Tuesday, February 12, 2013

Rozdział trzydziesty

od matrioszki: przyznaje się bez bicia, od Kate ściągnęłam pomysł na koszulkę. przepraszam za plagiat, ale mam nadzieje, że mi to wybaczysz i nie pozwiesz mnie do sądu. nie stać mnie na adwokata :) przedostatni rozdział. epilog pojawi się w piątek, a nim: podsumowanie! dziękuję Wam :*


***



(Luty/Londyn/2013 rok) 

Louis 



- Nie, Louis! Nigdzie się nie wybieram! - Carol po raz dziesiąty wydała z siebie krzyk, którym bez problemu mogła zaalarmować połowę dzielnicy, jednak prócz roześmianego Harrego i Cher, która swoją uwagę całkowicie skupiała na Zuzie i Larrym, w naszym mieszkaniu nie pojawił się nikt więcej. Moja narzeczona zareagowała zupełnie inaczej niż się spodziewałem, kiedy poinformowałem ją o planach odnośnie trasy koncertowej, którą swoją drogą myślała, że odwołujemy. – Nie mogę tego tak zostawić. Nie mogę zabrać ze sobą Larrego, jest za mały na taką podróż. Nie zapominaj, że przez kilka tygodni siedział w inkubatorze, bo jego życie było zagrożone.

- Ale, ja chciałem… Wyjadę przecież na dobrych kilka miesięcy. Nie będziesz mnie widziała. Nie będziesz tęsknić? – spytałem żałośnie, przegryzając wnętrze policzka. Chyba jeszcze nigdy tak bardzo się nie denerwowałem.

- Oczywiście, że będę, głuptasie – uśmiechnęła się ciepło, dotykając dłonią mojego policzka, automatycznie się w nią wtulając – ale pamiętasz, co ci mówiłam?

- Nie chcesz łączyć pracy z życiem prywatnym – powiedziałem na głos, patrząc prosto w jej jasnozielone oczy, w których czaiły się wesołe iskierki – ale mimo to nie rozumiem. Przecież to nie ty będziesz pracowała, a ja…

Westchnęła, przejeżdżając palcami po moim lekkim zaroście, zahaczając o usta, by następnie zjechać na tors, o który się oparła.

- Będziesz zajęty. Po próbach jedyne, o czym będziesz myślał, to sen. Spotkania z fanami, wywiady, sesje zdjęciowe. Wiem, jak to wygląda; w końcu jak byliście w Australii, codziennie informowałeś mnie, co właśnie robicie. Lepiej będzie, jak sam polecisz, a ja wraz z dziećmi będę tutaj na ciebie czekała. Tęsknota tylko wzmocni naszą miłość, Louis. Wierzę w to, a ty?

- Ja też, ale… - urwałem, czując jej miękkie usta na swoich. Pocałunek nie trwał długo, nie był nawet ani trochę brutalny, wręcz przeciwnie; uroczy, pełen miłości, słodki. Taki, jaki lubiłem najbardziej - … jesteś pewna?

- W stu procentach. Olivia też zostaje – przypomniała mi. – Obie będziemy chodzić do pracy, spotykać się u nas na babskie wieczory, chodzić na długie spacery i plotkować na naprawdę błahe tematy. Louis, nie możesz zawieść fanów. To miłe, że chciałeś, bym leciała z tobą, ale nie mogę się na to zgodzić. Jest jednak coś, co możesz dla mnie zrobić.

- A mianowicie? Zrobię wszystko.

- Zrób jakieś fajne zdjęcia i kup kilka pocztówek z miejsc, w których będziesz, co ty na to? – zaproponowała z uśmiechem.

- Mogę się na to zgodzić, chociaż nie ukrywam, że mam nadzieje, że jeszcze zmienisz zdanie – przyznałem.

- Nic z tego nie będzie, Louis – cmoknęła mnie przelotnie w policzek, poczym usiadła obok dziewczyn tworzące kolejne mało dzieło sztuki.

Siadając obok Harrego, który z wielkim łobuzerskim uśmiechem, podał mi miskę z popcornem, obserwowałem jak Carol pokazuje coś Zuzie i chwilę potem obie zniknęły w pokoju dziewczynki. Wróciły niedługo potem, obie trzymając coś, co z pewnością było zaległymi prezentami dla Hazzy. Zuza wdrapując się na kolana chłopaka, podała mu kolorową, złożoną wzdłuż kartkę. Wielkimi drukowanymi literami na przedzie pisało wszystkiego najlepszego w ojczystym języku dziewczynki, co w między czasie wytłumaczyła nam Carol, siadając na moich kolanach. W kącikach ust dziewiętnastolatka powstały głębokie dołeczki, kiedy szerzej się uśmiechał, widząc masę kolorowych obrazków, które tworzyły optymistyczną całość. Harry podziękował Zuzie, całusem w czubek głowy na co dziewczynka lekko się zarumieniła, poczym zeszła z jego kolan i wróciła do Cher.

Caroline podała mu zawiniątko, w którym musiała ukryć prezent dla Harrego. Chłopak szamotał się chwilę z kolorowym papierem ozdobnym, którego musiało być chyba ze dwie warstwy, jak nie więcej. Jego oczy rozszerzyły się, a usta rozciągnęły do tego stopnia, że niemal dotykały oczu. Wyglądał jak dziecko, które pod choinkę dostało wymarzoną rzecz. Rozłożył prezent, którym okazała się być czarna koszulka z logiem Pink Floyd i napisem mówiącym: „Jestem prawiczkiem i.. to wcale nie jest stara koszulka.”

- No na serio Nowak, naprawdę bardzo zabawne. Aż boki zrywać – mówiąc to zakładał koszulkę przez głowę, która okazała się być, o kilka rozmiarów za duża.

- Pasuje do ciebie – zauważyła z uśmiechem – wyglądasz w tym jak dzieciak.

- Bo wybrałaś za duży rozmiar! – krzyknął, nie przestając się śmiać.

- W sklepie nie wiedzieli, jaki Harry Styles może mieć rozmawiać – przyznała z udawanym grymasem. – Szłam na żywioł. Skąd mogłam wiedzieć, że XL okaże się za duża?

- Bo mam dziewiętnaście lat, a nie czterdzieści?

- A to jest jakaś różnica? Możesz mieć dziewiętnaście ale tyle mięśni i tłuszczu, że nawet XXL okaże się na ciebie na mała. Albo czterdzieści i być na tyle chudym, że S będzie wyglądać na tobie jak sukienka. Nie wiem jakie masz mięśnie, tudzież tłuszcz, bo nie widziałam cię nago.

- Zawsze mogłaś się zapytać. Kto pyta nie błądzi.

- Ale kto pyta, może wygadać się z niespodzianki – pokazała mu język – jeśli ci się nie podoba, oddaj, wyrzuć, podrzyj, spal, ale nie krzycz już na mnie.

- Jak na razie jesteś jedyną osobą, która krzyczy.

- Tylko dlatego, że mnie zdenerwowałeś, Styles – westchnęła, schodząc z moich kolan by podejść do telewizora. Chwilę się przy nim kręciła, podłączając coś, mamrocząc przekleństwa w więcej niż dwóch językach, aż w końcu odeszła do niego z triumfem podając Harremu jeden z joysticków. – Nadal pamiętam, że mieliśmy zagrać, ale jak na złość, nigdy nie było na to czasu, więc może teraz Harry, ze mną zagrasz? Możesz wybrać grę.

- Nie wiesz co mówisz, dziewczynko – rzekł Harry z szerokim uśmiechem, odbierając od niej joystick i zajmując miejsce na podłodze. Caroline dołączyła do niego, wcześniej obdarzając mnie słodkim uśmiechem, oraz porywając garść kukurydzy, którą na raz wsadziła sobie do ust. – Zobaczmy jak sobie poradzisz z FIFĄ.

- Tylko na tyle cię stać, Hazza? – zakpiła, obserwując jak Harry wybiera swoją drużynę, która okazała się być Manchester United. – Jaka niespodzianka.

- Schowaj tej sarkazm do kieszeni, Słoneczko i wybierz swoją ekipę.

Wybór Carol był szybki i, o dziwo zaskakujący nie tylko dla mnie, ale także Harrego, gdyż zamierzała grać jako FC Barcelona. Mecz zaczął się kilkanaście minut później, bo Hazza jak zawsze zbyt dużo czasu poświęcił na dobranie graczy i koloru koszulek, które przez te wszystkie edycje gry, ani trochę się nie zmieniły. Przez cały mecz Harry próbował przeszkadzać Caroline, rozpraszał ją na wszystkie możliwe sposoby, jednak bezskutecznie; Carol okazała się być lepsza. Mecz zakończył się wynikiem 6:0 dla dziewczyny, która wykonała dziki taniec radości, porywając do niego roześmianą Zuzę.

- Kochanie, ja w nocy muszę do dzieciaków wstawać, skoro płacz nie wyprowadził mnie z równowagi, to co dopiero twoje małpie figle – pokazała mu język nie puszczając Zuzy z objęć, która także śmiała się z Harrego.

- To jest niesprawiedliwe – tupnął nogą, zakładając ręce na piersi, niczym małe obrażone dziecko, które nie dostało upragnionego cukierka. – Musi być coś, w czym jesteś fatalna. Nie fałszujesz, umiesz grać na gitarze, pianinie, gitarze, perfekcyjnie znasz angielski, migowy, umiesz malować, trudno wyprowadzić cię z równowagi, pieczesz najlepsze ciasta na świecie, jesteś wyrozumiała, nie poddajesz się… cholera same zalety.

- Umiem być wredna, Styles, uparta, nie raz w nocy chrapie i tak na serio, jestem wielką bałaganiarą. Nie znam się na zasadach piłki nożnej, a w FIFĘ grałam właśnie trzeci raz. Wpadałam w liczne tarapaty, właściwie nie powinnam dostać prawa jazdy, bo jestem niebezpieczna dla społeczeństwa – zaśmiała się gorzko – ale gdyby nie ciąg moich błędów, które doprowadziły mnie do oblania klasy maturalnej, zapewne bym tutaj nie przyleciała, a co za tym idzie, pewnie bym was osobiście nie poznała. Nadal byłabym stukniętą fanką z Wrocławia, która sekretnie wzdycha do Nialla Horana – skończyła rozmarzona, całując blondynkę w skroń, nim postawiła ją na podłodze.

- Ej! Jak to, wzdychała do Nialla? – oburzyłem się, w momencie, kiedy doszedł do mnie sens jej wypowiedzi. – A co ze mną? – spytałem, podchodząc do niej z wojowniczo nastawioną miną, na widok której blondynka wybuchła śmiechem.

- Tobą? Czekaj, czekaj… Ja ciebie tylko znosiłam. No wiesz, znałam o tobie podstawowe informacje jak: pełne imię i nazwisko, data i miejsce urodzenia, imiona rodziców i rodzeństwa, ulubiony kolor, piosenka z pierwszego albumu, co tam jeszcze było? – udała zamyślenie, drocząc się ze mną w najlepsze, robiąc przy tym kilka kroków w tył. – A! Wiedziałam też, że kochasz marchewki! O i paski! Oraz to, że nienawidzisz skarpetek – spojrzała na moje bose stopy, śmiejąc się przy tym do rozpuku.

- Dlaczego Niall, a nie ja? – zapytałem, wyrzucając ku górze brew. Dziewczyna rozejrzała się po pokoju, ewidentnie szukając drogi ucieczki, której jednak nie znalazła, bo jej twarz wykrzywił grymas. Harry, nadal przeżywał porażkę, a Cher i Zuza uważnie przyglądały się naszym poczynaniom, mając z nas niemały ubaw. – Co jest w nim takiego, że…

- On jest uroczy, skromny, zabawny, ma nieziemski akcent, wilczy głód, cudowne niebieskie tęczówki, w których można utonąć. Jest po prostu.. no wiesz.. Niallowy.

- Nie wiem. Nie jestem nim, więc skąd mam wiedzieć, co to znaczy – zdenerwowałem się, co wyraźnie się jej podobało. – Caroline! Nie denerwuj mnie nawet – tupnąłem nogą, wyciągając tym samym Harrego z transu, który ni z tego ni z owego wskoczył mi na plecy, sprawiając, że wylądowaliśmy na podłodze. – Idioto! Złaź ze mnie! Przeklęty słoń.

- Nie krzycz, kochanie – szepnął mi do ucha – Larry próbuje bawić się swoimi kolorowymi misiami, chociaż tak naprawdę tylko patrzy w sufit.

- Harry, klocku, złaź – fuknąłem, próbując zrzucić go z siebie, co mi się jednak nie udawało. Gdzieś nieopodal słyszałem śmiech Caroline i Cher, które ani myślały ruszyć mi z pomocą. – Harold!

- Nie jestem Harold! – oburzył się, zaczynając mnie łaskotać. – Louie, jedziemy w trasę, powinieneś wyciągnąć Carol na jakaś randkę. No bo kurcze, gdzie wy ostatnio gdzieś razem byliście? – szepnął mi na ucho, bym tylko ja mógł go usłyszeć.

- Dawno i tylko raz – mruknąłem, wiedząc, że ma rację.

- Więc zbieraj dupsko i wynocha!



Zrobiłem jak kazał Harry. Caroline wyglądała na zaskoczoną kiedy zaproponowałem jej wieczorne wyjście. Mimo to zgodziła się z uśmiechem, wcześniej upewniając się, że Harry i Cher dobrze zaopiekują się rodzeństwem. Od dziesięciu minut czekałem na nią całkowicie podekscytowany. Nie miałem niczego konkretnego w planach, chciałem tylko by Carol zapomniała o obowiązkach i była sobą. Tą lekko stukniętą dziewczyną, z milionem pomysłów na minutę, szerokim uśmiechem, oraz godną do pozazdroszczenia pewnością siebie. By znowu stała się dziewczyną, którą poznałem tamtego dnia w kawiarni.

- Denerwujesz się – szepnął mi na ucho wyraźnie rozbawiony Hazza, trzymając na rękach Zuzę, której twarz pokrywała cienka warstwa kolorowych plamek. – Wiesz, to nawet urocze. Ciekawe co by powiedziały fanki, gdyby zobaczyły ciebie w takim stanie.

- Uroczy będzie twój siniak, którego się nabawisz pod okiem, jeśli się nie zamkniesz.

Harry już miał mi odpowiedzieć, kiedy w progu pokoju pojawiła się Caroline, z Cher za sobą. Brunetka wyminęła blondynkę, podeszła do swojego chłopaka i składając na jego wargach słodki pocałunek, odebrała Zuzę. Oczarowany wpatrywałem się w Carol. Wyglądała niesamowicie. Jasnoróżowa bluza z napisem, biała spódniczka ze złotym paseczkiem, cieliste rajstopy, jasne getry i botki na koturnie sprawiały, że dwudziestolatka wyglądała dziewczęco i naprawdę słodko. Włosy związane miała w luźnego koczka, z którego wydostały się pojedyncze pasemka, luźno opadające na jej policzki. Uśmiechnęła się do mnie promiennie, bez słowa ciągnąc za rękę w stronę holu, gdzie założyliśmy płaszcze, szaliki, rękawiczki i wełniane czapki; na głowie Caroline spoczywała jedna z moich, która dodawała jej jeszcze większego uroku.

Ulice Londynu przykryła gruba warstwa śniegu, tworząc bajkowy klimat. W spadających płatkach odbijały się światła latarni, gdzieś niedaleko grał uliczny grajek, a gromadka roześmianych dzieci wybiegała właśnie z lodziarni nieopodal, która z pewnością niedługo zostanie zamknięta. Caroline uśmiechnęła się szeroko, słysząc jak grajek wygrywa jedną z naszych piosenek. Usłyszałem jej piękny melodyjny głos, którego mógłbym słuchać zawsze i wszędzie. Mężczyzna, który nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat, podziękował jej niskim skłonem, nie chcąc przy tym przyjąć pieniędzy, które chciała mu wrzucić. Ona jednak nie reagując na jego sprzeciwy, dała mu dziesięć funtów, po raz kolejny dziękując za koncert.

- Gdzie chcesz iść, kochanie? – zapytałem, mijając budynek, w którym kiedyś mieściło się Hard Rock Coffee. Dzisiaj była to francuska restauracja dla Londyńskiej elity, z cenami przekraczającymi dochód przeciętnego Brytyjczyka. Widziałem jak przez twarz Carol przeszedł grymas, gdy mocniej pociągnęła mnie za rękę, by jak najszybciej oddalić się od tego miejsca.

- Pamiętasz kawiarnię, w której siedzieliśmy, gdy mieliśmy jechać na imprezę charytatywną, jednak mój stres i żołądek nie pozwolił nam na to?

- Pamiętam – przytaknąłem, domyślając się dokąd chce się wybrać.

- Co powiesz by wypić tam kawę i zjeść mega kaloryczne ciastko?

- Nie chciałabyś zrobić czegoś innego?

- Nie ważne co, Louie. Ważne, że z tobą – odpowiedziała słodko, całując mnie w policzek, uśmiechając się przy tym. – Kocham cię.

- Ja ciebie mocniej – zapewniłem, zakładając rękę na jej barki, na co ona wtuliła się we mnie, niczym mała dziewczynka.

- Chcesz się ze mną kłócić, Louis? – zapytała podnosząc wzrok. – Nie wygrasz.

- Och czyżby?

Nasza przepychanka trwała do momentu, aż nie weszliśmy do miłej kawiarni, w której do tej pory byliśmy tylko raz. Przez ten czas, nic a nic się w niej nie zmieniło. W powietrzu nadal było czuć świeżo parzoną kawę, aromatyczną herbatę, słodką czekoladę, oraz ciasteczka i ciasta, które swoim wyglądem kusiły z witryny. Carol na wstępie zamówiła dużą latte i muffinkę z orzechami. Ja natomiast wybrałem cappuccino i małe drobne ciasteczka.

Wieczór minął naprawdę miło. Rozmawialiśmy na najbardziej błahe tematy, na jakie tylko mogliśmy. Tematem przewodnim było nasze dzieciństwo, koledzy z przedszkola, szkole zauroczenia, momenty, w których odkryliśmy swoje pasje. Temat trasy był omijany szerokim łukiem, chociaż żadne z nas nie robiło tego celowo. Co jakiś czas wybuchaliśmy śmiechem. Tego nam trzeba było. Rozładowania napięcia i chwili zapomnienia. Naprawdę nie musieliśmy iść do kina czy na kolacje do modnej restauracji. Zwykła kawa w przytulnej kawiarni, była w sam raz. Kochałem to.

- Wyjdź za mnie jeszcze przed trasą – powiedziałem poważnie, wpatrując się w nią.



Ty jesteś moją własną definicją szczęścia, kochanie.

5 comments:

  1. boże, boże niech Caroline się zgodzi wyjść za Lou ;DD kiedy następny rozdział?

    ReplyDelete
  2. hahaha, Harry klocek zgniótł dosłownie Lou :D szczerzyłam się do laptopa, jak czytałam ten fragment hahaha :D w sumie nie dziwie się panu Tomlinsonowi, że się oburzył na wspomnienie Carol o jej, nie wiadomo czy prawdziwej, wcześniejszej sympatii do Niallowego Nialla :D ale i tak uwielbiam tą parkę. to co teraz czekamy tylko na ślub, nie?:) czekam na epilog <3 Pluton <3
    http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/

    ReplyDelete
  3. No i właśnie zażegnałaś mój podły nastrój po sama wiesz czym. Harry klocek jest zawalisty!
    Carol kiedy jest zła jest jednocześnie słodka, a roztrzęsiony Lou to ciasteczko :D:D
    Niallowy Niall... hm, to takie... NIALLOWE, haha! :D Nialler is the best <3
    Nie mogę się już doczekać epilogu, chociaż i tak - cholera, obiecałam że nie. CHOLERA! - będę płakać. Masz chusteczki, kochanie? Chyba będą mi potrzebne :D
    Przez cały rozdział myślałam o Cher i Harrym. Nie wiem czemu, ale myślałam :D
    Ściskam, całuję i tulę!
    Gosiaczek xx

    http://pamietaj--mnie.blogspot.com/

    ReplyDelete
  4. Musze przyznać, że całkowicie rozumiem decyzję Carol, by nie jechać w trasę z dziećmi. I choćby nie wiem jak tęsknili za sobą z Louisem, to i tak będzie nić w porównaniu z mordęgą podczas podróży. Nie ważne jak luksusowo i wygodnie by było, nie zmieni to faktu, że pewnie mieliby dość po tygodniu. Podróż z malutkimi dziećmi, to brzmi jak horror! Ale czemu nie miałaby z bobasami ich odwiedzić? Prywatny samolot i upragnione spotkanie gotowe ;)
    Zdziwiłaś mnie z tym, że to Niall był jej ulubieńcem... Jakoś od początku miałam w głowie, że to był Lou. Sama nie wiem dlaczego. Pewnie sama to sobie wmówiłam, gdzieś przy pierwszych rozdziałach ;) Ale muszę się zgodzić z Carol, że Niall jest niallowy i jest to najlepsze określenie blondyna :D Sama bym tego lepiej nie ujęła ;)
    Harry naprawdę urósł w moich oczach w ostatnich rozdziałach. Wybór jego na ojca chrzestnego, to naprawdę była słuszna decyzja. I widać, że wziął sobie nową rolę do serca :)
    Ten spacer, słodkości, kawa, słodkości, tulenie się, słodkości... Boże, muszę zjeść coś słodkiego :) Cudowna randka i rzeczywiście - czego więcej chcieć do szczęścia? No może tylko... ślubu :) Ja już chcę ten epilog! O matko! Dobrze, że piątek już jutro :) Ups... Znów zwlekałam z dodaniem komentarza... Przepraszam. Ale dzięki temu kolejny rozdział już jutro :D
    A co do tych praw autorskich... To mnie tez nie stać na adwokata ;) Muszę przyznać, że mi ta twoja koszulka przypadła do gustu... Dlaczego ja takiej nie mam? Muszę nad tym popracować ;)
    Pozdrawiam, ściskam, całuję i życzę wszystkiego dobrego :)

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    ReplyDelete
  5. Znowu mnie długo nie było... Przepraszam raz jeszcze, ale szkoła daje czasami po tyłku i brak czasu daje się jednak we znaki. Mój brak komentarzy może się zdarzać, dlatego przepraszam raz jeszcze i mam nadzieję, że zrozumiesz :)
    Decyzja Caroline... Hm... Rozumiem ją szczerze i wiem, że nie chce tłuc się tam z dziećmi... Napewno by się męczyli i byłoby trudno. Jakiś głosik w głębi duszy mówił mi, że może jednak by jechała... Ale wiem, że rozłąka tylko wzmocni ich związek :) Te ich spacery... To co jest między nimi jest tak wspaniałe i urocze... To jak czytam jaka atmosfera panuje u nich w domu, relacje Lou z dzieciakami... Rozpływam się właśnie w takich momentach :)
    Harry... Muszę coś o nim napisać, bo jak czytam te momenty z nim... Znowu się rozpływam :) To chyba po części ta moja słabość do niego... :) Jak czytam w momentach, kiedy jest ona i Zuza, Larry... Achhhh :) Możesz dawać tego więcej, bo to jest wspaniałe! :)
    Nie mogę uwierzyć, że będzie to już koniec tej historii :( Kolejne opowiadanie, z którym naprawdę się związałam... Będę za tym naprawdę bardzo tęsknić... Za Caroline i Lou, Zuzą, tymi wariatami w tym opowiadaniu... No ale jest jeszcze drugie (na którym też muszę nadrobić zaległości :() Mam nadzieję, że nadal będziesz dla nas pisać i nas nie zostawisz, bo wychodzi Ci to wspaniale... Nie mogę się doczekać tego epilogu, ale z drugiej strony aż się serce kraja :(
    Buziaki! xx
    http://sensitive-loving-nasty.blogspot.com/

    ReplyDelete