdaniem, plotek na temat ich rzekomego zawieszenia trasy. Nie mogli tego zrobić! Miliony fanów na całym świecie, czekają na ich koncerty, na które bilety, zostały już dawno wyprzedane, a najbliższy koncert z TAKE ME HOME TOUR 2013 miał odbyć się już dwudziestego trzeciego lutego. Są na serio, niepoważni.

- Musicie wyjechać w tą trasę, Louis – zaczęłam temat, kiedy Zuza poszła do swojego pokoju, który na razie dzieliła z bratem. Nie miała nic przeciwko tematu, wręcz przeciwnie, cieszyła się, że będzie miała towarzystwo, chociaż Larry nie umie jeszcze mówić, ani nie zna migowego, by móc się z nią dogadać. Nie przeszkadzało jej to jednak. Lubiła się na niego patrzeć, gdy spał; według niej był wówczas bardzo spokojny. No cóż, nie mogłam się z nią nie zgodzić. Louis spojrzał na mnie, marszcząc przy tym brwi w wyraźnym zamyśleniu, co ostatnimi czasy zdarzało się naprawdę często. – Mówię poważnie.

- Wiem i doceniam to, że się, o to martwisz, ale naprawdę nie potrzebnie, kochanie.

Przerwałam przygotowanie sosu, który miał być jednym ze składników obiadu, do którego zaliczał się także ryż i surówka, z co prawda puszkowanych warzyw, ale nie miałam innego wyboru, skoro chciałam zrobić coś z witaminami. Ciasto od godziny siedziało w lodówce, chłodząc się, by było zdecydowanie lepsze, chociaż Niallowi smakowałby nawet zakalec. Co do tego nie miałam żadnych wątpliwości.

Louis pociągnął mnie za rękę, sadowiąc mnie na swoich kolanach. Objął mnie w talii, całując w miejsce za uchem, dokładnie w sam tatuaż, który się tam znajdował. Jego oddech załaskotał mnie, wywołując gęsią skórkę. Spojrzałam w jego błękitne oczy z minimalną domieszką szarości, które idealnie mu pasowała. Uśmiechając się, przejechałam dłonią po jego policzku, zahaczając o minimalny zarost, który dodawał mu powagi.

- Jeżeli zrezygnujecie, miliony fanek pogrążą się w żałobie, a mnie i Olivii się oberwie, bo zrzucą na nas całą winę. Wybacz, ale jakoś nie marzę o tym, by zostać ofiarą ataku Directionerek. Uszanuj to – spomiędzy jego warg wydobył się cichy chichot, który tylko wprowadził mnie w zaskoczenie. – No ja naprawdę nie rozumiem, co ciebie tak bawi, Tomlinson.

- Jesteś urocza, kiedy tak poważnie o czymś mówisz, chociaż niekoniecznie ma to sens – powiedział rozbawiony, całując mnie w policzek.

- Sens? Według ciebie to, że fanki rzucą na mnie z widłami, bo przeze mnie zawiesiłeś trasę, nie ma sensu? Och, przepraszam! – oburzyłam się, chcąc wstać z jego kolan, na co mi nie pozwolił, mocniej przyciskając mnie do siebie.

- Panikujesz – westchnął, chowając nos w zagłębienie mojej szyi – nikt się na ciebie nie rzuci, a nawet jeśli to Andy stanie w twojej obronie. Od kiedy się do siebie zbliżyliście, nie odstępuje cię nawet o krok. Nie raz czuję się zazdrosny.

- Teraz odwracamy kota ogonem, Tomlinson? – spytałam, przeczesując dłonią jego brązowe, proste włosy – czy mi się wydaje, czy ty na serio podkradłeś mój szampon? Znowu!

- Wydaje ci się – wymamrotał, wyraźnie poluźniając uścisk. – Obiad lepiej rób, bo głodny jestem, a znając życie zaraz wpadnie Niall z Olly.

Ledwo zdążył wypowiedzieć te słowa, a drzwi do mieszkania otworzyły się z hukiem, wpuszczając do środka parę największych łakomczuchów, jakich widział świat. Nie zagłębiałam się w ich rozmowę, którą prowadzili w przedpokoju, w czasie ściągania płaszczów. Zamiast tego, całkowicie zatraciłam się w przygotowaniu obiadu, którego Louis tak bardzo nie mógł się doczekać.

- Cześć, Karolinko! – zawołał radośnie Niall, niemal wbiegając do kuchni. Złapał mnie w talii, kilka razy okręcając wokół własnej osi, aż nie postawił mnie na ziemi, sięgając po łyżkę, by spróbować sosu. Trochę trwało to, nim jego usta rozciągnęły się w błogim uśmiechu, a oczy wyraźnie zabłyszczały. – To jest pyszne! Kiedy będziemy mogli jeść? Mam nadzieje, że niedługo, bo jestem strasznie głodny.. Tak między nami, Olly w ogóle nie potrafi gotować, ale nadrabia to swoim urokiem.

- Olly tutaj stoi i wszystko słyszy, głodomorze – odezwała się blondynka, stając w progu pomieszczenia, z rękami opartymi na biodrach. Niall posłał jej jeden ze swoich uroczych uśmiechów, nim nie zanurkował w lodówce.

- Trafiłem do nieba! – krzyknął, wpatrując się w tort Harrego. Zamknęłam mu drzwi przed nosem, nie skazując tym samym lodówki na rozmrożenie. – No, ej! Ja…

- No co ty, Nialler? Podziwiałeś widoki? – zakpiłam, wrzucając do garnka z gotującą się wodą, woreczki z ryżem.

- Nie, ja tylko.. napawałem się widokiem tak apetycznego ciasta. Zjemy je?

- Rozumiem Niall, że chcesz w ten sposób popsuć urodziny Harrego.

- Ależ skąd! – zaczął się bronić, wymachując rękami we wszystkich możliwych kierunkach, co wywołało zarówno u mnie, jak u Olly napad niekontrolowanego śmiechu.

Niall opuścił nas w momencie, kiedy po raz kolejny odmówiłam mu ukrojenia chociaż małego kawałka tortu. Przez chwilę między mną, a przyjaciółką panowała cisza; ja pilnowałam by sos się nie przypalił, a ona była wyraźnie pogrążona w swoich myślach. Zerknęłam na nią kątem oka w momencie, kiedy podeszła do mnie i bez słowa mocno się przytuliła. Obie tego potrzebowałyśmy. Musiałyśmy się upewnić, że ta druga, wciąż jest obok gotowa by w każdej chwili podnieść na duchu tą pierwszą. Mając przy sobie Olivię, dziękowałam Bogu, że tamtego dnia postawił ją na mojej drodze. Gdyby nie ona, nadal byłabym zagubioną dziewczyną, która nawet do uniwersyteckiego bufetu nie umiała trafić. Olivia pomogła mi jak nikt inny i cieszyłam się, że małym drobnym gestem, jakim była możliwość poznania Nialla Horana sprawiłam, że spełniła swoje marzenie.

- Potrzebowałam tego – wymamrotała mi do ucha.

- Każda z nas tego potrzebowała, kochanie – odszepnęłam, całując ją w policzek.

W przygotowaniu reszty posiłku, Olly sumiennie mi pomagała, chociaż częściej gadała jak najęta; to o ostatnim filmie, jaki widziała z Niallem; oraz o pysznych sajgonkach, jakie próbowali w restauracji w zachodnim Londynie. Szczęście wylewało się z niej hektolitrami. Od kiedy złączyłam ich ze sobą, nie było dnia, w którym Irlandka nie uśmiechałaby się. Tryskała humorem, optymizmem (który kilka miesięcy wcześniej gdzieś zgubiła), na nowo stając się tą samą Olivią Brandon, którą poznałam na pierwszym roku. Hormony chyba raczej źle na mnie wpływają – stałam się na maksa rozczulająca.

- Coś długo wam to dziewczęta idzie – zauważył wesoło Louie, wchodząc do kuchni z trzymanym na rękach Larrym – a twój synek, obudził się dokładnie dwadzieścia minut temu, z wielkim pytaniem: gdzie mama.

- Och – rozmarzyłam się, odbierając do niego synka, dając mu przy tym buziaka w same usta, na co wyszczerzył się jeszcze bardziej – chcesz nam pomóc? – spytałam się narzeczonego, który z wielkim zainteresowaniem, zaglądał pod pokrywkę.

- Nie, raczej nie. Zabieram małego, chciałem tylko byś zobaczyła, że żyję i ma się dobrze. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że Niall się lekko niecierpliwi, więc…?

- Daj mi dziesięć minut, kochanie, a Larrego połóż spać.

- Ale.. chciałem się z nim pobawić. Ile dziecko może spać?

- Całą dobę, wiesz mi, inaczej w nocy będzie płakać.

- Ona robi cię w balona, Lou! – zawołała Olly, odbierając ode mnie synka – ja się nim zajmę. Pooglądamy bajki, pobawimy się autkami, nie musi non stop spać. Jeśli będzie trzeba wejdę do jego kojca i tam się z nim pobawię, ot co! A wy podajcie ten obiad.

- Ale ja z nim nie mogę gotować, bo więcej z tego szkody niż pożytku! – zawołałam za nią, jednocześnie zabierając się za odlewanie wody z ryżem. – Nie, Louis, ty tutaj nawet nie podchodź, bo nie mam nawet zamiaru cię później reanimować.

- No wiesz co! Ja do ciebie z sercem, a ty do mnie z …

- Po prosu zabierz te talerze, dobrze? – wskazałam na naczynia, które w między czasie wyciągnęłam z szafki. – Wróć zaraz po resztę!

Obiad przebiegał w wesołej atmosferze, do momentu, kiedy Zuza nie zeskoczyła z kolan Louisa, na których spędziła niemal cały posiłek. Poszłam za nią, trafiając do łazienki, w której pochylała się nad wanną, wyrzucając z siebie całą zawartość żołądka. Zrobiło mi się jej żal. Ból rozszedł się wokół mojego serca, kiedy dziewczynka omal nie wpadła do wanny. Przytrzymałam ją w pasie, wtulając się policzkiem w jej rozpalone plecy, gdy wymiotowanie nie ustępowało. Lekko głaskałam ją plecach, wsłuchując się w wyraźnie ciężki oddech. Czterolatka oderwała się ceramicznego materiału, wtulając się we mnie, szukając ochrony. Pocałowałam ją we włosy, dając jej pewność, że jestem obok i zawsze będę. Jej palce, nerwowo, wybijały moje, była zdenerwowana.

- Hej, wszystko dobrze? – w progu do łazienki pojawiła się Olivia z wyraźną troską na twarzy. – Co się stało? Obie wyglądacie jak ściana.

- Wymiotowała – odpowiedziałam krótko, wolną ręką, nie przestając głaskać córeczki, której oddech powoli się uspokajał. – Nawet nie wiem czym, w końcu wszystko starannie przygotowałam. Odpowiednio dobrałam przyprawy, warzywa. A jak Louis z Niallem?

- Ogarnęli po obiedzie, reszta właśnie przyszła. Nie ma jeszcze Cher i Harrego.

- Rozumiem – z pomocą Olivi podniosłam się z zimnej podłogi, nie puszczając Zuzy z objęć, która tylko mocniej do mnie przyległa. – Dzięki.

Mijając salon, przywitałam się z przyjaciółmi, którzy posłali mi pełne ciepła spojrzenia, upewniając mnie, że wszystko w porządku. Zuzę położyłam do łóżka, przykrywając ją kołdrą, aż po sam czubek głowy. Złapała mnie za nadgarstek, przyciągając do siebie, w efekcie czego położyłam się obok niej, a jej główka wylądowała na mojej piersi. Głaskałam ją po włosach, mając nadzieje, że jej nagłe wymioty, nie są niczym poważnym. W przeciwnym wypadku, będę musiała jechać z nią do lekarza. Nie wiem jak długo, tak leżeliśmy; możliwe, że nawet przysnęłam – ocknęłam się dopiero, kiedy drzwi od pokoju Zuzy, uchyliły się. Mimo panującego, w pokoju, mroku dostrzegłam Harrego, który trzymał na rękach Larrego. Słyszałam słodkie, cichutkie pochrapywanie synka. Chłopak położył go łóżeczka i przykrył kołdrą. Mogłam zobaczyć, jak nachyla się jeszcze i zapewne całuje chłopca w czoło. Urocze.

- Co z nią? Wszystko dobrze? – spytał, głaszcząc ją po włosach, na co dziewczynka westchnęła, wiercąc się chwilę, zmieniając pozycję, schodząc twarzą na mój brzuch. – Możemy porozmawiać, Carol?

- Przepraszam, Harry – zaczęłam się tłumaczyć, patrząc prosto w jego błyszczące zielone tęczówki, w których bez żadnego problemu można by utonąć – nie chciałam by twoje dziewiętnaste urodziny tak wyglądały. Upiekłam ciasto i nawet prezent ci kupiłam, a Zuza namalowała dla ciebie laurkę.

- Nic się przecież nie stało, Caroline – w półmroku błysnęły jego śnieżnobiałe zęby, ułożone w firmowy uśmiech. – A prezent i laurkę, jeszcze zdążycie mi dać. Louis podał tort, bo Niall nie przestawał jęczeć, omal się nie rozpłakał. Dobry był.

- Cieszę się. Mam tylko nadzieje, że was nie zatruje.

Harry pokręcił głową, zajmując miejsce obok dziewczynki, która jakby wyczuwając obecność drugiej osoby, przesunęła się bliżej mnie, robiąc mu więcej miejsca. Chłopak westchnął, zaplątując długie kosmyki Zuzy na swój palec, jakby miało go to w jakiś sposób uspokoić.

- Co się dzieje, Harry? O czym chcesz ze mną rozmawiać? – zainteresowałam się.

- Na początku zachowałem się jak… frajer. Byłem rozdarty; z jednej strony cieszyłem się, że Louis kogoś poznał, z drugiej, byłem zazdrosny, że od teraz znowu zacznie spędzać ze mną mało czasu. Nie chciałem się do tego przyznać, ale cholernie mocno go potrzebowałem. Chciałem znowu mieć kogoś, z kim mógłbym rozmawiać o wszystkim i o niczym. Kiedy powiedział mi, że podobam się Cher, naprawdę nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Przed nią, byłem tylko w jednym związku.

- Wiem to Harry – przerwałam mu z uśmiechem, lekko szturchając go w bok. – Każda z Directionerek o tym wie. Media kreują ciebie na flirciarza. Na swoich urodzinach miałam ochotę ci przywalić, za te wymianie czułości z jakąś laską, kiedy Cher w tym momencie upijała swoje smutki w alkoholu.

- Ta, no cóż… chciałem się przekonać, czy rzeczywiście taki ze mnie flirciarz, jak wszyscy naokoło mówią, ale było źle. Czułem się fatalnie, miałem wrażenie, że zdradzam nie tyle sam siebie, a kogoś bardzo dla mnie ważnego. Nie rozumiałem tego, dlatego dzień po imprezie, z mega kacem, poszedłem do Cher – ciężko westchnął, osuwając się na poduszce, na której teraz leżał, omal nie wtulając się w plecy Zuzy – kocham ją, naprawdę mocno ją kocham. Ale nie wiem, czy byłbym w stanie, w tym momencie założyć z nią rodzinę, jak ty i Louis. Nie jestem pewny, czy chcę się z nią ożenić, bo niby skąd miałbym to wiedzieć? Mam dziewiętnaście lat. Jestem zbyt młody na takie rzeczy, prawda?

- Tak, Harry – zgodziłam się z nim, przejeżdżając dłonią po jego gęstych, miękkich lokach, które były jeszcze bardziej sprężyste niż można było je o to posądzić – nikt nie zmusza cię do podejmowania tak trudnych decyzji. Masz czas na ślub, czy dzieci. Razem z Cher, bierzcie z życia jak najwięcej, żyjcie chwilą. Bawcie się, dopóki jesteście młodzi - całkiem świadomie zacytowałam słowa ich piosenki, na co Harry zaśmiał się cicho, szybko jednak się uspokajając, bojąc się, że tym może obudzić dzieciaki – nie śmiej się, Hazz. Mówię prawdę, a wasz singiel tylko to potwierdza.

- Nic dziwnego, że Louis chce się z tobą ożenić – powiedział całkiem poważnie – jesteś naprawdę mądrą dziewczyną.

- Ma się ten wrodzony talent – wzruszyłam ramionami, czując jego usta na swoim policzku. – Ty też nie jesteś najgorszy.



W mroku gubią się słowa, odnajdują myśli.

4 comments:

  1. mmm to jest boooskie ! kiedy następny rozdział? ;DDD

    ReplyDelete
  2. Nie dziwię się, ze jesteś zadowolona z tego rozdziału... Jest naprawdę wspaniały. Takie z pozoru normalne, codzienne sytuacje, a tyle w nich uczuć... Nie mogę uwierzyć, że to już prawie koniec tej historii. Smutno mi z tego powodu, bo zżyłam się z bohaterami, ale z drugiej strony już nie mogę się doczekać, by wiedzieć wszystko :) Chwilami ogarnia mnie taż strach, że masz jeszcze dwa rozdziały, by coś zepsuć... A ja nie przeżyję kolejnej tragedii w tym opowiadaniu. Wzbudzasz we mnie wiele sprzecznych uczuć historią Carol...
    Cieszę się, że Larry nareszcie jest w domu. Cały i zdrowy. Rozpływam się z zachwytu przy scenach z nim. Zwłaszcza moment, w którym Harry kładł małego do łóżeczka... Boże, zabijasz mnie takimi fragmentami... Ja też chcę takiego Harry'ego bądź Louisa. Ewentualnie Nialla i nie będę narzekać, że muszę gotować. Troskliwym Liamem też bym nie pogardziła. A budzić się obok Zayna każdego dnia... Boże! To nie na moje nerwy... Zaraz popadnę w depresję.
    Zachwycam się tym, jak Louis radzi sobie z dziećmi. Carol ma rację. On jest stworzony do bycia ojcem. Robienie razem z Zuzą laurki... Kolejna urocza scena, która topi lód wokół mego serca ;) Mam nadzieję, że wszystko z małą w porządku i to tylko z przejedzenia...
    Niall i Olly, to kolejna wspaniała para i strasznie cieszyłam się, gdy ich połączyłaś. Blondyna uwielbiam zawsze i wszędzie i zawsze cieszę się, gdy jest szczęśliwy ;) Scena z tortem - cudo i poproszę przepis na to kulinarne dzieło sztuki :) Narobiłaś mi niemałego smaka ;)
    Końcowa scena, gdy Harry i Carol rozmawiają... Cudowna. Pada wiele mądrych słów... I aż się uśmiechnęłam, gdy tekst piosenki tam wcisnęłaś ;)
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Wtorek... To już jutro! Znalazłam jeden plus w tym, że zwlekałam z napisaniem tego komentarza ;) A w zasadzie dwa, bo mogłam sobie jeszcze raz przeczytać rozdział i do wtorku już niedaleko :D
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    ReplyDelete
  3. Cały czas nie wierzę, że to już jest końcówka opowiadania. Przeżyłam cudowne chwile przez te cztery miesiące, czy może mniej albo więcej. Każdy z tych bohaterów się zmienił. Raz było kolorowo, potem smutno, następnie radośnie. Przeplatanie uczuciami, by nie było nudno.
    Louis jako ojciec, a Carol nadopiekuńcza mamuśka. Zuza zawładnęła moim sercem jak i ich wszystkich. Aż mi łzy, kiedy Zuza się źle czuła. Było mi jej żal. Na reszcie Harry szczerze porozmawiał o tym co go trapiło. Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
    Uwielbiam te momenty z dziećmi, czuję się jak wtedy rozpływam powoli.
    Musisz mnie i Kate dalej wysłuchiwać jaka jesteś cudowna. Nie wiem, jak tak mało ludzi Cię komentuje. Uwielbiam Cię i pamiętaj o tym. Chociaż trzeba mnie poganiać z komentarzami. Czekam na kolejny odcinek.
    Pozdrawiam ; ]
    P.S. Kate mówi, że jak nie będzie happy end'u, to będzie ostatnie opowiadanie jakie twoje czyta xd

    ReplyDelete
  4. Harry jest cudowny. przepraszam, ale serio, uwielbiam goscia. jest C U D O W N Y. co do Carol to strasznie ja lubie. nie wiem jak przezyje koniec "WOH" i rozstanie z Polka i jej kochany nazeczonym <3 i dzieciakami! Zuza jest tak strasznie urocza, ze aasdasdqaudamdada *.*
    sama nie wiem co napisac... biore sie za czytanie kolejnego! <3 Pluton :*
    http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/

    ReplyDelete