od matrioszki: dzień dobry, słoneczka! xx
rozdział teraz, bo nie wiem, co będę robiła wieczorem, w jakim wrócę stanie ze szkoły itp.
co sądzicie o takim rozwiązaniu?
ujdzie czy może Was rozczarowałam?
dajcie znać!
niestety przed nami jeszcze jeden rozdział, ale spokojnie - szykuje się nowa historia, która mam nadzieje, że przypadnie Wam do gustu :)
ostatni rozdział dodam w piątek.
do zobaczenia, kocham Was! :*
***
Do weekendu każdy starał się zachowywać normalnie. O ile pod pojęciem „normalnie” rozumiemy unikanie rozmów z kolegami z klasy, czy zerkanie na ekran swojej komórki średnio co pięć sekund, czy przypadkiem nie przyszła nowa wiadomość od Zayna. Malik do weekendu nie pojawił się w szkole. Nie poinformował nawet Kayi, dlaczego go nie ma, czy Liama kiedy zamierza wrócić. Malika po prostu wcięło i nikt nie wiedział, gdzie obecnie przybywa. Nawet Perrie, która jak się okazało, widziała go ostatnia.
W dniu, w którym Kaya znalazła ją w łazience, Zayn odwiedził ją wieczorem w domu, zapewniając, że wszystko się niedługo skończy i nikt już więcej jej nie skrzywdzi. Perrie nie miała zielonego pojęcia, co dokładnie oznaczały te słowa, ale mimo to próbowała go powstrzymać, by nie robił niczego, co może żałować. Nie dla niej, a dla Kayi, którą w końcu kochał. Wyraźnie zauważyła, że chłopak na wzmiankę o swojej dziewczynie, pochmurniał. Trwało to dosłownie ułamek sekundy, po którym znowu założył maskę aroganckiego dupka i wyszedł z domu państwa Edwards, życząc Perrie szybkiego powrotu do zdrowia.
Kaya chciała by Zayn był obok niej. Przytulił, pocałował i z tym swoim aroganckim uśmiechem, zapewnił ją, że wszystko jest dobrze, że nie muszą się martwić. Zamiast tego, stała sama przy oknie w swoim pokoju, palcem kreśląc wędrówkę pojedynczych kropel deszczu, które wolno spadały po szybie. Znowu padało. Lubiła deszcz, bo właśnie w czasie jego trwania, po raz pierwszy pocałowała się z Malikiem. Było jak w filmach, romantycznie. Po tym jak się od siebie odkleili, Zayn mimo kałuż klęknął na jedno kolana i złapawszy ją za rękę, zapytał o chodzenie. Niewiele czekając, zgodziła się. Od tamtej pory stał się jej bliższy, niż własny brat. Niż rodzice, którzy chociaż są razem – mieszkają osobno. Kiedy nie było go obok niej, czuła się pusta. Nic nie warta. Teraz było jeszcze gorzej. Miała wrażenie, że ktoś zabrał od niej słońce, najważniejsze organy, bez których nie może funkcjonować.
- Gdzie jesteś, Malik? – spytała cicho, sama siebie waląc pięściami w szybę. – Jak śmiałeś zostawić mnie tutaj samą, a sam poszedłeś wymierzać sprawiedliwość? Ale z ciebie gówniarz – warknęła, a z jej policzków pociekły słone łzy.
- Key? – usłyszała za sobą lekko przestraszony głos chłopaka. Jednak wiedziała, że nie należy on do wspomnianego chłopaka. Jego głos był bardziej ochrypły, z nutką arogancji. Ten głos był przyjazny, melodyjny. Niall. Wolno odwróciła się w stronę przyjaciela, który stał w progu jej pokoju, niepewny czy powinien wejść głębiej, chociaż przesiadywał tutaj już nieraz i czuł się jak u siebie w domu. – Rany boskie, Kaya – szepnął, w mig pokonując dzielącą ich odległość, by po chwili zamknąć dziewczynę w żelaznym uścisku.
- Tak cholernie się, o niego boję, Niall – wydukała, z twarzą przyciśniętą do jego koszulki. – Nigdy się jeszcze tak nie martwiłam. A jak coś mu się stało? A jak ktoś go napadł, pobił i teraz przytrzymuje w jakimś ciemnym, zimnym miejscu? Jeśli już go nigdy nie zobaczę? Nie umiem bez niego żyć, Niall. Nie potrafię – kręciła głową, nie potrafiąc dopuścić do siebie myśli, jakie wykiełkowały w jej głowie.
- Po pierwsze nie myśl tak, bo się pogrążasz. Po drugie musisz wiedzieć, że Zayn to jedna z tych osób, której udaje się wyjść nawet z największego bagna. A po trzecie, on nigdy by ciebie nie zostawił. Jesteś dla niego równie ważna, co on dla ciebie. Nigdy nie pozwoli cię skrzywdzić – pocałował ją w czubek głowy, dodając jej wsparcia. – Zejdziesz ze mną na dół? Przyszedł Louis z Harrym, a Liam próbuje zrobić coś do jedzenia, chociaż każdy wie, jak się to skończy – posłał jej promienny uśmiech. W tym momencie zrobi wszystko, byleby nie zadręczała się pesymistycznymi myślami odnośnie Zayna.
- Dziękuję, Niall – szepnęła całując go w policzek.
Na dole wesoła gromadka przygotowywała się do oglądania jednego z wielu filmów, jakie znajdowały się w kolekcji rodziny Payne. Harry z ręką w gipsie, nieporadnie opierał się o Louisa. Kayę na ten widok zabolało serce. Nie chciała przy nich płakać, ale nie umiała powstrzymać łez, jakie cisnęły się jej do oczu, kiedy mimowolnie wspomniała o uściskach Zayna. O jego dłoniach owiniętych wokół jej talii. O jego ustach na jej szyi. Chciała go mieć z powrotem, obok siebie. Nim ktokolwiek zdążył zareagować wyszła z domu. W samych szortach, bluzce z długim rękawem i białych trampkach, które musiały należeć do Liama, bo były na nią za duże, a zdała sobie z tego sprawę dużo później, kiedy już dawno nie widziała swojego domu, a duże krople deszczu, niemiłosiernie padały na jej sylwetkę. Była zagubiona, nie miała, dokąd pójść.
Zayn stał pod jedną z obskurnych klatek schodowych, leniwie obracając papierosa między palcami, z kapturem mocno naciągniętym na oczy, jakby próbował schować się przed światem. Sporadycznie kopał małe kamyki, które zalegały pod jego stopami, ale poza tym nie zwracał na siebie większej uwagi. Co tutaj robił w skórzanej kurtce, sportowej bluzie z kapturem, poprzecieranych spodniach i ciężkich butach? Czyż nie powinien siedzieć ze swoją dziewczyną i znajomymi, oblewając sobotni wieczór? Miał sprawę do załatwienia, w której pomóc mu mogła tylko jedna osoba, która właśnie w tym momencie wyszła z budynku z żarzącym się papierosem w ustach i podobnym stroju do Malika. Krótko uścisnęli sobie dłonie, ruszając w stronę najbliższego pubu.
Co z tego, że Zayn miał dopiero mieć osiemnaste urodziny? Wielokrotnie słyszał, że wygląda na starszego niż jest w rzeczywistości; nigdy nie miał z tym problemu. Lubił się czuć na starszego, bo wówczas mógł sobie pozwolić na więcej – jak na przykład teraz na kupno piwa, nie musząc przy tym kłamać, że dowód zostawił w domu. Wraz ze swoim znajomym, który niechętnie odwrócił wzrok od rudowłosej barmanki, usiadł przy stoliku umieszczonym w lokalu. Odpalił papierosa, zaciągnął się, poczym wziął łyk piwa, w milczeniu oczekując tego, co towarzysz ma mu do zakomunikowania.
- Z, na serio nie wiem zbyt wiele – zaczął spokojnie nieznajomy, wyciągając z kieszeni kartkę złożoną na pół – ludzie na osiedlu mówią, że mieszka sam, ma dziewiętnaście lat i od czterech problemy z prawem. Zmienienie szkoły, miało w pewnym sensie pokazać kuratorowi, że jest w stanie wziąć się za siebie. Chodzą plotki, że kiedy był w szkole podstawowej dotkliwie pobił jednego ze swoich klasowych kolegów, bo tej bliżej zaprzyjaźnił się z jego kuzynem. Nie znosi homoseksualistów, od kiedy jego brat poinformował go swojej innej orientacji. Wściekł się. Uznał, że skoro gej zabrał mu ukochanego brata, nie mają oni prawa żyć. Od tamtego czasu terroryzuje każdego, kogo uzna za geja. Jako, że twoi znajomi są dość znani w szkole, nie trudno było mu się dowiedzieć, że są gejami.
- Dlaczego zastraszał Perrie?
- Ponieważ widział w niej łatwy do zmanipulowania cel, tak mi się przynajmniej wydaje, nie wiem ile w tym prawdy. Dowiedziałem się, że ona miała tylko zastraszyć, dać początek, który on później by rozwinął. Rozumiesz?
- Podaj jego nazwisko i namiary, a dopiero wówczas zrozumie – powiedział poważnie Malik, wypuszczając obłok szarego dymu. Chłopak po drugiej stronie stolika, niespokojnie rozejrzał się po lokalu, marszcząc brwi – nic nikomu nie powiem, że mi pomogłeś, Ant.
- Jeśli chodzi, o twoich przyjaciół to naprawdę jesteś w stanie poświęcić wszystko, Z – zauważył chłopak, podając mi kartkę. – Adres i nazwisko. Mieszka po drugiej stronie miasta, w jakieś obskurnej dzielnicy, na nie za ciekawym osiedlu. Moi „informatorzy” dzięki kilkudniowej obserwacji, potrafili powiedzieć, że wychodzi codziennie rano i wraca późnym wieczorem. Odwiedza budkę z kawą, następnie idzie na dwie godziny do waszego liceum, by po nich bez celu szwędać się po mieście. Nie pracuje, nikt go nie odwiedza. Spotkał się raz z jakąś dziewczyną, ale poza tym nikt się obok niego nie kręci.
Zayn rozwinął kartkę i spojrzał na czytelne nazwisko. Josh Devine.
- To chyba jakieś jaja – mruknął brunet, podnosząc wzrok na swojego kolegę, którego jednak już nie było. Na stoliku po jego stronie leżały dwa banknoty dziesięciofuntowe i niedokończone piwo. Zayn pokręcił głową, płacą za swoje zamówienie i nim ktokolwiek mógł go zatrzymać, wyszedł z pubu, odpalając kolejnego papierosa.
Niebo nad Londynem przykryła znacznie ciemniejsza warstwa chmur. Deszcz lał się strumieniami, zalewając ulice miasta, samochody, czy parapety. Zayn nie zawracał sobie głowy omijaniem kałuż, których z każdą kolejną minutą przybywało. Jego stopy co chwilę uderzały o wodę, rozlewając ją dookoła siebie. W głowie miał prawdziwy chaos. W życiu nie podejrzewał, by osoba, z którą Niall miał udawać związek, mogłaby okazać się takim skurwielem. Jak to w ogóle możliwe, by Josh… Przecież to kolega Louisa, na Boga! Wszyscy go znali. Nigdy nie zachowywał się jak dupek. Coś tutaj Zaynowi ewidentnie śmierdziało i nie była to co najmniej kanalizacja ściekowa.
Skierował się na odpowiednią stację metra, kupił bilet, mając nadzieje, że nie będzie musiał długo czekać na transport, bo inaczej oszaleje.
Jak Josh, mógł być tym chłopakiem, który zdolny był do pobicia Perrie, zepchnięcia Harrego ze schodów i zastraszania Nialla? Przecież widział go! Poznał. Nie zauważył, by miał jakieś sadystyczne zapędy. Jednak jak widać pozory lubią mylić. Na jego szczęście metro przyjechało szybko. Zajął miejsce nieopodal drzwi, całkowicie ignorując innych pasażerów.
W dzielnicy, o której mówił Ant, znalazł się piętnaście minut później. Od razu zobaczył to, o czym mówił jego kolega. Na ulicy walały się worki pełne śmieci, śmierdziało wymiotami, kałem i moczem. Miał wrażenie, że pogoda w tej części miasta jest znacznie gorsza, niż w centrum; chmury ciemniejsze, deszcz gęstszy. Słyszał o tym miejscu, ale dotąd uważał, że te wszystkie słowa są przesadzone. Jednak jak widać, to on się mylił. Wszystko jest takie, jak mówili.
Szybko znalazł bramę, w której rzekomo miał mieszkać Josh Devine. Wszedł na trzecie piętro i nawet się nie zawahał, kiedy odnalazł mieszkanie numer dziewięć. Walnął w nie dobrych kilkanaście razy, nim nie usłyszał dźwięku przekręcanego zamka.
Josh przywitał go szerokim, łobuzerskim uśmiechem z nieprzyjemnym błyskiem w oku. Na pierwszy rzut oka, mógłby powiedzieć, że to rzeczywiście Devine, którego poznał. Było jednak coś, co sprawiło, że szybko zmienił zdanie.
- Ty nie jesteś Josh – powiedział pewnie Zayn, patrząc mu prosto w oczy.
- A skąd ta pewność? – zapytał spokojnie nieznajomy.
- To proste; Josh ma tatuaż na pół ramienia i inny kolor oczu – Zayn niewiele myśląc, wepchnął chłopaka w głąb jego mieszkania i na dzień dobry przywalił mu w twarz. – Masz dwie minuty na powiedzenie mi, dlaczego znęcasz się nad moimi przyjaciółmi, zanim nie przywalę ci mocniej i efektywniej.
- Skąd pewność, że cokolwiek ci powiem? – zakpił nieznajomy, patrząc Zaynowi prosto w oczy, z założonymi na piersi rękami.
- Bo zgaduje, że życie ci miłe – odparł spokojnie, rozglądając się po pokoju, w którym się znaleźli. Szafa, stolik, szafka z małym telewizorem i kanapa. Nic wielkiego, ale stojąca na telewizorze ramka ze zdjęciem, zaintrygowała Zayna. Podszedł do niego wolno, ukradkiem zerkając na chłopaka – na twoim miejscu, nie ważyłbym się uciekać – złapał w dłonie ramkę ze zdjęciem, na którym prócz właściciela mieszkania, zobaczył także Josha i parę starszych ludzi. Był niemalże pewny, że to ich rodzice. – Pobiłeś chłopaka Josha, bo zabrał ci brata.
- Nie twój interes, Malik – warknął nastolatek. – Dostał to na co zasłużył. Mógł otwarcie nie odnosić się ze swoją orientacją. Wszystko było w porządku dopóki nie powiedział, że kocha Josha. Zidiociał.
- Tak samo jak i ty Ben – zauważył Zayn, odwracając zdjęcie. Na jego tyle pisało: Josh, Ben i rodzice w piękny popołudniowy dzień. – Zdajesz sobie sprawę, co ci grozi za pobicie, zepchnięcie ze schodów i zastraszanie? Na twoim miejscu już teraz zacząłbym się pakować. Ciekawi mnie, co sądzi o tobie Josh. W końcu jesteś jego bratem. Co prawda ja bym się raczej takiego brata wstydził, niż się do niego przyznawał, no ale to ja. Jestem dupkiem i tak naprawdę wiele rzeczy mi wisi.
- Skoro wiele rzeczy ci wisi, to po chuja tutaj jesteś?
- Bo skrzywdziłeś moich przyjaciół – powiedział, odstawiwszy na miejsce zdjęcie, poczym powoli się do niego odwrócił – a akurat ta rzecz mi nie wisi, Ben. Zastanawiam się, co powinienem ci zrobić, byś dostał nauczkę za swoje zachowanie. Najpierw jednak chcę się dowiedzieć, dlaczego chciałeś skrzywdzić Nialla. Powiesz po dobroci, czy mam ci w tym pomóc?
- Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz – odparł cwaniacko, uśmiechając się do niego arogancko.
Zayn pokręcił z dezaprobatą głową, podchodząc bliżej Bena. Nachylił się nad nim, by spojrzeć mu prosto w oczy. W tęczówkach Devine’a zauważył nutkę przerażenia, która jednak szybko schowała się za obojętnością i cynizmem. Zayn od początku zdawał sobie sprawę, że będzie miał z nim twardy orzech do zgryzienia, ale żeby aż taki?
- Zła odpowiedź, Devine – westchnął, niezwykle wolno podwijając rękawy skórzanej kurki wraz z bluzą. Zacisnąwszy rękę w pięść wycelował nią w nos chłopaka. – Powiesz?
- Kolejny pedał zabrał mi brata – wydusił, zakrywając nos dłonią. – Musiał dostać to na co zasłużył. Nikt nie powinien się kręcić wokół Josha.
- Nie pomyślałeś, że Josh tylko z tymi ludźmi jest szczęśliwy?
- Szczęśliwy? – zakpił Ben, podnosząc na niego wzrok. – Dopóki nie przeniósł się do Londynu, owszem był szczęśliwy, ale teraz… Teraz to już nie jest ten sam Josh.
- Jesteś popierdolony – podsumował Zayn, podnosząc Bena do góry. – Jeszcze raz tknij moich przyjaciół, a nasza następna rozmowa nie będzie już taka przyjemna. Rozumiesz?
- Nie miałem zamiaru skrzywdzić Perrie. Ale mogła ci niczego nie paplać.
- Idioto! Ona mi nawet twojego imienia nie podała – poinformował go, opuszczając z powrotem na podłogę. – Do niezobaczenia – mruknął na pożegnanie, po czym opuścił mieszkanie Bena Devine.
O KURCZAKI. takiego zwrotu akcji to ja się nie spodziewałam, serio. szaleństwo. wiedziałam, że Josh to nie mógł być, przecież to dobry chłopak. ale brat? i to z TAKIEGO powodu? w życiu bym nie podejrzewała. chore. chory człowiek jakiś! weź go zgwałć albo coś, niech się ogarnie, no! bez przesady. biedny Niall i Harreh, nic mu nie zawinili. a orientacja seksualna powinna być tolerowana, a już napewno przez rodzinę! sick, sick, sick. wkurzył mnie tem Ben i głupoty gadam, ale ok. dobrze Zayn zrobił, chociaż ja pewnie przywaliłabym mu w ten nos, aa co mi tam. ale i tak jestem dumna z Malika. dobry z niego przyjaciel.
ReplyDeleterozumiem Kayę. pewnie też bym się tak zamartwiała o chłopaka.. ale z drugiej strony Zayn jest jaki jest. jemu nic się nie może złego stać, zawsze wybrnie z sytuacji ;)
szkoda, że to już przedostatni rozdział. już się przywiązałam do Niama i ich przyjaciół, będzie mi znowu smutno tak jak przy zakończeniu "WOH". no nic, zawsze coś musi mieć swój koniec.. nie?
czekam na ostatni rozdział w takim razie. do piątku, kot! <3
Twoja Pluton ;*
http://breath-of-blue.blogspot.com/
WOW! Takiego zwrotu akcji, to w życiu się nie spodziewałam. Brat bliźniak. Kto by pomyślał? Ja nie wiem skąd ty bierzesz takie pomysły, ale rób tak dalej. Uwielbiam być zaskakiwana.
ReplyDeleteUjęła mnie ta część z Kayą... Już chyba od początku jestem wielką fanką jej i Zayna oraz ich związku. Może powinnam jakiś fanklub założyć? W każdym bądź razie to co ich łączy, to jak opisujesz te uczucia między nimi... Można tylko usiąść i zaciskać zęby z zazdrości. Ja też tak chcę ;) Ogrom jej uczuć, zagubienie, osamotnienie, a przede wszystkim troska, gdy nie wiedziała co się dzieje z jej ukochanym... Opisałaś to po mistrzowsku i przyznam się, że przeczytałam ten fragment kilkakrotnie... A to wyjście na końcu... Pewnie też tak bym zrobiła. Jak inaczej można uspokoić myśli szalejące w głowie i sercu? no i nie mogłam przeoczyć tego małego pojednania z Niallem...
Ale i tak Zayn wyrósł na bohatera rozdziału. Skąd on ma takie znajomości, ja się pytam? Kim on jest? A raczej był? Mam wrażenie, że to byłby temat rzeka... W sam raz na kolejną historię ;) Może powinnaś wziąć to pod uwagę? Fajnie byłoby dla odmiany znać zakończenie ;) I żył długo i szczęśliwie z Kayą i ewentualnie z jej bratem, który byłby z Niallem... i dopiszmy jeszcze Larry'ego na deser ;) Zdecydowanie byłby to bestseller ;)
Powody Bena, jakkolwiek dla mnie śmieszne, wyrządziły wiele złego. Nawet nie próbuję go zrozumieć, bo nie ma sensu. Każdy pretekst dobry, gdy się ma nierówno pod sufitem. Szkoda mi tylko Josha. Próbował tylko pomóc, a stał się powodem tych nieszczęść...
Nie wierzę, że wszystko się zakończy w kolejnym rozdziale... Wydawałoby się, że jeszcze tyle przed nami. Mam nadzieję, że będzie długi ;) I już się cieszę na twoje nowe opowiadanie :)
Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego.
Buziaczki
@KateStylees
" Co za emocje! " - dokładnie takie zdanie mam w mojej główce, za każdym razem kiedy czytam ten rozdział! W ogóle nie przyszło mi do głowy takie rozwiązanie.. kompletnie nie spodziewałam się takiej akcji..
ReplyDeleteCzy ja już wspominałam,że uwielbiam w jaki sposób potrafisz nas zaskakiwać? Jak nie to w tym momencie Ci to mówię.Uwierz mi,że ten rozdział czytałam z szeroko otwartymi oczami, i analizowałam wszystko jak jakiś komputer. A w momencie kiedy przeczytałam, że na tej karteczce jest napisane Josh Devine to już w ogóle w głowie miałam milion pytań.To by było nie możliwe,żeby Josh ( do którego co prawda z początku podchodziłam z dystansem) mógł zrobić coś takiego..
Ben- co za typ! W momencie kiedy czytałam konfrontację Zayna z nimi wszystkie emocje, które zawładnęły naszym bad boyem(polubiłam to określenie ;) ) dosłownie przeszły na mnie.. ;p
Jest mi strasznie szkoda naszej kochanej Kai(chyba za każdym razem odmieniam to imię inaczej.. ;p ). Ostatnio naprawdę dużo przechodzi.. A tak bardzo kocha najbliższe jej osoby. Dobrze,że "pogodziła" się z Niallem bo w tym momencie bardzo go potrzebuje.Już chcę żeby Zayn wrócił i wziął ją w swoje ramiona!
Wiesz co Ci powiem? Nawet nie chcę myśleć o tym, że czeka nas ostatni rozdział. Nie wiem jak to możliwe,że to tak szybko zleciało. Moja ciekawość i wyobraźnia zna granic dlatego z jednej strony nie mogę się doczekać tego kolejnego rozdzały, żeby znaleźć odpowiedź na multum pytań :) a z drugiej? Dobra, narazie nie mówmy o tej drugiej stronie :) w końcu do opowiadania zawsze można wrócić :)
to chyba tyle chciałam napisać pod tym rozdziałem.. :)
Podrawiam Cię cieplutko i przesyłam buziaki! :*
@Paulkaaa_
PS aa, tym razem do moich spisanych refleksji dołączają te tytuły bo są genialne! ;))
Masa,masa, masa EMOCJI! Masa napięcia. Kurczę, kto by się tego spodziewał? Nie wiem od czego mam zacząć. Czy od Malika, który z takim uporem szukał osoby, która krzywdziła jego bliskich. Czy zacząć od końca, czyli jaka była to osoba. Może najpierw Malik? Ten chłopak- Zayn, po prostu jego postawa jest godna podziwu. Sposób w jaki potrafi walczyć, o ważne dla niego rzeczy, jak wiele jest wstanie poświęcić, dla dobra ludzi, których kocha, jest zadziwiający. Jest męski, a jednocześnie tak bardzo wrażliwy, przede wszystkim względem swojej dziewczyny. Tak bardzo lubię czytać momenty, gdy z pozornie złego mężczyzny, zmienia się w kochanego, uroczego chłopaka, tulącego Kaye do swojego rozgrzanego serca, które bije tylko dla niej. Uśmiech sam się rwie na twarz podczas tych chwil, gdy potrafi być dla niej oparcie, ostoją, ostatnim ratunkiem, który zawsze nadejdzie, bez względu na wszystko. Wiem, że teraz odszedł, uciekł, ale patrząc na to w jakim celu to zrobił, potrafię mu jakoś przebaczyć. Zapewne uczynił to też dlatego, nie chcę go usprawiedliwiać, ale jestem prawie pewna że Kaya nie puściła by go samego. Zbytnio boi się o niego. Ale to zrozumiałe prawda? Zawsze czujemy strach o osoby, które kochamy. Dlatego, też Zayn nie wziął jej ze sobą. Nie wiem czy to co napisałam ma jakikolwiek sens. Przepraszam.
ReplyDeleteCo do Josha..nie Bena... och na początku naprawdę się zdziwiłam, gdy przed oczami Malika znalazł się Devine. Gdy podejrzewano Josha, pomyślałam. "nie to niemożliwe. Josh nie mógł tego zrobić, to pomyłka. Fatalna pomyłka" Moje myśli zostały wysłuchane, to była pomyłka, ale nie wiem czy wiele się poprawiło. Pojawił się brat Josha - chłopak, który nosi w swoim sercu tak wielkie pokłady nienawiści. Tylko dlaczego musiał ją wyładować akurat na nich- bliskich swojego brata? Wiemy, że dlatego iż ośmielili się zbliżyć do Josha, ale... czy naprawdę on jest aż tak ślepy? Czy nie widzi, tego że krzywdząc ich, krzywdzi jego? Strasznie mnie zaintrygowała jego postać. Właściwie postacie, jednego jak i drugiego bliźniaka. Gdyby Ben miał coś w rodzaju pamiętnika, czegokolwiek, co opisywałoby jego ścieżkę, która doprowadziła do tego, że wszystko potoczyło się w taki sposób, z wielką chęcią bym to przeczytała. Jakie uczucia musiały nim szarpać, że znalazł się w miejscu, w którym rani ludzi. Jak ważny, mimo wszystko, mimo to co zrobił, musiał być dla niego Josh, skoro zdecydował się na tak dramatyczne i tragiczne w skutkach kroki. Naprawdę zastanawiam sie, jednocześnie bojąc, co działo się we wnętrzu tego chłopaka.
Co do opowiadania. Żałuję, że to już prawie koniec. Bardzo lubiłam tą historię i szkoda, że już niedługo będę musiała się z nią rozstawać. Od razu muszę Cię poinformować, że nie będę mogła skomentować ostatniego rozdziału w piątek. Nie będzie mnie wtedy w domu, więc niestety nie będę miała możliwości przeczytania :( Mimo wszystko nie mogę się doczekać, co jeszcze dla nas szykujesz w tym opowiadaniu i jaka będzie ta nowa historia, którą dla nas przygotowałaś!
Całuję!xx
~Eirene